Nim ktorykolwiek z mezczyzn zdolal zareagowac Harab sam zadbal o transport. Jego glosny gwizd przywolal rumaka. Wspaniale zwierze przygalopowalo i przy wtorze parskania stanelo przy swym panu i wladcy. Midnight z uwielbieniem wpatrywala sie w ogiera. Cudowny... Poprostu cudowny. -Zaarkan ranny!
Zaarkan posluszny wyuczonemu rozkazowi ugial kolana i ulozyl sie u boku Haraba. Doprawdy tresura byla najwyzszych lotow. Mimo jednak szelkich startan mezczyzna nie dal rady sam wspiac sie na siodlo. -Pomożesz mi trochę? Sam chyba nie dam rady.
Pytanie o dziwo skierowane bylo do niej. Zdziwiona, bo przeciez dwoje silnych mezczyzn stalo bezczynnie, podala ramie Harabowi. Wreszcie mezczyzna ciezko opadl na miejsce sklaniajac glowe ku szyji swego wierzchowca. Byl spocony z wysilku, a mimo to pelen sily i jakby grozny. Mid chwycila lejce Zaarkana i delikatnie trzymajac je w dloni ruszyla w strone polany. Nie ciagnela go. Kon zapewne by na to nie zezwolil, ot jedynie sterowala. Odwrociwszy sie do Szymona i Gawina powiedziala.
- Wrocimy najszybciej jak sie da. Czekajcie tu na nas lub jezli wolicie ruszajcie z nami. Jednego jednak od was bede musiala wymagac. Bron wszelka jaka jest w waszym posiadaniu zostawic musicie w tym obozowisku.
Nastepnie nie zwracajac uwagi na to czy posluchali i ida czy tez posluchali pierwszej propozycji i zostaja, ruszyla w swoja droge. Po chwili wkraczala juz na polane skapana w promieniach slonecznych gdzie na samym jej srodku smok lezal czerwony i groznym okiem lypal na mezczyzne (mezczyzn).
__________________ [B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B] |