Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2022, 20:53   #61
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Cały ten rozgardiasz i kręcący się wokół tłum ludzi uświadomił mi jak bardzo byłam zmęczona. Próbowałam nadążać i reagować na wszystkie bodźce, ale nie dawałam rady. Miałam wrażenie, że kilkanaście osób mówiło do mnie jednocześnie, chociaż nie mogło ich przecież być więcej niż kilka. Joe coś mówił. Jakiś koleś się popisywał i stojąc kawałek dalej szeptał mi coś do ucha, a właściwie nie mi tylko Finchowi. Finch się denerwował i coś odburkiwał, brakowało tylko żeby poszedł się okładać albo wykłócać z tym facetem. Gemma kręciła się tuż obok jakby czegoś ode mnie oczekiwała. I jeszcze na domiar wszystkiego z niewielkiej odległości zaczął mnie nawoływać ktoś kogo dawno nie widziałam i na pewno nie spodziewałam się ujrzeć tutaj. Ja jednak w przeciwieństwie do O’Hary ucieszyłam się na widok mojego znajomego. Można powiedzieć, że moja reakcja na widok Irola była odwrotna niż reakcja Fincha na Szeptacza.

Podjęłam tytaniczny wysiłek skupienia myśli.

- Chyba jestem bardzo zmęczona, bo nie ogarniam tego bałaganu. - Powiedziałam bardziej do siebie niż do wszystkich wokół mnie - Dajcie mi chwilę - Zwróciłam się już nieco głośniej do Joe i Aniołka - Przywitam się tylko z moim kumplem.

Skierowałam się w stronę Irola, ale przypomniałam sobie o czymś. Odwróciłam się w stronę Gemmy, wzięłam jej dłoń i lekko ja uścisnęłam w geście powitania.

- Wszystko w porządku Gem? – Zapytałam dziewczyny.

- Tak. Bałam się o ciebie - Odpowiedziała, jakby trochę się wstydziła swoich uczuć.

- Ja też się trochę bałam o ciebie. – Przyznałam - Trochę, bo zakładałam, że powinnaś tutaj być raczej bezpieczna. Zaraz wrócę tylko powiem “cześć” mojemu koledze.

Po tym małym przystanku na trasie ruszyłam szybciej w stronę Brendanusa.

- Hej. Wróciłaś jako … co? – Wypalił Irol.

- Hej Riordan – Zignorowałam jego pytanie uśmiechnęłam się i wyciągnęłam dłoń do byłego koordynatora.

- Witaj - Jego uśmiech był dosłownie promienny. - Widzę, że jesteś tutaj jakąś szychą, co? Fajnie.

Za nim pojawiła się krąglutka kobieta z małym dzieckiem na rękach.

- To jest Tiphany. Moja żona - Wskazał na dziewczynę Irol. - Tiph. To jest Emma. Kiedyś z nią pracowałem. Jedna z lepszych regulatorek w Londynie.

- Aha .. - ton głosu Tiphany był daleki od ciepłego.

- Niezmiernie mi miło - Za to mój ton głosu był wyjątkowo przyjacielski. - I nie Riordan jeszcze nie zdarzyło mi się umrzeć, jeśli można wierzyć moim współpracownikom. I z tą szychą to bym nie przesadzała. A jak się tutaj znaleźliście? Skąd wiedzieliście o tym miejscu?

- Mieszkaliśmy w takim małym domku na drodze w stronę tego jeziora. Jak zaczęła się ewakuacja zorganizowana przez Joe, to zabraliśmy się z innymi.

- Rozumiem. Zobaczymy się później, dobrze? – Poprosiłam - Muszę porozmawiać z Joe, żeby być na bieżąco. Nie było mnie tu chwilę i muszę nadgonić.

- Jasne. Leć. Jakby coś nasz namiot to ten o tam, zielony - Wskazał namiot, przy którym stała Tiphany z dzieckiem.

Finch czekał na mnie tam, gdzie go zostawiłam, podczas gdy Aniołek, Kopaczka i Joe już wchodzili do środka pensjonatu. Gemma za to stała tuż obok cały czas trzymając się blisko mnie.

- Miły pan. I chyba ciebie lubi - Zerknęła na odchodzącego Riordana. - Ale jego żona wręcz przeciwnie.

- Kiedyś z nim pracowałam - Powiedziałam do Gemmy wyjaśniająco - I bardzo sobie go ceniłam jako współpracownika. I nie wydaje mi się, żeby jego żona mnie nie lubiła, bo przecież dopiero co mnie poznała, więc nie ma powinna mieć żadnego powodu. Może po prostu tak reaguje na stresującą sytuację. Może ty mi powiesz jak to się stało, że Joe ściągnął tutaj tych wszystkich ludzi?

- Nie wiem. Po prostu, jakoś tak wyszło. Najpierw było ich kilkoro. Potem trochę więcej a ani się obejrzeliśmy, cały teren pełen był tych namiotów. Oni wszyscy są bardzo wystraszeni, wiesz. Coś złego dzieje się na zewnątrz. Przerażającego. I wiem, że widziałaś rzeczy straszne. Bałam się, bo pierwszy raz nie czułam ciebie, nie śniłam, tego co wcześniej i o czym rozmawiałyśmy. Wszyscy mówili, że u ciebie wszystko w porządku, że nic ci się nie stało, że jesteś zdrowa i cała, ale ja się bałam, że tylko tak mówią, i martwiłam się, bardzo mocno. Nie wiem czemu - Przyznała uczciwie na końcu.

- To prawda. Na zewnątrz…nie jest dobrze. – Nie chciałam jej okłamywać, ale nie chciałam też przestraszyć opisem obecnego stanu świata.

Zamilkłam i dołączyłam do Fincha.

- Chodźmy do środka - zwróciłam się do niego i do Gemmy.

W środku pensjonatu wcale nie było lepiej. Także strasznie tłoczno, a ten ścisk i harmider dopełniał wrażenia chaosu. Finch pochylił się do mojego ucha i szepnął cicho.

- Tak wygląda piekło, prawda?

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Vorda odwróciła się akurat w momencie, gdy O'Hara oddalał swoje usta od mojego ucha i zobaczyłam jak przez twarz Alicji przemknął dziwny uśmieszek. Ruszyliśmy po schodach, na górę, do gabinetów dyrekcji, tam, gdzie urzędował Joe.

- Gemma - Kopaczka spojrzała na dziewczynę. - Zajmij się, proszę moim Harrym, dobrze.

- Jasne - Gemma dygnęła wdzięcznie, trochę chyba się wygłupiając.

- Nie chcecie wcześniej zdjąć tych ubrań czy coś? - Joe spojrzał na Fincha.

- Nieee. Aż tak bardzo się chyba nie przepociłem, co?

Stałam blisko niego, więc mogłam stwierdzić, że i owszem przepocił się.

- Czy w ten subtelny sposób chcesz nam powiedzieć Joe, że śmierdzimy? – Zapytałam Brennana.

- Wszyscy śmierdzimy, Emmo - Odpowiedział opuszczając nieco wzrok.

- Ale my śmierdzimy bardziej, tak? - Zaśmiał się O'Hara. - W sumie mieliśmy mały incydent kanalizacyjny po drodze.

- Znaczy, posrałeś się w gacie - Kopaczka, najwyraźniej, odzyskała dawny cięty język w stosunku do O'Hary.

Wcale tego nie chciałam, ale nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Chciałam coś powiedzieć, ale w sumie nie za bardzo wiedziałam co. Pomimo tego, iż Finch stwierdził, że nam przytrafił się incydent Alicja doczepiła się tylko do niego.

- Dobra. Rozumiem aluzję. Aby nie zasmradzać atmosfery niczym więcej, poza swoją osobą, pozwolę sobie oddalić się i wziąć kąpiel.

- Jezioro. Musisz pójść do jeziora. Systemy grzewcze nie nadążają przy takim obsadzeniu. Mamy dyżury na kąpiele. Raz w tygodniu, zgodnie z grupami.

Raz w tygodniu?! To, ile już kurde minęło czasu?! I jak oni liczyli ten czas? Mnie się wydawało, że od momentu pierwszego ataku Skrzydlatych minęło nie więcej niż kilka dni. I to mniej niż siedem.

- Dobra. Pójdę do jeziora. Cokolwiek. Ale potrzebuję czystych ubrań. No i mamy trochę smakołyków i zapasów wziętych z naszej kryjówki w Londynie. Tam jest mnóstwo jedzenia. Może trzeba będzie zorganizować jakiś szlak zaopatrzeniowy.

- Nie masz zapasowych ubrań w swoim plecaku, przecież jakieś zabierałeś, czy się zamoczyły w rzece? - Zapytałam Fincha, bo po coś przecież dźwigaliśmy te plecaki.

- No mam. Ale słuchaj, Joe. Może da się dwa prysznice poza kolejką machnąć. Mamy za sobą ciężkie przejścia. Jesteśmy we krwi, brudach, pocie. W sumie, jesteśmy, że tak powiem szefostwem Towarzystwa, więc chyba jakiś jeden, drobny przywilej nie zaszkodzi, prawda? Emm. Głosujemy? Jako starszyzna Towarzystwa. Ty, ja i Kopaczka, bo Fury’ego nie ma z nami. Kto jest za tym, byśmy mogli się umyć poza kolejką, ręka w górę - i podniósł rękę.

- Eeee. - Wyrwało mi się - Nie lubię wykorzystywać swojej pozycji dla własnych celów, ale nie lubię też śmierdzieć, więc wstrzymam się od głosu. To zbyt duża presja jak dla mnie.

- Ja też jestem za - powiedziała Vorda. - Zaraz to zorganizuję. Emma, pomożesz mi. Zostaw tutaj plecak. Dziewczynki mają pierwszeństwo, Finch, więc poślemy po ciebie, jak prysznic będzie wolny. Aniołek pokaże ci miejsce, które zostawiliśmy z myślą o tobie, jakbyś wrócił. Idziesz, Emma? - Skinęła na mnie kierując się w stronę drzwi od gabinetu.

Spojrzałam lekko spanikowana po obecnych czekając na jakiś ewentualny sprzeciw i odmienne zdanie w tej kwestii. I kiedy nikt nie zaprotestował zarzuciłam plecak na ramiona kierując się za Alicją.

- Mam tam rzeczy na zmianę - Wyjaśniłam - Dla ciebie też. - Dodałam.

- Super - Ucieszyła się, a kiedy byłyśmy już same w drodze do pryszniców, spojrzała na mnie z figlarnym uśmieszkiem. - Ty z nim tak na poważnie, czy dlatego, że to koniec świata, co?

- Ja z nim co na poważnie? – Ja z kolei się lekko zirytowałam.

- No z Finchem. Widać, że od ciebie oczu nie odrywa. Musiało się dziać. Oj musiało. Nie naciskam, no ale wiesz, tak puknęłaś go, czy to coś poważniejszego?

- I wywnioskowałaś to wszystko tylko dlatego, że Finch jak to ujęłaś: „oczu ode mnie nie odrywa”? – Dalej byłam lekko zirytowana.

- Nie chcesz mówić, nie mów - miała miły ton głosu, taki koleżeński. - Uszanuję to. Ale widzę, jaki on jest szczęśliwy. Widzę, jak się uśmiecha pod nosem, gdy na ciebie patrzy i jak mu błyszczą oczy. Poczekał na ciebie, jak szliśmy do budynku. Może i jestem głupia w wielu kwestiach i na wielu rzeczach się nie znam, ale czytać ludzkie emocje i uczucia potrafię, Emmo. Szanuję twoją prywatność.

- Nie, to nie chodzi o moją prywatność czy coś – Uspokoiłam się po jej słowach - tylko o to, że tak wszyscy wiedzą na pierwszy rzut oka. Benedykt też się od razu zorientował. I chciałabym wiedzieć z czego to wynika? – Jak na razie wychodziło na to, że to Finch się „sprzedawał” ze swoimi uczuciami, a nie ja.

- U mnie z tego, że dobrze was znam i widzę zmianę w zachowaniu Fincha. Chociaż troszkę strzelałam, bo nie widziałam go jakiś czas przed tym, co się teraz wydarzyło. Czyli to prawda? Fajnie. Mam nadzieję, że jest ok?

- Jest ok. – Odparłam krótko chcąc uciąć już tę gadkę.

- To świetnie. Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała, jak tam u niego z tymi sprawami, co? - Wyszczerzyła się niczym nastolatka, ale widać było, że więcej w tym było udawania niż wścibstwa.

Zastanowiło mnie to. Odniosłam wrażenie jakby Ala była, no nie wiem, lekko zazdrosna. Ale nie o mnie, a o Fincha. Chociaż może to tylko moja wyobraźnia. Jednak te jej docinanie O’Harze wyglądało nieco jak niedojrzała próba zwrócenia na siebie czyjeś, a w tym przypadku Fincha, uwagi.

- Akurat o tym to nie mam zamiaru rozmawiać. – Zbyłam ją - A przynajmniej nie na trzeźwo. – Dodałam.

- No to zapraszam na drinka. Jak będziesz miała czas i sposobność.

- Z chęcią bym się napiła, ale teraz zapewne nie będzie na to czasu. No i wiesz Finch to ci pewnie powie wszystko nawet bez dodatku alkoholu, chociaż raczej będą to pierdoły w jego stylu.

- Jego nie będę pytała.

O właśnie! Znowu to wrażenie.

- Nie chcesz wysłuchiwać tych jego bajdurzeń. – Dopowiedziałam sobie.

- Będzie pierdolił trzy po trzy, jak to on. - Zaśmiała się.

- Bo zamiast się przyznać, że nie chce o czymś rozmawiać to gada te wszystkie głupoty. - Pokiwałam głową.

- Ukrywa się przed wszystkimi. Także przed sobą samym. Za maską z głupot. Każde z nas nosi jakąś maskę.

- O coś widzę cię wzięło na filozoficzne rozważania. Pójdę wziąć szybki prysznic, ubiorę coś czystego i możemy rozmawiać dalej. Nie chcę blokować innym dostępu do wody i tak się czuję winna, że się wpierniczam bez kolejki. Przejrzyj mój plecak i wyciągnij swoje rzeczy. Pomyślałam sobie, że pewnie byś wolała coś swojego niż nosić jakieś pożyczone, niedopasowane ubrania.

Mówiąc to sama zaczęłam przeglądać rzeczy w plecaku, żeby zabrać moje czyste ciuchy do przebrania.

- Przypilnuję ci łazienki, bo teraz różnie bywa. Ale nie myj się długo, dobra.

- Nie zamierzam. – Zamierzałam za to maksymalnie oszczędzać wodę - Ja na szczęście nie brodziłam w ściekach.

Wzięłam rzeczy i poszłam pod prysznic. Przypomniało mi się, że powinnam załatwić sobie jakiś ręcznik, ale udało mi się to bez problemu.

Umyłam się naprawdę szybko. Wytarłam się, ubrałam i z wilgotnymi lekko włosami wróciłam do Kopaczki.

- Już. - Powiedziałam żwawo, bo prysznic mnie otrzeźwił.

Kopaczka stała przy wejściu rozmawiając z jakimś facetem, który miał ręcznik i najwyraźniej liczył na kąpiel.

- Dobra Emm. Skocz po Nexusa. Niech się ogarnie. Jest w tym pokoju, gdzie mnie poskładałaś razem z nim i Aniołkiem. – Powiedziała do mnie - A ty, koleś, poczekasz jeszcze chwilę, a jak się nie podoba, to weź i wskocz do jeziora. Albo cię tam wykopię. – To z kolei było do tego faceta.

Skinęłam jej głową i wzięłam swój plecak.

- Dobrze. Trzymaj mu miejsce, zaraz go tutaj przyślę.

Poszłam do pokoju, gdzie Finch jakiś czas temu składał Alicję do kupy. Na wszelki wypadek zatrzymałam się przed drzwiami i zapukałam. Powinien być tam O’Hara, ale panował tutaj taki chaos organizacyjny, że mogłam się komuś innemu wpierdzielić do pokoju.

- To ja. Emma. Mogę wejść? – Zapytałam.

- Jasne - głos Fincha był lekko przytłumiony.

Weszłam do pokoju i zastałam Fincha ściągającego koszulkę. Miał stłumiony głos, bo koszula zaplatała mu się wokół głowy. Finch rzucił ją w kąt i odwrócił się w moją stronę. Był w samych spodniach, totalnie brudnych i zszarganych. Pieczęć na jego chudym, umięśnionym ciele płonęła światłem.

- Jak woda? Ujdzie, czy mam iść do jeziora?

- Leć szybko pod prysznic, bo Kopaczka zaraz natłucze jakiegoś kolesia, który chciał się umyć, bo akurat wypada jego kolejka.

- Idę - Wziął ręcznik i ruszył do wyjścia. - Pięknie pachniesz - Mruknął mijając mnie przy drzwiach.

Nie mogłam mu się zrewanżować tym samym, za to, kiedy mnie mijał powiedziałam:

- Ala mi już zadawała niewygodne pytania.

- Jakie? - Zatrzymał się na chwilę.

- No o nas.

- No i co odpowiedziałaś?

Staliśmy już w drzwiach a właściwie Finch stał już poza pokojem i obok nas przeszły dwie małolaty popatrujące z rozbawieniem, ale też fascynacją na Fincha i jego świecący tatuaż.

- Zapytałam, jak to jest, że wszyscy tylko spojrzą na nas i już wiedzą oraz powiedziałam, że nie będę z nią o tym rozmawiała na trzeźwo – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- To będziesz musiała, albo oboje będziemy musieli się napić. – Czemu to zasugerował? Chciał żebym ja albo żebyśmy oboje pogadali z Alą? - A teraz zmykam, nim Vorda faktycznie komuś nakopie do tyłka. Jak się ogarnę spotkamy się u Joe. Trzeba pomóc im zapanować nad tym… tym wszystkim.

- Dobrze. – Zgodziłam się - Rzucę tylko tutaj swoje graty i tam pójdę.

- Albo zaczekaj tutaj i pójdziemy razem, jak już się doprowadzę do stanu w miarę cywilizowanego. Jak wolisz.

- Ok. To zaczekam na ciebie. Nie ma sprawy.

Weszłam w głąb pokoju i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline