Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2022, 21:03   #62
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Kiedy kilka minut później wrócił Finch leżałam na podłodze odpoczywając. Zdjęłam buty a ręce podłożyłam pod głowę. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na ten krótki relaks.

- Woda znośna. Faktycznie. Ale od razu człowiek czuje się lepiej. Chociaż teraz to bym się mocnej kawy napił.

- Alicja ci nie dokuczała? - Zapytałam nie otwierając oczu. - I co ważniejsze: nie naprała tego faceta?

- Alicja była uprzejma. Popilnowała mi łazienki. Nawet nie próbowała zaczepiać ani podglądać. A faceta żadnego nie widziałem.

Uchyliłam powieki. Ja się ubrałam już w łazience, ale Finch przeparadował tutaj w samym ręczniku owiniętym wokół bioder. Drugim ręcznikiem zaczął wycierać mokre włosy.

- Mówiąc o kawie, masz na myśli tą zwykłą, tak? – Rzuciłam.

- No tak. Mocną i czarną. Tutaj nie ma szans na inna kawę. Ruch, jak w centrum handlowym na obniżkach.

- To prawda. Jakby mnie Ala nie przypilnowała to pewnie ten koleś by mi wbił pod prysznic. Ubierz się to pójdziemy poszukać kawy. Może jeszcze coś im zostało.

- Dobra myśl. - Finch skończył wycieranie głowy. Zrzucił, bez zbędnej krępacji, ręcznik, który miał owinięty wokół bioder i sięgnął po bieliznę. Ubrał ją, a potem czyste spodnie i koszulkę. - Jestem gotów. Chodź. Poszukamy kawy.

Usiadłam i wciągnęłam buty. Wstałam i podeszłam do O’Hary. Teraz już pachniał mydłem i wodą.

Spojrzał na mnie.

- I co teraz? - zapytał.

- Idziemy szukać kawy? – Odpowiedziałam pytaniem.

- Pytam o nas. Wiesz. Musimy zrobić wszystko, aby to, co między nami się dzieje, nie wpłynęło na nasz osąd sprawy, tego co musimy zrobić, W porządku?

- Mętnie to powiedziałeś. – Przyznałam - Wytłumacz mi dokładnie co masz na myśli.

- No. To bardziej do siebie mówiłem. Muszę zrobić wszystko, aby twoja bliskość, to co do ciebie czuję, nie przeszkadzało mi w podejmowaniu niełatwych decyzji. Wiem, co stracę i to nie jest łatwe, Emm. Nie jest łatwe. A na dodatek ten cholerny Szeptacz tu jest. I przez to tym bardziej nie mogę pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy. Musisz na niego uważać, dobrze. Obiecaj mi, że nigdy, przenigdy mu nie zaufasz, nie ważne, jak słodki i dobry by ci się wydawał.

Ton jego głosu zdradzał, że bardzo się martwił. Bardzo mocno czymś się niepokoił.

- No ty chyba chcesz mnie obrazić. – Oburzyłam się - Przecież wiesz, że ja ze swoją podejrzliwością i paranoją to nikomu nie ufam. – Podeszłam blisko do niego. - A już na pewno nie jakimś kolesiom, którzy byli podejrzani o różne rzeczy. I nadal nie do końca rozumiem o co ci chodzi z tymi decyzjami. Wytłumacz mi to dokładniej proszę.

- Wiesz. Katakumby. Rytuał. To misja samobójcza. Nawet, jeśli się uda, to będzie nasz koniec. A ja… kurde … nie chcę, aby to był koniec. Z tym, że moje ja i nie chcę, ma tutaj niewielkie znaczenie. Może powinienem przestać o tym myśleć i cieszyć się tym, co było. To chyba byłoby bardziej dojrzałe, co nie?

- To nie będzie koniec Finch. Będziesz miał nowe życie do przeżycia. I to takie nieskażone przez Fenomen Noworoczny i Pieczęć. – Zauważyłam.

- Ale bez ciebie - pomarkotniał. - A najgorsze, że nie będę tego pamiętał.

Uśmiechnął się smutno, a potem przyjął tę swoją lekko ironiczną, lekko krzywą "maskę".

- Dobra. Muszę wziąć jaja na szelki i iść do przodu. Mamy cholerny świat do uratowania. I kawę do znalezienia i wypicia!

- Ale to właśnie dobrze, że nie będziesz pamiętał. – Zaprotestowałam, chociaż chyba nie do końca się zgadzałam z moimi słowami - Będziesz mógł być szczęśliwy w tym nowym życiu i okolicznościach. Ułożyć sobie wszystko…inaczej. I nie ginąć co chwila spalony przez jakiś cholerny ogień.

- No fakt. Przyznaję. Agonia w płomieniach to jedno z doświadczeń życiowych, które faktycznie lepiej nie pamiętać. Piękna i mądra - uśmiechnął się ustami i oczami. - Idziemy?

- Uważam, że zasługujesz na szczęście, bez tego całego fenomenowego syfu. A ty tak nie uważasz? – Drążyłam temat, skoro on już go zaczął.

- Uważam, że każdy zasługuje na szczęście. Ale uważam też, że nie będę szczęśliwy. Nie bez ciebie. Nawet, jeśli nie będę pamiętał, to jakaś część mnie zawsze wiedziała, że jesteś tym, co wzniesie mnie wyżej. Że jesteś tą, która potrafi zrobić ze mnie, no bo ja wiem, szlachetnego człowieka? Ale dość już tego rozmiękczania się. Kawa sama się nie znajdzie i sama się nie wypije.

- Chodźmy. – Zgodziłam się - Chyba że chcesz się przytulić, bo mi się tutaj rozklejasz straszliwie.

- Przytulić chcę się zawszę. Już ci o tym chyba kiedyś mówiłem. Całować, też zawsze. Bliskość z tobą, też zawsze. Ale teraz chyba nie mamy na to czasu. No, może na małego przytulaska to i owszem. Ale na dłuższego to i chyba nie bardzo.

Podszedł do mnie i otulił mnie ramionami. Poczułam, że całuje mnie w czubek głowy.

- Bardzo mi z tobą dobrze, Emm. Chcę, abyś o tym wiedziała.

- Domyślałam się tego, ale fajnie, że mi to powiedziałeś. - Odwzajemniłam uścisk. - Ja też się czuję z tobą dobrze.

- Cieszę się. Bo ze mną czasami trudno wytrzymać. - Trzymał mnie w ciepłym, czułym uścisku.

- Jak nie błaznujesz to bardzo łatwo z tobą wytrzymać. - Zaśmiałam się. - Ale jak zaczynasz swoje, to testujesz cierpliwość ludzi wokół.

- Czyli uszlachetnić ich, bo cierpliwość to jedna z cnót. A dzięki mnie mogą ją rozwijać. – Pocałował mnie znowu w czubek głowy.

- No i poznają limit swojej cierpliwości a poznawanie i odkrywanie siebie, swoich mocnych i słabych stron to cenna lekcja, która bardzo pomaga później w pracy nad sobą. Zobacz jak dużo dajesz innym ludziom. Normalnie złoto, a raczej srebro, a nie człowiek.

- Dokładnie tak – Przyznał, ton głosu miał jednak żartobliwy.

Wypuścił mnie z objęć.

- Chodźmy, bo ja tak mogę stać z tobą do zachodu słońca. A zważywszy, że ono chyba już nigdy nie zajdzie, to miało znaczyć, że mogę to robić z tobą przez całą wieczność.

- Chodźmy. – Złapałam za klamkę, ale zatrzymałam się - Zabieramy te wszystkie batoniki, żeby je dorzucić do wspólnej puli zapasów czy chowamy je i rozdamy tylko wśród uprzywilejowanych?

- Jasne, że … - spojrzał na mnie wyczekująco, jakby chciał abym dokończyła jego wypowiedzianą myśl.

- Jasne, że co? – Nie spełniłam jego niewypowiedzianej prośby - Nie czytam w myślach, więc nie wiem co chciałeś powiedzieć.

- Jasne, że obdarujemy tylko wybrańców. Jest tego za mało, aby rozdać wszystkim. Rozdajmy to więc tym, którzy są nam najbliżsi. Ja bym tak zrobił. Ale chciałem zobaczyć, co ty zaproponujesz.

- Zgadzam się. Przy takiej ilości ludzi nie ma sensu aż tak się rozdrabniać. Dzielenie się przyniosłoby więcej złego niż dobrego w takich okolicznościach. – A do tego dla większości i tak by zabrakło.

- Piękna i mądra - To było ostatnio chyba jego ulubione powiedzonko. - Idziemy?

Zamiast odpowiedzieć wyszłam z pokoju i ruszyłam do gabinetu, w którym urzędował Joe. Finch podążył za mną.

Czekali tam na nas wszyscy: Joe, jego żona, Aniołek i Kopaczka, a nawet Fury spoglądając za okno przez swoje okulary z grubymi soczewkami.

- Od razu lepiej wyglądacie - powiedział Aniołek. - Kopaczka powiedziała, że powiecie nam, co mamy dalej robić. Że jesteście po rozmowie z Greyem i on wam wszystko wyjaśnił.

- Emmo - Finch spojrzał na członków Towarzystwa. - Zaczniesz, a ja poproszę o dwie mocne kawy, jeśli to nie problem.

- Ja? – Zdziwiłam, bo zaskoczył mnie tą prośbą. - To przecież ty znasz plan w szczegółach. - Poczułam się przy tym jak nieprzygotowany uczeń wywołany nagle do odpowiedzi.

- Dobra. Przyjmę na siebie rolę szefa Towarzystwa, chociaż z wielkim bólem i niechęcią.

Kopaczka parsknęła śmiechem, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie lubiłam przekazywać informacji, jeśli nie byłam w swoim przekonaniu odpowiednio przygotowana, tak jak to miało miejsce teraz.

- Dobra. Ale nim zaczniemy planować. Dwa tematy. Pierwszy - skąd się tutaj wzięli ci wszyscy ludzie. Drugi - co tutaj robi ten złamas, Szeptacz? - Po zadaniu pytania Finch spojrzał na Fury’ego, ale jasnowidz nadal siedział wpatrzony w okno.

- Ci ludzie to okoliczni mieszkańcy. Kilku przyprowadził nasz przyjaciel, Ernest Locke. Kiedy jeździł z transportem, zabierał przyjaciół. Oni poprosili o wzięcie swoich i - Joe wzruszył ramionami - tak to jakoś poszło. Nim się obejrzeliśmy, a pełno tutaj było miejscowych i ich rodzin. Aha i wrócił Gładzik. Zresztą jest tu prawie całe Towarzystwo.

- Dobrze, że Gładzik się znalazł - Powiedziałam tylko od siebie i umilkłam.

- Dobra. Jestem zmęczony, więc będzie krótko. Mamy koniec świata. Chcemy to odwrócić. Ja, Emma i kilku twardszych uzdolnionych, będzie działało w oparciu o pewien plan. Reszta z Towarzystwa zajmie się bezpieczeństwem nas i tych ludzi. Kilkoma akcjami pozoracyjnymi. Wszystko, bardzo ogólnie, mam przemyślane. Część planu była już wdrażana. To Fury - wskazał głową Medium - jest tym, który dokonuje selekcji pomysłów, w oparciu o swoje moce. Jak widać jednak, gdy anioły zaczęły czystkę, coś mu się pochrzaniło i ściągnął węża na naszą ziemię. I na tym bym się skupił. Fury, o co chodzi z Szeptaczem? Po co tutaj jest?

- Ddddd…ooooo…. wieszssszzszz sięęęę…. - odpowiedział enigmatycznie jasnowidz. - Niiii…. niiiieeeee…. moooo…ggggęęę … poooww…ieee…ee…dzieć.

Tak działała magia Fury'ego. Nie mógł zdradzać swoich przepowiedni, chociaż nie wiadomo było, dlaczego. Chociaż według mnie chodziło o to, że jeśli powiedziałby komuś co ten powinien zrobić to zaburzyłby w ten sposób ciąg: przyczyna – skutek i ta osoba mogłaby nie zrobić tego co powinna. Czy coś w tym stylu.

Słuchałam wywodów Fincha i byłam zadowolona, że to on gadał a nie ja. Ja nie potrafiłabym tak zbyć wszystkich niejasnymi, wykrętnymi odpowiedziami i zapewnieniami. Ja w przeciwieństwie do niego musiałabym całej reszcie wyłuszczyć wszystko dokładnie od A do Z.

- Dobra Fury. Zatem przechodzimy do fazy odpoczynku. Ja i Emma potrzebujemy chwili na regenerację sił. Przez ten czas spróbujcie nawiązać kontakt z innymi grupami okultystycznymi. Dowiedzcie się, czy przetrwały, gdzie są, jaka jest ich sytuacja. Fury … w sumie nie muszę ci tłumaczyć, czego potrzebuję. Jesteś jasnowidzem, to wiesz co chcemy. Egzekutorzy w pełnej gotowości bojowej. Co najmniej dwie osoby mają mieć oko na Szeptacza. Nawet jak pójdzie w krzaki za potrzebą, mam to wiedzieć. Nie ma prawa wchodzić do tego budynku. Ani on, ani żadna z jego laleczek. Zimorodek ma mieć oko na ruchy Skrzydlatych. Ci, co mają Pieczęcie, mają nasłuchiwać. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jeśli nam się uda, żadne straty nie będą miały znaczenia. Wszystko zakończy się dobrze. To chyba tyle. Nie mam kaw, więc nie gadam. Idę odpoczywać do mojej kwatery. Spotkamy się za powiedzmy … cztery… może sześć godzin, chociaż nie wiem, jak to zmierzyć. Emma? Chcesz coś dodać.

W sumie to niewiele powiedział i co ja miałam zrobić? Wypełnić wszystkie luki, które zostawił? Tylko czy to miało sens? Ci, którzy nie mieli uczestniczyć w wykonywaniu planu nie potrzebowali znać szczegółów. Zamiast tego skupiłam się na innej rzeczy.

- Może macie tutaj jakieś naglące problemy, z którymi moglibyśmy pomóc, bo Joe nie powiedziałeś nam jak tutaj wszystko organizujecie i czy nie potrzebujecie pomocy? - Zwróciłam się z pytaniem do wspomnianego Joe.

- Mamy mało jedzenia, dużo ludzi. Zbyt dużo ludzi. To rodzi problemy z zaopatrzeniem. Woda też, ta bieżąca, jest raczej w ograniczeniu. No, chodzi mi o to, że pompy nie nadążają. Filtry również. Można pić wodę z jeziora po przegotowaniu, ale to za chwilę skończy się dla wielu ludzi dezynterią. Wybuchają sprzeczki. Ludzie są przerażeni, więc reagują impulsywnie i agresywnie. Dodatkowo moc Percivala nie chroni nas tak, jak przy mniejszej ilości. Coraz częściej Skrzydlaci ocierają się o magię Zimorodka. A jak już przy nim jesteśmy, Fae też ciągnie ostatkiem sił. Myśleliśmy, że wy, z Pieczęciami, będziecie potrafili uczynić z nas no nie wiem, jakąś enklawę.

Joe zasypał nas gradem problemów. Zastanowiłam się chwilę.

- Przyjęcie tych wszystkich ludzi było wielkoduszne, ale nie wiem czy nie skończy się katastrofą. Mam na myśli Skrzydlatych. Co innego ochronić przed nimi grupkę a co innego cały tłum. - Przyznałam szczerze. - Co do jedzenia i wody to chyba tylko pozostaje uzupełnianie zapasów w mieście albo okolicznych farmach, a to niebezpieczne. Co do ochrony… - Zaczęłam i urwałam. - Finch myślisz, że możemy coś tutaj zrobić w tej kwestii? - Zwróciłam się do O’Hary.

- Tak. Wykreślimy kilka kręgów ochronnych przeciwko Celestialnym. To wyższy poziom, ale powinniśmy sobie poradzić. Do tego kilka podobnych znaków na trasach kluczowych do "Radości". Z tym, że są to rozwiązania tymczasowe i prędzej czy później, jak tylko skończą z większymi miastami, dopadną i nas tutaj. Musicie wiedzieć, że Grey stał się teraz takim trochę wywrotowcem i kiedy to odkryją, nawet Pieczęcie nas nie uchronią. Potrzebujemy działać szybko. Ale z głową. A jeśli mamy tutaj coś zdziałać, to musimy odzyskać siły, Emm. Jak długo wytrzyma Zimorodek?

- Niedługo - powiedział Joe. - Udaje twardego, ale widzę, ile go to wysiłku kosztuje, aby nas chronić.

- Dobra. To poproszę kawę z cukrem. Pióra anielskie, atrament, krew i posokę demoniczną. Oraz srebrne opiłki. Najpierw kawa. Ja i Emma sobie ją pijemy, może z jakimiś ciastkami, a potem reszta bajerów i ruszamy zabezpieczać teren wokół pensjonatu.

- Może wam pomóc Hayden Carr - zaczął Aniołek.

- Nie ma takiej opcji - krótko uciął Finch. - Ufam Fury’emu. Ale nie oznacza to, że pozwolę temu zwyrodnialcowi brać udział w czymkolwiek, co będę robił. I, szczerze, nie chcę więcej słyszeć wzmianki o nim przy mnie. Chyba, że w kontekście, że wykopiemy go za bramę. Wtedy będę pierwszy, który nałoży ciężki bucior, by go użyć do tego kopniaka. Jasne?

Aniołek był chyba nieco zaskoczony taką reakcją O'Hary. Najwyraźniej reszta Towarzystwa nie miała Szeptacza za takiego zwyrodnialca za jakiego miał go Finch. Zaintrygowało mnie to.

- Pokażcie mi, gdzie macie jakąś kawę i zrobimy ją sobie z Emmą, a potem zajmiemy się rytuałami zabezpieczającymi. W porządku?

- Chciałabym też porozmawiać z Morgan - Wtrąciłam się - Wiecie, gdzie mogę ją znaleźć?

- Morgan jest u siebie - powiedziała Kopaczka. - To pokoik na poddaszu. Ten z numerem 402. Pewnie próbuje odespać swój dyżur.

Chciałam bardzo się dowiedzieć czego Morgan dopatrzyła się u Gemmy, ale też nie chciałam zamęczać już i tak zmęczonej kobiety.

- Mogę jej teraz przeszkodzić czy lepiej poczekać? – Zapytałam Alicję.

- Zapukamy, zobaczymy. – Ala nie miała aż takich skrupułów.

- Czyli już wszystko wiadomo. Czyli koniec zebrania. I nie przejmujecie się, cokolwiek się wydarzy, uratujemy ten świat. - Finch wstał. - I jestem z was dumny. Może to nie było mądre, brać tych wszystkich ludzi tutaj. Ale było szlachetne i pokazało, jak dobre są wasze serca. Z takimi ludźmi mogę ratować świat. No, ale żeby nie było za miło. Pamiętajcie, że dobre serca to przysmak karnofagów.

Wstałam.

- Do Morgan? - Zapytała mnie Vorda.

- Nie. – Zaprotestowałam - Najpierw po kawę, nawet jakbym ją miała gryźć na sucho.

- Chodźcie. Zajmę się wszystkim - Kopaczka była podejrzanie miła.

Postanowiłam to jednak wziąć za dobrą monetę i ruszyłam za Alicją oglądając się tylko raz czy Finch też zamierzał pójść z nami.

O’Hara kończył jeszcze rozmowę, czy raczej wymianę kilku krótkich zdań z Aniołkiem i dopiero wtedy ruszył za mną i Alą.

Zeszliśmy do jadalni, w której było sporo ludzi. Chyba wydano właśnie jakiś posiłek. Zupę, z tego co udało mi się zaobserwować. Kopaczka zaprowadziła nas tam, gdzie ostatnio podążałam, gdy wezwała mnie Pieczęć i gdzie dopadł mnie Michael ze swoją piersiówką. W kuchni z boku był mały stolik tak ustawiony, aby personel kuchenny mógł sobie odpocząć podczas przerwy w pracy.

- Tutaj znajdziecie wszystko, co wam trzeba, moje gołąbeczki. Ja zmykam. Zobaczę, jak się ma Harry i Gemma. Znajdziecie mnie gdzieś na zewnątrz, jakbym była potrzebna.

Skinęłam Ali i zajęłam się przetrząsaniem szafek w celu zapoznania się z ich zawartością. Usiłowałam znaleźć rzeczy do zaparzenia kawy i być może coś do przekąszenia. Znalazłam kawę i jakieś kubki. Finch zabrał je do kuchni obok prosząc o zalanie wrzątkiem.

- Chcesz zupy? – Zapytał mnie - Bo miłe panie proponują. Ja bardzo chętnie zjem - Odpowiedział kucharkom. - Dziękuję.

- Tak. Chętnie. – Też byłam głodna a ostatnio jechaliśmy głównie na słodkich batonikach, więc zupa wydawała się miłą odmianą.

- Poprosimy dwie porcje. Ja przeniosę, niech się panie nie fatygują. Tak. Chleb też poprosimy do niej.

Po chwili wrócił z dwoma talerzami zupy, wprawnie dostarczył do naszego stolika na zapleczu. Potem przyniósł dwie kawy i dodatki w postaci ciastek.

- Smacznego - powiedział i rzucił się na jedzenie, jak wygłodzony głodomór.

- Dzięki. Musiałeś dostawać spore napiwki. - Powiedziałam przekomarzając się z nim a potem też zajęłam się jedzeniem.

- Nie najmniejsze, to fakt - uśmiechnął się również. - Będę miał fach w rękach, jak już o wszystkim zapomnimy.

- A ja nie, bo jak się zaczął Fenomen to byłam w szkole, więc będę musiała układać sobie życie na nowo i inaczej bez tego całego nadnaturalnego dodatku.

- Skończysz dobrą szkołę, znajdziesz sobie dobrą pracę, zamieszkasz w dobrej dzielnicy, poznasz dobrego człowieka i założysz z nim dobrą rodzinę - skończył zupę i sięgnął po kawę. Usiadł wygodnie na krześle i spojrzał na mnie z delikatnym, nieco smutnym uśmiechem.

- Albo zrobisz coś szalonego i wszystko potoczy się inaczej. – Dodał.

- Mam nadzieję, bo ta pierwsza opcja brzmi strasznie nudno. - Też kończyłam zupę, ale później niż Finch, bo jadłam wolniej.

- Nudne życie nie jest złym życiem. Tylko wiesz co mnie niepokoi. Nie podzieliłem się z tobą tym wcześniej, w sensie, nie że nie chciałem, ale nie zwróciłem na to uwagi. Moce, moje moce, miałem już wcześniej. Jeszcze przed 2012. Niemal od dziecka. A jeśli to oznacza, że … nic się nie zmieni. Że zdolności paranormalne to, no nie wiem, jakiś proces ewolucyjny czy coś. Że jestem takim homo nibilitis, czy jak to tam nazwać. Poświęcimy wszystko, a ja… ja znów wyląduje w pierdlu, znajdę się na ulicy, stanę jakimś … złym człowiekiem. Nie potrafię o tym przestać myśleć. Tego się boję, jak niczego prawie innego.

Nibilitis? Chyba chodziło mu o nobilis. Oderwałam myśli od jego słowotworzenia.

- A co z Fenomenem? – Zapytałam - Też się wydarzy tak samo czy zostanie odwleczony w czasie czy może nigdy nie nastąpi?

- Nie mam pojęcia? - Upił kawy i lekko się skrzywił. - Za mało słodka. Ale nic to. W końcu mamy koniec świata. Nie będę wybrzydzał. Jak Gemma? Wydawała się mocno wzruszona twoim powrotem. Wydaje mi się, że ona odczuwa względem ciebie dziwnie silne uczucia. Zresztą nie ona jedna.

Odsunęłam pusty talerz i chwyciłam za kubek z kawą.

- Ależ zmiana tematu. Chciałam tylko powiedzieć, że cokolwiek cię zawróciło z tej drogi łobuza, której się tak obawiasz może znowu się pojawić i cię z niej ściągnąć. A co do Gemmy to chciałam pogadać o niej z Morgan. A Gemma ma taki stosunek do mnie jaki ma, bo dzieli ze mną współodczuwanie, a przynajmniej dzieliła. Przyznała mi się, że jak pojechaliśmy do miasta to ten kontakt się zerwał.

Finch pochylił się i ujął moje dłonie w swoje. Spojrzał na mnie poważnie.

- Ta siła, która ściągnęła mnie z mojej niszczycielskiej ścieżki, to był Jehudiel. Więc liczę na to, że jednak się nie pojawi. Nie jest ważne, jak skończę. Jak potoczy się moje życie po tym wszystkim po rytuale, nie chciałbym już tutaj Fenomenów. Jeżeli miałbym wybierać ostatnie dni z tobą, tu i teraz, a życie pod jarzmem Jehudiela, to zaczynam się zastanawiać czy warto oddawać siebie i swoje szczęście, za wątpliwy koniec apokalipsy. - Puścił moją dłoń. - Nie. Nie zastanawiam się - powiedział gorzko. - Ludzie nie zasługują na to, co ich spotkało i spotyka. I jeśli mam szansę to zmienić, zmienię.

Spojrzałam na niego. Strasznie dramatyzował, więc postanowiłam mu to wybić z głowy.

- Podobno człowiek może się zmienić tylko wtedy, kiedy sam jest gotów na zmianę i tego chce, co oznacza, że Jehudiel nic by nie wskórał gdybyś sam tego nie pragnął, więc jestem zdania, iż dasz radę osiągnąć to samo bez niego, być może z innymi wsparciem. I się nie zastanawiaj, bo ja się zacznę zastanawiać czy nie planujesz jakiegoś sabotażu swojego własnego planu i będę cię musiała pilnować trzy razy mocniej niż teraz. - Ostatnie zdanie powiedziałam lekkim tonem, żeby nie zabrzmiało zbyt nieprzyjemnie czy wrogo.

- Spokojnie – odpowiedział żartobliwie. - Jak będę sabotował to w taki sposób, że zaskoczę sam siebie.

Za cholerę nie zrozumiałam o co mu chodziło, ale zamiast to roztrząsać napiłam się kawy i złapałam za jakieś ciasteczko. Jadłam i piłam na przemian. Zbierałam siły do tego co miałam robić w następnej kolejności.

- Pamiętasz. Robiliśmy taki rytuał zamykający bramę przed wszystkimi Fenomenami. - Pamiętałam. Nie było to łatwe, ale daliśmy radę. - Teraz też musimy to zrobić. Wtedy mieliśmy do ogarnięcia kamienicę, teraz … w cholerę terenu. To nas wyłączy na kilkanaście godzin. Możemy też zawęzić pole rytuału do mniejszego terenu. To i tak nie będzie łatwe. Równie dobrze możemy ochronić tylko pensjonat. A na węzłach - ścieżki, drogi prowadzące do "Radości", możemy położyć tylko ogłupiacze - znaki, które utrzymają Skrzydlatych z daleka. W ten sposób nie ochronimy wszystkich, ale nie wyczerpiemy się nie wiadomo jak bardzo.

- Nie lubię fuszerki i działania na pół gwizdka - Skrzywiłam się - Jakbym miała wybierać to zabezpieczyłabym cały teren najlepiej jakbym umiała. Nie zważając na konsekwencje. No, ale skoro jesteś wielkim mistrzem Towarzystwa to ty podejmiesz decyzję, a ja się podporządkuję. - Po tych słowach znowu wgryzłam się w ciasteczko.

- Dobra. Ochronimy cały teren. Tyle, ile się uda. Będziemy potrzebować jeszcze kilku uzdolnionych, na przykład Aniołka czy Morgan. Ja zajmę się ich przekonaniem, ty skompletujesz ingrediencje do jego wykonania i spotkamy się przy moim pokoiku, gdy będziesz gotowa.

- Dokończę kawę i ruszam do boju.

Dopiłam kawę i wyruszyłam na misję skompletowania składników przetrząsając cały pensjonat w ich poszukiwaniu. Dopiero w trakcie gromadzenia potrzebnych komponentów uświadomiłam sobie coś. Czy Finch rzeczywiście powiedział, że siedział w więzieniu?
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline