19 Pflugzeit 2520, górzyste okolice Lenkster
W trakcie podróży Greta czuła ustawiczny ucisk w brzuchu, tak silne zdenerwowanie budziła w niej pozornie niewinna rozmowa z Petrą i Inez odbyta poprzedniego wieczoru. Łuczniczka była już pewna, że jej zleceniodawczynie wiedzą doskonale, z kim mają do czynienia i tylko bawią się z nią niczym dwa rozleniwione koty z pochwyconą w kącie myszą. Albo rzeczywiście było im wszystko jedno, jaką przeszłość przynosiła ze sobą nerwowa młoda kobieta o nierówno przyciętych nożem włosach.
Wóz kolebał się na nierównym gruncie, podskakiwał i kiwał się na boki, lecz ukryta przed gradem pod plandeką Greta czuła w duchu ogromne zadowolenie, że nie musi wędrować przez zimny mokry las na piechotę. Przysłuchując się w milczeniu rozmowom towarzyszy, łuczniczka obserwowała gęste poszycie lasu. Jej wąskie palce muskały co jakiś czas wyprawioną skórę przełożonego przez kolana sahajdaka, niczym dłonie kochanki pieszczące wystające z łubii łęczysko. Biegający wokół wozu myśliwski pies przyciągał uwagę dziewczyny, ciągnął za sobą pochmurne spojrzenia. Chociaż na zewnątrz tego nie okazywała, Greta była wdzięczna Taalowi za obecność Bruna - nie tyle z powodu swej sympatii do psów i kotów, co pretekstu, aby nie wodzić wzrokiem po wnętrzu zadaszonego wozu. Będąc z natury samotniczką, czuła się skrępowana bliską obecnością tak wielu rozprawiających o wszystkim i o niczym podróżnych; co więcej zaś, skupienie uwagi na psie pozwalało jej ignorować obecność elfki.
Davadrel. Greta zapamiętała to imię od razu, chociaż przez większy czas podróży i tak smakowała je w ustach niczym egzotyczny owoc. Łowczyni nie pamiętała, kiedy ostatni raz musiała wkładać w swój umysł równie wiele wysiłków, byle tylko powstrzymać się przed ostentacyjnym gapieniem na córę Starszego Ludu. Greta słyszała wiele bajań o elfach i chociaż większość z nich głoszona była przez wędrownych sygmaryckich kaznodziejów, którzy nie zapominali podkreślać bezbożności, zepsucia i pychy elfiego gatunku, niektórzy bajarze pozwalali sobie na inne opowieści, pełne magii, heroizmu i piękna, które znajdowało swe niechybne odbicie w wyglądzie Davadrel. Ilekroć zagubione spojrzenie Grety trafiało w końcu na oblicze elfki, w myślach łuczniczki pojawiały się wyobrażenia i pasje, których istnienia wcale w sobie nie podejrzewała, a które wprawiały ją w nieskończone zmieszanie i zawstydzenie.
Kiedy zatem u kresu podróży pani Petra od niechcenia wspomniała o orgii, pogrążona w niespokojnej zadumie Greta oblała się nieświadomie głębokim rumieńcem. Nie chcąc dać po sobie poznać konsternacji, łowczyni zeskoczyła z wozu pogwizdując przyjaźnie na ignorującego ją z poczucia obowiązku psa, później zaś podążała równym krokiem tuż za Olgą nie oglądając się na resztę idących w tyle towarzyszek.
Odsłonięta osuwiskiem pieczara zionęła wilgocią i aurą nienamacalnego jeszcze zła. Greta otaksowała jej wejście zmrużonymi podejrzliwie oczami, w pełni podzielając wrażenie Bruna. Chociaż z wnętrza wielkiej jamy nie docierał żaden dźwięk, uszami wyobraźni kobieta słyszała już nienawistne poskrzekiwanie małych szkodników.
- To ktoś na ochotnika do penetracji dziury?
Kiedy pani Petra wygłosiła swe pytanie, Greta już trzymała w dłoni niewielki woreczek z koźlej skóry kupiony dzień wcześniej za kilka miedziaków od jednego z odwiedzających akuratnie twierdzę węglarzy. Wkładanymi do środka palcami rozmazywała po twarzy czarną jak bezksiężycowa noc sadzę, brudząc nią czoło, nos i policzki, okalając pasami czerni usta i rozmazując lepki proszek po szyki i przedramionach. Jej widok musiał sprawiać odstręczające wrażenie, bo ktoś z współtowarzyszy westchnął mimowolnie widząc poczernioną twarz łuczniczki.
- Przypilnujcie mi łuku, pani - Greta podała Oldze swój sahajdak, wyciągnęła z pętli przy pasie zawieszony na niej myśliwski toporek i nie czekając na dalsze pytania podeszła do krawędzi otworu. Odór stęchlizny uderzył w jej rozszerzone nozdrza ze zdwojoną siłą, niosąc ze sobą mieszaninę innych, mniej rozpoznawalnych, ale równie nieprzyjemnych zapachów. Czekając chwilę, aż jej oczy przywykną do zalegających w pieczarze ciemności, łowczyni wślizgnęła się w plamę mroku znikając z oczu towarzyszy.