Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2022, 08:09   #2
Connor
Highlander
 
Connor's Avatar
 
Reputacja: 1 Connor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputację
Burt “Switch” Burton - taka zabawna gra słów, która pozbawiła zębów kilku takich co to próbowali się pośmiać - pochodził z planety Burrox. Był najstarszym z piątki dzieci i szybko nauczył się kodeksu ulicy. Ulica nie wybacza ale za to szanuje silniejszych. Burt musiał być silny. Nie dla siebie ale dla swojego rodzeństwa, które jako najstarszy obiecał sobie chronić. Tak też zyskał sobie opinię silnego, ale nie okrutnego oraz sprawiedliwego obrońcy słabszych.
Gdy osiągnął dorosłość - przynajmniej rocznikowo - z chwilowego braku pomysłu na życie wstąpił do wojska. Po roku służby stwierdził jednak, że to nie jest praca na całe życie. Po odbyciu obowiązkowego okresu służby wystąpił z wojska. Okres spędzony w mundurze dał mu dwie rzeczy. Zawód mechanika i umiejętności doskonałego posługiwania się praktycznie każdą bronią. Nabyte umiejętności postanowił skutecznie wykorzystać w swoim przyszłym, życiu. Przez kilka lat pracował jako mechanik na kilku transportowcach i na jednym lodowcowcu jednak nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej.

Ostatecznie porzucił pracę mechanika i postanowił zostać najemnikiem. W tych fachu to czego nauczył się w wojsku procentowało z zapasem, a fach mechanika tylko grał na jego korzyść. Wielu dowódców statków płaciło dobrze za najemnego żołnierza, który w razie czego potrafił naprawić praktycznie wszystko na statku. Taka dobrze opłacająca się transakcja wiązana.

Pilota Jeffa “Jokera” Moreau poznał w barze na stacji kosmicznej Kalomena. Okazało się, że obaj przyjęli to samo zlecenie na transport broni przez Dzikie Rubieże. W tracie misji okazało się, że transportowiec Hampton był jednak zbyt smacznym kąskiem. Zostali zaatakowani przez kosmicznych piratów. Jedynie umiejętności pilotażu Jeffa pozwoliły im ujść z życiem. Stracili jednak większość ładunku, który po celnym strzale torpedą wyleciał w przestrzeń kosmiczną przez rozszczelnioną ładownię. Udało im się uciec piratom, którzy na ich szczęście zajęli się zbieraniem dryfujących w próżni skrzyń z bronią i sprzętem wojskowym.
Burt łatał i naprawiał co tylko mógł. Bardzo mocno uszkodzonym statkiem udało im się ostatecznie wylądować gdzieś na totalnym zadupiu Dzikiej Rubieży, na planecie o dźwięcznej nazwie Sampa, która dosłownie była złomowiskiem galaktyki. Niestety statek, który oberwał dość mocno i tylko cudem doleciał, rozpadł się przy lądowaniu. Ważne było, że przeżyli. Można tu było znaleźć wraki niemalże każdej frakcji w znanym kosmosie. Dzięki dosłownie kilku sztukom skrzyni z bronią i sprzętem wojskowym przynajmniej na start byli w dwójkę jako tako wyposażeni. Resztę skrzyń ukryli na wypadek gdyby potrzeba było się z kimś tym sprzętem podzielić.

Sampa. Zadupie zadupia galaktyki. Wielkie złomowisko. Ważne, że można tu było sobie coś “wyklepać” i wyrwać się z tego wrakowiska. Oczywiście jeżeli miało się umiejętności, środki na naprawę i przede wszystkim dużo samozaparcia. Taki był plan, a że Burt nie bał się wyzwań i ciężkiej pracy przystąpił do jego realizacji z Jeffem i poznanymi niedawno ludźmi. Jeżeli uda im się przywrócić jakiś statek do używalności to zaczątki załogi też już jakieś się kształtowały. Byle się wyrwać z tego złomowiska, a jak to się uda to prawdopodobnie będą już na start w posiadaniu statku kosmicznego, do którego póki co nikt nie mógł składać jakichkolwiek roszczeń. Perspektywy jak najlepsze na początek, żeby stanąć na własnych nogach jako niezależna ekipa najemników z własnym sprzętem i własnym statkiem.


Statek znaleźli przez czysty przypadek. Dostali namiar jak zwykle “na części” jednak to co tam znaleźli przerosło ich najśmielsze oczekiwania. To było to na co czekali i po cichu liczyli. Od jakiegoś już czasu pracowali nad remontem. Burt wykonywał najwięcej roboty, gdyż miał największą wiedzę i doświadczenie jako mechanik. Każde zdobyte fundusze kierowali na remont swojego przyszłego statku. Szło całkiem nieźle choć jeszcze daleko było do końca. Gdyby tylko więcej środków mogli przeznaczyć na ten cel na pewno poszłoby szybciej. Jednak ostatnio kiepsko było z porządnymi zleceniami. Do tego ta sztuczna inteligencja… “Switch” był praktycznie pewien, że na tej zapomnianej planecie nie było osoby, która by sobie poradziła ze statkiem z własny SI. Wiedział, że trafiła im się perełka i jeżeli “dogadają się” z komputerem pokładowym to w szerszym rozrachunku wyjdzie im to na dobre. Byle do tego czasu SI ich nie zabiła. SI to takie puste słowo pomyślał montując kolejne podzespoły odpowiedzialne za rezerwy zasilania. Trzeba będzie docelowo ją jakoś nazwać. Alexa, Jexi, Złotko… Coś łatwo wpadającego w ucho i nie obraźliwego trzeba będzie wymyślić.

Odpoczywali w “Kurwim Węźle”. Muzyka, taniec, drinki, gry hazardowe, używki seks. Lokal jak wiele wzdłuż i wszerz całej galaktyki i historii cywilizacji. Dziś wieczór był wyjątkowy, bo sam Papa Colombo był gościem i zajmował swoją loże. Burt niechętnie o tym wspominał, ale miał pewne doświadczenie życiowe i znał tego typu ludzi i otoczenia. Wiedział, że takim ludziom lepiej nie wchodzić w drogę, a okazany szacunek czasem może kiedyś zaprocentować.

- Mhm - potwierdziła Ladra, która znała historie o “zaginionych” osobnikach, którzy nastąpili Colombo na odcisk. - Wypadałoby się grzecznie przywitać.
- Zdecydowanie trzeba się przywitać i złożyć wyrazy szacunku. - Powiedział twardo Bur dodając już tylko w myślach, że “tego wymaga hierarchia łańcucha pokarmowego”.
 
__________________
Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku?
- Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma.
Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć.
Connor jest offline