Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2022, 15:49   #15
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 04 - 2520.04.19; bct (4/8); południe

Miejsce: Ostland; Lenkster; okolice Lenkster; las
Czas: 2520.03.19; Backertag (4/8); południe
Warunki: jaskinia, ciemno, wilgotno, ziąb, cicho; na zewnątrz: jasno, pada grad, d.si.wiatr, b.zimno (-10)



Wszyscy




- Może faktycznie lepiej jak poczekasz tutaj Inez. W końcu ktoś musi nas ratować jakbyśmy wpadli w kłopoty. Byśmy my, biedne i przestraszone białogłowy miały komu mdleć w ramionach z wrażenia i potem okazywać swoją wdzięczność za ratunek. - Petra niespodziewanie poparła propozycję Melissy aby jej partnerka została przy wozie. Chociaż zrobiła to w ten swój charakterystyczny, komediowy sposób jakby Inez była nie wiadomo jak wielkim i wspaniałym rycerzem. Młoda uczona uniosła do góry brew, pokręciła głową podobnie jak wcześniej Melissa na słowa swojej koleżanki. Bo ta jeszcze złożyła rączkę na swojej piersi i patrzyła na nią tak prosząco jakby naprawdę była słabą i omdlewającą białogłową o jakiej mówiła. Chociaż w spodniach, z rapierem u pasa, kuszą w dłoniach i piracką chustą pod kapturem jakoś słabo wpisywała się w taką rolę. Pewnie dlatego, wyszło jej to tak zabawnie, że nie tylko Inez się roześmiała.

- Dobra idź już. Ile mam czekać aby ruszyć wam na ratunek? - dobrze ubrana panna machnęła dłonią jakby chciała się już pozbyć natręta. Ale chyba nie miała jej tak naprawdę za złe tych wygłupów.

- No jak zacznie się ściemniać a nas nie będzie to znaczy, że coś poszło ostro nie tak. - Petra spoważniała i zadarła głowę. Tam pod gałęziami jakie wydawały się czarne gdy patrzyło się od dołu na prześwity stalowego nieba z jakiego wciąż sypało gradem dało się poznać, że jest środek dnia. Do momenty gdy dzień zacznie się kończyć powoli dając się zastępować przez zmrok to jeszcze było z dobre pięć albo sześć dzwonów. Drugie pół dnia.

- Jak cię będę potrzebować to gwizdnę. - rzuciła po chwili i Inez pokiwała głową. Po czym wróciła pod zadaszoną część wozu gdzie po chwili władował się też Hektor. Pozostali zaś ruszyli w bezimienny, mokry i zimny las podążając za Bruno i Olgą.

Teraz pozostali czekali na to co przyniesie rozpoznanie Grety. Z początku widzieli ją jak grad na nią sypał tak samo na nich. Jako ciemną sylwetkę jaka ostrożnie rusza ku plamie tajemniczej czerni. Tam jeszcze chwilę ją było widać nim ta czerń ją pochłonęła. Czekali.

~ Jak spotka się z jakimiś goblinami to pewnie będzie słychać. ~ szepnęła Petra rozglądając się dookoła. Ale podobnie jak innych ta niema, nieruchoma plama mroku przyciągała wzrok i uwagę. Póki coś się nie zacznie dziać to zostawało im czekać.

~ Bruno usłyszy nawet jak my nie. ~ Olga odparła podobnie i pogłaskała kudłaty łeb swojego psa. Widocznie miała do niego pełne zaufanie w takich sprawach.

~ A będziesz to mogła poznać? ~ zapytała wysłanniczka górskiego lorda zerkając przez chwilę na psa. Ten wciąż był czujny i też najczęściej kierował łeb w miejscu gdzie zniknęła Greta. Jego opiekunka pokiwała głową okrytą kapturem, że tak. Czekali dalej. Ale w końcu znów ujrzeli sylwetkę Grety jaka przyzwała ich gestem. Zanim wrócili łuczniczka z Walbeck miała okazję pierwsza rozejrzeć się na miejscu.

To co odsłoniła lawina to raczej było jakieś pomieszczenie niż korytarz. Czy wydrążone przez kogoś celowo czy naturalna komora to w tak słabym świetle nie mogła poznać. Ale zorientowała się, że pomieszczenie nie ma takich gładkich ścian jak to budowały cywilizowane istoty. Z drugiej strony niezbyt znała się na podziemnych konstrukcjach. Na pewno nie było to duże. Może coś wielkości standardowego pokoju w karczmie. I było puste. Ale na ziemi, tam gdzie wpadało jeszcze światło przez rozwaloną ścianę, widać było liczne ślady o jakich mówiła im Olga. Ślady zapewne należały do istot dwunożnych. I pewnie do w miarę cywilizowanych bo dostrzegła jakby ślad obuwia, jakiejś prostej ciżmy czy czegoś takiego. Ale też ślady stóp. Widać było pięty i palce, może czymś okryte. Prawie na pewno nie należały ani do ludzi, elfów, ani krasnoludów. Czy mogły należeć do goblinów tego Greta do końca nie była pewna ale wydawało się to całkiem sensownym wnioskiem. Orki raczej zostawiłyby większe i cięższe ślady, zwierzoludzie to raczej mieli kopyta i też by raczej były to większe ślady no ale było jeszcze całkiem sporo innej menażerii jaka mogła zostawić takie ślady. No ale mogły to też być gobliny.

A gdy była tam nieco głębiej, to tam chyba już zaczynał się jakiś korytarz. To pomieszczenie tutaj było ślepe. Znaczy zanim lawina nie zrobiła nowego wejścia. I tam w korytarzu to już właściwie nic nie widziała. Panowała ciemność i wilgotny chłód typowy dla piwnic i podziemi. Ale chociaż nie wiało i nie sypało gradem jak na zewnątrz. Ale jak tam stała w ciszy i ciemności dłuższą chwilę zorientowała się, ze słyszy coś więcej niż stukot gałęzi na wietrze na zewnątrz i monotonne łomotanie gradu o wszystko i wszystkich. Słyszała też coś z przeciwnej strony. Tam w głębi. W ciemności. Tam coś było. Ale niezbyt blisko. Ledwo to słyszała. Jako niezidentyfikowane dźwięki zniekształcone przez echo. Tak naprawdę było to na tyle słabe i niewiadomego pochodzenia, że mogło to być cokolwiek. Ale jak już wróciła do wyjścia i pokazała reszcie aby do niej dołączyli to miała prawie pewność, że to nic dobrego. Instynkt ostrzegał ją, że tam w dole nie ma nikogo kto by ją przywitał z otwartymi ramionami.


W końcu wszyscy mogli zobaczyć to co do tej pory było widoczne tylko dla ciemnowłosej łowczyni. Niewielkie pomieszczenie, ślady stóp widoczne na ziemi, mroczną plamę korytarza prowadzącego nie wiadomo gdzie. Goli ślady rozpoznał od razu. Gobliny. Niechlujne wykonanie ścian i reszty też mówiło mu, że one pewnie wydrążyły tą jaskinię. Znał aż za dobrze ślady pozostawiane przez te małe szkodniki jakie pojedynczo były słabe i głupie. Ale gdy zebrały się w wielką hordę potrafiły doprowadzić do upadku nawet krasnoludzkie twierdze. Dla niego i Davandrell początek korytarza był jeszcze na tyle oświetlony przez światło dnia wpadające przez rozwaloną ścianę, że dostrzegali jak ciągnie się nieco w dół. Tam jednak albo był jakiś zakręt albo po prostu było już zbyt mało światła bo widzieli tylko mrok. Ale do tego momentu co widzieli to nie było widać żadnego goblina w tym korytarzu. Chociaż na podłodze leżały jakieś rozwłóczone śmierci. Kamienie, kawałki drewna, jakieś gałęzie. Jakby ktoś szedł i co jakiś czas gubił albo upuszczał takie śmieci. Dostrzegli też pod jedną ze ścian pomieszczenia prymitywnie skręconą półkę i chyba stos szmat. W nich zaczął grzebać Bruno i po chwili wywlókł coś obłego. Złapał w pysk i zaniósł swojej pani. Gdy Olga podeszła z tym do światła okazało się, że trzyma ludzką czaszkę. Zacisnęła usta w wąską linię gdy dało się dostrzec kreski i wgłębienia od noży albo zębów. Pokazała pozostałym co znalazł jej pies.

~ Czyli nie byłoby dobrze zdać się na łaskę gospodarzy. ~ sapnęła bez radości Petra. I splunęła na zdeptaną ziemię. ~ Ale po ciemku to się pozabijamy o własne nogi. Zapalcie lampy. Idziemy tam. ~ powiedziała cicho i zasłoniła twarz ciemną chustą. Przez to powstała tylko wąska szczelina na jej oczy. Zsunęła kaptur aby nie przeszkadzał jej widzieć i słyszeć w podziemiach.

~ Gdzieś tam muszą być. Bruno ich wyczuwa. ~ odparła krótko Olga poklepując psa po kłębie. Ten się zjeżył jeszcze bardziej niż gdy czekali na zewnątrz. Ale nie szczekał ani nie warczał co wydawało się być naturalnym zachowaniem dla psa gdy wyczuwał jakieś niebezpieczeństwo. Gospodarze na razie jeszcze się nimi nie zainteresowali ale to się pewnie zmieni gdy zanurzą się w te podziemia. Korytarz był dość niski i trzeba było pochylać trochę głowę co na dłuższą metę byłoby męczące dla wszystkich oprócz krasnoluda i psa. Nie był też zbyt szeroki. Owszem dwie osoby mogły się minąć ale gdyby doszło do walki to swobody było dla jednej. Dwie obok siebie to już mogłyby sobie przeszkadzać. Jednak w miarę swobodnie to by się szło pojedynczo. Petra znów zapytała czy ktoś na ochotnika ma chęć iść na czele. I delikatnie poprosiła aby to nie był Goli. Bo jak na krasnoluda przystało waleczności i zdolności rzemieślniczych nie można było mu odmówić. Ale brodacze nie na darmo nie słynęli z wyśmienitych zwiadowców. Więc była szansa, że głośny krasnolud mógłby przedwcześnie zdradzić goblinom, że nadchodzą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline