Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2022, 21:09   #64
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Ocknęłam się i przez chwilę nie potrafiłam umiejscowić ani miejsca, ani sytuacji, w której się znajdowałam. W końcu jednak udało mi się skupić i przypomnieć wydarzenia, w których brałam udział, chociaż kolejną chwilę zajęło mi zrozumienie, dlaczego leżałam w łóżku mając na sobie brudne ciuchy. Wtedy zjawiła się Ala i dopowiedziała mi resztę. Galopada myśli i próba ogarnięcia wszystkiego co powiedziała mi Alicja sprawiła, że milczałam. Do tego nie miałam siły na zrobienie czegokolwiek, miałam wrażenie, że nawet myślenie mnie bolało. Łzy, które popłynęły z oczu Kopaczki mnie zszokowały, bo nie bardzo potrafiłam połączyć je w całość z jej słowami.

Alicja wytarła łzy i postawiła na małym stoliku tuż przede mną miseczkę z czymś pachnącym smakowicie.

- Jedz. Musisz odzyskać siły.

Zamiast jeść zerknęłam na Alicję.

- Zwykle jak się czymś martwisz albo denerwujesz to się wkurzasz a nie płaczesz… - Powiedziałam. - Dlaczego… teraz… jest… inaczej? - Zapytałam powoli z wysiłkiem wypowiadając słowa.

- Nie mam… kurwa .. pojęcia. Wkurzam się, bo jestem bezsilna? Nie wiem.

- A może wkurzasz się, bo kiedy Finch jest w takim stanie ty jesteś w podobnym i nie musisz tego oglądać. Ja za to zawsze muszę was oglądać w takim stanie. Za każdym pierdolonym razem. – Wypowiedziałam te słowa z większą energią.

Po tym stwierdzeniu zmusiłam się do wysiłku i podpierając się rękami spróbowałam usiąść.

Alicja pomogła mi delikatnie, zająć odpowiednią pozycję. Nie odpowiedziała jednak na moje słowa.

- Szlag by to trafił - Wymamrotałam.

- No. Zgadzam się. - Vorda była dziwnie przygaszona. - Pomóc ci jeść, czy dasz radę sama?

- Przecież nie będziesz mnie karmiła - Zaprotestowałam. - Czy stało się coś jeszcze o czym mi nie powiedziałaś, bo jesteś jakaś…No jak nie ty. - Dodałam.

- Może koniec świata tak na mnie działa. A może to, jak dużo robisz, a ja siedzę na dupie i czuje się taka niepotrzebna. Nawet swojego dzieciaka nie potrafiłam ogarnąć. Jestem beznadziejna.

Na chwilę mnie zatkało to uzewnętrznianie się Alicji.

- Gdybym nie leżała to już bym przy pomocy sprzętu okultystycznego sprawdzała czy ty to naprawdę ty. – Wyznałam.

Popatrzyłam na Alę niepewnie, a potem sięgnęłam po bulion.

- Mów do mnie. – Poprosiłam - Opowiadaj o wszystkim co ci leży na wątrobie. Jeśli oczywiście chcesz. Wprawdzie powinien do tego pojawić się tutaj jakiś wysokoprocentowy napój a nie wegetariańska zupa, ale cóż obecnie to musi wystarczyć.

- Co mam mówić? - mruknęła cicho. - Wszystko się wali. Świat stanął w płomieniach i … pierwszy raz od zawsze mam wrażenie, że został rozdarty tak, że nikt go już nie zszyje.

- Wydawało mi się, że na tyle długo siedzisz w Towarzystwie, żeby wiedzieć o planie, który ma to wszystko naprawić. Nie mówiąc już o tym, że pewnie już wykonywałaś pewne zadania związane z tym planem. Świat został rozdarty, ale przecież wy planowaliście go naprawić zanim jeszcze to wszystko się wydarzy. – Przypomniałam jej.

- No wiem. Wiem, ale, kurwa, nie wierzę w ten plan. Rozumiesz. Nie wierzę, że uda się go zrealizować.

Spróbowałam użyć moich zdolności i sprawdzić czy nie wyczuwałam wokół Alicji czegoś czego nie powinno tam być, ale wszystko było w normie.

- Dlaczego nie wierzysz? – Zapytałam po dłuższej chwili.

- Bo to plan z dupy, rozpaczliwy i mający setki dziur. Układał go O'Hara. A on mistrzem gry w szachy to raczej nie jest. Ja zresztą też.

- Zaraz, zaraz. – Przerwałam jej dość energicznie jak na mój stan - Przecież to nie jest coś co było układane na kolanie w przeciągu pięciu minut. Pracujecie nad tym od lat, a Finch jest przekonany, że to się uda. No chyba, że mówimy o dwóch kompletnie różnych rzeczach.

- To ten sam plan. Ale nie przewidywał apokalipsy. A to wszystko zmienia. I nad tym nie pracowaliśmy. Więc nie wiem czy mogę powiedzieć, że to ten sam plan, tak naprawdę.

Przyszło mi coś innego do głowy.

- Ale go znasz w szczegółach? Tak? – Zapytałam ostrożnie.

- Tamten. Nie do końca. Chyba tylko Finch go ogarniał, więc jesteśmy udupieni. Albo udawał, że ogarnia i zawsze byliśmy udupieni.

- No i właśnie dlatego nie powinien się tak narażać, bo ta wiedza czyni go najcenniejszą osobą w naszym gronie a w ostatecznym rozrachunku tylko to się liczy. – Powiedziałam z goryczą - Poza tym to on miał podjąć decyzję w sprawie ochrony a w końcu zrobił to co ja zaproponowałam. Cholera! Wcześniej się nie przejmował moimi propozycjami i zawsze robił to co on sobie wymyślił a teraz nagle robi dokładnie to co ja mówię. Cholera! – Wybuchłam.

Wzięłam miseczkę i upiłam łyk bulionu a następnie odstawiłam ją na stoliczek stojący przy łóżku.

- Facet się pewnie zakochał. Zakochani faceci tracą zdrowy rozsądek. A on nie miał go nigdy za dużo.

- Cholera! - Powiedziałam po raz któryś z kolei - A ja się myliłam. – Przyznałam - Totalnie myliłam, bo dokładne zabezpieczenie tego terenu na dłuższą metę nie ma sensu.

- Ma sens, nie ma sensu, chuj z tym - Kopaczka wzruszyła ramionami. - To teraz nie ma znaczenia. Póki Finch nie wstanie, o ile wstanie, musimy obie przewodzić Towarzystwu. ja, powiem ci szczerze Emma, doszłam do granicy. Jestem w rozsypce i nie wiem, czy czegoś nie spierdolę. Życie tych wszystkich ludzi zależy więc od ciebie. Zero presji - wyszczerzyła zęby w krzywym uśmiechu. - Ja zajmę się moim synem, bo tutaj też dałam dupy. Chłopak urodził się z jakimś zjebaniem, ma mało czasu, a ja zamiast być blisko niego to walczyłam za innych w Towarzystwie. I puszczałam się na lewo i prawo, chlałam, aby zagłuszyć wyrzuty sumienia. Wiesz. Jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię, ale uduszę cię, jeśli komuś się wygadasz.

Spojrzałam na nią nieco zawstydzona i znowu sięgnęłam po miskę, żeby zebrać myśli. Co do syna Kopaczki aż nasuwało się pytanie, dlaczego w takim razie dopiero teraz uznała za stosowne się nim zająć, skoro chłopiec przebywał tutaj już od jakiegoś czasu. Z tego co widziałam to przekazywała odpowiedzialność za niego albo Aniołkowi albo Gemmie. Ugryzłam się jednak w język i zamiast wspomnienia jej o tym napiłam się zupy. Odstawiłam naczynie i dopiero wtedy się odezwałam.

- Ja w to nie wątpię, że Finch wstanie. – Stwierdziłam z przekonaniem. - Na pewno dojdzie do siebie. Widziałam z jakiego stanu ty się poskładałaś, a jednak teraz siedzimy tutaj razem i rozmawiamy. Jest jednak coś co mogłabyś dla niego zrobić. Jak tutaj szliśmy to dostałam mały wpiernicz i Finch pomógł mi poskładać się zasilając moją Pieczęć, aby mnie wspomóc. Być może mogłabyś zrobić dla niego to samo. Ja nie potrafię, bo nie umiem dobrze wykorzystywać mojej Pieczęci, jako że cały czas się na nią zamykałam. A tak a propos to Grey czy też raczej Jehudiel przyznał się, że mi ją nałożył bez mojej wiedzy i zgody, tylko dlatego że mu tak pasowało. Nieźle, co? – Dodałam na koniec.

- Pieprzony gwałciciel! Ci Skrzydlaci to same chujki, jeden z drugim! - Wyraźnie się wkurzyła. - A co do przekazywania energii z Pieczęci już próbowałam. Zero reakcji. Emmo, wierz mi, to wygląda cholernie poważnie. To co się teraz dzieje czy raczej nie dzieje z Finchem. Wiem jednak, że ten dupek znów sobie robi z nas jaja i pewnie wstanie rechotając z nas do rozpuku. A wtedy, przysięgam, złamię mu nos. I nakopie w dupę.

- Ale on żyje prawda? A ty… - Zaczęłam i urwałam próbując dobrać odpowiednie słowa. - Ty byłaś w gorszym stanie, więc zakładam, że on potrzebuje czasu, żeby się zregenerować. Chciałabym coś zrobić, ale nie mam obeznania z tym całym pieczęciowym szajsem. Kiedy mówiłaś, że próbowałaś masz na myśli, że teraz próbowałaś ją przekazywać Finchowi czy tak ogólnie, że próbowałaś i ci nie wychodziło?

- Ogólnie coś się z tymi Pieczęciami dzieje. I to może być efekt. Zaczynają, bo ja wiem, zawodzić, słabnąć. Może to wina Greya. Mówiliście, że postawił się swoim. Może traci moce lub musi je używać w swoich celach i dostajemy jakieś okruchy czy inne kropelki z pańskiego stołu. Gówno o tym wiem. Szczerze mówiąc.

Znowu sięgnęłam po miskę i tak długo piłam z niej zupę aż skończyłam.

- Dość wylegiwania. Czas stanąć na nogi. – Stwierdziłam stanowczo.

Zsunęłam stopy z łóżka i spróbowałam wstać. Zajęło mi to dłuższą chwilę, ale w końcu dałam radę.

- Wiesz, Finch mi powiedział, że jak tym razem umrze to najprawdopodobniej już nie wstanie. - Wyznałam Alicji. - Ale on nie umarł, więc powinno być dobrze. – Dodałam szybko.

- Nie, no żyje. Oddycha, serce mu bije. Ale jest żwawy, jak sztywniak. Fachowo się to chyba koma nazywa.

Powoli ruszyłam w stronę drzwi.

- Idziesz do niego? – Dopytywała Alicja - Jest w tym pokoiku na dole, co ostatnio. Ty masz pomieszczenie zaraz obok.

Zawahałam się. Nie miałam pewności czy byłam gotowa oglądać Fincha w takim stanie, że aż wycisnęło to łzy z oczu Kopaczki. Postanowiłam jednak wziąć się w garść. Skoro Alicja się rozklejała ja musiałam być silna.

- Tak. Idę. – Postanowiłam - Jeśli dam radę tam dotrzeć.

- To blisko. Będę obok. Na korytarzu jest sporo osób, pilnują waszych pokojów przed wścibskimi.

Skinęłam głową, a potem zdecydowałam się dodać od siebie coś jeszcze.

- Mogę ci coś doradzić? Idź porozmawiaj z Harrym. Nie unikaj go. To naprawdę mądry dzieciak, a do tego cię uwielbia.

Gdyby nie fakt w jakim stanie się znajdowałam i wiedziałam, że Ala mi raczej nie dokopie za te słowa to raczej bym tego nie powiedziała. A może bym i powiedziała. Ktoś chyba powinien jej to powiedzieć. Potem powoli ruszyłam do pokoju, w którym leżał Finch. No i znajdowały się moje rzeczy, bo pewnie nikt ich stamtąd nie przeniósł.

Na korytarzu faktycznie było sporo ludzi. W tym Gładzik, który przywitał mnie cieniem uśmiechu i skinieniem głowy. Od razu wyciągnęłam do niego dłoń w geście powitania.

- Cieszę się, że jesteś. - Powiedziałam po prostu.

Uścisnął wyciągniętą dłoń męskim, krótkim, lecz silnym uściskiem.

Zobaczyłam, że pod drzwiami, do których się kierowałam siedziała jakaś kobieta, nie była raczej z Towarzystwa, bo jej nie znałam. Solidnie zbudowana, szeroka wszędzie, miała krótkie włosy i tatuaże na odsłoniętych, mocnych ramionach oraz przedramionach.

- Ona może - rzucił do kobiety Gładzik a ona ciężko podniosła się z ziemi. Była wysoka. Wysoka i wielka. Tak około dwóch metrów wzrostu i jakieś trzysta kilkadziesiąt funtów żywej wagi tak na oko. Otworzyła przede mną drzwi. W środku, poza leżącym bez ruchu Finchem, znajdował się Aniołek, który akurat kończył mierzyć O'Harze ciśnienie zapisując coś w notesiku. Nawet nie odwrócił głowy w moją stronę.

Nie spojrzałam na Fincha. Jeszcze nie. Najpierw zerknęłam w kąt, gdzie wcześniej leżał mój plecak upewniając się, że tam był Nie czułam się jednak na siłach, żeby się teraz przebierać. Poczekałam aż Aniołek skończy swoje badanie.

- O! - obrócił się w moją stronę. - Właśnie miałem się do ciebie zbierać. Świetnie, że już jesteś na nogach. Jak się czujesz?

- Przeżyję - Spróbowałam się uśmiechnąć, ale chyba średnio mi to wyszło.

- To dobrze - chyba też żartował. - Nie masz zawrotów głowy? Duszności? Kołatania serca?

- Nie. – Zaprotestowałam - Tylko ogólny brak sił. Nic czemu by nie zaradził zwykły odpoczynek.

- Dobrze. Ty i Finch najbardziej się wyczerpaliście. To, że wstałaś na nogi dobrze rokuje. Bo, szczerze mówiąc, bardzo kiepsko to wygląda. U ciebie jeszcze jakoś stawałem diagnozę na plus, u Nexusa, cóż, wygląda to krytycznie.

- To zakrawa na jakiś wredny, okrutny żart, że parę dni wcześniej próbowałeś w tym samym miejscu poskładać Alę a teraz Fincha. - Powiedziałam już bez silenia się na udawaną wesołość.

- Takie powołanie - uśmiechnął się tą swoją łagodną, niemal chłopięcą twarz.

- W jakim on jest stanie? - Zrobiłam krok w kierunku leżącego O’Hary.

- Słabo to wygląda. Mam wrażenie, że ma jakieś uszkodzenia wewnętrzne czy coś. Na pewno miał rozległy krwotok. Wydaje mi się, że mógł to być wylew krwi do mózgu. Obecnie jest w stanie śpiączki. Nie mam odpowiednich urządzeń medycznych, aby go z niej wyciągnąć, a moje zdolności okazują się być bezsilne. Podobnie Pieczęć Kopaczki.

- O ironio jedyną osobą zdolną do wyciągnięcia Fincha z tego stanu jest sam Finch. - Wypowiedziałam na głos myśl, która już wcześniej przyszła mi do głowy.

- No niestety. - Zgodził się. - Potrzebujesz czegoś jeszcze?

- Chociaż nie. Jest ktoś jeszcze kto mógłby pomóc Finchowi. - Powiedziałam enigmatycznie.

- Wiem o kim myślisz. Szeptacz?

- Myślę, że powinniśmy go tutaj zaprosić, całkowicie mu zaufać i zostawić samego z Finchem przynajmniej na pół godziny. - Mówiąc to zerkałam na leżącego O’Harę.

Finch ani drgnął, co nie było w sumie dziwne zważywszy na stan, w którym się znajdował. Jego twarz była woskowo blada, lecz pokryta warstwą potu. Wyglądałby jak trup, gdyby nie lekko, niemal niezauważalnie, poruszająca się klatka piersiowa.

- Nie wiem czy to dobry pomysł - odpowiedział Aniołek.

- Dlaczego uważasz, że to zły pomysł? - Podeszłam bliżej do leżącego Fincha.

- Bo to czarownik, a nie Ojczulek. I Finch mu nie ufa. Szeptacz jest doskonały, wręcz mistrzowski w magii ochronnej, przywołaniach i tym podobnych aspektach, ale nie powierzyłbym mu do leczenia nawet chomika.

Podeszłam jeszcze bliżej Fincha. Przyjrzałam mu się uważnie.

Z bliska wyglądało to jeszcze gorzej. Jakbym patrzyła na starca w stanie agonalnym. Widziałam zapadnięte policzki, ziemistą, woskową, niezdrową skórę. A dodatkowo uszy zlepiała mu poczerniała, zaschnięta krew. Całe ciało miał spocone i w niezdrowym kolorze. Nie dawał oznak życia, poza tym lekkim poruszeniem klatki piersiowej, niemal niedostrzegalnym.

- Cholera, to nie działa. – Przyznałam - Myślałam, że nas słyszy i jak powiem o wpuszczeniu tutaj Szeptacza to się tak tym wkurzy, że się ocknie. Nigdy w życiu nie pozwoliłabym wejść tu temu typkowi, skoro Finch mu nie ufa. - Dodałam wyjaśniająco do Aniołka.

- Aha - roześmiał się cicho. - Myślałaś, że się zgrywa i udaje. Chciałbym, aby tak było - Spoważniał. - Wiesz. Wyczuwam w nim coś dziwnego, magicznego, ale to chyba wpływ Pieczęci.

- Nie, nie myślałam, że się zgrywa, ale podobno ludzie w śpiączce czasem słyszą co się mówi w ich obecności, a że Finch obsesyjnie wręcz nie cierpi tego całego Carra, czy jak mu tam to myślałam, że tytanicznym wysiłkiem woli zmusi się do przebudzenia. Co wyczuwasz? – Zapytałam zmieniając lekko temat. – Możesz to dokładnie opisać.

- Subtelną magię. Sploty, energię, wszystko jednak jakby zakamuflowane czy ukryte, ledwie wyczuwalne. Nie wiem jak to dokładnie opisać. To trochę jakbyś była blisko urządzenia emitującego energię i czuła to na włoskach na ciele. Ledwie muśnięcie, ale czujesz, że coś tam jest. Może Pieczęć działa i pracuje nad jego wyleczeniem. Tak zgaduję.

Zaniepokoiły mnie słowa Aniołka bardziej niż skłonna bym była to przyznać.

- Nie wiem, czy Pieczęć jest aż tak subtelna, gdybym miała zgadywać to powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. – Powiedziałam ostrożnie. - Czy ktoś mógł rzucić na niego czar, jakiś urok, czy coś podobnego? – Zapytałam.

- Na Nexusa!? Mało prawdopodobne. Ktoś musiałby być pierdzielonym wirtuozem. Finch jest … nie do przejścia. Jak bastion lub twierdza, której nie da się sforsować. Jego moc jest przerażająco wielka.

- Bo to co opisałeś zabrzmiało jakby ktoś to próbował ukrywać. – Moja paranoja się zaczęła załączać a mój umysł wchodził na wyższe obroty.

- Niewykonalne na kimś takim, jak Nexus. - Coś jednak w tonie jego głosu, jakieś wahanie, zdradzało, że nie do końca był pewny swoich słów.

- Czyli uważasz, że nie ma się co doszukiwać czegoś czego tam nie ma i po prostu dać Pieczęci działać? – Zapytałam od niechcenia, ale ja już wyciągnęłam nieco odmienny wniosek.

- A ty? Masz jakieś podejrzenia? Coś wyczułaś więcej, dostrzegłaś? - Usłyszałam w jego głosie to, że traktował mnie jak autorytet w dziedzinie spraw nadnaturalnych.

- Po prostu uważam, że w takiej sytuacji trzeba rozważyć wszystkie możliwe opcje, sprawdzić, która z nich jest możliwą, tą najbardziej prawdopodobną i postępować według niej. Jeżeli to co spotkało Fincha było spowodowane tylko wyczerpaniem po przyjęciu na siebie zbyt dużej energii okultystycznej i sama moc lecząca Pieczęci wystarczy to nie musimy nic robić a po prostu zostawić go, żeby odpoczywał i regenerował. Jednak, jeśli zadziało się coś jeszcze i moc Pieczęci nie wystarczy, żeby to naprawić to trzeba to znaleźć i naprawić wyrządzone tym szkody.

- Masz pomysł, jak to zrobić? Zakładając, że to nie zwykłe wycieńczenie wymęczonego organizmu.

- Na razie szukam czy rzeczywiście wydarzyło się coś jeszcze. - Usiadłam na podłodze obok łóżka, na którym leżał Finch, bo ciężko mi było tak długo stać na nogach - Manda go sprawdzała pod kątem możliwych rzuconych na niego uroków i zaklęć?

- Wszyscy od tego zaczęliśmy. Ale poza tym drobnym czymś niczego konkretnego nie znaleźliśmy.

- A Manda badała to drobne coś? – Dociekałam.

- Wyczuła. Spróbowała zidentyfikować, ale uznała, że to Pieczęć wariuje.

Jak dla mnie było to niezbyt wystarczające badanie.

- Mogłaby sprawdzić to dokładnie i wyśledzić pochodzenie tego czegoś? – Musiałam zacząć działać po swojemu, bo oni jak dla mnie prezentowali zbyt lekceważące podejście - Sama też mam kilka pomysłów co mogłabym zrobić, ale musiałabym najpierw odzyskać siły.

- To odpoczywaj. Ja mogę ci zrobić dekot ziołowy, z magią wzmacniającą. Jak innym. To postawi cię na nogi błyskawicznie. Jadłaś już swój bulion? Bo nie mogę tego ci dać na czczo, a troszkę przeleżałaś. jak dla mnie jakieś półtorej doby, chociaż ciężko połapać się w czasie, gdy wszystkie zegarki szlag trafił, a słońce zawsze jest w jednym miejscu na niebie. To jak, przypilnujesz Nexusa, a ja pójdę uwarzyć eliksyr dla ciebie?

- Zjadłam bulion. Mówisz mi, że przeleżałam już półtora dnia? – Zaskoczyło mnie to - Nie przypuszczałam, że minęło aż tyle czasu, myślałam, że to było tylko kilka godzin. Posiedzę tutaj i poczekam na ciebie. A mógłbyś poprosić Mandę i Morgan, żeby do mnie przyszły, jeśli je gdzieś spotkasz po drodze?

- Jasne. Zawołam je obie, jeżeli są na chodzie - Uśmiechnął się i wyszedł.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline