Cóż, wszystko to domniemania. Pewnie już nie pamiętacie Viktora, ale on miał tę samą legendę. Ktoś robił imprezę, on łaził, szukał kolejny dzień.
Wiecie jak działał rytuał. Krew wampirów w kanałach trafiała do de Worde. W jego interesie było, żeby wampirów bez pierścieni było w kanałach jak najwięcej.
Uta wie, że Richard był bardzo towarzyski. Wręcz lew salonowy. Czy impreza miała mieć miejsce faktycznie, czy też od początku była ściemą to trudno Wam ustalić. Zauważcie, że zaproszenia trafiały do wyrzutków. Świeżaków. Cienkokrwistych. Może mieli przepaść bez śladu? A może mieli stać się wartościowymi agentami w siatce szpiegowskiej? Tego raczej się już nie dowiemy
Richard de Worde zabrał tę wiedzę do grobu.