Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2022, 17:19   #2
Connor
Highlander
 
Connor's Avatar
 
Reputacja: 1 Connor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputację
Zygfryd był czarodziejem z zamiłowania i z przekonania. Nigdy nie przypuszczał, że będzie robił w swoim życiu coś innego. Przełom w historii jego życia nastąpił (jak to zazwyczaj bywa) w momencie gdy przechodził kryzys egzystencjalny, gdy ani duże ilości alkoholu ani dziwki również w dużych ilościach nie rozświetlały mroków jestestwa codzienności.

Podróżując przez Imperium w niepewnym okresie swego życia spotkał na swojej drodze umierającego człowieka. Jako, że był z natury człowiekiem poczciwym udzielił mu schronienia i pomocy. Prawdziwej historii człowieka, któremu jedynie odrobinę przedłużył życie nigdy nie poznał. Gdy było już za późno zorientował się, że udzielił pomocy potężnemu nekromancie, a stan w jakim ten się znalazł był skutkiem spotkania z inkwizytorem. W jaki sposób ciężko poraniony uszedł jakoś z życiem pozostało dla Zygfryda tajemnicą.

Zanim Wulfgar ze względu na odniesione rany zmarł i zanim czarodziej się zorientował dał się skusić namowom i obietnicom opanowania wielkiej mocy i nowych czarów. Z początku niczego nie podejrzewając był więcej niż przekonany, że trafił na kogoś kto chciał go nauczyć rzeczy, których nie uczyły lub nie chciały uczyć kolegia magów. Dopiero gdy już było za późno zorientował się, że wkroczył w dziedzinę nekromanckich czarów i został uczniem tej zakazanej w Starym Świecie profesji. Gdy Wulfgar umarł, a Zygfryd wytrzeźwiał zorientował się, że poza nowymi umiejętnościami - było nie było czasem nawet bardzo przydatnymi - miał również wielkiego kaca moralnego.

Z jednej strony kusiła zakazana wiedza i moc czarów nekromanckich. Z drugiej zaś strony poczucie przyzwoitości i chęć czynienia dobra pchała go do poszukiwania rozwiązania jak porzucić sztukę nekromancji i wrócić do swojej poprzedniej profesji, w której było nie było, ale chyba nie był najgorszy.

Rozerwanie wewnętrzne i sytuacja, w której się znalazł powodowało, że w zachowaniu względem innych był dość nieokrzesany lub czasem nawet barbarzyński.
Niestety pod wpływem nekromanckich czarów zmieniło się nie tylko jego zachowanie lecz również wygląd - problemem więc nie było tylko samo porzucenie sztuki nekromancji. Prawdziwym wyzwaniem okazało się przywrócenie skórze dawnego blasku oraz pozbycie się odruchowego ślinienia się na widok zwłok.

Ukrywając jak tylko potrafił swoje związki z magią nekromancji znalazł się na drodze do Tempelhof. Zmiana wyglądu zewnętrznego i zachowania nie ustąpiła mimo zaprzestania nauki nekromancji. Z ostatnich wieści jakie uzyskał właśnie w Tempelhof miało swoją siedzibę Kolegium Światła czyli rada wiekowych czarodziejów, którzy mogą coś na ten temat wiedzieć. Zygfryd był tak bardzo zmotywowany, żeby pozbyć się klątwy nekromancji, że podróżował tam mimo plotek, iż po ostatniej wojnie Kolegium przestało istnieć, a magowie nie żyją. Tak czy inaczej będąc w pobliżu wołał jednak sprawdzić ten trop niż kolejne dwa czy trzy miesiące podróżować do innego Kolegium.

W ten to sposób spotkał na swojej drodze Krugana i oczywiście znowu jego poczucie poczciwości i uczynności sprawiło, że kolejny raz stanął do walki w nie swojej sprawie, żeby uratować obcemu człowiekowi życie. Jakby mu życie chciało coś powiedzieć człowiekiem tym okazała się krasnolud. Im obu zaś pomógł w tej walce elf o imieniu Orgof. Zygfryd gdzieś kiedyś słyszał, że jacyś uczeni w piśmie i nie tylko wyliczyli, że jest tylko jedna szansa na milion, by zaistniało coś tak całkowicie absurdalnego. Jednak ci sami uczeni obliczyli również, że szanse jedna na milion sprawdzają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć. To prawdopodobnie była jedna z takich sytuacji. Inaczej chyba nie można było tego wytłumaczyć, żeby człowiek, elf i krasnolud i do tego dwóch czarodziejów i kapłan znaleźli się w jednym miejscu o tej samej porze to było na pewno coś co nigdy nie śniło się filozofom.

Jako, że Zygfryd nie zwykł stawać wobec siłom losu - a jego nowo poznani towarzysze też nie oponowali - ruszyli dalej razem. Okazało się, że wszyscy trzej podróżują również do tego samego miejsca czyli do Tempelhof.
Nieco po świcie trafili do przydrożnej gospody. Na dziedzińcu ujrzeli wierzchowca i umundurowanego mężczyznę noszącego na piersi tarczę w biało-czerwoną kratę. Zygfryd nie znał się na heraldyce, ale przypuszczał było wielce prawdopodobne, że to jakiś strażnik. Osobiście wolałby uniknąć jakichkolwiek kontaktów z ludźmi zawodowo wścibskim i podejrzliwym. Nie wiedział jednak jak zareagują i jak postąpią jego nowo poznani towarzysze podróży. Zapobiegliwie głębiej naciągnął na głowę kaptur i postanowił się póki co nie odzywał.
 
__________________
Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku?
- Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma.
Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć.
Connor jest offline