Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2022, 19:34   #14
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację




- Zawaliłaś. Zawiodłaś mnie.- rzekł flegmatycznie Tremere rozglądając się po norze, która była obecnie mieszkaniem Ann.
Młoda wampirzyca wyglądała na dość znudzoną wizytą. Nie miała ochoty na rozmowę ze staruchem, choć coś w niej najchętniej by się do niego połasiło.
- Och. - mruknęła bez przejęcia, siedząc na posłaniu, będącym masą kocy rzuconych na podłogę - To przykre.
- To jednak zrozumiałe. Jesteś słaba i niedoświadczona, potrzebujesz bardziej wyćwiczyć swoje talenty. I potrzebujesz motywacji do tego. - Cyril wyjął kieszonkowy zegarek zerkając na niego.
- Spieszysz się na randkę? - parsknęła.
- Patrzę ile czasu ci zostało. Zawiodłaś mnie, więc poniesiesz tego konsekwencje i może nawet czegoś się nauczysz przy okazji. Nie jesteś jedyną Kainitką pod moją opieką. Mam kilku uczniów i jeden z nich… też potrzebuje treningu. Właśnie zmierza tutaj, by cię upiec żywcem. Ma na to czas do świtu, więc radziłbym ci wziąć dupę w troki i uciekać. A potem wykorzystać swoje moce do ukrycia się przed nim. Bo jeśli postanowisz z nim walczyć, mój czas i wysiłek zainwestowany w ciebie okażą się błędem. A ja nie lubię popełniać błędów.- odparł obojętnym tonem Tremere.
Ann skrzywiła się i warknęła gardłowo.
- Tak chcesz mnie zastraszać? - wstała, a w jej ruchach dało się zobaczyć tłumioną agresję - Blefem?
- Powinnaś znać mnie już na tyle dobrze, by wiedzieć że nie blefuję.- odparł spokojnie Cyril.- Masz około piętnastu minut. Radzę się pospieszyć.
- Nie pozwolisz na to. Sam mówisz, że nie lubisz błędów popełniać, a teraz okazałoby się twoim błędem inwestowanie we mnie. Przecież nic takiego się nie stało.
- Zawiodłaś mnie. Zawaliłaś zadanie. Nie potrzebuję wadliwych narzędzi. I wcale nie chcę byś zginęła. To nauka. Dla niego i dla ciebie. Jeśli nie przeżyjesz do świtu to… widać nie jesteś dość dobra, bym inwestował więcej czasu w ciebie. - odparł Cyril ruszając do drzwi i chowając zegarek do kieszeni.- Trzynaście minut, lepiej opuść to mieszkanie. Nie chcemy by ci zwęglił lokum.
- Jesteś walnięty... - ruszyła do wyjścia. Ten świr... Mógł serio wysłać kogoś na nią!
- Jestem potworem i ty też. Jeśli chcesz przetrwać w świecie potworów, musisz szybko się uczyć, albo szybko umrzeć.- odparł wampir wychodząc. Zostawił otwarte drzwi i ruszył do wyjścia. - Śmierć z kosą wisi nad każdą istotą.
Ann zaklęła niewyraźnie pod nosem i bardziej zirytowana niż wystraszona, skierowała się do wyjścia. Ukryć się w Nowym Jorku? Pestka... prawda...?

`

Drżała na kocach w swoim "mieszkaniu", do którego dotarła po poprzedniej nocy pełnej ucieczki, strachu i... ognia. Nasłany na nią Tremere był zdeterminowany spopielić młodziutką wampirzycę, a ogień, który wskrzesił magią...
Objęła się rękoma chcąc zapomnieć.

Czemu część ran pozostała?
Była słaba.
Taka głodna...
I bała się, że przyjdą po nią....

Drzwi do jej mieszkania otworzyły się z cichym zgrzytem. Usłyszała kroki.
Pierwszą reakcją wampirzycy było przygotowanie się do walki do ostatniej kropli krwi. Obnażyła zęby i ustawiła się tak, aby móc rzucić się od razu na niezapowiedzianego gościa... ofiarę...
Może tak ją nakarmi?
Po chwili dostrzegła znajomą sylwetkę. To był jej opiekun elegancko ubrany. Podszedł do jej leża, usiadł na krześle i uśmiechnął się mówiąc.
- Wyglądasz jak gówno, ale… przetrwałaś. Jestem zadowolony.
Rany na ciele Ann były wyraźnie spowodowane ogniem i leczące się w różnym stopniu. Skóra na barku została na tyle spalona, iż prześwitała tam kość.
- Wróg... - warknęła gardłowo - Jesteś wrogiem…
- Gdybym był twoim wrogiem dziewczyno, byłabyś już martwa. Ja nie zostawiam swoich wrogów przy życiu.- skłamał wtedy, ale o tym Ann przekonała się znacznie później. Teraz brzmiał przekonująco.

- On tu jest? - spojrzała w stronę wyjścia. - Sprowadziłeś ogień?
- Nie. On przegrał. Nie zabił cię. Szkoda, że nie widziałaś jego miny jak raportował o swojej porażce. Zupełnie jakby spuszczono z niego powietrze. - zaśmiał się chrapliwie starzec wspominając niedawne chwile. - Z twoich postępów jestem zaś zadowolony.
- Bolało... Ciągle boli... - jęknęła ze zbolałym wyrzutem - I było... - zakryła głowę, chcąc coś odegnać od siebie.
- I dobrze. Znaczy, że nauczyciel był dobry. - odparł Cyril beznamiętnie. - Zapamiętasz udzielonej ci lekcję, a teraz jesteś pewnie spragniona?
- A jak sądzisz?! - ruszyła się gwałtowniej, ale ból jej przerwał cokolwiek chciała zrobić - To się nie leczy... Mówiłeś, że będzie..
- Poparzenia się nie leczą. Nie tak szybko jak inne rany, podobnie jak rany postrzałowe od broni o dużym kalibrze. Głowa też ci nie odrośnie jak ci zetną. Jesteś długowieczna, ale nie nieśmiertelna. - odparł Tremere coś rozważając. Niechętnie rozpiął mankiet i odsłonił nadgarstek. - Masz… pij.

Reakcja Ann była prawie natychmiastowa, kierowana głodem, nie rozważaniem. Rzuciła się do odsłoniętego nadgarstka i wgryzła w poszukiwaniu krwi, której tak łaknęła... oczywiście nie rozważając jakichkolwiek konsekwencji.
Krew starucha była lepsza od wszystkiego czego próbowała, czy to alkoholu, czy narkotyków czy wreszcie krwi ludzi. Nic więc dziwnego że Ann piła i piła, aż została brutalnie odepchnięta od źródełka przez jego właściciela.
- Tyle ci wystarczy.- rzekł władczo Tremere.
Dziewczyna zamrugała zaskoczona, ale tym razem nie była wściekła za to oderwanie od krwi. Prędzej... zasmucona?
- Jeszcze... - jęknęła błagalnie, po prostu wtulając głowę w klatkę piersiową Cyrila.
- Wystarczy… na dziś. Resztę możesz dopić z ludzi jak ci się polepszy. Udaj się do przytułku Schwarza, tak jak zwykle. Tam znajdziesz bezdomnych, których będziesz mogła nieco wydoić. Drogę już znasz, byłaś tam wiele razy przecież.- odparł niewzruszony jej błaganiem Kainita.
- Czemu... - dalej wtulała się w wampira, jak szczeniak - Wolę twoją krew…
- Jak każdy inny Kainita. Niemniej przyzwyczaj się do picia ludzi. - odparł Tremere. - To głównie oni są twoim pożywieniem.
- Oni się łatwo... - zamyśliła się nad słowem - Psują? Przerażają?
- To podchodź do tego subtelnie. Zresztą ci zapijaczeni żule raczej nie są aż tak kłopotliwym posiłkiem? - bardziej stwierdził niż zapytał wampir.

- Zabierz mnie ze sobą. - nagle wypaliła błagalnie.
- Nie. Loża Tremere to nie miejsce dla caitifów. Ba… dla innych klanów też nie.- odparł spokojnie Cyril.
Wyraźnie odmowa zasmuciła Ann.
- Jasne... Jak chcesz. - przeniosła się na własne posłanie, ze zbolałym wyrazem - Co z tym... co mnie gonił?
- Zostanie ukarany za swoją porażkę. - odparł z sadystycznym uśmieszkiem Cyril. - Nie będzie cię więcej nachodził.
- Jak? - mruknęła - To twój Klan. Nie zabijesz go jak mnie chciano...
- On miał cię zabić. Ty miałaś przeżyć. To tylko zwykły konflikt interesów. Nie bierz tego do siebie.- odparł Cyril wzruszając ramionami.- Pomijając sam fakt upokorzenia i degradację pozycji, wymyślę coś poniżającego i bolesnego.
- Nie chcę znowu takiego bólu i strachu... Nie rób mi tego więcej...
- To nie sprawiaj mi zawodu.- odparł pobłażliwie Cyril i dodał głaszcząc dziewczynę po głowie.- Poza tym… nic nie uwalnia nas od bólu czy strachu, takie jest życie… także po życiu.
- Spróbuję... - szepnęła - Ale nie zawsze się da... Jestem słabsza, bo nie mam Klanu…
- Zobaczymy co będzie. Nie widzę potrzeby posyłania cię na misje, których nie byłabyś w stanie wykonać. - odparł Tremere.
- A kiedyś byś widział sens?
- Czas pokaże. - Cyril tym enigmatycznym zwrotem wymigał się od odpowiedzi.

Ann nie mogła sobie przypomnieć czemu niedawno czuła złość na Cyrila. Przecież działał dla jej dobra.
- Kiedy znowu się spotkamy?
- Wkrótce. - kolejna enigmatyczna odpowiedź.
- Książę kazał ci być moim nauczycielem, a ty ciągle mnie samą zostawiasz…
- Ja zaoferowałem cię nauczyć - przyznał się Cyril i dodał. - i cię uczę życia w cieniu ulicy i Klanów, niemniej ty nie jesteś z mojego… a jak już wiesz Tremere mają wiele sekretów, których nigdy nie poznasz. Tobie wystarczy nauczyć się być samodzielną i nie potrzebować wiecznie mojej rączki do prowadzenia przez Świat Mroku.
- Masy rzeczy nie rozumiem... - skrzywiła się niepocieszona - Mówią, że jestem słabsza, bo nie mam Klanu, że jestem błędem, zaraz ktoś mnie zmyje i tak dalej... - pokręciła głową - Bawi ich chociażby to, że nie wiem komu się odgryźć, a komu nie, kto kim jest... - wyglądała na zirytowaną tym, co jej zdążono zaserwować.
- Nikt nie chodzi z Klanem wypisanym na pysku… poza Nosferatu. Ale tych rozpoznasz, jak tylko jednego zobaczysz. - odparł Cyril i machnął ręką. - Niech mówią co chcą… gadać byle Toreador potrafi, ale to nie czyni go potężnym. Takich mięczaków możesz wciągnąć nosem. Większość z tych, co się tak puszą swoim Klanem, nie dożyje drugiego dziesięciolecia.
- Czemu nazywają mnie abominacją?
- Bo czemu nie? Przezwisko tak samo dobre jak każde inne. - odparł Cyril i wzruszył ramionami. - Klan Tremere określają też barwnie za naszymi plecami.
- Ale czemu tak widzą kogoś bez Klanu? - nie dawała za wygraną.
- Klan popiera swoich, klan jest siłą swoich pobratymców… ty nie masz klanu, ty jesteś sama i słaba tą samotnością. Słabymi się gardzi. Jeśli zdołasz zyskać potęgę i siłę, to zobaczymy czy wtedy będą tak chętnie pluć ci w twarz. - odparł sarkastycznie stary wampir.

- To nie mogę być przyłączona do Tremere?
- Nie masz odpowiedniej linii krwi. Nie będziesz miała klanu… nigdy.- skłamał wtedy ukrywając przed nią pewną szaloną opcję.
- Ale jesteś moim opiekunem. Nie możesz mnie przyłączyć?
- Nie mam takiej władzy. Poza tym Tremere to bardzo elitarny Klan. Bardziej niż pozostałe.- odparł krótko i dobitnie Cyril.
- Cyril... Masz mi pomagać, to by pomogło.
- Nie. Mam cię przygotować do życia wśród Kainitów. Nic to nie ma wspólnego z pomaganiem. - zaprzeczył Tremere. - Nie licz na prowadzenie za rączkę czy głaskanie po główce.
Ann westchnęła ciężko.
- Nie sprawiasz by było lepiej... Tylko gorzej. - patrzyła jak na kości barku narasta tkanka - I co to znaczy, że nie mam odpowiedniej linii krwi? Każdy Tremere ma taką samą krew od narodzin? - zapytała bez przekonania, nie wiedząc wiele o Klanach - To jaką ja mam?
- Nie wiem… jakąś krew Sabatu. Kto tam ich wie… buntowników od siedmiu boleści.- wzruszył ramionami Cyril. - Skoro nie wiesz jakiej krwi jesteś, to znaczy, że dla Sabatu byłaś mięsem armatnim posłanym na pierwszą linię, by zginąć w boju… i przy okazji zabić jak najwięcej wrogich Kainitów. Pamiętasz co się stało po przebudzeniu? Co ci kazano zrobić, gdzie wysłano?
- Pamiętam... częściowo moment śmierci, że był ktoś zły, bo uciekać próbowałam. Ból i... tyle. Później jak odzyskałam świadomość byłam cała we krwi, nie tylko swojej. Dość niejasne to... ale nie trafiłam na nikogo z Sabatu. - próbowała przypomnieć sobie - Daty też uciekły. Większości swoich wspomnień nie jestem nawet pewna, bo co raz pamiętam je inaczej.
- To ci nie bardzo pomogę ze znalezieniem rodzica.- odparł Tremere nie chcąc by rozczarowanie wyraźnie przebijało się w jego głosie.
- Przynajmniej nie jestem... z tego... Sabatu. - spróbowała znaleźć pozytyw.
- To już nie ma znaczenia. Teraz jesteś w Camarilli. Nieważne jak bardzo by kpili z ciebie, to inni Kainici ten fakt muszą uszanować.- odparł ciepło stary wampir.
- Nauczyłam się jednak czegoś przez uciekanie wczoraj. - odparła chcąc coś dać od siebie - Ten Tremere w końcu nie mógł mnie znaleźć jak odpowiednio cieniami się okryłam.
- Spodziewałem się, że ci się to uda.- odparł Cyril i wzruszył ramionami.- Zagrożenie życia to dobra motywacja do nauki. Na kolejnej misji ode mnie, pójdzie ci lepiej.
- To musi być z zagrożeniem życia?
- Nie musi, ale… nie zawsze zadanie z którym się zmierzysz, będzie bezpieczne. Lepiej przywyknąć zawczasu.- wyjaśnił Tremere.

- Cyril... Naprawdę nie boisz się dawać innym swojej krwi? - skrzywiła się - Taka śmierć jest... dziwna. Bardzo.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? - spytał się Tremere przyglądając się badawczo młodej wampirzycy.
Ann poczuła się nieprzyjemnie pod tym wzrokiem.
- Czemu pytasz?
- Bo wydajesz się dużo wiedzieć na ten temat. - odparł krótko stary wampir.
- Przecież każdy to wie. Każdy tak robi, nie? - zapytała niepewnie - Ty też na pewno...
- Pojenie tak… nie każdy daje się zabić. A już zabicie w ten sposób to złamanie Maskarady.- wyjaśnił Cyril.
Dziewczyna patrzyła z przestrachem.
- Ale... Nikt nie widział…
- Więc… lepiej o tym nie opowiadaj. Nie skaże cię to co prawda na śmierć, bo nie jesteś jedyną której przypadkiem trafił się diabolizm w Nowym Jorku. Niemniej… nie wypada się tym chwalić. - ocenił Tremere.
- Czyli mam za nich problem? - zapytała wystraszona.
- Cóż… tak… zgodnie z prawem powinnaś być ubita.- przyznał Tremere i wzruszył ramionami dodając. - Acz… i ludzie wszak obchodzą czasem przepisy prawa, prawda?
- Ty mnie nie wydasz? Byłam wtedy zła i głodna, nie wiedziałam co robię!
- Wątpię by los takiej płotki jak ty, był ważny dla Księcia. Nie powiem mu.- odparł pobłażliwie Tremere.
- Nie popełniłam tego w Nowym Jorku...
Uśmiechnęła się lekko po chwili i utkwiła ufne spojrzenie w Cyrilu.
- Naprawdę dziękuję. - spuściła głowę - Wybacz, że byłam zła na ciebie... Nie radzę sobie z głodem i ten strach... ogień... - wzdgrygnęła się - Naprawdę nie mogę pójść z tobą?
- Naprawdę nie możesz pójść ze mną. To sprawy klanu…- nagle odezwała się komórka Tremere. Ten westchnął zerkając na ekran. - A propo spraw… Augusto wzywa na audiencję.
- Augusto?
- Mój szef.- wampir delikatnie odepchnął Ann i ruszył w kierunku drzwi.
- Jasne... - Ann wyraźnie nie była pocieszona, że nie pójdzie z Cyrilem - Ale wrócisz jutro? - dodała za nim.
- Nie sądzę.- odparł Cyril krótko. - Mam dużo… interesów do załatwienia.
Ann nie odpowiedziała dusząc w sobie smutek.



 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline