Orgof lubił przygody. Gdyby ich nie lubił, siedziałby w rodzinnym Athel Loren i z zapałem oddawałby się studiowaniu teorii magii, miast sprawdzać jej zastosowania w praktyce.
Imperium jako takie znał i mniej więcej wiedział, czego można się spodziewać, ale podróż śladami brata wykazała, że życie pełne jest niespodzianek. I nie zawsze były to niespodzianki miłe dla tych, co je przeżyli.
I słowo "przeżyli" miało tutaj największe znaczenie.
- Orgof - przedstawił się tym, których wspomógł w walce z mutantami. - Trzeba sobie pomagać w pozbywaniu się takiego plugastwa.
* * *
Stanowili, zaiste, dziwną grupę - elf, człowiek, a do tego - dziw nad dziwy - krasnolud.
Temu ostatniemu trudno było cokolwiek zarzucić, przynajmniej na razie, ale chociaż połączyła ich wspólna walka i wspólny, jak się okazało, cel podróży, Orgof wolał zachować cień ostrożności.
Z krasnoludami... różnie bywało.
* * *
Z ludźmi też różnie bywało, a gdy Zygfryd naciągnął kaptur na głowę łatwo było się domyślić, że towarzysz wędrówki nie przepada za osobami mogącymi zadawać wiele pytań.
Z drugiej strony - on tez nie lubił za dużo mówić, a odpowiadać na pytanie wścibskich osób - jeszcze mniej.
Ominęli więc gospodę.