Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2022, 18:14   #11
Shartan
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
- Tylko, że na jednego wyglądasz - odparła dziewczyna w czapce, po czym przycisnęła wargi do nadgarstka, by zalizać ranę.
- Maska tysiąca twarzy najwyraźniej szwankuje. Miałem wyglądać na Gangrela - powiedział nieco rozbawiony chłopak. - Z kolei jak miałbym z jakiego klanu jesteś, to strzelałbym, że z Brujah.
- A pewnyś, że ona w ogóle jest wampirem? Ja tam od dawna twierdzę, że wilkołaki wcisnęły nam jakąś dobrze zakamuflowaną konfidentkę. Kwestia osobowości, rozumiesz - Seth wyszczerzył się do Petera, dorzucając konspiracyjne mrugnięcie. Nawet Maxine, mimo usilnych prób zachowania kamiennej ekspresji, wymknął się delikatny uśmieszek.
Peter, wieszcząc nad kulami, potwierdził wstępne przypuszczenia grupy. Wyszarpnięte z eteru migawki przeszłości ujawniły mu, że dwie osoby, do których należały leżące na ziemi kule, nie spodziewały się śmierci. Zostały zaatakowane z zaskoczenia, gdy prowadziły między sobą rozmowę. Dzierżący płomień nieznajomy zaatakował z ukrycia i podmuchem mistycznego ognia zgasił dwa wampirze istnienia. Choć odnośnie tej ostatniej kwestii chłopak miał pewne wątpliwości. Ciała zostały oczywiście spopielone, ale Peter nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wewnątrz sfer wciąż tkwią skrawki świadomości dwójki krwiopijców. Uśpione. Cierpliwie czekające na dogodny moment, by się przebudzić.

Niezbyt spodobało mu się, że labiryncie grasuje morderca. Jeszcze chwilę wcześniej łudził się, że tajemniczy osobnik mógł zabić wampiry w samoobronie, ale teraz nie było wątpliwości, że w pobliżu znajduje się groźny zabójca. Chociaż może nie do końca, bo świadomość wampirów tliła się w kulach. Peter uznał, że bile są czymś w rodzaju nośników nieumarłego jestestwa, do których trafia świadomość w przypadku zniszczenia ciała. Jednak świadomości wampirów, których zniszczono ciała były obecnie uśpione. Prawdopodobnie potrzebny byłby jakiś impuls, by je przebudzić. Peter zastanawiał się, czy moc kul może się z czasem wyczerpać. Jako, że kule, jak wcześniej powiedziała Maxine, rezonowały z vitae, zdaniem chłopaka mogły też potencjalnie posłużyć do wzmocnienia wampirzych dyscyplin. Jednak na tę chwilę były to tylko przypuszczenia.
Po tym, jak naczynie wypełniło się do odpowiedniego poziomu, jego ścianki pokryły zagadkowe wzory. Pete dostrzegł, że przypominają nieco te, które zdobiły wrota. Z tą różnicą, że symbole na kielichu skrzyły czerwienią. Poza nimi, efektów specjalnych było jak na lekarstwo. Czarka zakręciła się powoli wokół własnej osi i zniknęła wewnątrz kamiennego bloku. Kamienna bariera zaczęła się rozstępować, a grupie krwiopijców ukazało się przejście wiodące w ciemność. Inicjatywę, ruszając przodem, podjęła Maxine. Peter postąpił za innymi w ciemność. Wcześniej schował kule z uśpioną świadomością wampirów do kieszeni. Uznał, że głupio by było tak je tu zostawiać i niewykluczone, że mogą w najbliższym czasie się do czegoś przydać.

Brnęli poprzez mrok. Ten przy każdym kroku zdawał się stawać gęstszy. W przeciwieństwie do przestrzeni wokół grupy, która z jakiegoś powodu sprawiała wrażenie progresywnie mniej i mniej stabilnej. Jawiła się jako chwiejna. Chybotliwa. Jakby cały korytarz otwarcie szydził z zasad euklidesowej geometrii. Peter w zasadzie nie musiał obracać się za siebie, by zdać sobie sprawę z faktu, że przejście prowadzące do wcześniejszej komnaty wyparowało jak kamfora. Członkowie grupy wymienili spojrzenia, bez słowa dochodząc do wspólnego wniosku, że pozostało im jedynie brnąć przed siebie. Kiedy chłopak zorientował się, że zebrani nieumarli nie mogą już wrócić do miejsca, z którego wyruszyli, poczuł się lekko nieswojo. Zwłaszcza, że otoczenie zaczęło się radykalnie zmieniać.

Wraz z kolejnym krokiem, wampir o błękitnej cerze poczuł, że parkiet nie tyle osuwa się mu spod nóg, co po prostu odchodzi w zapomnienie. Krwiopijcy zaczęli spadać. Czy dało się jednak spadać ku górze? Bądź w bok? Bo takich doznań doświadczał właśnie Peter. Jakby siła imitująca grawitację targnęła nim w powietrze. Bawiła się nim jak szmacianą lalką. Ale strachu nie było. Z jakiegoś powodu chłopak przeczuwał, że nic mu nie grozi. Mimo wszędobylskiego mroku, był w stanie dostrzec obok siebie sylwetki pozostałych wampirów - także owładnięte nieważkością. A potem nastąpił błysk światła i, zgubiwszy po drodze niemal cały wygenerowany pęd, nieumarli uderzyli z pluskiem o taflę wody.
Pierwsza z odmętów wyłoniła się Maxine. Była zupełnie przesiąknięta.
- Seth, gdybyś mógł... whoa! - niemal straciła równowagę, próbując wygramolić się z szuwarów. Kwestię dokończyła dopiero po wyjściu na błotnisty brzeg.
- Chciałabym, żebyś skorzystał ze swojej unikalnej perspektywy i rozejrzał się wkoło - poprosiła rudego, usuwając spomiędzy włosów podgniły liść.
- Że źle skręciliśmy przy Albuquerque mogę Ci... ghakk... powiedzieć od razu! - Nadeszła odpowiedź w akompaniamencie odkrztuszanej wody.
- Ehm. Potrzebuję nieco więcej szczegółów. Ładnie proszę?
- Ech. Co ja już z tobą mam... -
sarknął chłopak, także gramoląc się na suchy ląd. Gdy już doń dotarł, zaczął szperać za czymś po kieszeniach. Z kolei kruczowłosa przejęła inicjatywę po raz kolejny. - Verna?! Verna! Gdzie jesteś?! Peter?! Słyszysz mnie?! - przycisnęła dłonie do ust i zaczęła nawoływać w kierunku ogromnego zbiornika wodnego. Wywołana wampirzyca wymaszerowała z wody rezonując wrodzoną “pogodnością”. Przypominała nieumarłego topielca, który człapie na brzeg, by z zawiści zadusić pechowych postronnych. Nie powiedziała nic, klapnęła na tyłku obok Maxine i zaczęła wykręcać czapkę. Zapewne wyobrażając sobie, że zaciska wokół czyjejś krtani.

Peter tego, że wpadnie do jakieś wodnego akwenu, zupełnie się nie spodziewał. Musiał teraz wydostać się na powierzchnię. Zaczął płynąć w kierunku, z którego jak mu się zdawało dochodził głos Maxine. Wynurzył się z wody jako ostatni z czwórki wampirów.
- Słyszę. Nieźle zmokliśmy.
Ponownie byli w komplecie. Tylko że nie wiedzieli dokładnie, gdzie. Ale mieli świadomość, że w jakiś sposób przyszło im opuścić zagadkową świątynię. Teraz znajdowali się na łonie natury, o czym świadczyło jezioro oraz okalające je błocko i piasek. Był również wąski skrawek polany, która koniec końców ginęła gdzieś pośród pozornie nieskończonej fali iglastej zieleni. Okazjonalny podmuch wiatru roztaczał sobą delikatny zapach stokrotek, a gwiazdy migały ponuro nad głowami krwiopijców, przypominając im o konieczności znalezienia schronienia. Lokacja, w której się znaleźli wydawała się bardziej przyjazna od tej, którą opuścili. Fakt, że teraz widział gwiazdy nad głową poprawił nieco humor chłopaka. Dokuczało mu natomiast nieco, że przez tę wodną kąpiel był nieco mokry. Nie mniej widok jasnych punktów na niebie przypomniał mu, że dobrze byłoby znaleźć kryjówkę na nadchodzący dzień. O ile do tego czasu sytuacja się nie wyjaśni, a na razie nic nie wskazywało na taką możliwość.

Dzięki swoim wyostrzonym zmysłom Peter odnotował coś jeszcze. Iskry zaścielające nieboskłon, te same, które chwilę temu dodały mu otuchy, wydawały się nie do końca rzeczywiste. Im dłużej na nie spoglądał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu o ich nierealności. Abstrakcyjności? Groteskowości? Uwalniane przez nie światło miało więcej wspólnego ze świątecznymi lampkami niż z ciałami niebieskimi skrzącymi w odległych zakątkach wszechświata, a ogólny kształt sugerował, że jakiś bachor wyrysował je tępą kredką. Podobne zarzuty można było postawić samemu niebu – było ono jak wygnieciona płachta papieru, do której ktoś w pośpiechu przyszpilił pokraczne ozdoby. Ale kto? Jak? Dlaczego? Pete wolał porzucić ten tok myślenia nim ten rozwinął się na dobre.
Skupił ślepia na bardziej przyziemnych kwestiach i spostrzegł, że w oddali, tuż na granicy lasu, znajdowała się jakaś drobna, wykonana z kamieni zabudowa. Nie był to budynek. Bardziej coś na kształt podestu bądź platformy.
- Dobrze by było poszukać jakiegoś schronienia – zwrócił się do grupy.
- Na skraju lasu jest jakaś kamienna konstrukcja. Można by tam się zatrzymać.

Peter podszedł do jeziora i zobaczył w wodzie nieznane odbicie. Poruszył ręką i wtedy uzyskał pewność, że wizerunek, na który patrzy należy do niego.
- To nie jestem ja. Nie ja. Jak, to możliwe?
Chłopak poruszył głową i wciąż wpatrywał się w wodę.
- Nie mogę w to uwierzyć. Nie ma moich pięknych długich włosów, a ze zwierciadła przygląda mi się jakaś obca osoba - powiedział silnie emocjonalnym głosem. Chłopak starał się jakby poszerzyć rękami objętość włosów, ale nie przyniosło to pożądanych efektów.
- To na nic. Jak ja teraz mam…
Peter pochylił się nad odbiciem.
- To nie jest moje ciało - powiedział spokojnie pod nosem, po czym jego spojrzenie powędrowało ku towarzyszom.
- Wy też wyglądacie inaczej niż zazwyczaj czy to tylko ja? - zwrócił się z pytaniem do grupy wampirów. Być może pozostali ze zmiany wyglądu zdali sobie sprawę wcześniej, ale on tak był zaabsorbowany innymi rzeczami, że nawet tego faktu nie zauważył. A kto wie? Być może tylko jego wygląd uległ zmianie?

Seth spojrzał z zaciekawieniem w stronę Petera, ale był zbyt zajęty zleconą mu czynnością, żeby podjąć temat. Pracował nad czymś nietypowym, ugniatając między palcami masę brunatnego koloru. Nadając jej kształt odpowiedni dla zaplanowanej czynności. Poddaną przez białowłosego chłopaka myśl podchwyciła jednak Maxine. Dla niej wyznanie młodzika zdawało się stanowić mały (acz istotny) fragment znacznie większej układanki. Podeszła do pochylonej nad brzegiem jeziora sylwetki i przestudiowała widoczne w tafli odbicia. Koniec końców, podniosła zabłąkany kamyk, a następnie, kucnąwszy obok chłopaka, puściła po powierzchni kaczkę. Świat po drugiej stronie lustra uległ rozmyciu.
- Nie, ja wyglądam tak samo. Seth i Verna również - zeznała czarnowłosa. Jej brwi i nos na chwilę się zmarszczyły. Po drugiej stronie zdeterminowanych patrzałek można było niemalże zobaczyć trybiki z uporem pracujące nad rozwiązaniem poddanej zagwozdki.
- A *w jaki sposób* tu trafiłeś, Peter? Co się stało? Co pamiętasz? - rzuciła nową myśl, chcąc pchnąć ich wspólne rozważania na nowe tory.
- Pójdę się rozejrzeć - rzuciła za ich plecami Verna. Jej kroki zaczęły się oddalać.

Pete poczuł się lekko zaniepokojony swoją „wyjątkowością”. Wcześniej sądził, że jego towarzysze znaleźli się w tym miejscu na takich samych zasadach jak on. Najwyraźniej było inaczej.
- Cóż, ostatnie, co pamiętam, to widok wschodzącego słońca. To był dla mnie bardzo bolesny spektakl, a potem znalazłem się tutaj, Maxine. Wstępnie przypuszczałem, że być może zostałem tu teleportowany, ale najwyraźniej sprowadzono mnie w jakiś inny sposób lub przeniesiono do tego ciała tylko moją świadomość. O ile takie coś w ogóle jest możliwe.

Zmącona rzutem Maxine tafla zaczęła wracać do normy. Peter przyglądał się odbiciu zwracając większą uwagę na swój kolor włosów. Cóż będzie się musiał przyzwyczaić do białego. Zaczął się zastanawiać, czy jego nowe ciało zostało stworzone od podstaw, czy też należało wcześniej do kogoś innego.
- Nie zdziwiłabym się, gdyby właśnie taka sytuacja miała miejsce, ale... wydaje mi się, że istnieją też inne interpretacje. Twoja jaźń mogła trafić tu dopiero po śmierci. Lub jest kopią świadomości kogoś innego. Kwestia ciała przedstawia się podobnie. Mogło zostać skradzione, utkane na wzór już istniejącego lub wyłuskane z czyichś wspomnień. Widziałam dziwniejsze rzeczy. - Tu skierowała spojrzenie na Setha, który właśnie otworzył zaciśnięte dłonie, wypuszczając na światło księżyca garść... owadów. Przypominały motyle widywane w książeczkach dla dzieci, były wykonane z rdzawej gliny, a trzepot ich skrzydeł charakteryzował się mechanicznością, grając Matce Naturze na nosie. Mimo to, insekty bez problemu wzbiły się w powietrze i rozpierzchły po okolicy.
- Oto przykład - skwitowała scenę Maxine, obdarzając jasnowłosego uśmiechem.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 02-06-2023 o 21:13.
Shartan jest offline