Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2022, 19:58   #15
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


- Jerry, Jerry. Co mam ci powiedzieć? Karty mówią same za siebie, wieża nie leży obok królowej kielichów. Tylko przy królu monet. Powinieneś mniej zajmować się swoją żoną, a skierować swoje podejrzenia ku… może partnerowi w interesach? Może też ta karta oznaczać ciebie, jeśli samotnie prowadzisz firmę. Wtedy uważaj na zbliżającą się burzę od strony biznesowej. Rodzinne życie masz spokojne… w tej kwestii raczej nie musisz martwić. -
- Ale… - wtrącał uparcie męski głos w radiu, gdy Jane Love uparcie acz spokojnie tłumaczyła. - Żadnego “Ale” Jerry. Nie masz co podejrzewać żony o romans. Nie masz powodów do zazdrości. Tak mówią moje karty i tak pewnie powiedział ci prywatny detektyw którego wynająłeś.
- Skąd wiesz, że…- zaczął mężczyzna, a Jaine zaśmiała się ironicznie. - Oj Jerry, nie jesteś pierwszym mężczyzną z którym rozmawiam na antenie. Mam duuuże doświadczenie w tych sprawach i nie mam czasu na dalsze przekomarzanie z tobą. Tylu czeka na swoją kolej.
Przerwała połączenie dodając.- Ale kolejny nieszczęśnik dowolnej płci musi poczekać, teraz czas na kawałek muzyczny, a po nim reklamy. Dajmy się więc ponieść kawałkowi o mnie. Ciekawe czy ktoś z was jeszcze go pamięta. - po czym rozległ się rockowy kawałek.
- She'll only come out at night
The lean and hungry…
-

Któremu Ann przysłuchiwała siedząc za ladą kolejną noc z rzędu. Drugą? Trzecią, Czwartą? Równie dobrze mogła być setna.
Stillwater było nudne. Przekonywała się o tym każdej nocy, siedząc na stacji benzynowej za kasą. I czytając gazety, bo choć na stacji wifi, to po pierwsze było słabe. A po drugie odczuwała lęk przed rozładowaniem komórki i przegapieniem rozmowy z Cyrilem. Co prawda krew dotarła. Niewielka fiolka z rubinowym płynem mogła starczyć na jeden łyk. Na dwa jeśli się opanuje i nie wychyli całej za jednym razem. Za mało dla niej, ale z drugiej strony zawsze za mało było.

Noce spędzała tu. Słuchając lokalnego radia (gdyż inne, przeglądając gazety i komiksy. Czasem odzywając się do wchodzących klientów. Tych nielicznych którzy przemierzali puste drogi tonące w ciemności tak gęstej że dałoby się ją kroić nożem. Byli to głównie kierowcy tirów i ciężarówek. Czasem harleyowcy. Kupowali głównie żarcie, słodycze i piwo, okazjonalnie gazety. Same mruki. Podobnie jak ghule Larry’ego. Dwa olbrzymy rzadko przychodziły do sklepu pracując głównie w warsztacie. Jeszcze rzadziej się odzywali. Samego Larry’ego nie widywała nocami. Nie wiedziała gdzie się podziewał. W ogóle rzadko widywała kogokolwiek z miejscowych wampirów poza oczywiście Blake’m. Garry nie ruszał się ze swojego legowiska. Podobnie jak Lukrecja i Nadia czy William. Larry najwyraźniej się ruszał, tylko nie wiedziała gdzie. Na stację wpadał też czasem Joshua patrolujący po zmroku okolicę. Jak na Księcia był bardzo przystępny i sympatyczny. Zupełnie jak nie Brujah, których to Ann poznała w większości, od najgorszej strony. Ale co poradzić, Nowy Jork to teren psów Pawlukowa.

No i oczywiście Clyde Owens, on też wpadał często na stację. Zwłaszcza gdy kończyła zmianę. Wtedy mogła pozwiedzać okolicę w jego towarzystwie. Robił bowiem za przewodnika. Wygadanego i przechwalającego się przewodnika. Dzięki temu wiedziała, że Clyde pracuje w prosektorium pobliskiego szpitala stanowego. I dzięki swoim kontaktom uzyskał dostęp do zgromadzonej tam krwi. I dlatego został zmieniony w wampira. Bo będąc ghulem miał słabą siłę przekonywania i coraz gorzej mu szło z wywiązywaniem się z obowiązków. Przemiana miała pomóc i spełniła swoje zadanie.
I według oceny Ann, był to jedyny powód dla którego dostąpił tego zaszczytu. Nic więc dziwnego że nawet jego własny “ojciec” niespecjalnie się nim interesował. Joshua bowiem po nauczeniu młodego wampira podstaw odpuścił sobie dalsze jego szkolenie. Owens, choć nie zdawał sobie z tego sprawy, nadal był tylko narzędziem w rękach starszyzny. Zmiana statusu nic w tej sytuacji nie znaczyła.

Clyde pokazał jej okolicę. Granice miasta, plażę przy jeziorze. Nawet piramidę… która okazał się omszałym głazem wystającym ze środka bagna. Wedle Clyde’a reszta piramidy była pod wodą, sam obiekt był widoczny tylko dlatego że ostatnie lata były suche i woda opadła odsłaniając jej szczyt. Prawdopodobnie była to prawda, acz… nieduży głaz wystający ponad wodę nie dawał złowieszczego wrażenia, jakiego to można było oczekiwać po miejscu pożerającym młodych Tremere.
Szpital psychiatryczny Ann zobaczyła z daleka jedynie. Nikomu nie wolno się tam było zbliżać. Nakaz księcia. Co prawda za jego złamanie nie groziły żadne kary, ale w przypadku kłopotów nikt nie przyszedłby im z pomocą.
Kilka ciekawszych rezydencji na południowym brzegu jeziora też pokazał. Większość z nich miała mieszkańców, których Clyde nie znał. Wiedział natomiast że należą do Blake’a. A on je wynajmuje poprzez agencję nieruchomości w Nowym Jorku. Wedle Owensa Toreador był obrzydliwie bogaty i należała do niego połowa miasta. Możliwe że przesadzał w tej kwestii, niemniej wspomniał że William zajmuje się codziennym zarządzaniem Domeną Księcia. Wydawał się być szarą eminencją tego miejsca.

Odwiedzanie miejscowego “elizjum” poza uzupełnianiem głodu nie przyniosło nowych korzyści dla Ann. Lukrecja była wiecznie zajęta i niechętna pogaduszkom dla zabicia czasu, toteż caitifka nie dostąpiła zaszczytu kolejnej audiencji. Nie pojawił się przez te kolejne dni, żaden wampirzy gość. Z śmiertelników jedyną ciekawostką był ubrany na czarno wysoki Azjata z monoklem. Ten jednak rozmowny nie był i w Róży załatwiał jedynie sprawunki. Jak się Ann dowiedziała od przyjaciółek w Elizjum, pracował on w jednej z rezydencji jako lokaj jakiejś bogatej damulki. Nie znały jednak ani jego imienia, ani innych informacji na jego temat. Zresztą czy warto było się nim interesować? Był tylko miejscową ciekawostką w nudnym wszak mieście.


Nuda… właściwie definiowała Stillwater. Kiedy emocje związane z osiedleniem się tutaj opadły okazało się że Ann pozostało tylko czekanie na powrót do Nowego Jorku. Noce wypełnione siedzeniem za ladą, przejażdżkami motorem, przekąskami w elizjum i … tyle. Wspomnienia podejrzanych łysków już się zatarły. Clyde pokazał jej wszystko co mógł i choć początkowo zabawnie było obserwować jego gafy i niezdarne próby podrywu, to obecnie zaczynał ją już drażnić. Był nudny jak to miasto, jak to nieżycie.
Monotematyczny i monotonny.

- Kto obecnie się do mnie dodzwonił? Liz? Mmmm… rzadko odwiedzają mnie panie.- zamruczała Jaine Love w radiu, gdy skończyły się reklamy, a Ann odruchowo sięgnęła po kolejny magazyn mający zabić jej czas na tym odludziu. Nie podniosła wzroku, gdy usłyszała zatrzymujący się przed stacją benzynową samochód. Bo niby czemu miała? Stacja była samoobsługowa, a jeśli klient chciał coś kupić w sklepie to pewnie się pofaty…
Dźwięk dzwonka potwierdził przeczucia Ann, jednakże…
- Zamykaj sklepik i bierz swoje klamoty. Jedziemy do Garry’ego. Jest sytuacja. - głos należał do Larry’ego który uśmiechał się po części radośnie, po części złowieszczo prezentując swoje kły.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline