Wug, rzut na Dyplomację: Naturalne 1 na kości, krytyczna porażka. Kat, rzut na Dyplomację: w sumie 20. Sukces. Narzędzia lecznicze są po zniżce i kosztują 3gp.
- Świetnie zatem - główna radna klasnęła w dłonie. - Kontrakt został zawarty. Będę czekać na was tutaj, w ratuszu.
Następnie zniknęła za drzwiami, otoczona kordonem urzędników i strażników.
~
W międzyczasie, medyk zajął się pozostałymi osobami.
Lavena była pierwsza, zaraz za nią paru maruderów i na końcu kolejki
Joresk. Młody, przystojny mężczyzna z lekkim uśmiechem manipulował przyrządami wyciąganymi z wielgachnej torby, nakładał bandaże, rozdawał drobne fiole na ukojenie bólu i kaszlu i nakładał maść na oparzenia.
Na samym końcu tego procesu,
Joresk zbliżył się do potężnego Barbarzyńcy i zmówił krótką modlitwę, a jego ręce rozbłysły złotym światłem. Jeszcze parę chwil i… Rany po oparzeniach zasklepiły się. Czego miejski felczer nie dokazał, tam Obrońca wymodlił u Ragathiela.
Cytat:
Odzyskane punkty wytrzymałości (Aktualne punkty wytrzymałości) Lavena 4hp (14hp) Joresk 11hp (18hp) Wug 6hp (21hp) Reksio: 10hp (20hp)
|
Po leczeniu, do medyka podszedł
Gobelin:
- Dobry człeku dziękuje ci za leczenie nie mam prawa odbierać mikstur naszym wojownikom ale czy masz jeszcze jakiś co mógłbyś mi sprzedać albo chociaż bandaż lub magiczny zwój?
- Zwojów nie mam, bo mag ze mnie żaden - uśmiechnął się człowiek. - Jedyne, co mam, to bandaże i specyfiki warzone przez mistrza Godarta w Elidir.
Wyrzekłszy to, pokazał mu swoją skromną ofertę:
Cytat:
Mniejszy Eliksir Leczenia Ran - 3gp
Bandaże i środek odkażający (2 wykorzystania) - 5sp
Narzędzia medyka (10 wykorzystań) - 3gp
|
Kiedy wszyscy zostali opatrzeni, medyk zapakował do torby dekokty i maści, poświęcił parę minut na zwinięcie wszystkiego i w końcu opuścił salę. Mieszczanie i radni rozeszli się, a ich miejsce zastąpili robotnicy krzątający się w pogorzelisku.
Gobelin, który wcześniej zajął się czyszczeniem spalonych mebli, znalazł kawałek nogi od spalonego stołu, który mógłby służyć jako maczuga. Od biedy.
~
Lavena i
Katerina odeszły, każda w swoją stronę. Półelfia magini, która koniecznie chciała powetować sobie pieniędzmi straty na zdrowiu została w ratuszu, zaś
Katerina udała się do archiwów, chcąc przygotować się do misji.
Krzątanina w głównym budynku ratusza sprawiła, że ten stał się nieco mniej gościnny dla zwykłych obywateli niż zazwyczaj. Główna radna, Greta Gardania, a także jej urzędnicza świta pracowali, niby pszczela gromada. Radni spisywali protokoły, Greta instruowała, co trzeba zrobić - ostatecznie, poza uprzątnięciem pogorzeliska, trzeba było zabezpieczyć ratusz na wypadek dalszych wypadków, wyrzucić strażników na zbity pysk i zastąpić nowymi, a także zamówić i opłacić cieślów, którzy zrobią nowe meble i wymienią spaloną podłogę.
Awanturnicy -
Joresk,
Gobelin,
Valenae i
Wug zostali grzecznie, acz stanowczo wypchnięci na zewnątrz.
Tu, na placu przed ratuszem, zbiegowisko już się rozchodziło. Paru ludzi jeszcze dziwowało się, cóż tam się stało, ale skoro już w zasadzie wszystko się skończyło, ludzie rozchodzili się do swoich zajęć.
Gobelin zauważył, jak Ficko wchodzi do Łaski Maga - pewnie po to, żeby utopić smutki w gorzale, którą zresztą nie pogardzał i często słyszano w Rozgórzu, jak mawiał, że lepsze to, niż babę mieć.
Tymczasem, zza rogu ratusza wychynęły dwie małe sylwetki - Godo i zamaskowany goblin, które zbliżyły się do czterech awanturników. Godo rzekł w te słowa:
- Ładne płomienie, ładne. Czerwone takie - zagaił goblin. - I dym też zacny. Ale gęstszy mógł być, oj tak…
Na słowa Godo, zamaskowany goblin zrobił parę ruchów dłoni, a potem trzepnął go w tył głowy. Godo pogroził pięścią zamaskowanemu i odezwał się w te słowa:
- Morda gada, że widział dwa niziołki, co uciekały w stronę rupieciarni na Wzgórzu. Ale był trzeci ktoś, czekał tam na nich. Duży ludź.
Zamaskowany goblin przedstawiony jako Morda znowu zrobił parę gestów.
- Słyszeliśmy, jak duża pani mówiła. O złociutkich, okrąglutkich, gładziutkich - Godo uśmiechnął się chytrze. - My taką ofertę mamy… My znamy, co w trawie piszczy.
Morda znowu trzepnął Godo po potylicy. Godo zwinął się i zamachnął kułakiem, ale tamten był szybszy, odskoczył.
- Nie trza nam dużo - podjął Godo znowu. - Pięć złotych krążków. Ja wezmę cztery… Morda jeden. W zamian podejdziemy od drugiej strony, przepatrzymy. Może nawet i osłonimy, jak trzeba będzie... Ale karku nie damy!
Na te słowa Morda zrobił wulgarny gest w stronę Godo, ten jednak poniechał.
- No? - zapytał Godo, wodząc czerwonymi oczami po czterech awanturnikach. - Interes jest? Będzie?
~
Lavena, po zakończeniu sprawy z Zewem Śmiałków, pozostała jeszcze czas jakiś w ratuszu. Tam wskazano jej pokój zastępczy zaraz przy wyjściu (zachodnie i północne skrzydła były częściowo spalone i straszliwie śmierdziały dymem), gdzie posadzono ją na krześle i kazano wypełniać różnego rodzaju papiery, podania.
Urząd, zdawało się, znalazł się w sytuacji bez wyjścia: słowom i tyradzie płomiennowłosej Zaklinaczki zdawało się nie mieć końca, dopominania się swoich praw męczyły miłujących ciszę i spokój pracowników ratusza, zaś uskarżanie się na straty moralne i niemalże śmierć poniesioną w płomieniach wprawiało wielu w szewski zapał.
Ostatecznie, po wielu bataliach na miejscu pojawił się jakiś starszy stopniem radny, który kazał wydać
Lavenie pięć sztuk srebra - “aby ruda bestia wreszcie poszła w diabły”, jak udało się podsłuchać półelfce jedną z konwersacji urzędników. Kiedy tylko srebrne monety, znalazły się w dłoniach półelfki, ta została niemalże siłą wyproszona z ratusza, a paru urzędników zamknęło za sobą bramę główną pod pretekstem bycia zajętym naprawami zniszczeń wywołanych przez pożar.
Półelfka jednak nie mogła się oprzeć wrażeniu, że okazjonalne wspomnienia pieśni
Gobelina o heroicznej akcji śmiałków w głównej sai obrad miały całkiem spore znaczenie. Zaiste, pieśń goblińskiego Barda zdawała się brzmieć na długo po tym, kiedy jego palce przestały uderzać w struny lutni. Czy
Lavena tego chciała czy nie, goblin przyczynił się do pięciu srebrnych w jej kiesie, wydębionych od ratusza. Całkiem niezła sumka, jak na odrapane gardło i nieco kasłania.
Rzut na Społeczeństwo: 17. Zdany, wcześniejsze sukcesy Gobelina obniżają DC o 2.
~
Kiedy
Lavena upominała się o swe prawa w ratuszu,
Katerina postanowiła odwiedzić archiwa Rozgórza. Urzędująca tam kobieta, na powołanie się na Gretę Gardanię, zaprezentowała jej stosy papierzysk i rekordów dotyczących dawnych sprawunków między Rozgórzem a cytadelą Altaerein.
Większość papierów była nudna i nie wnosiła niczego - ot, nic więcej nad przydługawe zestawienia jedzenia dostarczanego do twierdzy i daty, kiedy lokalni mieszkańcy stawali się armigerami Czarciej Straży.
Choć nie zachowały się żadne mapy,
Katerina była w stanie wyrozumieć z raportów ogólny plan twierdzy. Ta posiadała północne i południowe skrzydło i skrzydło centralne z dziedzińcem okalanym blankami. Na dziedzińcu znajdowało się zejście do podziemi twierdzy.
Południowe skrzydło zarezerwowane było na baraki, sale ćwiczebne i salę testów armigerów Czarciej Straży, gdzie przyzywano diabły, aby sprawdzić nowych rycerzy piekieł w walce. Na północy było więzienie i sąd zakonu.
Znalazł się fragment opisujący podziemia twierdzy. Te kronikarz opisywał jako “bezdenne, sięgające wielu podziemnych jaskini i któż wie, czy już nie ziem Nar-Voth - a z pewnością tuneli znacznie starszych niż sama twierdza i przeto niebezpiecznych, bowiem otwarte do dostępu plugawych istot nie znających światła dnia.”. Nie wiadomo było jednak, czy była to rzeczywista wiedza spisującego kronikę czy po prostu dzika spekulacja na temat nieznanych jej części.
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Ostatnio edytowane przez Santorine : 13-05-2022 o 05:47.