Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2022, 18:02   #28
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Greta Gardania, przewodnicząca rady miasta jakiegoś „prowincjonalnego miasteczka” w swej „impertynencji” postanowiła odmówić podniesienia wynagrodzenia Laveny. „Czy ta prostaczka nie ma bladego pojęcia, KIM jestem?” sarknęła w myślach czarownica.
— Możesz mieć pewność, o pani, że się o tę dodatkową zapłatę niechybnie upomnę.
Pozwoliła sobie również odnieść do pytania Kateriny odnośnie planu twierdzy.
— Hm. Jeśli chodzi o poszukiwanie samych planów twierdzy, zwłaszcza tych wiarygodnych i szczegółowych, to bez wątpienia próżny trud. Może i nie wyznaję się na takich głupstwach jak wojaczka, ale z pewnych względów dobrze wiem, iż schematy budowy miejsc, które mają służyć obronie, ukryciu lub zabezpieczeniu czegokolwiek, lub kogokolwiek, z założenia są trudnodostępne. Coby nie powiedzieć tajne. Inaczej można by łatwo odkryć ich sekrety, wykorzystać słabe punkty i zniwelować właściwości obronne. Oczywiście uważam Czarcią Straż za skończonych głupców, ale z pewnością nie w tym względzie. Bez wątpienia mają fioła na punkcie zasad, przepływu newralgicznych informacji i własnego bezpieczeństwa.
Nieco później, w trakcie wymiany zdań z goblińskim muzykantem, półelfka z pewnym rozbawieniem wysłuchała stosującego wyświechtaną mowę stworka. Zachowała jednak zwyczajowy, wyniosły wyraz twarzy.
— Hm. To było niemal... wiarygodne. Muszę jednak pogratulować ci doboru wzoru do naśladowania. W końcu idąc za przykładem lepszych od siebie, możesz żywić niebezpodstawną nadzieję, że kiedyś zbliżysz się odrobinę do ich poziomu. Tak czy inaczej, opisując me wspaniałe dokonania, niewątpliwie czeka cię świetlana przyszłość. Pozostań roztropny i nie zbaczaj z tej niezwykle obiecującej ścieżki.

Kiedy reszta awanturników opuściła ratusz, temperamentna sybarytka przeszła do finalizacji swego zamiaru wydębienia... tzn. pozyskania rekompensaty za poniesione szkody materialne i moralne od magistratu. Usadowiona w wolnej od zniszczeń i odoru spalenizny komnacie nader żwawo skrobała piórem po kolejnych formularzach. Sukcesywnie sporządzała też niezbędne podania oraz aneksy, z pośpiechu kilkakrotnie plamiąc inkaustem i niemal przebijając na wylot delikatne arkusze papieru. Tak też, przegryzając różaną wargę, ze zdumiewającą zawziętością wypełniała wyznaczone rubryki i obszernie opisywała wszelkie realne, a głównie domniemane szkody na swym dobytku, dobrym imieniu, poczuciu sprawiedliwości, pojęciu gościnności itd. Na nieszczęście urzędników przy okazji pisania nie odmówiła sobie żywiołowego perorowania swym afektownym głosem o tym co kreśliła, powołując się przy sposobności na liczne prawa skodyfikowane i naturalne, które gdzieś tam zasłyszała albo na potrzebę sytuacji zwyczajnie zmyśliła.

Jak zwykle w jej przypadku nie do końca wiadomo było, ile w tym wszystkim stanowiła zwykła megalomańska egzaltacja, a ile wyrachowana gra. Tak czy inaczej, determinacja wiśniowowłosej była równa jej przekonaniu o własnej wartości. A zatem stanowiła na tyle niepowstrzymaną siłę, że niewątpliwie potrafiłaby poruszyć skałę. Toteż zwykli pracownicy magistratu musieli niechybnie ulec. I tak też się wkrótce stało. Co ironiczne, za jej udziałem sami ponieśli w konsekwencji tych wydarzeń poważne szkody... psychiczne. Na szczęście przed irytującą petentką i wyjątkowo działającym na ich niekorzyść biurokratycznym marazmem uratował ich zdecydowany rajca, który arbitralnie wyraził zgodę na wypłacenie pewnej sumy natrętnej dziewczynie. Jego dosadne słowa nie umknęły szpiczastym tamtej uszom, ale odczuwała już wtedy pewne znużenie z powodu przedłużającego się starcia z aparatem urzędniczym, więc nie zamierzała się specjalnie za to odgrywać. Jednak pozwoliła sobie jeszcze na „krótkie”, teatralne podsumowanie.
— To wszystko? — zapytała retorycznie, ważąc monety w smukłej, urękawiczonej dłoni. — Nie ukrywam, że liczyłam na coś więcej po tym wszystkim, co mnie spotkało. Bo jakiż wasz autorytet i majestat, skoro osobom mej rangi, i to tak ciężko doświadczonym, oferujecie jałmużnę nędzniejszą niż byle datek dla pospolitego dziada proszalnego? Abadar by się uśmiał, przecież to zwykła bezczelność! Phi, czy wy w ogóle pojmujecie, z kim macie do czynienia? Pięć sztuk srebra to ja lekką ręką wydaję na JEDEN zabieg higieniczny, kielich wina lub drobną poprawkę krawiecką. Aż taki włościański zaścianek stanowicie, by kompletnie wykraczało to poza wasze horyzonty? Ba, gdyby ta suma była tak znaczna, jak zdajecie się mi w swym grubiaństwie imputować, wręczając ją w ramach rzekomej „rekompensaty” za wyrządzone mi straszliwe szkody, to bez wahania ofiarowałabym ją waszemu organowi, na poczet poprawy manier i sprawniejszego załatwiania niecierpiących zwłoki spraw. Sądzę jednak, że próżny byłby to gest. Bowiem żadna suma nie naprawi tak daleko idących niedostatków w rozumie i wrażliwości. Ba! Jeszcze trochę i zacznę myśleć o tej parze pozasferowych monstrów, które całkiem niedawno próbowały spalić ten nieszczęsny przybytek obrazoburstwa i bezprawia, jako o romantycznych rewolucjonistach walczących o słuszną sprawę... Ech, w każdym razie nie mogę się już doczekać, kiedy się od was uwolnię. Żegnam ozięble.
Moment przed tym jak skończyła swą tyradę, zawezwana zawczasu dwójka strażników zjawiła się, by odstawić ją do wyjścia. Zatem kiedy tylko ostentacyjnie odwróciła się na pięcie i zadarła wysoko nosa, znalazła się twarzą w twarz z ochroną budynku. Jeden z raptowniejszych zbrojnych mężczyzn próbował nawet pochwycić ją za ramię, lecz ta z zaskakującą szybkością odskoczyła od niego niczym poparzona.
— A cóż ty za jeden, że mnie dotykasz, jakbym była twoją znajomą?! — obruszyła się uroczyście. — Wyjdę sama. Nie w obstawie strażniczych psów.
Tak też uczyniła, choć ochrona wbrew jej życzeniu trzymała się w niepozwalającej na komfort bliskości, nie racząc odstąpić jej choćby na krok, póki nie znalazła się za główną bramą, którą zaraz za jej plecami zamknął pospiesznie jeden z urzędników, wymawiając przedtem tanimi przeprosinami i koniecznością dokonania niezbędnych remontów w budynku.
— Powiadają, że nie wiem, kiedy przestać. Tak jakby to była słabość — rzekła pod nosem, gdy tylko ucichły za nią zawiasy, uśmiechając się do siebie perfidnie. Następnie trzepnęła delikatną dłonią w pękatą sakiewkę. — Cóż, w kategorii przeszkód ta zasłużyła na... dwa punkty na dziesięć.
Niedługo potem znalazła ustronne miejsce, gdzie doprowadziła swoje odzienie do porządku przy pomocy zaklęcia kuglarstwo. Dzięki temu odór spalenizny kompletnie zeń wywietrzał, zaś delikatny materiał nabrał odpowiedniego ułożenia, gładkości i czystości. Mimo to uznała, że potrzebuje nieco się odświeżyć i przygotować przed zbliżającą się podróżą, zatem udała się jeszcze do swej komnaty w „Łasce Maga”. Bez względu na wszystko uważała, że musi zawsze prezentować się doskonale.


W końcu i półelfka zjawiła się w umówionym miejscu przy północnej bramie. Kiedy zaś zauważyła, że nawet Bonheur zjawiła się w praktycznym stroju, tylko wzruszyła ramionami i rzekła.
— No cóż, Lavena wszystko robi... stylowo.
Nieco dłuższe szmaragdowe spojrzenie poświęciła klamrze od płaszcza muszkieterki. Ideały bogini, na której symbol stylizowany był ten element garderoby, były jej niezwykle bliskie, aczkolwiek czarownica nie należała do osób, które oddawałyby cześć komukolwiek. Poza sobą.

Młódka pozwoliła sobie wziąć udział we wszelkich niezbędnych ustaleniach, i bardziej niechętnie, ponieść konieczne finansowe koszta szykującej się eskapady. Niezbyt też ucieszyła ją obecność dodatkowych ciemnozielonoskórych pokurczów, nie mówiąc o perspektywie płacenia im za jakiekolwiek usługi. Aczkolwiek jeśli już miałoby do tego dojść, to subtelnie optowała za wykorzystaniem ich do cna, bez narażania na ryzyko „bardziej wartościowych” członków drużyny. Jeśli zaś chodziło o infiltrację kruszejącej cytadeli, to była zdecydowaną zwolenniczką dyskretnych działań.
— Spokojnie. Nie ma szans, że mnie zobaczą, i jaka szkoda...
Kiedy wszelkie kluczowe kwestie dopięto na ostatni guzik, rzuciła dziarsko:
— No to co? Ruszamy? Wahanie to strata czasu!
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 14-05-2022 o 18:31.
Alex Tyler jest offline