16-05-2022, 09:38
|
#29 |
DeDeczki i PFy | Decyzja zapadła, drużyna została zebrana, pozostawało przygotować się do drogi i wyruszyć do Czarciej Twierdzy. Joresk z uprzejmym ukłonem przyjął miksturę od Kateriny i także opuścił okolice ratusza, cicho nucąc melodię, którą chwilę wcześniej wygrywał Gobelin. Pozdrawiając dawno niewidzianych znajomych, zmierzał żwawym krokiem w stronę części miasteczka zamieszkanej głównie przez górników. - Kerim? - krzyknął, wchodząc do domu brata - Wstawaj, przespałeś pożar!
- Hmmphf? - dobiegło z sypialni. No tak, po nocnej szychcie zawsze spał jak zabity. Ojciec i Refur mieli dzisiaj dniówkę, więc zapewne dowiedzą się o wszystkim dopiero wieczorem. Dopiero po chwili w głównej izbie pojawił się zaspany mężczyzna, wyglądająca niczym starsza kopia Joreska. Przecierał oczy.
- Jor, przysięgam, jak się dobudzę to skopię ci… co do cholery?! - zaklął, kiedy w końcu zobaczył osmalonego paladyna.
- Pożar, mówiłem - wyszczerzył się ten - Nikomu nic poważnego się nie stało - dodał, po czym opowiedział bratu o wszystkim, co działo się w ratuszu podczas gdy Kerim otrząsał się z zaspania i nalewał im po kufelku domowego piwa. Mówiąc, czyścił zbroję i swój ekwipunek z sadzy i pyłu.
- …wychodzi na to, że razem z nimi wyruszam zaraz na Czarcie Wzgórze, zbadać tą sprawę i znaleźć winowajcę - zakończył, sięgając po leżący pod ścianą plecak podróżny.
- Ojciec będzie zachwycony - mruknął Kerim sarkastycznie.
- Jak zawsze. Powinno do niego przez te kilka lat dotrzeć, że moje miejsce nie jest na grubie. Mam misję, mogę sprawić, że świat będzie lepszym miejscem - odparł Joresk, niespodziewanie oschle. Starszy brat wzruszył na to ramionami.
- Ja to wiem, ty to wiesz… - stwierdził z uśmiechem, wstając, gdy paladyn kończył się szykować - Powodzenia, skop im dupy i wracaj cały - powiedział szczerze, gdy uściskali się na pożegnanie. ***
Joresk pojawił się na miejscu zbiórki w tym samym stroju co wcześniej, zadbał jednak, by prezentował się lepiej niż zaraz po pożarze. Częściowo zasłonięte przez płaszcz kółeczka kolczugi pobłyskiwały lekko w świetle słońca, tak samo jak ostrze zarzuconego na ramię faucharda. To wyposażenie, wraz z zawieszonym u pasa mieczem oraz przytroczonymi do plecaka oszczepami i w połączeniu z potężną sylwetką sprawiały, że ich właściciel wyglądałby dość groźnie, gdyby nie sympatyczny uśmiech na przystojnej twarzy. - Witajcie - skłonił się uprzejmie swoim nowym towarzyszom - Niech ogniste skrzydła nas chronią, a nasze ostrza uderzają celnie - pozdrowił ich jednym z błogosławieństw używanym przez kler Ragathiela. Gdy przyszło do planowania wyprawy i ewentualnego wsparcia ze strony goblinów, paladyn był chętny do przyjęcia ich pomocy, lecz jak zaznaczył, miał zaledwie parę miedziaków i zielonoskórzy musieliby zgodzić się na późniejszą wypłatę. Pomysł cichego podejścia nie był dla niego - nigdy nie umiał się dobrze skradać, a jego ekwipunek tylko pogarszał sprawę. Jednak jeśli to nie stanowiło problemu, nie miał nic przeciwko dyskretniejszym działaniom, wszak w ten sposób można było uniknąć niepotrzebnych zniszczeń.
|
| |