Wyglądało na to, że albo wartownikom nie płacili wystarczająco dobrze, albo ten właśnie nie uważał na cieciowych szkoleniach. Poświecił przez kilka chwil w miejsce, z którego usłyszał odgłos, po czym wzruszył ramionami i odwrócił się. Świecąc sobie pod nogi (kolejny dowód na to, że kiepski z niego strażnik) ruszył w stronę kryjących się w krzakach bohaterów. Cała trójka milczała w bezruchu, czekając na sygnał Błażeja.
Był zaledwie parę kroków od nich, więc zostały im zaledwie sekundy…