| EMMA HARCOURT
Kolejny rytuał. Tym razem w piwnicy, pod szerokimi rurami, pośród pajęczyn i cieni. Aniołek zachowywał się jak profesjonalista. Wyznaczył im miejsca, które mieli zająć, aby energia wytworzona podczas rytuału jak najlepiej przepływała pomiędzy nimi. Potem oczyścił piwnicę okadzając ją szałwią i mieszanką specjalnych ziół własnej kompozycji. Resztka, jaka pozostała mu po akcji w sierocińcu. A następnie przystąpił do praktycznej strony inkantując słowa po celtycku. Ten rytuał miał zdecydowanie druidyczne podwaliny i Emma złapała się na tym, że poprowadziłaby go inaczej. Bardziej sięgając epokii wiktoriańskiej.
Aniołek zaczął lśnić. Jego włosy, jego broda rozjaśniły się od wewnętrznego światła, które następnie przelewał w Fincha smugami energii niewiele grubszymi od dentystycznej nici. Aniołek splatał ze sobą te nici, tkał je w celtyckie wzorce ze światła i oplatał nimi ciało O'Hary. A kiedy był gotowy do ataku na obcą magię, uderzył z całą siłą, na jaką go było stać. Siłą wzmocnioną przez resztę uczestników ceremoniału.
I wtedy dopiero się zaczęło.
Kiedy Emma przyłączyła się do kręgu energii, w momencie gdy Aniołek przypuścił atak, nadeszła kontra. Potężna, nieludzko wręcz silna fala przeciwstawnej im mocy uderzyła w nich, niczym fala czarnej wody. Ktokolwiek rzucił klątwę, był bardzo silny. Zdecydowanie silniejszy niż Aniołek czy Morgan, silniejszy nawet niż Emma. Pojedynczo zmiótłby ich w kilka uderzeń serca. W grupie mieli szansę, ale zmagająca się z naporem złej woli wroga Emma nie miała pojęcia, j duża jest to szansa.
Morgan wrzasnęła, ale krzyk ten doleciał do Emmy z daleka, bowiem w tym samym momencie poczuła, jak trzy lub cztery wrogie umysły, próbują ją schwytać, zdusić, złapać. I wtedy zrozumiała.
Czarownik nie był sam. Również działał w kręgu, w związanym łańcuchu mocy. To dlatego był tak silny i potrafił zrobić to, co zrobił.
Walcząc o swoją wolę Emma uderzyła w trzy czarne, atakujące ją kształty, próbujące schwytać ją, przycisnąć, złamać jej ducha.
Stała przed nimi w piwnicy, która przestała być piwnicą, a zmieniła się w dziwną przestrzeń cieni, dymu i mgły. Postacie, które ją zaatakowały były cieniami, czarnymi kształtami tańczącymi i skaczącymi wokół niej z furią. Broniła się i uderzała metodycznie, odpychając je od siebie, i nagle poczuła, że nie jest już sama. Że obok niej jest Aniołek i ktoś jeszcze. Ale to nie była Morgan. To był O'Hara. Poczuła jego dłoń w swojej dłoni. Ciepło jego energii niemal parzyło.
- Świecimy razem, niczym gwiazdy - albo jej się zdawało, albo powiedział coś równie głupiego, a potem, jak kiedyś przy masażu, jego energia uwolniona przez nich z pułapki, połączyła się z jej energią i cienie, które próbowały ich powstrzymać, uwięzić, zranić, z wrzaskiem pierzchały na boki.
Emma otworzyła oczy czując, że rytuał dobiegł końca. Manda musiała jeszcze powiedzieć, kto zaplótł tę sieć.
Otworzyła oczy i zobaczyła Alicję. Trzymała za rękę Morgan. A w zasadzie trzymała ją za złamany nadgarstek. Obok, na ziemi leżał długi, czarny sztylet zrobiony z obsydianu. O'Hara siedział tam, gdzie go położyli. Aniołek siedział oparty o ścianę. Wymęczony ale cały. Manda stała zamkniętymi oczami najwyraźniej trzymając ślad astralny pozostawiony przez czarownika i jego krąg.
Ale to Kopaczka trzymająca Morgan w stalowym uścisku i sztylet na ziemi skupił całą uwagę Emmy.
- Wróciłem - O'Hara uśmiechał się szeroko, a Pieczęć na jego piersi płonęła czerwono-pomarańczowym światłem. - Ale to nie koniec kłopotów.
A potem, gdzieś nad nimi, usłyszeli odgłosy strzelaniny. Kanonadę i krzyki. Stłumione przez drzwi i cegły nad nimi.
Mimo złamanej ręki Morgan zaczęła się śmiać. Śmiechem szaleńczym i złym, od którego Emmie przeszedł zimny dreszcz po plecach. |