Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2022, 08:25   #102
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Pieniek i Sparks gdzieś zniknęli a on, trochę zagubiony, a trochę oczarowany w tym świecie utkanym z mgły i popiołów przyglądał się temu wszystkiemu z takim samym zainteresowaniem jak kiedyś dźgał kijkiem oblepione muchami truchło kota. Nie był w stanie powiedzieć ile czasu tak spędził sunąc leniwie wykoślawionymi, nienaturalnymi uliczkami Sionn, przyglądając się nienaturalnym strukturom miasta, jego nie-mieszkańcom. Odnajdywał w tym jakieś przerażające piękno, które warto by było uchwycić w obiektywie aparatu, którego niestety teraz nie miał przy sobie. Rejestrował więc te obrazy w swojej głowie. Czy trwało to chwilę, czy dni. Czas w tym miejscu zdawał się nie istnieć. Odległości zdawały się nie mieć znaczenia. Prawa fizyki nie obowiązywały.


Po tym nie-czasie zaspokoiwszy swą pierwszą ciekawość, nasyciwszy zmysły, w końcu przypomniał sobie po co tutaj przybył. Zadrżał, gdy zdał sobie sprawę, że może pozostać tutaj, w tym nie-świecie jeśli nie odnajdzie właściwej drogi i miejsca. Przywołał w pamięci obraz człowieka, którego musiał odnaleźć, który go tutaj przyciągnął, za którym podążał. Przywołał też w głowie miejsce, w którym się z nim skonfrontował wieki temu.

Zrobił kilka kroków, a właściwie przemieścił się nad ziemią. Szybko zdał sobie też sprawę, że wystarczy pomyśleć o celu podróży, aby odnaleźć do niego właściwą drogę. W jakiś nieprawdopodobny sposób ścieżki naprostowały się przed nim, a on sam niezwykle szybko pomknął jedną z nich, jak gdyby prowadziła przez nią niewidoczna kolejka. Górski krajobraz oraz okoliczne lasy rozmyły się tym samym w jedną, szarą mgłę.

Nie minęło kilka chwil jak trafił na wzniesienie, z którego mógł już dostrzec drewnianą chatę. Równie prędko opuścił pagórek i zmierzył w kierunku zabudowania. Wyglądało na pozornie opustoszałe, a jednak wyczuwał tu jakieś strzępki emocji, które zdawały się błądzić po tym miejscu niczym zapomniane duchy przeszłości. Gdy jednak próbował się skupić na jednej z nich, w jakiś sposób przyciągnąć do siebie, te od razu ulatywały z jego głowy.

Pokręcił się tak chwilę, uganiając się bez efektu za efemeryczną materią, a gdy te bezowocne próby już mu zbrzydły przeniósł się do opuszczonego miasta, skąd tak nie-dawno uratował Robin.

Zrobił jeden ruch i dom Pieńka natychmiast został za jego plecami. Kolejną chwilę później znów pędził przed siebie, choć nawet nie odczuwał ogromu swojej prędkości. Niebawem „wyhamował” też siłą woli, aby ujrzeć wokół siebie mroczne pogorzelisko. Mimo że okoliczne totemy zostały spalone, ich części nadal jarzyły się niezwykłym światłem.
Miasteczko wciąż pozostawało wymarłe, ale tylko jeśli chodziło o ludzi z krwi i kości. Huw dostrzegł tu sporą liczbę widm, które kręciły się po ruinach. Te w dalszym ciągu nie wchodziły mu w drogę. Jednocześnie zauważył tu dość ciekawą zależność: duchy zdawały się podążać wzdłuż jakiejś marszruty. Część znikała przy północnej ścianie lasu, lecz zdecydowana większość wędrowała na zachód.

Postanowił przyjrzeć się temu bliżej. Wpierw przesunął się na północ, gdzie ujrzał że zmory rozchodzą się na różne strony i kręcą po lesie, by zaraz potem ruszyć za duszami, które podążały na zachód.

Wtopił się w przedziwny pochód i ruszył wraz z nim ku górom. Piętrzące się masywy nie stanowiły już dla niego żadnego problemu. W każdej chwili mógł wybrać sobie dowolne wzgórze lub wzniesienie i przystanąć na nim w mgnieniu oka.

Równocześnie stale towarzyszył pozostałym, szarym sylwetkom. Zauważył, że widma zdawały się konsekwentnie poruszać w jednym kierunku i tylko czasem kilka z nich odłączyło się, ruszając w swoje strony.

W ten sposób dotarł do podnóża jednej z gór. Nie był pewien co to za miejsce, ponieważ nigdy nie był tu na żywo. Wątpił też, aby mógł samodzielnie odnaleźć to miejsce pośrodku kompletnej dziczy.

Zatrzymał się, dostrzegając płonący energią okrąg między drzewami. Bez problemów zidentyfikował go jako kolejną bramę. Dalej, tam gdzie grunt opadał nagle ku dołowi, dostrzegał ogromną łunę. Była jednakże tak jasna, że nie potrafił dojrzeć co takiego kryła.

Sam portal przypominał z grubsza to, czym przeszedł w kotłowni szkoły. Widma zbliżały się do przejścia z różnych kierunków, po czym następowało coś na rodzaj krótkiego spięcia. Po drugiej stronie niedoszłe zjawy wychodziły już jako ludzie. Byli to głównie starsi jegomoście w roboczych ubraniach, ale tyle Lwydowi wystarczało, aby ich rozpoznać. Część bez problemu zidentyfikował jako tych, którzy w opuszczonym Aberdar uczestniczyli w obławie.

Wszyscy zmierzali bezpośrednio w kierunku łuny, której Huw wciąż nie potrafił przeniknąć wzrokiem.

Domyślił się, że to jest to miejsce, którego szukali śniący z majorem i to do którego udał się Pieniek. Tam gdzie ma się dokonać. Jak jednak miał ich o tym poinformować? Czy był w stanie dokonać skoku do Maddox, porozumieć się z Thompsonem bądź jego ludźmi, wskazać im drogę i wrócić? Zbyt dużo niewiadomych by któryś z elementów mógł pójść nie tak. Z drugiej strony nie chciał się pchać na ślepo w portal i wyskoczyć w środku tłumu żadnych mordu okultystów. Te zjawy w końcu po przejściu przez bramę mogły przybrać realną postać.

Ten ciąg rozumowania był strzępkiem myśli, która błysnęła nu w głowie w jednej chwili.

Łuna oślepiała go i irytowała. Postanowił jeszcze okrążyć przejście i źródło energii, mając nady, że dostrzeże coś więcej niż blask.

Ominął portal łukiem, z którego co jakiś czas wychodzili ludzie Pieńka. Jednocześnie kolejne widma zmierzały tam z kilku innych stron, więc wszystko to wyglądało na większe poruszenie.

Lwyd zechciał przemieścić się na dół uskoku i tak też za chwilę nastąpiło. Spostrzegł też, że to, co wyglądało pierwotnie na niewielką nieckę, było w istocie rozleglejszym obniżeniem terenu. Na miejscu dostrzegał wielu mężczyzn oraz nieliczne kobiety. Wszyscy otaczali półkolem jakiegoś mówcę na płaskiej skale. Potrzebował jedynie chwili, aby pojąć że jest nim Pieniek. Mimo swojej kontuzji Anderson przemawiał donośnie i egzaltowanym tonem, aczkolwiek po tej stronie do Siwego docierało tylko coś na rodzaj buczenia.

Skupił się na jaskrawym świetle. Emanowało ono bezpośrednio z wnętrza góry przed nim. Huw widział jedynie otwór w litej skale, gdyż jasność wypełniała wyłom tak mocno, że nie było możliwości, by wejrzeć dalej.

Tutaj właśnie, niczym grom z jasnego nieba dopadło go coś jeszcze. Przez sekundę miał wrażenie, że oto stoi między tłumem całkiem przytomny. Wtedy świat znów nabierał ostrości oraz kolorów, a jego myśli wracały na swoje miejsce. Prawie już dostrzegał, co kryła wyrwa, lecz moment później znów był w świecie abstrakcji i odpływał gdzieś daleko.

Potem wszystko się powtórzyło. Przez krótki odprysk czasu doznał kolejnego mikro-oświecenia i równie szybko osunął się w niebyt. Nastąpiło to jeszcze kilka razy, lecz z każdym cyklem postępujące zagubienie było tylko intensywniejsze. Pod koniec któregoś z nich ledwo potrafił już spamiętać kim oraz gdzie jest. Wtedy też z najwyższym trudem wycofał się na poprzednią pozycję, gdzie zjawisko nie miało nad nim panowania.

Nie zamierzał już więcej zbliżać się do wyrwy w skale. Zdawał sobie sprawę, że ryzykuje w ten sposób utratę zdrowych zmysłów. Postanowił teraz działać szybko. Wyciągnął telefon z kieszeni i chociaż nie miał pojęcia czy to w ogóle zadziała, przysunął się do portalu i wsunął go na drugą stronę. <szurnął po podłożu, stara się za blisko nie podchodzić do bramy> Miał nikłą nadzieję, że Gryffith złapie jego lokalizację.

Kiedy jednak sięgnął ręką po komórkę, natrafił na pustkę. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do braku swojego ciała oraz przedmiotów, które przy sobie nosił. Spróbował raz jeszcze, lecz szybko pojął jak było to daremne.

Następnie skupił się na miejscu, w którym był. Starał się zapamiętać jego naturę, wyryć w pamięci, aby później być w stanie tutaj wrócić, po czym skierował się do wnętrza twierdzy Maddox mając nadzieję w jakiś sposób skontaktować się ze śniącymi a jeśli nie to odnaleźć majora i naprowadzić go na szczelinę.

Wystarczył jedynie akt woli i już przemieszczał się między wzniesieniami oraz siecią dolin. Gdzieś po drodze dostrzegł jeszcze zarys ruin, w których Malcolm oraz jego koledzy znaleźli sprzęt śledzący. Nie miał jednak teraz czasu na tę konkretną stertę kamieni.

Wzniósł się nad poziom chmur i popłynął wzdłuż skalnej potęgi góry Maddox. Jej ściany załamywały się pod nienaturalnymi kątami, przez co wyglądały jak kubistyczne dzieło boskiego rzeźbiarza. Będąc już na samym szczycie, odniósł wrażenie, że droga do twierdzy oraz jej lochów stale ulegała zmianom. Natomiast będąc już w środku zauważył kilka snujących się po zamczysku postaci - zapewne tych, którzy zostali tu jako straż. Mimo całego mętliku, ostatecznie bez większych problemów trafił do celu.

Miał wrażenie, że ledwie kilka sekund temu obserwował przemawiającego Pieńka, a obecnie stał między śniącymi w przygotowanej dla nich sali. Wokół leżących postaci nachylały się inne, które intonowały swoje pieśni, zaś wszystkich zgromadzonych osnuwały opary z kadzideł. Widział już wcześniej ten spektakl, po drodze do siedziby majora, lecz wtedy był na jawie. Teraz potrafił zaobserwować jak muzyka tworzona przez zaśpiew dosłownie wibruje w powietrzu, swoim tembrem przeobraża wszechobecne opary i wreszcie nadaje im fantastyczne kształty. Obrazy te, spektakularnie tworzone przez kłębiący się dym, wisiały bezpośrednio nad śniącymi i przedstawiały głównie ich fantomowe odpowiedniki, które błądziły po korytarzu. Dla Huwa było jasne, że widzi sny zgromadzonych, choć jednocześnie w jakiś pokrętny sposób były dla niego całkiem realne, prawie że namacalne.

Znalazł tu również Eliasza oraz Robin. Śnili oni jedną, wspólną scenę: obydwoje stali w jakimś bogato zdobionym pokoju wraz z mężczyzną w garniturze. Rozmawiali o czymś, wskazując obraz na ścianie.

Skoro śnili, a Huw był czymś nierealnym jak ich sen, może w ich śnie będzie kimś realnym? Nie wiedział czy ta pokrętna logika miała choć trochę sensu ale warto było sprawdzić. Przysunął się do nich chcąc sprawdzić czy go zauważą bądź choćby wyczują jego obecność.

Chwilę potem, gdy to zrobił, cała trójka odwróciła się w jego kierunku. Z miejsca gdzie stał, miał wrażenie, że znajduje się trochę ponad nimi. Reszta pokoju była dla niego niewyraźna, a same szepty zebranych zniekształcone, ale wyglądało na to, że mieli ze sobą jakąś „łączność”.

Robin zatrzymała się w pół kroku, zaintrygowana widokiem który pojawił się na jednym z obrazów. Rozmyty, jakby szarawy, dość niewyraźny. Ale nie miała żadnych wątpliwości.

- Huv?- odwróciła się w stronę mężczyzn, którzy jej towarzyszyli, ale wyglądało na to, że nawet gospodarz nie spodziewał się tego widoku. - Jak to możliwe? Ktoś go wyśnił? Ja nie.. Czy,.. - głos jej zadrżał - to znaczy, że on nie żyje?

- Ja? - Siwy był zaskoczony, że w tak prosty sposób udało mu się nawiązać kontakt. - Nie, wszystko w porządku. Jestem w drodze między bramami, które podtrzymują totemy… Słuchajcie - wiedział, że to nie był czas na zaspokajanie ich ciekawości. - Pieniek zebrał swoich ludzi przy szczelinie, z której rozchodzi się energia. Byłem tam i prawdopodobnie będę w stanie tam wrócić. Chciałbym przekazać lokalizację majorowi i jego ludziom ale nie wiem jak.

- Ktoś z nas musiałby zapamiętać współrzędne i się obudzić.. Chyba. - powiedziała kobieta.

- Przewidywaliśmy taką opcję. Właśnie gdybyśmy się czegoś tutaj dowiedzieli - powiedział Eliasz. - Co prawda poszliśmy spać po czymś bardzo mocnym, ale nie zaszkodzi spróbować.

- Ty teź śnisz? - Robin dopytała tymczasem Huwa.

- Nie, to chyba nie sen - odparł po namyśle, - raczej rodzaj jakiejś niematerialnej podróży między światami? - Zabrzmiało niepewnie. Bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.

- Hmm - Robin pokiwała głową. - Działo mi się tak, jak byłam w szpitalu. Wydajesz się to kontrolować, lepiej niż ja wtedy.

Wzruszył ramionami.

- Ta wyrwa… to przez nią to szaleństwo rozlewa się na okolicę. Chcę spróbować ją zamknąć.

- Tak mi się zdaje. Gdy tylko się do niej zbliżałem, mój stan świadomości się przełączał. Czułem, że tracę zmysły. Naprawdę możesz to zrobić?

Teraz ona wzruszyła ramionami.

- Wygląda na to, że mam talent do kreowania i wpływania na ten świat. To daje nadzieję… na ten moment nie widzę innych opcji.

Roderick znacząco chrząknął. Dopiero teraz Huw zorientował się kim ten człowiek właściwie jest i że już wcześniej go spotkał, choć w zgoła innej wersji.

- Mogę pomóc wybudzić waszego przyjaciela. Dotychczas nie miałem takiej potrzeby, ale teoretycznie posiadam pełną kontrolę nad tym miejscem, więc i w pewnym sensie nad wami.

Eliasz spojrzał to na Robin, ku Wellsowi i wreszcie na Huwa.

- Jeśli o mnie chodzi, jestem gotowy.

- Dobrze - odparł Siwy. - Nie mam co prawda współrzędnych, ale dość dobrze przyjrzałem się temu miejscu i okolicy, w której się znajduje. - Tutaj odtworzył z pamięci każdy szczegół, który zapamiętał. - Mam nadzieję, że te informacje okażą się przydatne.

Eliasz słuchał Huwa, kiwając głową. Kiedy tamten skończył, Addington stwierdził tylko:

- Tyle mi powinno wystarczyć. O ile nie obudzę się jako sepleniący idiota.

Następnie zwrócił się do Robin.

- No, to by było na tyle. Chyba pozostaje życzyć ci powodzenia.

- Nam - sprostowała Robin. - Pilnuj się.

Siwy przypomniał sobie widmowe postacie kłębiące się przed portalem i moc bijącą od szczeliny. Przejście przez bramę wydawało mu się aktem samobójczym. Jeśli Robin nie zrobi swojego a major nie dotrze z ludźmi na czas…

- Tak, jasne - uśmiechnął się słabo. - Powodzenia!
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline