Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2022, 18:20   #119
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Patrycja - prolog

Maj 2012

Dochodziła godzina 13, Patrycja siedziała właśnie w warsztacie, rozbierając komputer "zepsuty" przez domorosłego speca od elektroniki. Facet naczytał się w internecie jakichś pierdół o sprzęcie i oddając go udawał nie wiadomo jakiego eksperta, oczywiście traktując ją jak idiotkę. Już zdążyła założyć się z szefem o dyszkę, że to żadne "fabryczne uszkodzenie chipsetu", tylko ciołek napakował za dużo pasty termoprzewodzącej albo zasyfił wnętrze kurzem.

Drzwi do sklepu otworzyły się - dziwne, Marek dopiero co wyszedł po lunch… Gdy wyjrzała z przestronnego zaplecza, w której dokonywała się większość warsztatowej magii, zobaczyła klientów. Dwóch typków postury i wyglądu dresiarzy rozglądało się po pomieszczeniu sklepowym - półkach zastawionych różnego rodzaju podzespołami i ladzie pełnej akcesoriów, myszek, kabli i temu podobnych. Wyglądali na zniecierpliwiony albo zdenerwowanych.

Patrycja westchnęła. Obsługa klienta nie należała do jej ulubionych zajęć. Nie kiedy co czwarty był pewny co się zepsuło, a co drugi nie wiedział absolutnie nic co jest nie tak z jego maszyną.
- Momencik! - zawołała wstając od swojego stanowiska pracy. Wytarła dłonie ściereczką i wyszła do dwójki.
- W czymś pomóc? - zapytała opierając się o ladę.
Widząc ją, jeden z byczków uśmiechnął się obleśnie.
-Tak, możesz mi - nie dokończył, po drugi zdzielił go po łbie i zabrał głos - Pokaż, jakie macie najdroższe laptopy - powiedział, wciąż zdenerwowany.
"Oho" pomyślała patrycja przecierając twarz. "Zaczyna się".
- Nie sprzedajemy tutaj sprzętu. Mamy co najwyżej części. My tu naprawiamy elektronikę.
- Chuj mnie to obchodzi - warknął typek - Dawaj najdroższe lapki - zrobił dramatyczną pauzę - I całą kasę.
Patrycja zacisnęła usta w kreskę.
- Ok… - powiedziała mniej pewnie. Cofnęła się o krok podnosząc ręce do góry. - Idę po sprzęt, jest na zapleczu.
Krok po kroku zaczęła się wycofywać. Klucz powinien być w drzwiach. Tracąc opanowanie ostatni kawałek skoczyła aby jak najszybciej zamknąć je za sobą.
Takiego zachowania bandziorki nie przewidziały. Wydawało się, że w ogóle niewiele działo się w ich głowach. Ledwie zatrzasnęła drzwi, a zza nich potoczył się stek wyzwisk i bluzgów. Dopiero po chwili usłyszała coś zrozumiałego.
- Kurrwa, zostaw, zabieramy sprzęty, kasę i spierdalamy!
- Debilu, ona nas widziała, psom nas sprzeda!
Po tym nastąpiło potężne uderzenie w drzwi, jakby ktoś próbował je wyważyć. I kolejne… Patrycja na moment przymknęła oczy, a potem poczuła, jakby jednocześnie spadała i coś ją ciągnęło.
Gdy je otworzyła, okazało się, że światło w kanciapie zgasło. Nagle zrobiło się też bardzo zimno, a do jej nozdrzy dostał się lekki swąd spalenizny i jeszcze czegoś, ciężkiego do rozpoznania. Było też zupełnie cicho. Żadnych okrzyków ze sklepu, ale też żadnego szumu samochodów, tramwajów… Kompletna cisza, jeśli nie liczyć wiatru hulającego na zewnątrz.
Patrycja wiedziała, że mieli rację. Zamierzała ich wydać na policje. Ba, zamierzała sięgnąć po komórkę jak tylko zatrzaśnie drzwi, ale nagła zmiana w otoczeniu kompletnie zniwelowała ten plan. Pierwsza myśl była - czy oni coś zrobili? Wyłączyli prąd, spalili kable? To by miało sen, bo nie siedziałaby w płonącym budynku. Tylko, że nie czuła ciepła. Co się też stało z innymi odgłosami? Drugą szaloną myślą było, że coś wybuchło i dlatego tak cicho. Tylko gdzie w Polsce ataki terrorystyczne? No i skąd by ta kanciapa wytrzymała?
Nie mogąc znaleźć sensownego wytłumaczenia Patrycja postanowiła, że zaryzykuje i otworzy drzwi. Po omacku zaczęła szukać klamki, którą wcześniej puściła aby zaprzeć drzwi.
Drzwi w pierwszej chwili nie chciały się otworzyć, musiała naprzeć na nie barkiem. Gdy w końcu puściły, wytoczyła się na środek zdewastowanego pomieszczenia. Zniszczone lady, zero jakiegokolwiek sprzętu, odrapane i poprzypalane ściany, wszystko pokryte grubą warstwą kurzu… Na zewnątrz było jeszcze gorzej - ulica przypominała jej krajobraz Warszawy tuż po drugiej wojnie światowej. Wszechobecne zniszczenia, budynki zamienione w sterty gruzu, pozgniatane i popalone samochody, dawno przeżarte przez rdzę… Swąd spalenizny dopełniał ten dziwny, kwaśny posmak powietrza.
Kobieta stała w oniemieniu.
- Co do..? - wyszeptała z niedowierzaniem zaczęła się rozglądać dookołą i szukać tych dwóch typków. Może i chcieli okraść sklep ale śmierci im nie życzyła. Nie rozumiała co się właśnie stało.
Nigdzie nie było śladu po typkach. W ogóle najbliższa okolica wyglądała, jakby nikogo, i w sumie niczego, dawno tutaj nie było. Pustka była wręcz dojmująca, podobnie jak chłód - tak jakby był początek marca, a nie połowa maja… Szyby w oknach okolicznych domów były powybijane, a drzwi porozwalane.
Dalej niedowierzając w to co widzi kobieta ruszyła dalej, na ulicę. Rozglądała się szukając jakiegoś wyjaśnienia, czegoś co by ją naprowadziła na cokolwiek co mogło wytłumaczyć co się stało. Wiele rozwiązań przychodziło jej do głowy, ale miała wrażenie, że im dalej o tym myślałą tym bardziej miałą wrażenie, że to nie może być prawda.
Im dłużej rozglądała się po okolicy, tym mocniej uderzała ją skala zniszczeń. Z miejsca, w którym się znajdowała, miasto musiało zostać niemal doszczętnie zniszczone przez jakiś potężny kataklizm – i to już jakiś czas temu. Rzut oka na wraki samochodów uświadomił ją, że nie ma wśród nich nawet jednego modelu młodszego niż jakieś 10-11 lat. Jasne, to mógł być przypadek czy kwestia okolicy, ale samo w sobie było to dziwne. Większość z nich została też później rozszabrowana, zapewne w poszukiwaniu przydatnych części. Kurz i pył pokrywały większość zakrytych miejsc, a na tych osłoniętych widać było zacieki i wżery, jakby zostały polane jakimś kwasem.
Patrycja zaczęła się denerwować. Niezrozumienie przerodziło się w strach.
- Halo!? J-jest tu kto? - krzyknęła w oszabrowaną pustkę ulicy. Złapała się za głowę szukając jakiś odpowiedzi, które miałyby sens, bo zaczynała wierzyć, że to już powoli nie była kwestia co się stało, ale gdzie ona była, a tego jej umysł nie chciał jeszcze zaakceptować.
Odpowiedź nie nadeszła, usłyszała jedynie echo i wizg wiatru… O dziwo, nie ogarniała ją panika - strach, owszem, ale jednocześnie czuła, jak coś w niej samej ciągnie ją do działania. Wtedy dostrzegła coś, co rozbudziło w niej nadzieję: wąziutką smużkę dymu na horyzoncie.
“Gdzie dym, tam pewnie i ludzie” pomyślała odruchowo i czym prędzej ruszyła w tamtym kierunku.
Po przedarciu się przez pierwsze gruzowisko, będące efektem masywnego karambolu, doprawionego zawaleniem się połowy budynku obok, Patrycja wydostała się bardziej otwartą przestrzeń. Aleje Jerozolimskie były upstrzone wrakami samochodów i różnym gruzem, ale nie było tu tak źle jak na bocznych ulicach – może ze względu na to, że była to bardziej otwarta przestrzeń? Stąd też widziała lepiej smużkę dymu – dochodziła z centrum, z okolic Dworca Centralnego, parę kilometrów dalej. Nagle poczuła, jak kropla deszczu kapnęła jej na ramię – zaraz potem poczuła nieprzyjemny smród siarki i pieczenie skóry.
- Co..? - najpierw się zdziwiła, a potem czym prędzej zaczęła szukać schronienia. Wpakowała się do jednego z samochodów przeglądając przy okazji czy nie znajdzie w nim może czegoś co pozwoli jej się przy okazji poruszać w trakcie deszczu. Kto by pomyślał, że informacja sprzedana jej przez nauczycielkę przyrody z podstawówki zostanie jej w głowie… i jeszcze się przyda do czegoś. Kwaśny deszcz… choć to bardziej brzmiało jak kwasowy ponoć zdarzał się na śląsku gdzie było największe zanieczyszczenie powietrza. Tam ofiarą były co prawda tylko włosy które się po prostu kruszyły... Nie do końca wierzyła w tę opowieść, ale od razu jej się skojarzyła. Patrycja pokręciłą głową. Zaczynała czuć… ekscytację. To było ciekawe, nawet bardzo.
Szczęście chyba jej dopisywało - wnętrze furgonetki, w której się schowała, nie zostało zbyt mocno zniszczone i dobrze chroniło przed deszczem, który zdążył się już rozpadać na dobre. Pierwsze, co zwróciło jej uwagę, to gazeta leżąca na siedzeniu kierowcy, z sierpnia 2002 roku. Drugim, i chyba ważniejszym, był częściowo rozebrany skuter z tyłu na pace…
Patrycja gwizdnęła pod nosem z zadowoleniem. Najpierw usiadła do przejrzenia jeszcze samej furgonetki. Może klucze były w stacyjce..?
Co ciekawe, były. Wyglądało to tak, jakby kierowca porzucił wóz i zwiał nie wiadomo gdzie.
Chwilę się zastanawiając dziewczyna końcu postanowiła najpierw zająć się skuterem. Przegrzebała schowki w poszukiwaniu latarki, zabrała gazetę i przeniosła się na tył. Przejrzała stan skutera i zabrała się za czytanie gazety. Może było tam coś co by dało jej jakąś wskazówkę. Nie chciała jeszcze wierzyć aby od dziesięciu lat to wszystko stało w tym samym miejscu. Że deszcz tego kompletnie nie rozpuścił, że… tylko czy na pewno to było dziesięć lat? Patrycja miała mętlik w głowie. Przetarła oczy, rozmazując swój makijaż i wróciła do czytania gazety.
Skuter wymagał nieco pracy, ale to nie było nic, z czym by sobie nie poradziła, szczególnie że na pace znalazła też narzędzia - pordzewiałe, ale powinny się jeszcze nadawać. Martwił ją tylko stan akumulatora…
Gazeta praktycznie rozpadała się w dłoniach podczas czytania, ale Patrycja dała radę odczytać większość - co nie dało jej nic… Tekst nie opisywał niczego wyjątkowego, ba, nawet wydawało jej się, że pamięta tytuły niektórych nagłówków, czytane przez jej rodziców do obiedzie.
Patrycja miała jeszcze jeden pomysł jak sprawdzić kiedy “to” się stało… do tego jednak musiała poczekać aż przestanie lać.
- Ciekawe czy buty mi wytrzymają wdepnięcie w kałużę… To chyba nie jest mocny kwas bo by samochody nie istniały ani w ogóle mało co by istniało - Patrycja zaczęła gadać do skutera nie mając nikogo innego kto by jej posłuchał.
- Mam nadzieję, że ci od dymu nie zwiali przed deszczem. Hm… ciekawe czy działa radio w tej mad maxowej Polsce. W ogóle jaki pomysł. Post-apo w Polsce, ha! Nie śniło się!
Dziewczyna przesunęła się na przód wana sprawdzić czy samochód miał jeszcze działający akumulator który mógł zasilić radio. Usiadła na siedzeniu kierowcy i przekręciła kluczyk.
Samochód zarzęził przez chwilę, po czym zgasł. Patrycja spróbowała jeszcze raz - przez moment odniosła dziwne wrażenie, jakby coś ją popchnęło, albo jechała na kolejce górskiej, a w samochodzie coś bzyknęło, strzeliło i ...odpalił! W radiu jednak leciał tylko szum…
Słuchając przyjemnego dźwięku silnika zaczęła przełączać pomiędzy kolejnymi falami szukając czy cokolwiek odbierze. Zerknęła też na stan paliwa. Wzięła głębszy oddech, zmieniła bieg na jedynkę i powoli ruszyła do przodu.
Przebijanie się vanem przez rozwalone ulice było katorgą – masa wraków, ubytków asfaltu i dziur, w które samochód mógłby wpaść w całości. Pierwszy lepszy kierowca zapewne władowałby się w coś takiego albo zawiesił wóz na muldzie, ale Patrycja całkiem nieźle dawała sobie radę, chociaż musiała być w stu procentach skupiona.
Po jakiejś godzinie kluczenia dotarła do budynku Dworca Centralnego, a raczej tego, co z niego zostało. Większość była kompletnie zawalona, ale jakimś cudem wejście główne się zachowało. Albo zostało odkopane… Dym wydostawał się gdzieś z wewnątrz, jakby wśród gruzów znajdowały się jakieś kominy. Deszcz szybko ustąpił, więc Patrycja z łatwością zobaczyła kilka sylwetek wewnątrz budynku, przypominających nieco sterty szmat, wpatrujących się w nią z intensywnością.
Ten widok zaniepokoił dziewczynę, ale odchrząknęła, zebrała się w sobie i wyszła z wana. Nie zamykała drzwi nie chcąc się sparzyć zalegającymi kroplami tu i ówdzie. Kluczyki schowała do kieszeni. Uważając na kałuże zbliżyła się do drzwi i grupki osób.
- Hej - rzuciła niepewnie machając dłonią niepewnie.
Sylwetki podniosły się, ruszając powoli w jej stronę. Rzeczywiście byli ubrani w stare, zniszczone szmaty, a w dłoniach dzierżyli pordzewiałą broń zrobioną ze złomu. Z bliska stanowili naprawdę nieprzyjemny widok - wychudzeni, bladzi i brudni. Wpatrywali się w Patrycję z mieszaniną zdziwienia, podejrzliwości i ...głodu?
- Ktoś ty? - zapytał jeden z nich.
- Patrycja jestem… ale… w sumie, który mamy rok? Co tu się stało? - machnęła ręką pokazując generalny stan Warszawy. Nie zbliżała się bardziej. Coś ja niepokoiło w ich spojrzeniu i wolała mieć możliwość ucieczki.
Nieznajomi spojrzeli na nią ze zdziwieniem, po czym zbili się w grupkę i naradzali przez chwilę.
- Jesteś jedną z podróżników, prawda? - w końcu spytała jedna z nich, po głosie chyba kobieta, ciężko było ocenić po wyglądzie – Nie wiesz, co się stało, jesteś zdrowa, ję… - miała coś dodać, ale się otrząsnęła – Nemesis, rój meterorytów, w 2002, nie wiem, ile już lat minęło, słońca prawie nie widać…
Patrycja otworzyła usta z początku nie mogąc wydać z siebie dźwięku. Odchrząknęła potrząsając głową. Przez moment milczała bijąc się z własnymi miślami.
-[i] Może mogę jakoś pomóc? Udało mi się uruchomić tego wana… mogę po coś podjechać… albo coś innego naprawić… [i]- zapytała koncentrując się głównie na doczesności, a nie tak niedorzecznych rzeczach jak rój meteorytów, jakieś nemezis, podróżnik…
W oczach wynędzniałych ludzi zabłysnął ogienek nadziei, ale był on ostatnią rzeczą, którą zobaczyła. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, znowu poczuła to uczucie spadania i ciągnięcia, tym razem w górę. Sekundę później stała w tym samym miejscu, przed wejściem do Dworca Centralnego, ale teraz świat wydawał się zupełnie normalny - wszystko było w porządku.
Tylko Patrycja czuła jakieś dziwne wrażenie oderwania, jakby nie do końca była już częścią tej rzeczywistości.
 
Asderuki jest offline