Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2022, 11:00   #5
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Niland, miejsce do którego zmierzali miało być wybawieniem jego rodziny, chociaż według Thorbena, głównie wybawieniem jego ojca, który nie spełniał się zawodowo, a miał wygórowane ambicje co do siebie, a zwłaszcza swojego syna. Thorben akurat miał fach w ręku, jak nie mało kto, lepszy nawet niż głowa rodziny Helgered. Jego tarcze, zbroje i inne wyroby, które tworzył były solidne. Niestety przez problemy ojca z gildią, stare waśnie rodzin, nie powodziło się im, mimo że produkty mieli solidne i dobrze wykonane, to nie mogli należeć do gildii. Z tego powodu jak to bywało w większości przypadków, w obrębie murów miasta założenie sklepu, który dobrze prosperował graniczyło z cudem. Nałożone cła, embarga, brak kruszca po cenie hurtowej oraz ochrony gildii sprawiało, że utrzymanie się było praktycznie niemożliwe. Poza murami stawiał biznes ten komu własne życie oraz interes były niemiłe. Taka działalność albo była obrabowana, albo zniszczona.

Tak więc bez perspektyw w byłym mieście, szli rodziną z dwoma wozami. Jeden wypchany skrzyniami oraz miejscem do spania, a drugi z mobilną kuźnią wymyśloną przez ojca kowala, którą uważał za rewolucyjny wynalazek. Co prawda, taka kuźnia w trasie pozwalała nieźle zarobić. Nie ma co oszukiwać, ale nie było innego kowala, który mógł wykuć cokolwiek na trakcie, jednak Thorben nie widział powodzenia jej już w samym Nilandzie, ale może w przygranicznych konfliktach zda egzamin.
Większość ludzi narzekało na podróż Traktem Kości, jednak młodemu kowalowi dawało to możliwość na zajęcie się także tym, co lubił robić. Gdy tylko nabrał masy mięśniowej pracując przy kowadle, zaczął interesować się narzędziami, które tworzył. Mieczami, toporami młotami, tarczami, glewiami, buzdyganami, kopiami, halabardami, korbaczami, morgensternemi, zbrojami, kolczugami i wieloma innymi przedmiotami rynsztunku, które miał okazję wykuwać. Gdy oczekiwały na swojego nowego właściciela, albo zalegały na półce, bo nikt ich nie odbierał, brał je w rękę i w zaciszu zaplecza, gdy nikt nie patrzał, ćwiczył ciosy na jednej z belek i gdy to robił, czuł że robi właśnie to, co chciałby robić w życiu, ale nie z belką, a z żywym człowiekiem. Z tego też powodu, gdy początkowo myślał o wyprawie na zachód bardzo pesymistycznie, tak później możliwość dołączenia do wojsk przygranicznych stacjonujących przy Geof, może dać mu szansę na rozwój w dziedzinie wojaczki, a wieść, że jego luba ze swoją rodziną także wybiera się do Nilandu, jedynie umocniło go w przekonaniu, że wyjdzie mu to na dobre.

Jakże się pozytywnie zdziwił, że było mu dane zakosztować wojaczki dużo, dużo wcześniej w trakcie podróży po Trakcie Kości, gdy niejednokrotnie podczas napadanej karawany, mógł łapać za oręż w swoim wozie i dołączyć się do bitki. Czuł jak krew pulsuje mu w żyłach, gdy macha, bije, miażdży, a dźwięk łamanych kości sprawiał, że nie mógł doczekać się kolejnego napadu. Kilka takich akcji przekonało go, że młot jest tym, co w jego ręku leży najlepiej. Przypadek, czy może wielokrotne machanie młotem kowalskim przyzwyczaiło go do dobrego chwytu i wymachu?

Taki właśnie oręż miał przypięty już na stałe do pasa, gdy doszło do ostatniego ataku Uszatych. Thorben już był przygotowany, a jego rodzina zdawała sobie sprawę z faktu, że nie ma co go powstrzymywać. Gdy tylko usłyszał krzyki i dźwięk szczęku metalu, sięgnął po swoją broń i ruszył w jego stronę aby walczyć ramię w ramię z jakże dziwną kompanią. Niestety nie każdemu udało się ujść z niej żywym i w tym momencie, trochę czasu później stał razem z innymi zgromadzonymi nad mogiłą Erewarda de Ruist, kompana poległego tuż pod progiem ich celu podróży. Był tu bo tak wypadało, nie żeby przepadał za rycerzem, jednak poświęcił swe życie, aby ratować karawanę. To czy jego czyn był szlachetny, czy wymuszony poprzez miejsce, w którym się znalazł, dla Thorbena nie robiło dużego znaczenia. Ważne było to, że walczył dzielnie do końca, poświęcając przy tym swoje życie i nie pierzchnął jak tchórz.
Gdy kowal myślał, że koniec ceremonii się zbliża, zdziwił się na kolejne słowa Pompa, które mówiły o rzekomym testamencie i ostatniej woli pana na Mott, mówiące że wszystko co miał w posiadaniu, przekazuje wszystkim tym co wespół z nim, ramię w ramię w boju byli, czyli i samego kowala, który nie jedną czaszkę zmiażdżył swym toporem podczas ostatniego wypadu Uszatych. Młody mężczyzna od razu zobaczył uśmiechającą się twarz ojca, gdy te słowa rozbiegły się wraz z wiejącym wiatrem. On sam miał mieszane uczucia. Z jednej strony z prostego kowala, mógłby stać się kimś ważniejszym, zapewne mógłby załatwić ojcu, że byłby głównym przedstawicielem gildii, jednak z drugiej nieco psuło mu to plany na zostanie wojakiem. Chociaż będąc wyżej w hierarchii społecznej, dałoby mu to możliwość na rozwój tam, gdzie wcześniej nawet by o tym nie marzył.

Nie było mu dane zbyt długo o tym myśleć, będąc wyrwanym do rzeczywistości przez świst sztyletu wbijającego się w tors "Rudego", który runął do świeżo wykopanego grobu. ~ Uszaci! ~ Było pierwszą myślą, która przyszła do głowy kowalowi, a ręka odruchowa powędrowała do młota. Jednak napastnikiem nie okazały się dzikusy, a banda rzezimieszków, szumowin, oprychów wyciągniętych spod prawa.

Bardzo, oj bardzo nie podobało się Thorbemowi to co mówił Barnaba Bo, ani to co później zaczęło się dziać, a działo się bardzo szybko. Jeden sztylet, zaraz drugi lecące w stronę Judy. Na prawo, w stronę Womka rzuciło się dwóch, na lewo jeden. Instynktownie ruszył za Fabianem unoszącym się w powietrzu po skoku ze swojego miejsca. Dzierżąc w ręku młot, mając kompana po prawicy, machnął z całej sił na odlew od lewej, celując w stronę żeber, mając nadzieję, że wirujące w powietrzu ostrza nie pozwolą mu się uchylić od miażdżącego kości uderzenia, a ciosy dwóch przeciwników powalą jednego z roszczeniowców. W biegu cieszył się z faktu czując ciężar swojej koszuli skrytej pod ubraniem, którą zrobił sam, a klient nie przyszedł, aby ją odebrać jeszcze w starej kuźni, bo już kolejny raz mogła mu uratować życie podczas tej podróży.



13, 3, 19, 19, 12
 
Elenorsar jest offline