Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2022, 08:09   #12
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Another blasted customs post
Another bloody foreign coast
Another set of scars to boast
We are the road crew
That's right
Motörhead - (We Are) The Road Crew

Tym razem nie uświadczyła stanu nieważkości czy bezgranicznej pustki. Cały proces był równie szybki, prosty i naturalny co przejście z jednego pomieszczenia do drugiego. Dopiero różnica w wystroju nieco ją skonfundowała. Nowa lokacja była salą obrad - świadczyły o tym liczne krzesła, podłużny stół, biała płachta na jednej ze ścian oraz projektor zwisający z sufitu. Sześć okien szczelnie zasłonięto przy pomocy zmechanizowanych żaluzji, a cztery pary kloszy beznamiętnie oświetlały swoim światłem zgromadzonych. Tych ostatnich było w sumie pięcioro - chłopiec, dwie kobiety oraz dwóch mężczyzn. Wysoki osobnik w ciemnym garniturze pierwszy zwrócił uwagę na przybycie białogłowej. Z wyczuwalną inicjatywą i energicznością osoby odpowiedzialnej za prawidłowy przebieg spotkania zbliżył się do dziewczyny i kulturalnie skłonił.
- Ach, pani Aurora! Jakże mi miło! Czekaliśmy na panią - stwierdził tonem oscylującym między profesjonalną grzecznością i obsesyjną pedantycznością. Wyglądał niemalże normalnie, jeśli nie liczyć twarzy. To ta ostatnia rzucała cały jego wizerunek w odmęty kafkowskiej groteski. Biała jak kreda, z oczyma zastąpionymi czarnymi wyziewami oraz ciągiem smolistych szwów w miejscu, gdzie normalni ludzie posiadali usta. Gdy mówił, spomiędzy wiązań rozchodziły się na boki strużki siwego dymu naznaczone drobinami kurzu. Całość wieńczyła idealnie wystylizowana, designerska fryzura, jakiej nie powstydziłby się rekin z Wall Street. Włosy miały kolor szczerego złota, acz w niektórych miejscach dało się dostrzec delikatne refleksy srebra.


- Nazywam się Witherwood. Nicholas B. Witherwood. Moja karta. - Płynnie wręczył dziewczynie biały prostokąt, po czym kontynuował. - Będę koordynatorem państwa grupy podczas tego zadania. A teraz, skoro wszyscy jesteśmy w komplecie, możemy przystąpić do omawiania szczegółów. Zechcą państwo spocząć.
Pozostałe postaci - nie okazując nawet w połowie tak wielkiego entuzjazmu co chodzący koszmar w garniturze - zaczęły obsadzać krzesła bliżej projektora.

Aurora rozejrzała się po zgromadzonych. Dawała sobie czas, aby każdego z osobna ocenić i wstępnie określić. Dopiero po tym usiadła z pewnością siebie (lub pewną siebie bezczelnością). Prawie jakby w jej głowie to ona tu była gospodarzem.

Samo towarzystwo jawiło się jako zebrane na zasadzie łapanki czy innego spędu. Na pierwszy rzut oka cech wspólnych próżno było szukać, choć może współzależności miały ujawnić się później. Postaci stanowiły zlepek cudackich indywiduów, a ich ekscentryczność zahaczała o kompletne odrealnienie, grożąc pochłonięciem biernego obserwatora. Najsilniejsza w tym aspekcie zdawała się smukła i nienaturalnie wysoka kobieta w sukni łączącej kolorystykę bieli i seledynu. Jej sunące kaskadami po plecach włosy miały kolor i konsystencję płynnego metalu, a grzywka tworząca stylizowaną przesłonę niemal skrywała oczy. Niestety, tylko “niemal.” W odartym z emocji, heterochromicznym spojrzeniu tkwiło coś, czego Aurora nie była do końca w stanie - lub nie chciała - ubrać w słowa. Znała sadyzm, apatię i znieczulicę. Sama zdołała zakosztować ich nieraz, ale zawsze wynikały one z oddalenia się od ludzkiej natury. Z całkowitego zezwierzęcenia na rzecz bestii. Natomiast oczy patrzące w stronę wampirzycy były... obce. Obce, zimne i odległe jak wygasłe gwiazdy. Nigdy nie zgłębiły, czym jest człowieczeństwo i nie wyrażały w tym kierunku najmniejszej inklinacji.


Druga kobieta oferowała swoją osobą psychologiczną przeciwwagę dla pierwszej. Nie dlatego, iż rezonowały od niej empatia, czułosć czy matczyne ciepło. Nic z tych rzeczy. Właściwie to już jedno spojrzenie na nią wystarczyło, by stwierdzić, że pochodzi z Rodu Malkava. Bijące z jej ślepi szaleństwo miało jednak niezaprzeczalne podwaliny w ludzkich wspomnieniach, odczuciach i emocjach, a jowialny uśmiech oraz emanująca aura beztroski sprawiały, że jej persona wydawała się preferowaną alternatywą względem towarzystwa "Żelaznej Damy”. W połączeniu z ostro zarysowanym makijażem w stylu New Wave, stylowo rozcapierzona i przesączona sprejem fryzura Córy Marida nadawała jej wygląd nastoletniej uciekinierki z lat osiemdziesiątych. Elementy ubioru nijak ze sobą nie współgrały. Efekt opinającej ciało siatkowej bluzki był niwelowany przez tandetną naćwiekowaną kurtkę, a cukierkowe przypinki zadawały kłam wojskowym butom. Wampirzyca siedziała z łokciami opartymi o stół, podtrzymując lewą dłonią głowę. Uśmiechała się do Aurory jak do najlepszej psiapsiółki, a gdy ta spojrzała bezpośrednio w jej stronę, odchyliła prawą klapę kapoty ukazując... plakietkę pracownika znanej sieci supermarketów. Ta dumnie głosiła “Hello, my name is Nicole”. Samo imię zostało chaotycznie nabazgrane różową kredką i przyozdobione uśmiechniętym słoneczkiem.


W porównaniu z dwójką pań, panowie balansowali chwiejnie na granicy zwyczajności i pospolitości. Chłopiec miał około jedenastu lat, niebieskie oczy i gęstą czuprynę czarnych włosów. Nosił przyduże spodnie cargo w jaskrawym kolorze, a rękawy jego szarej bluzy były znacznie za długie, przez co ukrywały niemal całe dłonie - wystawały z nich jedynie opuszki palców. Na wpół opierał się, a na wpół leżał na stole, obserwując pozostałych sennym spojrzeniem typowym dla najedzonego kota. Mężczyzna był w średnim wieku i miał sporą nadwagę. Czterdziestkę przekroczył już dawno, a od pięćdziesiątki dzieliły go osobista niechęć oraz kilka kartek z kalendarza. Jego strój przedstawiał stereotyp amerykańskiego bikera z drugiej połowy poprzedniego stulecia - glany, jeansy, wyblakły t-shirt i bandana, która zapewne ukrywała pokaźną łysinę. Na pozbawionej rękawów kurtce miał masę naszywek, a z karku zwisał mu srebrny łańcuszek. Z zakrywającej twarz brody wiek wyparł większość czerni i zastąpił ją siwizną. Motocyklista sprawiał wrażenie niespokojnego. Gdy słuchał wypowiedzi Nicholasa, jego prawe kolano drgało raz po raz, zdradzając klasyczny objaw nerwicy.

Aurora odpowiedziała Malkaviance delikatnym, ale przyjaznym uśmiechem i ciepłem w oczach. Definitywnie chwilowo ona najbardziej przypadła jej do gustu. Zrezygnowała z krzesła i oparła się barkiem o ścianę zaplatając ramiona.
- Co to za miejsce, które mamy uchronić? Potrzeba szczegółów. Wymiary, lokalizacja, znaczenie praktyczne i uznaniowe - zaczęła pierwszą serię pytań i w zasadzie zaraz wystrzeliła kolejną. - Jaka jest okolica? Centrum Nowego Jorku, czy Ziggurat Inków? - pytała dalej, celowo podając dwie skrajne opcje, aby podkreślić, że ma to duże znaczenie i taktyka może zupełnie się zmienić zależnie od odpowiedzi.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 06-06-2023 o 17:40.
Highlander jest offline