Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2022, 09:05   #13
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Heh. Założę się, że wiem... - wymruczał z satysfakcją chłopiec, utkwiwszy spojrzenie w mężczyźnie przy rzutniku. Ten, ulegając nieznacznie presji błękitnych ślepi, wyprostował się i poprawił garnitur. Zaraz potem odchrząknął, przechodząc do wyjaśnień.
- Kwestia dotyczy pewnego małego miasteczka na Alasce. Miejsce leży siedemdziesiąt kilometrów na południowy zachód od Borrow i nazywa się Silver Falls.
- Chciałeś powiedzieć “nazywało się”. Z tego co wiem, poszło z dymem na początku lat 90 tych. Pieski Sabatu wpadły na kawę, po czym wybiły do nogi Camarillę i śmiertelnych - wciął się z namacalnym zniesmaczeniem motocyklista.
- Ho? Pana Aniołka chyba trochę uwiera aureolka. Do Silver Falls wpadli na grilla miłośnicy kołków i wody święconej. Nie zdjęli butów, rozpychali się łokciami, a pod koniec bezczelnie piekli przy ratuszu nieumarłe kiełbaski - skontrowała Malkavianka nadmiernie przesadnym tonem zarezerwowanym dla niezbyt bystrych dzieci.

- To, co się stało... to, co może się wydarzyć w miasteczku jest, z naszej perspektywy kwestią mało istotną. - Nicholas odzyskał inicjatywę nim wymiana zdań zdążyła eskalować. Ponownie skierował konwersację na właściwe tory.
- Silver Falls to zaścianek. Liczy niespełna trzystu mieszkańców. Większość z nich zna się przynajmniej z widzenia, jeśli nie z imienia i nazwiska. Dziedziców Kaina jest w mieście tuzin, choć... jak zasugerował pan Cage, może pojawić się ich przynajmniej drugie tyle. Jeśli będziemy ostrożni, problem łowców nie powinien nas objąć. Mają inne preferencje oraz priorytety. Tak jak i my. Aktywność pozostałych istot nadnaturalnych jest niemal zerowa...
- Nie licząc tego Prawdziwego Fey, który, jeśli tylko obudzi go harmider, powyrywa nam ogony z tyłków i zniszczy podczas swojej pobudki główną nagrodę.

Trudno było wywołać zdziwienie na twarzy nie posiadającej ust i oczu, ale chłopakowi o niebieskich ślepiach jakoś się to udało. Swoją ostentacyjną kwestią zaszachował Witherwooda, który na chwilę zaniemówił. Malkavianka i chłopak najwyraźniej nadawali na podobnych częstotliwościach, bo oboje zdawali się sączyć zakłopotanie koordynatora grupy. Powoli i z satysfakcją, jak najsłodszy trunek. Skrępowanie szybko ustąpiło jednak miejsca profesjonalizmowi i człowiek bez twarzy wznowił swoją ekspozycję.
- Ehm. Tak. Owszem, zgadza się. Jak słusznie zauważył sir Clawton, cel naszej misji jest strzeżony. Dotarcie do niego będzie wymagało finezji i subtelności.

Zapadła cisza. Kapkę niezręczna, odrobinę krępująca. Jedna z rodzaju tych, gdzie każdy czeka, aż ktoś inny zabierze głos. Aurora zdziwiła się nie mniej niż Witherwood, ale była w lepszej pozycji, aby zachować to dla siebie.
- Czyyyli… - zawiesiła na moment piękne sylaby płynące z jej gardła. - Celem obrony nie jest stricte Silver Falls, ale Fey… szykuje się potyczka między Camarillą i Sabatem i nie chcemy, aby nam się obudził. Dobrze wnioskuję?
- Ma Pani sporo racji, Pani Auroro - zgodził się, koordynator. - Jeśli dojdzie do konfrontacji pomiędzy tymi frakcjami, istnieje duża szansa, że ów byt się przebudzi. Niszcząc, jak to barwnie opisał sir Clawton, “główną nagrodę”. Fey strzeże wrót. Wrota są kruche, nadgryzione zębem czasu i ówczesną banalnością świata.
- Więc w przypadku przebudzenia strażnika złożą się jak domek z kart, a zawartość skarbca przepadnie bezpowrotnie -
dodał chłopak, tłumiąc ziewnięcie.
- A do tego zwyczajnie nie wolno nam dopuścić. Nie jeśli mają Państwo zamiar wypełnić swoje zobowiązania wobec Sędziów - dokończył Witherwood.

- Ale przecież to już się stało. Całą mieścinę szlag trafił - wytknął motocyklista. Córka Malkava zachichotała. Dzieciak westchnął i przewrócił patrzałkami tak ostentacyjnie, że niemal wyskoczyły z oczodołów. Przez ułamek sekundy na brodaczu spoczęło nawet beznamiętne spojrzenie “Żelaznej Damy”.
- Czas jest w tym miejscu zaledwie sugestią. Wystarczy tylko przeciąć właściwą nić. Rozdrapać odpowiednią ranę - szara kobieta po raz pierwszy zabrała głos. Dźwięki wydobywające się z jej gardła były równie przyjemne co odgłosy ostrza sunącego po kruchej warstwie szkła. Może i sylaby układały się w słowa, struktury gramatyczne i typowe wzorce wypowiedzi, ale... spajał je jakiś kostyczny, nakrapiany mistyczną entropią fałsz. Stanowiły bluźnierstwo względem ludzkiego słuchu.
Aurora słuchała i zbierała informacje. Oburzenie harleyowca nie było bezzasadne. Ona dotąd zakładała, że Silver Falls jest zniszczone, wrota wciąż stoją i szykuje się runda druga, a tu proszę… sugestia podróży w czasie? Dawno nie słyszała o takich fenomenach.
- Ile mamy czasu na przygotowania? Camarilla czy Sabat wiedzą o tym miejscu i mają korzyść w zniszczeniu go, czy martwimy się, że rykoszetem oberwie? Mamy jakąś wiedzę o przewidywanych siłach wroga? Będą jakieś inne grupy z nami sprzymierzone, czy nasza wesoła gromadka to wszystko? – Słowa Aurory miały siłę, a jej głos był… piękny. Chciało się go słuchać. Dać jej mówić. Koił on nawet gdy był tak… władczy.

- Czas i pieniądze nie grają roli, jednak swoje prośby związane z wyposażeniem muszą ograniczyć Państwo do jednej torby podróżnej na osobę. Choć pani Vin’saga ma rację, jeśli chodzi o naturę tutejszej czasoprzestrzeni, to pozwolę sobie dodać, że historia staje się mniej podatna na sugestie z każdym dodatkowym tobołem - objaśnił Witherwood.
Córa Malkava prychnęła z udawaną dezaprobatą.
- Czyli co? Że niby helikopter bojowy odpada? Do chrzanu z taką robotą! - Dorzuciła, waląc dłonią w stół. Gest zaskarbił jej uwagę wszystkich pozostałych członków zespołu, na co chyba liczyła od samego początku, bo zaraz przeszła do kolejnej kwestii.
- O. Właśnie. Co z przeszkadzajkami, które mogą nam wszystko schrzanić? Z wścibskimi oczętami, gadatliwymi dziubkami i lepkimi paluszkami? Jeśli okaże się, że ściany mają uszy, to czy mogę zabić je na głucho deskami lub zrobić z nich barszczyk? - Wyszczerzyła się promiennie do organizatora, trzepocząc rzęsami z wprawą hollywoodzkiej gwiazdeczki. Ten wstępnie odpowiedział zmęczonym jęknięciem, ale natychmiast się opamiętał.
- Właściwie to mają Państwo carte blanche, jeśli ingerencja tych “przeszkadzajek” miałaby narazić powodzenie misji. Prosiłbym jednak o rozsądek i wstrzemięźliwość.
- Oczywiście! “Rozsądna” to moje drugie imię -
zapewniła obłąkana wampirzyca.
- No to pewnie na pierwsze masz “Nie” - podsumował od niechcenia mężczyzna z brodą. Nicole wybałuszyła oczy w niemym zdumieniu.
- Zaglądałeś mi do dowodu?! - syknęła podejrzliwie, przerywając milczenie.

Biker zastanawiał się, czy kontynuować tę (z góry skazaną na porażkę) werbalną potyczkę, ale zrezygnował. Inne, znacznie ważniejsze myśli nie dawały mu spokoju.
- Nie no, sorry ferajna, ale ja nie odpuszczę. Chcecie przenieść się w czasie? Od tak, bez niczego zmienić historię? A do tego mówicie o całej partii jakby ruszała was ona równie mocno co wyskok do monopolowego po zapasową flaszkę? Przecie to –
- Panie Cage, w żadnym razie nie staramy się bagatelizować sprawy, osobiście ręczę za stuprocentowy profesjonalizm podjętej przez nas... –
zaczęła istota w garniturze, ale chłopak wszedł jej w słowo.
- Witherwood, jemu chodzi raczej o… hm. Brak poczucia dramatyzmu? Jest rozczarowany tym, że nie spędziliśmy trzech godzin debatując nad niemożliwością temporalnych przechadzek, nie rozprawialiśmy przez kolejne cztery o ich niemoralności i nie ukoronowaliśmy całego posiedzenia biadoleniem jak to jedna, najmniejsza nawet pomyłka może mieć katastroficzne skutki dla całej rzeczywistości. Zgadłem Cage? – zapytał dzieciak, zakończywszy wyliczankę na palcach lewej dłoni. Jego narkoleptyczna postawa ustąpiła miejsca bystremu oratorowi.
- Uh. Um. No. Jak w mordę strzelił. Czytasz mi w myślach, czy co? – Zdziwienie i zażenowanie walczyły o przejęcie kontroli nad mimiką motocyklisty. Clawton potrząsnął bez przekonania głową.
- Nah, nic z tych rzeczy. Po prostu ja też mam „poczucie dramatyzmu”. Wrodzone, można by powiedzieć. W moich stronach jest potrzebne do przeżycia. Ale spójrz na to inaczej. Zakładam, że jeszcze kilka godzin temu miałeś lotny stan skupienia. Ktoś cię wskrzesił, zafundował rytuał przejścia, postawił przed ucieleśnieniem jednego z biegunów żywiołów, przebudował od podstaw twoje nieumarłe dupsko, a na koniec wykopał do salki konferencyjnej poza czasem i przestrzenią, gdzie czekało pięciu innych frajerów, których spotkało to samo. Na twoim miejscu komplikacje fabuły wychodziłyby mi uszami, a sugestię czasowej wycieczki przyjąłbym bez zmrużenia oka. Ale hej, to tylko ja. – Lawina słów ustała, a małolat, porzucając perspektywę dalszej konwersacji, odchylił się w fotelu i zatonął między fałdami swej przydużej bluzy. Cage zamknął na wpół rozdziawioną jadaczkę, a Witherwood pokiwał z uznaniem głową.


- Trafne podsumowanie. Ale wracając do pytań pani Aurory... są Państwo zdani wyłącznie na siebie. Nie ma żadnej grupy wsparcia.
Witherwood ponownie przejął werbalną pałeczkę.
- Jednak wbrew pozorom jest to aspekt w gruncie rzeczy pozytywny. Wiąże się bowiem ze swobodą działań oraz z dowolnością wyboru wrogów i sprzymierzeńców. To grupa decyduje o sposobie przybycia do miasta, potencjalnych miejscach pobytu i rodzajach interakcji ze rdzenną populacją.
- Hm. Czyli cała piaskownica nasza. Niech będzie i tak. Ile czasu mamy zanim uaktywnią się Sabatnicy i/lub łowcy? -
Dopytał pragmatycznie chłopak.
- Jeśli się uaktywnią - poprawił go koordynator. - Będą Państwo mieli od trzech do pięciu dni na umocnienie swojej pozycji. Potem może dojść do potencjalnej eskalacji konfliktu.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 07-06-2023 o 19:02.
Highlander jest offline