Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2022, 18:58   #14
Shartan
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Peter przyglądał się z ciekawością owadom. Przestał też się zastanawiać nad tym, jak tu trafił, bo możliwości było zbyt wiele, a na obecną chwilę i tak nie miało to znaczenia.
- Interesująca umiejętność.
- Pewnie dodałeś już dwa do dwóch. Nasza trójka zna się od dawna. “Dawna”. Hm - powtórzyła ostatnie słowo, mentalnie przyglądając się mu ze wszystkich stron. W podobny sposób analizowała ubiór błękitnolicego chłopaka oraz jego czuprynę.
- Szczerze mówiąc, to nie do końca. Naturalnie domyśliłem się, że znasz się z Sethem, ale nie sądziłem, że również z Verną. Chociaż teraz, to wydaje się oczywiste. Cóż, za bardzo zajmowało mnie, jak się tu znalazłem, ale doszedłem do wniosku, że tego i tak nie uda mi się ustalić. Przynajmniej na razie.
- Ciekawe, że ściągnięto tu trójkę znajomych wampirów i mnie, chociaż byłem wam całkiem obcy. Wydaje mi się, że takie dobranie składu ma jakiś ukryty sens, choć ten na razie nam umyka. W każdym razie cieszę się, że trafiłem na was, a nie na tego gościa, który w nowych znajomych na dzień dobry ciska ogniste kule. W sumie, to nieco dziwne, że nie zorganizowano nam jakiegoś komitetu powitalnego.
Nieco go to zdziwiło, bo byli tu jakiś czas, a nikt się po nich nie pofatygował.
- Może o nas zapomniano albo trafiliśmy tu przez pomyłkę? - zastanawiał się Peter.

- Hmm. A *kiedy* obejrzałeś ten wschód słońca, Peter? Pamiętasz rok? Miesiąc? Dzień? Jakieś szczególne wydarzenia, których moglibyśmy użyć jako punktu odniesienia w czasie? - Oczy zaiskrzyły jej determinacją, którą podszywała cienka warstwa wścibskości, a natłok pytań sugerował, że dziewczyna zdołała dopatrzyć się w sytuacji dodatkowych zmiennych.
- To było 11 marca 2020 roku. Sądząc po pogodzie powiedziałbym, że to było wczoraj, ale nie wykluczam, że mogło minąć nieco więcej czasu.
Chociaż sam Pete raczej skłaniał ku tej pierwszej opcji. Na twarzy dziewczyny zatańczyło zrozumienie.
- Czyli rolę w obecnej szaradzie odgrywa nie tylko zaburzona przestrzeń, ale również czas. Nasza trójka trafiła tu prosto z... - Maxine nie dane było dokończyć myśl, bo po polanie rozległ się trzask (i blask) elektrycznego wyładowania. Drzewa odbiły zgrzytliwy pogłos, a czyjaś sylwetka przecięła powietrze obok rozmawiającej pary, uderzyła z impetem w taflę jeziora i zniknęła pod jej powierzchnią. Po zwierciadle wody rozpierzchły się zygzaki jaskrawego błękitu. Stojący nieopodal Seth odwrócił się w stronę Maxine i Petera, a jego twarz, mimo zamkniętych ślepi, zdradzała rozdrażnienie.
- Mamy towarzystwo - wyjawił, nie otwierając oczu.
- Zauważyłem.
Zdaniem chłopaka nowy gość wybrał sobie bardzo niedogodny moment na dramatyczne wejście. Pete ciekawy, o co chodziło z tymi zawirowaniami czasu, a teraz musiał nieco poczekać na odpowiedź.

Spomiędzy pobliskiej kępy krzaków wyłoniła się lewitująca nad ziemią kula elektryczności. Klosz trzeszczał, brzęczał i buzował. Przywodził na myśl gniazdo rozjuszonych owadów, ale sylwetka tkwiąca w jego wnętrzu była w zasadzie ludzka - jeśli tylko zignorować fakt, że miała niewiele ponad pół metra wzrostu. Uniosła dłoń i wycelowała oskarżycielsko palcem w stronę roztrzęsionej sylwetki, która właśnie wygrzebała się z wody.
- Łapy precz-zzz, sierściuchu! - rzuciła ostrzegawczo, czemu towarzyszyło natężenie pola elektrycznego. Verna, której już drugi raz tej nocy zafundowano przymusową kąpiel, poderwała się do pionu i obnażyła kły. Jej oczy zaszły czerwienią, a dłonie upodobniły się do pazurzastych łap.


- Powyrywam ci flaki i nakarmię nimi zanim zdechniesz... - warknęła, brnąc z determinacją w stronę lewitującego obiektu. Do akcji od razu dołączyła się Maxine. Lub raczej próbowała ją natychmiast przerwać. Zablokowała koleżance drogę, stając z uniesionymi rękoma między nią i kloszem energii. Co ciekawe, zdawała się bardziej zaniepokojona tym pierwszym zagrożeniem.
- Spokojnie, to na pewno jakieś nieporozumienie! Verna, odpuść, weź się w garść i powiedz mi proszę, co się stało - poradziła koleżance stanowczym tonem, balansującym na krawędzi polecenia. Rozjuszona wampirzyca postąpiła jednak kolejny krok.
- Verna, daj spokój...
- Zejdź mi z drogi, Max! Nogi z dupy jej powyrywam! Owadzia dziwka potraktowała mnie prądem! -
wykrzyczała nieumarła, po raz kolejny zmniejszając dystans.
- Bo chciałaś mnie zzz-złapać! - poskarżyła się nie mniej poirytowana postać w kloszu.

Peter przysłuchiwał się tej niezbyt miłej wymianie zdań z mieszanymi uczuciami, bo chociaż dostrzegał pewne zabawne elementy w tym, co się właśnie stało, to bardziej był zainteresowany dokończeniem przerwanej mu rozmowy.
- Wy też się znacie?
Po wymianie wzajemnych uprzejmości nie wykluczał, że do grona dołączyła kolejna znajoma Verny i pozostałych. Peter chciałby jak najszybciej wrócić do przerwanej rozmowy, ale wszystko wskazywało na to, że będzie musiał na to przynajmniej chwilę poczekać.
- Nie - stwierdziła Maxine, ani na chwilę nie odrywając oczu od drugiej wampirzycy.
- Pierwszy raz widzę tę fruwającą jędzę na oczy - wywarczała Verna. Jednak pytanie Petera i defensywna postawa koleżanki nieco ją rozluźniły. Opuściła ręce, a jej paznokcie wróciły do (mniej-więcej) normalnych rozmiarów. Widząc, że napięcie zostało rozładowane, postać w kloszu zniwelowała swoją barierę, ukazując się w pełnej krasie. Bzyczące stworzenie mierzyło kapkę ponad sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Miało kobiece kształty oraz (względnie) ludzką twarz, jeśli nie liczyć czułek oraz fasetowych oczu. Jej tułów łączył się zarówno ze zwyczajnymi biodrami, jak i z uzbrojonym w żądło odwłokiem. Nosiła pasiasty strój, a z pleców wystawały jej dwie pary skrzydeł. Innymi słowy, nieumarli patrzyli właśnie na antropomorficzną pszczołę. Ale istocie tej – podobnie jak przestudiowanemu wcześniej przez Petera niebu – czegoś brakowało. Realności? Odpowiedniego osadzenia w fizycznej rzeczywistości? Tak. Właśnie. Jakby ktoś utkał całe jej jestestwo nie z tkanek i juchy, ale ze skumulowanych kaprysów i marzeń należących do bandy rozpieszczonych ośmiolatek. Kształt, strój oraz sposób wypowiedzi stworzenia z łatwością zapewniłyby mu rolę gwiazdy bajki na dobranoc (lub chociaż ubóstwianej przez najmłodszych widzów postaci tła).


Latające dziewczę chyba w pewnym stopniu zaskoczyło każdego w grupie. Pete miał już za sobą wiele na tym świecie, ale antropomorficzną pszczołę widział po raz pierwszy. Jego towarzysze być może również. Bazujące na prądzie umiejętności też wydały mu się interesujące. Szykował się już, by o nie zapytać, gdy latadło, nie zdradzając krzty speszenia, prześcignęło go z własnym pytaniem. Bezczelnie wytknęło przy tym wampira palcem, jakby to on był największym dziwolągiem na polanie.
- Łał, jesteś Kiasydem?! – Pytaniu towarzyszyło błyskawiczne zmniejszenie dystansu, a antropomorficzny owad zaczął krążyć wokół Petera, przyglądając mu się z różnych stron.
Z tym wyglądem (i niektórymi umiejętnościami) rzeczywiście mógłby uchodzić za Kiasyda. Słowa dziewczyny znów skierowały jego myśli ku nowemu ciału. Teraz, kiedy już minął szok, chłopak stwierdził, że jego nowy wygląd nawet mu pasuje. Jedynie ten odcień skóry był nieco problematyczny, ale może w przyszłości uda mu się coś z tym zrobić.
- Potrafisz tworzyć iluzzz-zje? Zzz-znasz jakieś gobliny? Wiesz, jak wywoływać duchy? - Istota przemieszczała się przy każdym pytaniu, aż w końcu zatrzymała się młodzikowi tuż przed nosem. Wręcz buzowała fascynacją.

Nieumarły odruchowo miał już odpowiedzieć na pytanie związane z iluzją, ale wtedy padły kolejne. Przeszło mu przez myśl, że – podobnie jak cielesna powłoka – posiadane przez niego moce mogły ulec zmianie.
- Wygląda na to, że masz nową fankę, Pete – skwitowała pogodnie Max. Z kolei wampirzyca w czapce nie podzielała pozytywnego nastawienia koleżanki. Właściwie to rozglądała się wokoło jakby szukała dostatecznie dużej packi na owady.
-Jestem Peter. Vernę już poznałaś. To Seth i Maxine, a ty jak się nazywasz?
Chłopak uznał, że przedstawi siebie i resztę. Choć jeśli owadzia dziewczyna uważnie słuchała, to część imion już znała.
- Zzz-zera, bardzo mi miło! Jestem chimerą Pani Zzz-zieleni! - zadeklarowała, dumnie wypinając pasiastą pierś. - A wy pewnie trafiliście tu zzz-ze świątyni, niewiele pamiętacie i macie wiele pytań? - zapytała twierdzącym tonem, jakby cały scenariusz znała już od podszewki.
Peter kiwnął głową na znak potwierdzenia.
- W takim razie mogę was zzz-zaprowadzić do zzz-zagajnika! Pani z pewnością ucieszy się na wasz widok - powiedziała, energicznie przytakując samej sobie.
- Będziemy wdzięczni – zapewnił błękitnolicy wampir. Do tej pory błądzili w ciemnościach, a teraz pojawiła się w końcu możliwość, że ich sytuacja się nieco rozjaśni.

Seth uniósł lewą dłoń, wysłane przez niego na zwiad stworzenia zleciały się ponownie i zlały w pojedynczą brunatną masę. Pete zastanawiał się, czy drugiemu krwiopijcy udało się dzięki nim czegoś dowiedzieć, jednak zlepek brązu zniknął wewnątrz rękawa właściciela nim chłopak zdążył zadać pytanie. Rudy poprawił mankiet, skinął grzecznościowo głową ludzkiemu insektowi, mruknął coś pod nosem mijając Maxine i stanął przy brzegu nieopodal Petera, pozornie straciwszy zainteresowanie konwersacją.
- Oczywiście, chętnie spotkamy się z Twoją Panią. Jestem pewna, że będzie zdolna nieco przybliżyć nam sytuację - zapewniła pojednawczo czarnowłosa dziewczyna, skupiając na sobie całą uwagę Zery. Jak rodzić starający się zabawić rozkapryszone dziecko.
Za plecami purpurowego wampira rozległo się ciche, konspiracyjne syknięcie. Seth wciąż spoglądał na taflę jeziora, gdy zagadał ukradkiem do drugiego krwiopijcy. Jego głos brzmiał jak zza grobu.
- <Mam nadzieję, że orientujesz się w klanach, mój “Kiasydzie”, bo rozczarowanie tej małej może nam się wszystkim odbić czkawką. Uśmiechaj się, zgadzaj i przytakuj, bo Fey nie lubią, kiedy coś idzie nie po ichniemu. A w tych trawach czają się paskudztwa znacznie gorsze od niej, które tylko czekają na najmniejsze faux pas...>

Peter był kapkę zdziwiony grobowym głosem Setha. Może i znajdowały się tu mniej przychylnie nastawione Fey od Zery, ale na razie ich nie spotkali. Poza tym, mogli przecież trafić do miejsca pełnego istot wzbudzających znacznie większą grozę niż jakieś tam baśniowe skrzaty. Chłopaka ciekawiło też, dlaczego jest ich tu aż tyle…
Żywił również nadzieję, że Sethowi nie chodziło o „klany” Fey, bo wtedy rzeczywiście mógłby zaistnieć problem. Miał zamiar unikać potencjalnych faux pas, ale nigdy nie wiadomo, czym można przypadkowo zwrócić na siebie uwagę. W końcu zainteresowanie Zery zaskarbił sobie całkiem pasywnie, w wyniku jej przepalanki z Verną. Z kolei jego własna ciekawość dotyczyła natury innych cudacznych stworzeń zamieszkujących to miejsce… choć dobrze zdawał sobie sprawę, że impulsowi temu lepiej było nie folgować. Przynajmniej na razie.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 09-06-2023 o 09:23.
Shartan jest offline