Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2022, 13:21   #8
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
„Wasza Godność, dotarliśmy do ujścia Mott. Buntownicy w dniu wczorajszym przypuścili szturm, który został odparty bez większych ofiar. Nadal bez większych strat, choć z przykrością spieszę z wiadomością, że jeden z obiektów zmarł. Postępuję dalej zgodnie z wcześniejszymi instrukcjami. Uniżony sługa Waszej Godności.
A.T.
P.S: Gołębie się sprawdzają”



***


To co jeszcze przed chwilą było zacną ceremonią niespotykaną często w tak zdziczałej części królestwa naraz zmieniło się w całkiem często spotykaną prymitywną rąbaninę. Tak jakby nie starczyło im atrakcji dnia wczorajszego, kiedy to Uszaci zwalili im się na głowy, choć przecież karawana miała za sobą kilkanaście dni względnie spokojnej jazdy. Gdy brakuje słów ludzie zwykle sięgali do bardziej namacalnych argumentów. Z tego też względu stoicki myśliciel pewnie mógłby co najwyżej wzruszyć ramionami nad niedostatkami charakteru innych. Tyle bardzo niewielu było w najbliższej okolicy stoickich myślicieli. Za to na niedobór ostrzy nie mógł narzekać nikt.

Walka rozgorzała na całego. W ułamku chwili. Jeszcze oddech wcześniej wszyscy stali z umiarkowanie smutnymi minami grając przed samym sobą smutek po odejściu dwóch dziwek o orientalnych imionach Seelue i Meke, oraz mężnego Erewarda de Ruin a już po chwili świat wypełnił charkot wściekłych przekleństw, szczęk oręża i krzyki walczących. Jakby karawanie nie dość było problemów z przeprawami, Uszatymi czy dzikimi zwierzętami ciągnącymi się za stadem. Najrozsądniejsi, jak ocalała dziwka Samantha, jej pryncypał Maksymilian i Pomp, cofnęli się oddając pole walczącym i czekając na rozwój wydarzeń. A ten biegł w swoją stronę. Wszyscy wiedzieli czym to się skończy.

Dwaj nożownicy, Juda i Womak, zadziałali jak spuszczone ze smyczy psy rzucając się na żałobników, którzy od niedawna zostali również dziedzicami Mott, z werwą której dotychczas nie sposób było u nich zaobserwować. Pewne ruchy, wyćwiczone latami spędzonymi z nożami w garści, zaowocować musiały rzezią. Musiały.

Ale jednak los okazał się dla dla dwóch zbójów z Senecji mniej szczodry. Juda pierwszy ruszył skracać dystans, ale nie spodziewał się chyba tak gwałtownej reakcji niedawnych towarzyszy. Fabian i Markus w tej samych chwili wyrwali swe sztylety i w tej samej chwili cisnęli je w zachodzącego z lewej Judę. Ten mógł się wielu rzeczy spodziewać, ale z całą pewnością nie spodziewał się tego, że pomkną mu na spotkanie dwa ostrza. Oba…

… chybiły wywołując na twarzy rzezimieszka uśmiech wyższości. Fabian z mieczem w dłoni ruszył mu na spotkanie a w ślad za nim skoczył Thorben z łatwością biorąc zamach swoim młotem. Z drugiej strony grobowca Womak wolniej szedł na spotkanie Rodrigo i Markusa. Choć widok łopaty w rękach jednego z przeciwników wywołał na jego szczerbatej twarzy uśmiech politowania. Dwa sztylety kręciły zawijasy w jego sękatych łapach, zwodząc i wabiąc. Czekając na dogodną okazję.

Łopata w rękach Rodrigo nie wyglądała na oręż. Na jej krawędzi jeszcze żółciła się glina. Mimo to, kiedy pomknęła na spotkanie wroga, zmusiła go do zrewidowania oceny. Szeroki zamach poparty skrętem bioder sprawił, że Womak cofnął się uskakując, wytrącając wielkiego Werke z równowagi.

Toporek w ręku Wettela zatoczył krótki łuk i z mlaśnięciem wbił się w bok rzezimieszka łamiąc go w pół w trakcie uniku. Kończąc jego sprytne sztuczki. Ostatecznie. Łopata w rękach Rodrigo uderzyła w odsłoniętą łepetynę padającego nożownika, wybijając mu z głowy wszelkie sztuczki. Jego charkot zagłuszył krzyk protestu muskularnego półorka Werke, który runął do wykopanej mogiły, wprost na ciało darczyńcy. Choć Ereward de Ruin nie miał mu tego za złe.


***


Krzyki walczących uderzyły w niebo płosząc przysiadłe na okolicznych drzewach kawki, gołębie i wróble. Od strony stojącej opodal karawany dały się słyszeć głosy protestu. Krzyczała Stara Gerta właścicielka stada wołów ciągnących za karawaną i siódemki dzieci, krzyczał ojciec Thorbena, krzyczał Andreas Timmer wiozący wóz pełen drobiu hodowlanego i gołębi pocztowych, krzyczał Pomp który cofnął się od mogiły dając walczącym trochę miejsca.

-Przestańcie! Przestańcie jak mi bóg miły! Dość mamy wrogów wokół by kłócić się o niewiadomy spadek! Chuj wie czy coś tam w ogóle jest! PRZESTAŃCIE DO JASNEJ KURWY!!

Samantha stała z boku obserwując wszystko zza błękitnej chmurki wypuszczanego dymu. Słodki smak rozlewał się jej leniwie po podniebieniu gdy tuż obok mordowali się jej współtowarzysze. Ja zwykle, krew uderzyła im do głów i teraz tylko jakiś wstrząs mógłby oderwać ich od tak zajmującego zajęcia.

***


Stal skrzyła srebrzystą poświatą w serii fint, pchnięć, cięć i bloków. Fabian nie walczył nigdy z przeciwnikiem uzbrojonym wyłącznie w noże, ale już to jedno skrzyżowanie ostrzy z wytrawnym nożownikiem uzmysłowiło mu, że jest nielichych tarapatach. Tylko zasięg miecza pozwalał mu utrzymać wroga na dystans, ale musiał cofać się kroczek za kroczkiem, by robiąc sobie pole mieć Judę cały czas przed sobą. Szybki był skurwysyn.

Gdyby nie zasięg miecza i szaleńczą szarżę Thorbena, który potężnymi zamachami ciął przestrzeń swoim kowalskim młotem. Jedno trafienie tym morderczym obuchem skończyło by starcie dla jednego z walczących a Thorben, tnąc z wyszczerzonymi we wściekłym grymasie ustami, sprawiał wrażenie furiata któremu za jedno jest w co trafi. Jednak nie mógł w pełni skupić się na Judzie, bo z boku skoczył ku niemu „Pipa” Ryss. Wyszczerbiony miecz o włos minął skroń kowala ścinając mu kępkę włosów i zmuszając do gwałtownego zwrotu. Naraz stanął na skraju otwartej mogiły świadom tego, że tkwi tam ten cholerny półork!

-Wszyscy stać! - ryknął Barnaba Bo dołączając się do Pompa w próbie powstrzymania dalszej rzezi. Szczęk stali dowodził, że nie na wiele się to zdało. Mleko się już rozlało i nie było co zbierać.

Nagle rozległ się donośny ryk Maksymiliana Wilhelma von Magnisa, który potwierdzał jego przywódcze zdolności. Powszechnie mówiło się, że u każdego dowódcy najważniejszy jest głos. Donośny, gromki, rozkazujący. Taki jak ten, który wyrwał się z piersi Maksymiliana.

-Uszaci atakują! - Maksymilian zawył tak głośno że aż jemu samemu zadzwoniło w uszach. Walczący na moment zamarli, rozglądając się po okalających dolinkę wzgórzach. Niepewnie, jakby naraz odzyskiwali świadomość.

-Czego się debile tłuczecie o nic?! Śpieszno wam do grobu, co zabijecie resztę a potem sami staniecie się ofiarą napaści, razem mamy przynajmniej szansę dotrzeć na miejsce cało. Chcecie połowę? - tu Maksymilian zwrócił się do Barnaby - I chuj dobrze, dostaniecie co wasze, każdy w karawanie dostanie, WSZYSTKIM SIĘ COŚ ZE SPADKU NALEŻY!!

Może pomysł dzielenia się z wszystkimi nie wszystkim słyszącym przypadł do gustu, ale trzeba było przyznać, że skutek został osiągnięty. Przerwano bezrozumną rzeź i teraz tylko obie strony spoglądały na siebie złowrogo. Tylko trzymający się za otwarty brzuch, siedzący już Womak, jakoś nie zamilkł a nawet jakby zaczął głośniej jęczeć. Trudno było mu się dziwić, spod palców płynęła mu gęsta jucha.

-Krok w tył! Każdy!! I żadnych sztuczek!! To było jedno wielkie nieporozumienie!! - Barnaba Bo zdawał się najrozsądniejszym z bandy. Choć to przecież on popchnął pijacką zgraję zbirów do tej walki.

-Jesteśmy tu razem!! Razem odparliśmy Uszatych, razem jechaliśmy w trudzie i znoju przez trzy tygodnie dzieląc się żarciem i trudami wędrówki. Przecież nie pozabijamy się o tę obiecany spadek! Zresztą większość i tak będzie chciała jechać do Lursenbergu! Po co wam ta kłótnia? - Pomp zdawał się wracać do swoich zarządczych zachowań. Choć wciąż stał w pewnej odległości. Jakby nie był do końca pewien, czy może już podejść.

-Połowa nasza, kurwha! - powiedział niewyraźnie Werke, kiedy wygramolił się już po głowie zmarłego rycerza z jego grobu.

-Jakoś się dogadamy, nie? - Barnaba uśmiechnął się nawet, jakby starcie które wybuchło przed chwilą nie znaczyło nic i nadal byli wspaniałą rodziną.

-Drobne sprzeczki … wśród przyjaciół …zawsze się zdarzają…-Powiedział nieprzekonanym głosem Pomp i ściągnął swój cylinder ścierając wyczarowaną skądś chusteczką perlisty pot z czoła.

Barnaba Bo uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jakby się troszkę mocniej postarał śmiałby się dookoła głowy. Juda cofał się powoli nadal trzymając w pogotowiu swoje dwa noże. W bandolierze na piersi miał ich jeszcze kilka. Noży nigdy dosyć. Werke oparł swą wekierę o ramię wyszczerzając kły. Tylko przy bardzo dużej ilości dobrej woli można by ten grymas uznać za uśmiech.

-Kurwa, jak boli…- jęczał Womak, choć po prawdzie czucie powinien stracić już chwilę temu.

-To co? Remis? - Barnaba kuł żelazo póki gorące. Pomp ponownie założył cylinder. Chyba dochodził do siebie. Wszystkim jakby trochę ulżyło a atmosfera odrobinę stygła.

-Mogę przygotować taki dokument, w którym testatorzy dzielą się masą spadkową. Mam w tym doświadczenie. Zbierze się chętnych, spisze co trzeba, przybije pieczęcie i będzie wszystko zgodnie z prawem. - powiedział wyraźnie myśląc już o czymś innym. - Opłata jak zwykle w takich wypadkach wynosi dziesięć od sta. - zakończył wracając już zupełnie do formy.

Chmury dalej płynęły nad błękitnym niebem Nilandu. Tylko Womak jakoś nie dostrzegał w ich obłokach tego co wszyscy. Piękno powoli przestawało go interesować.

W sumie nie było mu się co dziwić. Z wyprutymi flakami każdemu może braknąć poczucia estetyki.

P.S.: I przepraszam raz jeszcze za zwłokę. Postaram się więcej do tego nie doprowadzać.

p
b
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon

Ostatnio edytowane przez Bielon : 02-06-2022 o 14:36.
Bielon jest offline