Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2022, 22:25   #136
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
To był wielki haj, dobry mocny towar. Chłopak doszedł do siebie dopiero kilka godzin później. Niewiele pamiętał z rysowania, tylko kreślone ręką ślady.
Kto nie chciał? I kto nie był kim? Jedyne w czym się upewnił, to że natchnienie nie wyszło tylko z jego ujaranej łepetyny. Skąd miał wiedzieć jak wyglądał ojciec Any w młodości? I kim były inne twarze, których nie rozpoznawał? Wytworem podświadomości? Musiał porozmawiać ze starymi. A z ich reakcji może coś więcej się dowie. Może nawet mu powiedzą? Pewnie wywoływali duchy i przywołali jakiegoś demona, który opętał kogoś, kogo oni musieli zabić a potem nie móc nikomu o tym powiedzieć. Czy ojciec też mógłby być w to wplątany jak zdawała się być Allison? Jeżeli nie i jeżeli mu nie powiedziała nic, to znaczy, że tajemnica była cholernie istotna, że strach nawet dwadzieścia lat później dorosłym ludziom sznurował usta…

Ana… nawet nie pamiętał o czym z nią rozmawiał, kiedy się obudził… Ciekawe jakie ona miała przemyślenia?


***


Młody Spineli upewnił się, że w zasięgu słuchu nie ma rodzeństwa.

- Musimy poważnie porozmawiać - Bart usiadł przy kuchennym stole rękoma zapraszając wszystkich do zajęcia krzeseł.

- Co tym razem przeskrobałeś? - spojrzenie ojca było niemal oskarżające.

- Tym razem nie ja. - odrzekł Bart z rozbrajającą szczerością. - Mamo? Ty może nawet więcej od taty możesz na ten temat powiedzieć. To wy przeskrobaliście grubo kilka dekad temu, kiedy byliście w moim wieku… podwójne morderstwo, maska wilka, niepełnosprawny chłopiec, okultyzm? Zapalają się lampki już? - Spineli mówił bez ogródek, ale spokojnie. - Takich rzeczy nie zapomina się przecież, tak?

Ojciec patrzył na niego, jakby był niespełna rozumu, ale macocha… w jej oczach, przez chwilę, zamigotały jakieś emocje, które jednak szybko chwyciła w ryzy.

- Bart - kiedy ojciec zwracał się do syna po imieniu, oznaczało to, że jest poirytowany. - Nie wiem, co brałeś, ale zastanawiam się, gdzie popełniłem błąd wychowawczy. Chyba za bardzo przymykałem oczy na twoje wybryki.
Spojrzał na żonę.

- Bart jest spięty. Wrażliwy z niego chłopak, przecież wiesz, a w miasteczku dzieją się teraz złe rzeczy. Nic dziwnego, że swoje przerażenie przekuwa w konfabulacje psychotyczne. No i te wszystkie … używki, których zdecydowanie nadużywa. Może powinniśmy rzeczywiście w końcu coś z tym zrobić.

- No tak. - Bart podniósł ręce imitując poddanie się bez walki. - Ja mam halucynacje. Faktycznie. Chyba musicie sobie szczerze wyjaśnić kilka spraw z przeszłości. - spojrzał na macochę i na ojca, który mógł nie być wtajemniczonym w prawdziwe wydarzenia z liceum i z politowaniem pokiwał głową. - Bo to co kiedyś mogłaś brać za niemożliwe halucynacje i próby ułożenia sobie w głowie, aby pasowało do normalności, teraz już drugi raz się nie uda. - Spineli nie zrażał się graniem przez rodziców kartą jego nieodpowiedzialności i niedorzeczności brzmienia wypowiadających słów. - Zło, które przywołaliście wtedy, teraz wróciło i znowu zabija z tą samą maską. Tym razem nikt nie zwali tego na kozła ofiarnego. A w niebezpieczeństwie są nie tylko wszyscy, którzy wtedy bawili się w haloweenowe wywoływanie duchów, ale ich dzieci też. Więc możesz mamo racjonalizować, że ja mi odbija ze stresu i palenia zioła, tylko skąd wiem o twojej tajemnicy i kto brał w tym udział? Teraz ten demon zagraża mojemu rodzeństwu i twoim dzieciom. Więc dlaczego dalej boisz się o tym rozmawiać? - uniósł brwi spokojnie czekając na odpowiedź.

- Bart - ojciec zmrużył oczy, wyraźnie zdenerwowany jego słowami. - Co ty za brednie wygadujesz?!

Nawet macocha wydawała się być mocno zdziwiona jego tyradą. Miała taką minę, jakby próbowała usilnie dopatrywać się sensu w jego słowach. Znał ją. Wiedział, że chce coś powiedzieć. Coś niemiłego, albo takiego, po czym zostaną szramy na ich wzajemnej relacji. relacji, w której zawsze starała się grać rolę tej wyluzowanej, serdecznej "drugiej mamy".

- Bart - powiedziała w końcu, bardzo starannie i powoli dobierając słowa. - O czym ty mówisz. Jakie seanse okultystyczne? Jakie zło? Jakiego kozła ofiarnego? Naprawdę próbuję zrozumieć, co chcesz mi zakomunikować, ale … wybacz… to jakieś brednie, zupełnie inny poziom świadomości, niż reprezentuje sobą ogół. Wiesz o tym, prawda?

Nastolatek dzisiaj naprzeciw rodziców czując się jakby grał w pokera, w którym chodziło o grubą stawkę. Bardzo chciał wierzyć, że starzy mówią prawdę, że nie należy żadne z nich do żadnego tajnego kultu w miasteczku, że jest jak być powinno i że jako dorośli w dorosły sposób rozwiążą problemy. Nie miał w zasadzie nic do stracenia.

- Dobra. - Bart wzruszył ramionami. - Więc zacznijmy od samego początku…

Po tych słowach Spineli zaczął opowieść na luzie wyłuszczając wszystko czego do tej pory się dowiedział. Starał trzymać się głównego nurtu zbaczając w dygresje, kiedy to było konieczne. Jedną z nich była również historia morderstw szeryfa. Na koniec przyniósł z przedpokoju rysunek, który powstał tego dnia. Patrzył na niego sam zastanawiając się kogo przypomina twarz drugiej dziewczyny porwanej przez demona obok Mary.

Rodzice, z każdym jego słowem robili coraz bardziej poważne miny popatrując po sobie co jakiś czas.

- Uważasz, że szeryf Hale zabił właśnie trzy osoby? - Ojciec nie wytrzymał pierwszy. - Wiesz, jakiej wagi są te oskarżenia? I wiesz, jak są wiarygodne, szczególnie przy tych wszystkich … bredniach… okultystycznych, które właśnie nam zaprezentowałeś?

Spojrzał na żonę.

- Czy cokolwiek, co powiedział mój syn, ma twoim zdaniem sens.
Jeżeli Bart liczył na to, że macocha weźmie jego stronę, pomylił się bardzo poważnie.

- Niestety nie. Ale uważam, że te urojenia paranoidalne mogę być efektem zażycia czegoś, czego nikt zażywać nie powinien. Wydaje mi się, że potrzebujesz pomocy specjalistów. Myślę, że zamiast do szkoły, jutro powinieneś udać się z którymś z nas do kliniki uzależnień. I to nie jest sugestia. Przymykaliśmy oczy na twoje wybryki. problemy w szkole, problemy z koncentracją a nawet z prawem. Ale to … Posłuchaj sam siebie. Może i późno, ale udzielimy ci pomocy. Nawet zamkniemy w klinice odwykowej siłą, jeśli to będzie konieczne.

- Wiedziałem, że jesteś wrażliwy, synu - wtrącił się ojciec. - Że nie każdy może pracować w zakładzie pogrzebowym. Dlatego pozwoliłem ci na te całe zielsko. Ale widzę, że popełniłem błąd. Ta praca wprowadziła twoją wrażliwą naturę w dziurę. Potrzebujesz pomocy. Allison ma rację. Idź, odpocznij. A rano zobaczymy co dalej.

Widać było, że mają zamiar zakończyć tę rozmowę.

- To jest oczywiste, że potrzebuję pomocy. - Bart westchnął i sapnąwszy popatrzył z politowaniem to na jedno, to na drugie. - Ale nie takiej. Allison nie ma racji. A dziadek też by jej nie uwierzył. A Hale… - popatrzył na ojca poważniej. - Odstrzeli Bryana jeśli popełnisz błąd. - urwał banana z kiści. - I zacznij trzymać shotguna przy łóżku. Singieltonowa gdyby miała spluwę, może nie dałaby siebie i córki poharatać.

- Muszę się zbierać na nabożeństwo popołudniowe - ojciec spojrzał na syna. - Ale wieczorem wrócimy do tej rozmowy. A teraz idź i odeśpij piątkową imprezę, bo nadal jesteś zmęczony.

- Dziadek mawiał, że nie można wierzyć w Boga i nie wierzyć w istnienie Szatana. Skoro… dla ciebie tato… okultyzm… opętanie… i duchy nieczyste… to brednie… to jaki sens chodzenia na nabożeństwo popołudniowe? - Bart w najlepsze zajadał banana i mówił z pełnymi ustami robiąc przerwy na połykanie i popijanie wody z cytryną.

- To nie to samo, synu - ojciec wstał i zamierzał wyjść.

Bart wsparty łokciem na stole, odwróconemu plecami ojcu, machnięciem nadgarstka wykonał znak krzyża. Na drogę!

Odczuwał rozeźlenie, ale satysfakcji nie chciał dać Allison, aby dać po sobie poznać. Nie uwierzył jej ani troszeczkę. Ani ciut ciut. Nosiła tajemnicę i próbowała namówić ojca, żeby go zamknąć na odwyku… Chciała go zwyczajnie zastraszyć! Tak! Żeby nie drążył tematu. Ożesz wy… Bart westchnął i ziewnął udając bardziej śpiącego niż nim był.

- Ciekawe kto zginie następny? - rzucił w przestrzeń kuchni, w której wciąż była macocha. - Ja spadam.

Zabrał rysunek i wyszedł z domu. Schodząc po stopniach werandy, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej nie czuł się jak u siebie. Z kieszeni wyjął zgaszonego kipa obstawki i zaciągnął się głęboko ziołem. Wypuścił dym w lewo, w prawo, potem znowu w lewo i niespiesznie szurając trampkami o asfalt przeszedł na drugą stronę uliczki do zaparkowanego karawana.

Oparł ręce na kierownicy zastanawiając się co robić. Poczeka, aż ojciec wyjedzie z garażu swoim szarym pickupem i wtedy potoczy się za nim w bezpiecznej odległości, aby stary nie wiedział, że jest śledzony. Ciekawe czy pojedzie prosto do kościoła. A może od razu na plebanię? Czy jeszcze gdzieś indziej?

Bart, nie licząc tych nabożeństw, które musiał, dawno nie był w kościele z własnej inicjatywy. Czy był w nastroju do modlitwy? Ciekawe o czym kaznodzieja będzie prawił kiedy z każdym dniem coraz więcej dusz z parafii ubywa.

A poza tym… wylał na jezdnie resztkę rozgazowanej sody i zakręcił butelkę… woda święcona może się przydać w nocy.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 03-06-2022 o 22:33.
Campo Viejo jest offline