| - Bractwo będzie się starało wyeliminować każdego heretyka o jakim się dowie. Różnić się będzie tylko sposób jego eliminacji. Najefektywniejszy i minimalizujący ryzyko, że cel uniknie śmierci. Cleanerzy to najemnicy. Bractwo raczej nie ma z nimi większych zatargów tyle, że nie wierzy w ich skuteczność. Wolą takie sprawy załatwiać sami.
- O, czyli Braciszkowie mają jakieś zatargi z Cleanerami? - Irya podchwyciła jego słowa doszukując się czegoś ciekawego.
- Tyle, że tworzą dla ludzi alternatywę obchodzącą zaangażowanie w temat Bractwa. Cleanerzy działają punktowo, a Bractwo przyjrzało by się tematowi szerzej. Cel uświęca środki - zakończył używając wieloznacznego tonu.
- Ja słyszałam opinie, że Bractwo nie lubi się zajmować pierdołami - Corday uśmiechnęła się uprzejmie. - I stąd Cleanerzy wypełniają tą lukę - była ciekawa reakcji Kobayashiego.
- Nic bardziej mylnego - Kobayashi pokręcił głową. - W Bractwie są bardzo gorliwi tępiciele heretyków. Również tępiciele ludzi, którzy są o to tylko podejrzewani. Cleanerzy załatwiają sprawę dokładnie tak jak płaci za to zleceniodawca, a Bractwo tak jak uważa za stosowne.
- Z tego co pan mówi to wychodzi, że nic zaskakującego nie ma w tym, że ludzie unikają Bractwa i szukają alternatywy, skoro są tam osoby, które chętnie kogoś zlikwidują mając tylko podejrzenia. Przed sądem same podejrzenia nie wystarczają i jeszcze prokurator może dostać naganę za tracenie czasu.
- To bardzo Capitolskie podejście i chyba ma zastosowanie tylko w Capitolu. W innych korporacjach nie polega się tak bardzo na sądownictwie.
- Bo my bardzo praktycznie podchodzimy do życia - stwierdziła sięgając po ciasteczko. - Wiemy, że taki model gdzie podejrzenie równa się wina jest mało wydajny. Łatwo o nadużycia, wspomniane przeze mnie zrażenie się społeczności do organów porządkowych, w tym wypadku tępicieli heretyków - zaznaczyła.
Kobayashi uśmiechnął się pobłażliwie.
- Wszystko zależy czy osoby decyzyjne postrzegają taką jednostkę jako zbędną. Nawet w Capitolu waga jednostki wynika z ilości akcji jakie posiada oraz notowań w opinii publicznej. Czyż nie? - zawiesił głos.
- Skłamałabym gdybym zaprzeczyła - Irya rozłożyła bezradnie ręce. - Czyli rozumiem, że z Bractwem da się dojść do porozumienia? - zapytała żartobliwym tonem. - Przynajmniej co niektórym osobom?
- Na pewno - pokiwał głową. - Pytanie brzmi kto będzie dla nich na tyle ważny.
- Mogę tylko zakładać, że w świecie jedna rzecz jest uniwersalna. Że wszyscy równo sobie cenią pieniądze - odparła na to.
Ponownie pojawił się pobłażliwy uśmiech Kobayashiego.
- Musi pani w stosunku do innych korporacji przestać myśleć w kategoriach Capitolskich. Pieniądze liczą się tylko u was. W każdej innej korporacji wyżej stawiane są inne wartości jak honor, duma, rodzina czy klan. W Bractwie gromadzenie prywatnych dóbr jest surowo wzbronione, a wyłamywanie się z tej zasady jest równe herezji. Wszystko musi być przekazane wspólnocie.
- Nie do końca o to mi chodziło - pokręciła głową. - Może faktycznie w Capitolu czy u Freelancerów pieniądze są czymś bardziej pożądanym przez jednostki niż gdzie indziej. Mi natomiast chodziło o to , że ogólnie dla każdego pieniądze mają wartość niezależnie czy to członek korporacji, freelancer czy członek Bractwa. W końcu po spowiedzi w katedrze dostaje się fakturę do zapłacenia, a nie listę prac społecznych do wykonania dla dobra ludzkości - wytłumaczyła swój tok myślenia. - Stąd też moje luźne założenie, że za odpowiednio wysoką kwotę mogą przychylniej patrzeć na jakiegoś delikwenta, choćby takiego będącego obiektem podejrzeń.
- Tak - Irya miała wrażenie, że pobłażliwość na ułamek sekundy ustąpiła miejsce szyderczości. - Jednak tylko do pewnego stopnia. Faktura, jak to pani określiła, to forma utrzymania ludzi w pokorze i respekcie, a czasem strachu względem Bractwa. Jednak po przekroczeniu pewnego pułapu żadne pieniądze nic nie pomogą. W mojej bardzo prywatnej opinii skłaniałbym się do stwierdzenia, że Bractwo chce trzymać ludzi pod kontrolą. Bez odpowiednich znajomości nie liczyłbym na jakąkolwiek taryfę ulgową.
- Zanotuje sobie to - uśmiechnęła się. - Wypytuje tak, na wypadek gdyby Bractwo obraziło się na to, że zamierzam przypilnować tematu mojego podejrzanego. Nie chciałabym się upewnić, że zajęli się kompleksowo nim i jego szajką heretycznych kanibali. Przynajmniej w moim rejonie. Liczę więc, że jak nasze drogi się skrzyżują to skończy się to dla mnie fakturą, a nie przekroczeniem tego wspomnianego pułapu - powiedziała z lekkim rozbawieniem, a Kobayashi w odpowiedzi skinął jej uprzejmie głową.
- Czy miał pan okazję spotkać heretyka osobiście, wiedząc, że nim jest, albo przynajmniej mając wyraźne przesłanki ku temu? - zapytała.
- Owszem - skinął głową na potwierdzenie i zerknął w kierunku Nakano. Reakcja gospodarza, jeśli miała miejsce, była tak krótka, że Iryi nie udało się jej zarejestrować.
Policjantka wyraźnie się ożywiła słysząc to. Popatrzyła po obu mężczyznach.
- Rozmawiał pan z tym heretykiem? Jak to spotkanie się dla każdego z was skończyło? - drążyła temat, z zainteresowaniem przyglądając się Kobayashiemu.
- Skończyło się zgodnie z moimi założeniami - uśmiechnął się tajemniczo.
- Miał pan więcej takich spotkań z heretykami? - Irya nie zniechęcała się jego zdawkowymi odpowiedziami.
- Zdarzały się. Chociaż każde jest na swój sposób unikatowe.
- Rozmawiał pan z nimi? Chociażby o ich motywacji do stania się Heretykiem?
- Nie - pokręcił delikatnie głową, cały czas wpatrując się jej prosto w oczy. - Ich motywacja nigdy mnie nie obchodziła. Czasem zagłębiałem się w aspekt pochodzenia ich spaczenia. Motywacja zawsze bywa jego pochodną.
- Pochodzenie spaczenia? - powtórzyła po nim, w pytającym tonie. - Mógłby pan to rozwinąć?
- Przedmiot lub osoba. Jakieś źródło Mrocznej Harmonii - wyjaśnił.
- To taki heretyk nie jest sam w sobie źródłem spaczenia? - Corday przekrzywia głowę. - Czy po prostu ma pan na myśli osoby opętane, które same w sobie nie były wyznawcami Mrocznej Harmonii.
- Źródłem spaczenia jest zawsze Mroczna Harmonia. Różnica jest taka, że istoty samoświadome jej nie rozprzestrzeniają. Jakby Mroczna Harmonia szukała jaźni aby się w niej zagnieździć.
- Nie bardzo rozumiem... Chodzi panu o jakieś ichnie artefakty, które robią z nich Heretyków?
- Takie też się zdarzają, ale raczej chodziło mi o spaczone Mroczną Harmonią przedmioty codziennego użytku.
- Jak ekspres do kawy, który zamiast robić espresso, opętuje człowieka? - Irya uniosła brew.
- To nie do końca tak - Kobayashi pokręcił głową. - Przedmioty przesiąknięte Mroczną Harmonią będą wpływać na ludzi powodując ich spaczenie. Natomiast bardziej skomplikowane przedmioty, jak urządzenia i maszyny, przy długotrwałym wpływie Mrocznej Harmonii mogą zostać wypaczone i zdobyć obcą świadomość. Wtedy dopiero będa starały się skrzywdzić użytkownika.
- Ok, teraz łapię - pokiwała głową. - A co z pana doświadczenia najlepiej sprawdza się przy rozprawianiu się z heretykiem? - uśmiechnęła się.
- Nie ma złotego środka. Najlepszym sposobem jest ten najskuteczniejszy.
- Kołek w serce? - odparła w żartobliwym tonie.
Mężczyzna zmrużył oczy i patrzył na nią przez krótką chwilę jakby początkowo nie załapał żartu.
- Lepsza byłaby dekapitacja - dodał po chwili.
Skrzywiła się na myśl ile byłoby przy tym "zabiegu" krwi i jak bardzo brudnym byłoby się od posoki.
- Bo bez głowy trudniej im stać się ożywieńcami? - bardziej to potwierdzenie niż pytanie. - Słabo, bo osobiście zdecydowanie najbardziej gustuje w używaniu pistoletów... A właśnie. Ożywieńcy powstają sami z siebie czy konieczne jest działanie heretyka lub przedmiotu?
- Oba sposoby są możliwe. Dary Mrocznej Harmonii mogą ożywić zwłoki, a Tekroni w cytadelach przekształcają ciała za pomocą Nekrotechniki. W obu przypadkach głowa byłaby potrzebna. Ożywieniec bez niej byłby bardzo nieefektywny.
__________________ Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start. |