Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2022, 18:50   #137
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Szeryf zjawił się w momencie, kiedy Bryan miał właśnie wykreślić z listy kolejną zrobioną rzecz. Długopis wyślizgnął się z dłoni chłopaka, gdy tylko usłyszał znajomy głos. Głos, którego nie chciał słyszeć już nigdy w życiu.
- Dobry… - wymamrotał osiłek, schylając się po pisadło i unikając wzroku szeryfa. Nie potrafił grać. W szkolnych przedstawieniach mógł w najlepszym wypadku otrzymać rolę drzewa lub kolumny.
- Tak, ja… Kumplowaliśmy się. A z Danem i Deanem to…
Cholerny długopis! Znowu wypadł z ręki! Tym razem nie przez zaskoczenie, lecz z powodu intensywnie pocącej się dłoni. Bryan ponownie schylił się po przedmiot.
- W sensie, że z Toddem się kumplowałem. Dan postawił mi jedzenie, bo mu furę naprawiłem i był zadowolony.
Bryan nieśmiało spojrzał w oczy szeryfa, ale szybko tego pożałował. Drapieżny wzrok Hale’a spowodował jeszcze większą niepewność. Młody Chase czym prędzej otworzył maskę pobliskiego samochodu, aby do niego zajrzeć. Był już naprawiony, ale lepiej sprawdzić po raz trzeci, niż spoglądać w te bezlitosne ślepia i pocić się ze strachu.
- Wczoraj spałem. Bo mnie łeb bolał.
- A te zadrapania i sińce? - oczy szeryfa przewiercały go na wylot. Czujne, zwężone ślepia drapieżnika, który zwęszył krew, podjął trop. Tak przynajmniej wydawało się Bryanowi.
- Solówę miałem. Nie ma o czym gadać - mruknął Bryan, stukając w coś śrubokrętem. Niespodziewanie uświadomił sobie, że to narzędzie może służyć nie tylko do przykręcania śrub… Przez myśl przeszło mu wbicie narzędzia prosto w bebech szeryfa. Zacisnął mocniej dłoń na rękojeści…
- No tak - Hale tak łatwo nie odpuszczał. - Masz niezły temperament. Jak twój ojczulek. Te wszystkie skargi na ciebie. Wymuszenia. Drobne próby łamania prawa.
Szeryf przeniósł wzrok na ręce Bryana. Na śrubokręt. Nie uśmiechnął się, ale jego oczy zdawały się zwęzić jeszcze bardziej.
- Dean i Daniel. Nie wiesz, gdzie mogli się podziać? Masz jakieś pomysły, gdzie mogli się zaszyć? Gdzie zazwyczaj chodziłeś ze swoimi starszymi kumplami, co Chase?
Bryan znów gdzieś postukał, trzymając ciasny uchwyt na śrubokręcie.
- Znałem ich z siłowni. I głównie tam się widzieliśmy. Skąd mam wiedzieć gdzie są?
Chłopak wysilił się na wzruszenie ramionami. Wiedział, że szeryf i tak tylko pozoruje poszukiwania. Obaj przecież doskonale wiedzieli, że Daniel i Dean wąchali kwiatki od spodu…
- Todd to był mój najlepszy ziomek, nie? No to chyba wiadomo, że jakbym wiedział gdzie są tamci to bym ich nie ukrywał. Sam chciałbym wiedzieć gdzie są. Chętnie dorwałbym kutasa, który załatwił Todda.
Ostatnie zdanie było przekonujące, gdyż nie musiał go odgrywać.
- Rozumiem. To na razie wszystko - szeryf zamierzał chyba odejść.

Bryan nie zatrzymywał przedstawiciela “prawa”. Dłoń chłopaka zaciskała się na rękojeści śrubokręta do tego stopnia, że aż zbielały kłykcie. Reszta ciała nie drgnęła jednak. Chłopak wpatrywał się uporczywie w silnik samochodu, tocząc wewnętrzną walkę. Musiał wykorzystać całą silną wolę, aby powstrzymać się przed szarżą. Miał ochotę dopaść Hale’a i dźgać śrubokrętem raz za razem. Wyobrażał sobie jak wściekle dziurawi brzuch szeryfa… Na fantazjach jednak musiało się zakończyć.
- Nie dziś - mruknął pod nosem. - Nie teraz…
 
Bardiel jest offline