Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2022, 23:51   #5
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Zmora nie miała bladego pojęcia, jakim sposobem ją ujęto. I to tak gwałtownie. Ale podejrzewała jakiegoś "skruszonego gangstera", który postanowił zafrajerować cały gang. Miała nawet podejrzenia, kim on mógł być i zamierzała mu pięknie za wszystko podziękować... gdy tylko ucieknie. Bo o normalnym wyjściu przy dożywociu bez możliwości wnioskowania o przedterminowe zwolnienie nie mogło być mowy... Władza naprawdę się uparła, by dojebać organizacji, do której należała. Ale coś za coś. Słupki w zmanipulowanych sondażach jeszcze bardziej wyjebało w górę.

Akta sprawy Marty W. były dłuższe niż wszystkie powieści Remigiusza Mroza razem wzięte. A i tak prokuratorzy nie mieli dowodów na większość jej przestępstw. By dorwać się do choćby połowy, musieliby przekopać pół województwa i osuszyć większość znajdujących się w nim zbiorników i cieków wodnych... Główne zarzuty jednak utrzymały się w mocy.

Kobieta nie bez powodu nazywana była Zmorą. Budziła prawdziwą grozę nawet w pełnym twardych mężczyzn półświatku. Zabijała, wyłupiała oczy, obcinała kończyny, biła i torturowała za choćby najmniejsze wykroczenia i przewiny. Nierzadko urojone. Sporo karbów na broni zdobyła jeszcze za czasów bycia szeregowym żołnierzem kryminalnej organizacji. A nie brakowało jej ambicji. Chciała szybko awansować na kapitana i mieć własną załogę. Zacząć zarabiać naprawdę konkretny hajs. Dlatego wykazywała się wręcz nadmierną gorliwością we wszystkim, co bossowie nakazywali. Przez co śmiało mogłaby iść w zawody z samym Richardem Kuklinskim.

I dopięła swego.

Ale ostatecznie wszystko i tak się zesrało.

W pierdlu miała spory problem z dołączeniem do sensownej frakcji gitów, ponieważ mimo łapówki, ulokowano ją w nieodpowiednim skrzydle. Wciąż jednak udało jej się dołączyć do grupki, której daleko było do frajerów. Choć nie każdy zdawał się dość prawilny. Choćby ten polityczny, prokuratorek. Nadal nie wiedziała, dlaczego nie zabiła go dla zasady. Może dlatego, że umiał załatwić jej szybsze zwolnienie z izolatki u naczelnika? Pewnie to było to. Nadal jednak ręce ją świerzbiły w jego pobliżu. Takim nie można było ufać. Wielu dobrych chłopaków patrzyło na świat zza krat przez takich sukinsynów.

***
Korytarz puchnie od echa podniesionych głosów. Tam, na samym końcu, są cele represyjne. Kilka izolatek i kilka czteroosobowych cel do odsiadywania kary twardego łoża. Chmara mundurów otacza trzech półnagich mężczyzn i jedną kobietę. W nędznym świetle żarówek krew ma kolor czarny.

Najmłodszy ma przecięte gardło. Przecięte precyzyjnym muśnięciem żyletki. Ciecie nie sięga głęboko, rozrywa jedynie pierwsze warstwy skóry i sprawia, ze rana rozwiera się szeroko. Zieje. Oślepia. Najstarszy, chudy, cały z ceraty i patyków ma brzuch przecięty w kilku miejscach. Ciemne szczeliny krzyżują się. Krew spływa na jasne, sprane spodnie. Zostaje na betonowej posadzce.

Jedyna kobieta, wysoka, przypominająca zawodniczkę mieszanych sztuk walki, ma poznaczone przedramiona.

Ostatni, tłusty i brzuchaty, idzie w samych gaciach. Jego nogi są rozprute od kolan po biodra. Generalskie lampasy o niespokojnym rysunku.

Idą powoli, teatralnie. Starają się dać cieknącej krwi jak najwięcej czasu. Z zadowoleniem patrzą na ciemne plamy pochłaniające coraz większe obszary bladej skory. Uśmiechają się. Ból nadejdzie dopiero za kilka, kilkanaście minut. Czarny but tego w gaciach zostawia ślady. Wypełnia go krew. Chlupocze. Pryska zza niskiej cholewki.
— Kurwa!... oddziałowy! Co się tutaj dzieje?
— Kurwa!... Obywatelu kapitanie... Cholera... porżnęli się... porżnęli... nie wiem jak... kiedy... jak pragnę zdrowia... rewidowałem... Jak pragnę zdrowia, rewidowałem! Oni są z szóstego oddziału... tam same bandziory... obywatelu kapitanie... rewidowałem wszystko po kolei... cele tez wcześniej sprawdziłem... ktoś im musiał dać żyletkę...
Najmłodszy uśmiecha się przebiegle. Jego zęby na tle czerwonego woalu otulającego szyje są olśniewająco białe. Czuje się bezpiecznie. Plaski i kanciasty kawałek nierdzewnej stali lekko ziębi mu spod języka. Chłód napełnia młodego człowieka spokojem.
— Co?... co wam strzeliło do tych głupich łbów... gadać!... Nie... niech ich lekarz najpierw poceruje... cholera, co za jatka...
— Panie kapitanie, te zbiry nic nie powiedzą. Oni chcą z naczelnikiem, a naczelnik powiedział, ze nie będzie z nimi gadał, bo już im powiedział, co miał do powiedzenia. Czternaście dni twardego i niech się cieszą, ze izolatki nie dostali. A oni gadają, ze im się nie należało...
— Doktorze, da pan sobie rade, czy wieziemy do szpitala?...
— Powoli się zrobi. Jak się trochę wykrwawią, to im tylko na dobre wyjdzie... spokojniejsi będą. Siostro... gotowe do szycia?... Jakie zastrzyki!... Ja im dam znieczulenie!... Znieczulenie... Dać mi tu jednego, a reszta pod cele... Niech leci... wszystka niech wyleci.
Spasiony lekarz zdejmuje czysty fartuch. Siostra podaje mu kitel ze śladami krwi i jodyny.

***

Po fortunnej ucieczce, podczas której udało jej się nieco ulżyć po całej odsiadce, poprzez uduszenie jakiegoś przygodnego klawisza, dotarła z więzienną grupką poza zasięg szperaczy. Wtedy prorok* się zrzygał jak jakaś pizda. Przynajmniej Wiśnia i Ryży dobrze kminili.
— Wiśnia w jednym dobrze nawija — powiedziała do Wilkosza. — Kurwa, powinieneś cieszyć się, że w ogóle żyjesz. Ostatni prorok, jaki wpadł mi w łapy, otrzymał ode mnie w prezencie elegancki "kolumbijski krawat"... Zakmiń też, że poza murami więzienia przestałeś być potrzebny. I nie pierdol o jakichś helikopterach, zapomniałeś, że zostałeś wydymany przez swoich? Teraz jesteś jednym z nas. Zwykłym, szarym więźniem.
Splunęła z pogardą na samą myśl, że mogłaby mieć z nim coś wspólnego.
— Więc nie oczekuj, że limuzyna łaskawie zajedzie po twoją żałosną srakę. Tak się składa, że sami musimy coś ogarnąć.
Przeniosła wzrok na Ryżego.
— Z tego słyszałam od klawiszy i wyczytałam z grypsów, to powinien być w okolicy jakiś sklep z tandetną odzieżą. Tyle powinno na razie styknąć... Potem możemy skroić jakąś chatę, jak tak wam zależy.
Miała już ruszyć, ale po tym co później usłyszała od towarzyszy niedoli, zatrzymała się i podrapała po częściowo wygolonej głowie.
— O chuj wam wszystkim chodzi z tą Ukrainą? Jeszcze czaję, że ciapaty chce wracać do swoich kolegów turbanów... Ale jaki kurwa przewrót? Fikoła to ja zaraz zajebię, jak nie przestaniecie pierdolić jak cymbały. Koneksje? Znaczy się znajomości? Trochę powinnam jeszcze mieć, zależy, kogo z załogi dali rady zgarnąć w trakcie obławy. A podobno srogo jebali swojaków, oj srogo... W każdym razie ja nie mam powodu spierdalać na jakąś Ukrainę. Mam porachunki do załatwienia w Polsce... A teraz może ruszmy pizdy, zanim zgarną nas zaledwie pod samą ciupą, jak jakichś niedorozwojów jebanych. Dobrze?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*prorok – prokurator (w gwarze więziennej)
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 11-06-2022 o 23:58.
Alex Tyler jest offline