Karl miał już dość tego wszystkiego. Od adrenaliny zdołał wytrzeźwieć, w czym niewątpliwie pomógł też siarczysty paw, przyklejony teraz do kłamiącej jak z nut twarzy zakapiora.
Rzezimieszek nie podzielał zdania Oliwii. Obowiązek? Trafili tu tropiąc mordercę, znaleźli jakiś kult, rytuały i znów plugawą, czarną magię. Jak w Herrensdorfie, który zdołał już wyjść Karlowi bokiem. Jednego konia już tam stracił, a lubił futrzaka. Fakt, że wkrótce ukradł sobie drugiego jakoś nie wynagrodził mu mentalnej straty.
- Rytuał? Kurwa mać, może być i rytuał. Ale pierwej konie. W gotowości muszą być przy dworku. Jakby huj wielki wyszedł z przre..pre..huj, aborcyji tej hujni magicznej, to ktoś musi szansę mieć aby ujść z tego piździjewa i zawiadomić kogo trza. Kapłanów, gliny, władzę...kogokolwiek trza,aby tu w kupie z żelazem i ogniem przybył, i choć pomścił nas i zasolił te przeklęte miejsce - Karl od tego nieco zbyt przytomnego wywodu aż zatoczył się pod ścianę, i dla lepszej równowagi, wymierzył starannie klingę pałasza w pierś jeńca, i oparł się o niego całym ciężarem.
Naparł mocno, wypychając klingę głębiej, w kierunku serca.
Miał dość kłamców, zabójców i wichrzycieli. I był zbyt pijany, by zastanawiać się, czy darować komukolwiek życie.