Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2022, 22:54   #21
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 1998.01.24 sb, południe; g 14:25
Miejsce: Morze Karaibskie, okolice wysp Los Testigos (ok 80 km na pn-zach od Margarity)
Warunki: na zewnątrz: jasno, pogodnie, d.sil.wiatr, umiarkowanie



Wszyscy



- Ahoj moja dzielna załogo! Żyjecie tam jeszcze szczury lądowe!? - zawołał wesołym i nieco prześmiewczym tonem brytyjski marynarz z morskich jednostek specjalnych. Pytanie nie do końca jednak było tylko żartobliwe. Prawie połowa jego załogi co miała jakieś doświadczenia morskie jakoś z tym testowaniem swojej dzielności morskiej sobie radziła. Oliver i Carla dali radę się uśmiechnąć i unieść kciuki w górę. No i wyglądali tak w miarę swobodnie. Ale japońsko - amerykańsko - nepalskiej trójce to tak było no tak sobie. Chociaż wczoraj spędzili większość dnia na tej śmierdzącej rybami łupinie i na morzu to trudno było ich uznać za marynarzy czy chociaż ludzi nawykłych do bujania się na falach. A wczoraj tak nie bujało jak dzisiaj. No ale właśnie dlatego Brytyjczyk uznał, że to jest dobra pogoda na przerzut pomiędzy wyspami.

- Poczekaj aż cię zabiorę w góry. Prawdziwe góry. Powyżej 5 000 kończy się cwaniakowanie. Wtedy zobaczymy jak będziesz chojraczyć. - niewysoki i drobny Gurkha miał dość markotną minę. Widać było, że nie czuje się pewnie na tej łupinie. Podobnie jak pozostali przygodni marynarze. Całą łajbą nieźle rzucało. Cała nie tylko śmierdziała rybami ale i trzeszczała i chwiała się jakby się miała rozpaść. Podobnie było i wczoraj i częściowo dzisiaj no ale w miarę jak fale hulały sobie coraz śmielej to stężenie tych drewnianych i metalicznych jęków zdawało się rosnąć. Niemniej James jakoś nie wydawał się tym zaniepokojny chociaż też je musiał słyszeć.



https://c.stocksy.com/a/NC1200/z9/481267.jpg

Przygoda z przerzutem kutrem z wyspy na wyspę zaczęła się dziś rano. Już o 3 rano jak było jeszcze ciemno przyjechali do portu aby zapakować się na kuter. I przy okazji te wszystkie bambetle w postaci sportowych toreb, skrzyń, walizek i turystycznych plecaków swoich i pozostałych najemników. Wszystko im zajęło z godzinę, potem jeszcze ostatnia kontrola silników i reszta procedur. Po czym tuż przed 5 rano, jak nadal było ciemno jak w nocy kuter kierowany pewną ręką brytyjskiego marynarza pyrkotał sobie swobodnie mijając kolejne mola i przystanie portu. Wtedy było całkiem spokojnie, pogoda dopisywała jak wczoraj w piątkowy dzień gdy Brytyjczyk razem z dwójką separatystów próbował nauczyć szczury lądowe chociaż podstaw.

- To proste. Jak kierowanie trochę większą motorówką. - tłumaczył im wczoraj gdy pokazywał jak się kieruje za pomocą steru. Właściwie do pewnego stopnia było to podobne do kierowania samochodem. Tylko “kierownica” była większa i bardziej w pionie. No i się stało a nie siedziało. W gruncie rzeczy Frog miał rację. Nawet było łatwiej bo nie groziło zjechanie z drogi jak w przypadku samochodu. Przynajmniej jak byli na otwartym morzu. Na otwartym morzu to kierowanie tym morskim pojazdem podstawy chyba każdy załapał. Ale już poruszanie się między łodziami i nabrzeżami w porcie gdzie przestrzeń się drastycznie zmieniała, rozpoznawanie warunków terenowych po dźwięku, kolorze wody i fal to już była wyższa szkoła jazdy jak na jeden dzień szkolenia.

- Zapowiadają obfite ale przelotne opady na jutro rano i może wieczorem. Te wieczorem by było w sam raz. Dobrze jakbyśmy byli już przy Margaricie. Jutro sobota wieczór, środek weekendu. Ruch powinien być większy. - i wieczorem już po powrocie do koszar Frog jak usłyszał prognozę pogody na sobotę to zdecydował, że jak nic się nie zmieni to spróbują z tą wycieczką jutro. Zresztą przez cały dzień miał na pokładzie włączone radio i uważnie słuchał każdej prognozy pogody. Także tej o 5 rano jak wypływali z portu na Grenadzie. Nadal za dwie czy trzy godziny miała być krótka burza. A wieczorem przelotne opady.

Wczoraj przy kolacji to już jedli w dużo mniejszym składzie. Spora część kolegów i koleżanek już opuściła koszary udając się na lotnisko skąd mieli się udać na pośrednie do Wenezueli loty. Aby nie robić sztucznego tłoku jeszcze nie wszyscy ruszyli ale pozostali mieli wystartować w sobotę. Czyli dzisiaj. Kto wie? Może już co niektórzy mogli być na docelowej wyspie? Niestety nie mieli z nimi kontaktu jak byli rozproszeni po różnych lotniskach i pokładach rejsowych samolotów. Właśnie dlatego Santos jeszcze w czwartek wieczorem wziął wieczorny lot powrotny. Bo jak Carla i Oliver mieli stanowić obsadę łodzi to tylko on z separatystów pozostawał aby wrócić do Miguela z ostatecznym planem przerzutu i przygotować się na ten rpzerzut. To dzisiaj a pewnie i wczoraj powinien być już na miejscu.

Sama burza faktycznie spadła na nich jak byli może z godzinę od Grenady. Wciąż ją było wyraźnie było widać za rufą. Jak niebo spochmurniało jak w połowie czwartku, zaczęło grzmieć, błyskać i lunął deszcz. Trwała z godzinę albo dwie. Ale wiatr wtedy nie był tak silny to tak nie bujało. Potem się rozpogodziło i większosć czasu mieli słoneczny, turystyczny błękit nad sobą. Większość kutra zdążyła wyschnąć. I powoli ale nieubłaganie zaczęli widzieć jakieś kropki, a potem plamki lądu przed sobą.

- To już to? To Margarita? Myślałem, że będzie większa. - zapytał Ghurka wpatrując się przez lornetkę w majaczące coraz wyraźniej plamy lądu.

- Jeszcze nie. To Los Testigos. To już nasze. Wenezuela. Ale Margarita jest jeszcze za tymi wyspami. - wyjaśniła Carla widocznie dość dobrze uświadomiona na co patrzą i do jakich wysp się zbliżają.

- No to wpływamy na wody terytorialne Wenezueli. Tu już ich marynarka ma pełne prawo nas drapnąć do kontroli. - James westchnął bez przesadnej ekscytacji. Ale miał rację. Na wodach międzynarodowych to jeszcze coś można było próbować ugrać ale teraz wpływali już na oznaczony teren prywatny danego państwa.

Dopłynęli i zaczęli je z flegmatyczną prędkością kutra mijać koło 14-tej. Faktycznie przed sobą dało się dojrzeć kolejne plamki na horyzoncie zdradzające ląd. I wedle Carli to już była Margarita. Ale z mozolną prędkością kutra to jeszcze mieli z pięć czy sześć godzin rejsu. Akurat w okolicy wieczora powinni się zbliżyć do brzegu.

- Mamy dobry czas. Chmurzy się. Pewnie te przelotne opady co zapowiadali. Zakryją nas. A potem nawet jak przejdą to będzie już zmrok albo noc. - Barton był zadowolony z takich warunków i pory doby na końcówkę ich trasy. No ale właśnie ten sam wiatr co miał przywiać te przelotne opady zaczął całkiem swobodnie miotać kutrem na wszystkie strony. Ten jak korek spływał z jednej fali po to aby z pyrkoczącym i uwalanym smarem i olejem silnikiem wspiąć się na kolejną falę. I tak dalej. A trójce szczurów lądowych uprzykrzało to rejs znacznie bardziej niż pozostałym.

- Ahoj, Czarna Szkapa. Mówi wujek Pedros. - w małej sterówce co była jedynym kawałkiem dachu na pokładzie zabrzęczało radio.

- To Santos! - ucieszyła się Carla. Musieli nadawać na otwartym kanale więc wenezuelski gliniarz wolał użyć pseudonimu.

- Tu Czarna Szkapa, pozdrawiamy cię wujku. U nas wszyscy zdrowi. - co prawda nie mieli umówionego kodu czy szyfru ale jak wszyscy rozmówcy wiedzieli o co chodzi i z kim rozmawiają to wiele dało się wyczytać między wierszami.

- Odwiedziła nas ciocia Sara. Jest już u nas w domu. I wujek z Chile ale on dopiero przyjechał i jeszcze się stroi w hotelu. Wiecie jaki on jest. - głośnik trochę trzeszczał ale dało się zrozumie co mówi wtajemniczony w rewolucję policjant.

- Sara to pewnie Drava. A wujek to pewnie Blanco, on jest z Chile. - nie tylko Storm rozpoznał o kogo zapewne chodzi. To już pierwszej dwójce najemników z AIM udało się dotrzeć na wyspę. Z czego Alberto pewnie niedawno skoro jeszcze był w hotelu a Drava to zapewne była na tym rancho przewidzianym na pierwszy punkt zborny dla najemników.

- I właśnie się zastanawiamy kiedy wy wpadniecie. Chcielibyśmy wam wyjść na spotkanie abyście nie błądzili po mieście. - Santos poczekał aż na kutrze przetrawią jego słowa no i dał znać, że on i pewnie inni partyzanci są gotowi przejąć załogę kutra i jego zawartość. No ale musieli podać skąd ich mają odebrać. W grę wchodziła albo jedna z północnych plaż na Margaricie Zachodniej które były spore szanse, że wieczorem albo koło północy powinny być puste. Separatyści mogli tam podjechać samochodami i przejąć ładunek, nawet rozpalić ognisko dla lepszej orientacji. Ale jakby mimo to ktoś tam był jeszcze mógłby stać się trudnym do wykrycia niewygodnym świadkiem. Albo ta porośnięta gęstą, soczystą dżunglą cieśnina pomiędzy Wschodnią i Zachodnią częścią wyspy. Tam można było ukryć w którejś z mangrowych zatoczek kuter i poczekać do rana albo dobić do mini plaży pod mostem i tam wyładować towar. Pod wiadukt też się dało podjechać samochodem. To było popularne miejsce dla turystów to mogły kotwiczyć i inne jachty, pewnie turystyczne a nie stare, kutry rybackie. No ale może z drugiej strony nikt za bardzo by się nie przejmował kolejną łajbą a na innych powinni być turyści z zagranicy. Albo wpłynąć do któregoś portu we Wshcodniej Margaricie. Tak całkiem legalnie. Tylko zawczasu trzeba by powiedzieć Santosowi w którym bo było ich kilka. Teoretycznie kolejna łajba cumująca przy molo nie powinna nikogo dziwić. Nawet przenoszenie plecaków turystycznych i toreb po tym molo, plaży i do samochodów. Ale jednak tam przy sobocie ruch mógłbyć spory i największe były szanse na jakieś trudne do przewidzenia zdarzenie z tymi turystami albo patrolem policji. Trudno było zgadnąć jak by to wyszło już na miejscu. No i jeszcze była ta przystań na południowej wysepce Isla de Coche. Tylko tam to mogliby liczyć główne na ich agenta, Duranda. Jakby teraz dali znać, że to tam to może Santos i reszta mogliby jeszcze spróbować tam kogoś przerzuć do pomocy.

- No to panie kierowniku którędy? - Burton zapytał Bucka oddając mu głośnik radia aby sam mógł ustalić potrzebne szczegóły spotkania z buntownikami już na wybrzeżu Margarity. Byli w dobrym punkcie bo jeszcze mogli wygodnie skierować się ku wschodniemu lub północnemu wybrzeżu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline