Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2022, 22:02   #103
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Jechali prerią, a Dixon nie odzywała się do nikogo. Nie miała na to ochoty. Przez całą drogę nie było widać czerwonoskórych. Z jednej strony doskonale, z drugiej… żałowała, że nie mogła władować komuś kulki w łeb. Może wtedy trochę puścił by jej para. Podróż ciągnęła się, a jedynym co zakłócało ich wędrówkę były zwierzęta, tam piesek preriowy uskoczył do swojej norki, tam żuk toczył swoją kulkę, a gdzie indziej jeszcze spacerował skorpion szukając swojej ofiary.

Robiło się ciemno, więc i trzeba było szukać miejsca na nocleg. Tym razem Indianin nie wykazał się swoimi umiejętnościami terenowymi, więc i Dixon postanowiła poszukać czegoś lepszego, chociaż bardziej zrobiła to, aby odizolować się na nieco dłużej, nie musieć wchodzić w rozmowy z innymi, co jednak jej się nie udało. Melody pogalopowała za nią.

-Słuchaj… ja wiem, widzę to w twoich oczach - Palnęła prosto z mostu Melody - Zabiłam ich, tak. Ale oni już byli martwi. Pan Arthur zarżnął kogoś nożem w wagonie pasażerskim… kto tam był? Bo ja w sumie nie wiem… a potem szedł do nich z mordem w oczach, i zakrwawionym nożem. Podjęłam błyskawiczną decyzję. Oszczędziłam im cierpień? To tyle całego tematu. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia… jesteś na mnie wściekła?
- Nie, nie jestem - Odpowiedziała beznamiętnie Elizabeth - Nie było innego wyjścia. Trzeba było ich zabić, tak… nie przejmuj się tym - Mówiła chociaż jej wyraz twarzy był nieco martwy.
- Jak ty się czujesz? Przeżyjesz?
- Boli, ale chyba tak… no… "Doc" gadał, że tak - Melody się do niej szeroko uśmiechnęła.
- Boli… ale do akcji chyba nie dasz rady podejść? Prawda? - Zapytała cicho ognista - Oppenheimer chciał cię zabrać, gdzieś… w sumie nie powiedział gdzie.
- Jeszcze zostało kilka dni, wyliżę się całkiem? - Dziewczyna pokiwała głową - On? Gdzie? Aha…
- Nie wyglądasz jakbyś miała się wylizać. Takie rany goją się tygodniami, nie dniami - Skrzywiła się nieco Dixon - Mówił jedynie coś o północnym kierunku, że jak nabierzesz sił to chce cię gdzieś zabrać, gdzie się całkiem wyliżesz. Skwitowałam to jedynie tym, że sama o tym zdecydujesz… ale jak mam być szczera, wydaje mi się, że nasz żywy trup ma nieco racji, nie wyglądasz na okaz zdrowia. Dasz radę galopować? A jednocześnie przy tym strzelać?
- Dzisiaj na pewno nie… może już coś z tego jutro? A pojutrze, i tak dalej, będzie lepiej i lepiej? To miłe, że się martwisz… - Melody uśmiechnęła się słodko do Elizabeth.
- Wiesz, że to mocna rana? Dużo się wykrwawiłaś. Naprawdę uważasz, że w ciągu 5 dni wrócisz do formy? - Dixon rozglądając się na boki przeklęła pod nosem - Ech… już mnie dobija ten smród, a dzisiaj znów się nie umyjemy, żadnej wody…
- Pozostaje mieć nadzieję na lepsze jutro - Cicho zachichotała dziewczyna - A… "szwajki" można przewietrzyć… - Teraz już zaśmiała się głośniej.
- Szwajki, szwajki - Zamruczała Dixon - Tyłek by się przewietrzyło - Tym razem i ona się zaśmiała.
Melody spojrzała na nią z uniesionymi brewkami.
- Jak ty coś powiesz… - Dołączyła do chichotów.
- A nie? Jak jechałyśmy same w wagonie to chociaż ciut prywatności, a teraz? Znowu wszystko jak na talerzu.
- Ech, mogłyśmy se kupić namiot? - Mrugnęła do niej rozmówczyni.
- Namiot? - Dixon zrobiła dziwną minę - Chyba sama będziesz go rozkładać jak już. Ja do takich rzeczy mam dwie lewe ręce.
- To będą 4 i sobie poradzimy! - Melody wyszczerzyła ząbki.
 
Elenorsar jest offline