Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2022, 09:36   #104
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Badania lekarskie to mają do siebie, ze powinno się je przeprowadać z dala od ciekawskich oczu. Dlatego też John odprowadził Melody na bok, parę metrów od ogniska.

- Jak się czujesz? - spytał, równocześnie sięgając ze swojej torby niewielki słoiczek. - Ale tak szczerze, bez okłamywania swego lekarza - dodał.
- No… boli. Boli jak choliba… - Przelotnie uśmiechnęła się Melody.
- To chyba znaczy, że żyjesz - zażartował. - Dostaniesz parę tabletek i będzie mniej bolało - dodał, znacznie już poważniejszym tonem. - A rana... wygląda całkiem nieźle. Co prawda normalnie wpakowałbym cię do łóżka, ale jesteś twardą dziewczynką i noc pod kocem ci wystarczy.
- Yes Sir! - Melody przytknęła dwa paluszki do ronda kapelusza, niby Johnowi salutując w żartach.
- Żadnych nocnych hulanek, tańców, śpiewów, gry na gitarze... - powiedział John, chwytając dziewczynę za rękę i mierząc puls. Był... nie najlepszy...
- Zapomnij - Mruknęła nagle dziewczyna - Elizabeth znalazła gitaręęęę w wagonieeee - Dodała słodkim głosikiem Melody.
- Spróbuj... od razu cię uśpię - obiecał. - A teraz otwórz grzecznie buzię - powiedział, wyciągając z torby dość długie pudełko, z którego wydobył termometr.
- Hm? - Zdziwiła się dziewczyna, przyglądając przedmiotowi.
- Masz słaby puls - powiedział. - Za wolno bije ci serce - dodał tytułem wyjaśnienia. - Muszę ci zmierzyć temperaturę. Do tego służy ta magiczna rurka - dodał żartobliwym tonem - Potrzymasz ją w buzi na chwilę, najlepiej na języku niech leży. Ale pod żadnym pozorem tego nie gryź.
- Hmmm… no dobra, skoro tak mówisz… - Melody spojrzała na niego sceptycznie, po czym lekko rozchyliła usteczka…
- Acha, no i nie gadaj teraz - Powiedział John… - Pięć minut milczenia - dodał, wyciągając zegarek. Jakoś to przeżyjesz... a potem będą cukierki.
- Mhm - Mruknęła dziewczyna, wpatrując się sceptycznie w "Doca". No i trwali tak owe 5 minut... Aż w końcu John wyciągnął jej termometr z ust, po czym na niego spojrzał. Ten zaś wskazywał 36.2°C.
- I co? Przeżyję?? - Parsknęła Melody.
- Przy odrobinie szczęścia i pod dobrą opieką... - John zachował poważną minę, a panna Gregory uniosła brewki.
- Żadnych szaleństw, tak jak powiedziałem. - John wyciągnął z torby kawałek czystego płótna. Nałożył nieco maści i przytknął do rany. Melody syknęła - Straciłaś trochę krwi, sama wiesz. Jeszcze trochę i nie mogłabyś siąść na konia. Więc uważaj na siebie.
- Przytrzymaj... zaraz ciąg dalszy... - powiedział, wyciągając kolejny kawałek płótna. - Dobrze, że nie trzeba było wydłubywać z ciebie kuli. Szczęście w nieszczęściu.
Kolejna porcja maści i drugi kawałek płótna trafił na ranę wylotową.
- Uch… - Dziewczyna skrzywiła się po chwili drugi raz - Tak, w niedzielę urodzona… hihi… no ale ten, gra na gitarze to nie wysiłek…
John w końcu owinął ją dość mocno tym samym bandażem, co miała wcześniej.
- Możesz oddychać? - spytał.
- Jestem przyzwyczajona do gorsetu… - Melody wzięła głębszy wdech, i wydech - …tak, jest ok.
- Jakaś korzyść z gorsetu - powiedział, z lekkim uśmiechem.
- No i ładnie wygląda - Dodała dziewczyna i pokazała mu jęzorek.
- Ale wysupłać z niego właścicielkę nie jest tak łatwo. - Odpowiedział uśmiechem.
- To trzeba ćwiczyć? - Powiedziała do niego dziewczyna, szczerząc zęby - No ale mój już kurde z dziurami, no i zakrwawiony… myślisz, że chinole w pralni go dopiorą i naprawią?
- Tak, tak i tak... no a potem kupisz sobie nowy, jeszcze ładniejszy - zapewnił.
- Zobaczymy - Melody znowu błysnęła ząbkami - To co, doktorowanie gotowe?
- Jeszcze to... - Doktor wyciągnął z torby parę fiolek, Wysypał na dłoń parę kolorowych tabletek. - Weź, połknij i popij. Wodą - podkreślił.
- A gdzie te cukierki? - Dziewczyna parsknęła.
- To tylko dla grzecznych dziewczynek - odparł z lekkim uśmiechem.
- A ja od macochy? - Melody spojrzała na niego krzywo, ale z uśmiechem czającym się na ustach.
- Ale grzeczną dziewczynką nie jesteś - odparł John. Mimo tych słów wyciągnął z torby metalową puszkę. Dzieci też bywały jego pacjentami i czasami trzeba było je czymś zachęcić lub nagrodzić. - Zielony, czerwony czy żółty? - spytał.
- Ummm… czerwony! - Odparła Melody.
- Proszę bardzo... - Podał dziewczynie odpowiedniego koloru landrynkę. - Smacznego.
- Dzięki… - Panienka z warkoczami, zaraz ją sobie wpakowała do ust. W jednej dłoni nadal zaś trzymała tabletki, które przed chwilą dostała - A te tabletki, to w sumie na co? - Dodała.
- Żebyś szybciej doszła do siebie - odpowiedział. - Żebyś nie miała gorączki i żeby cię mniej bolało - dodał.
- OK - Padła krótka odpowiedź.
- Coś jeszcze ci dolega? - spytał, profilaktycznie.
- Brak kąpieli - Parsknęła dziewczyna.
- Jaaasne... - John się uśmiechnął. - Nie jestem zwolennikiem teorii głoszącej, iż częste mycie skraca życie, ale na razie zapomnij. Nie wolno zamoczyć rany i bandaża przez parę najbliższych dni. A że Wesa nie znalazł choćby małego strumyczka, to całkiem inna sprawa.
- Uch… - Melody zrobiła niezadowoloną minkę - No ale trochę to się mogę po obmywać… jak będzie woda. Kurcze…
- To oczywiście - odparł. - Jak tylko znajdziemy coś większego od kałuży, to się zatrzymamy - obiecał.
- Fajnie - Kiwnęła głową Melody.
- No to przyodziej się do końca i wracamy do ogniska... - powiedział John, pakując do torby wszystkie drobiazgi. - Panie przodem - zażartował.
 
Kerm jest offline