Zasadzka na trakcie do Zelbadu
Po długich i burzliwych dyskusjach w końcu ostatecznie ustalili czas i miejsce na zasadzkę. Starali się to wszystko wybrać jak najlepiej i jak najkorzystniej tylko jedyne co mogło im popsuć najdoskonalej wymyślone plany była pogoda. No i pogoda nie pomogła. Wiało dość mocno i dzięki nieustającej mżawce było mokro, wilgotno i ślisko. Łatwo nie będzie , ale kto mówił, że życie jest proste i przyjemne. Nie w tym mrocznym świecie w jakim przyszło im żyć.
Elfce warunki pogodowe nie przeszkadzały, jednak miała świadomość, że nikt nie jest super bohaterem i trzeba się było liczyć z częściowym tylko sukcesem lub być może nawet porażką. Za późno było już jednak, żeby się wycofać no i tak czy inaczej pora już była najwyższa coś zrobić z tymi wilkami i zarysować wyraźnie nieprzekraczalną granicę.
Po długiej i burzliwej rozmowie Davandrell udało się wyperswadować Magnusowi, że to nie jest ani czas ani miejsce na bohaterstwo i uproszenie go, żeby oddalił się z resztą karawany. Dotychczas wydawał się on nieco mniej zaangażowany i ambitny jednak wyglądało na to, że ich dziwna trójstronna relacja była znacznie bardziej skomplikowana niż jej się wcześniej wydawało.
Oczywiście ten manewr nie udał się w przypadku krasnoluda. Nie było ani sposobu ani argumentu, żeby do przekonać. W związku z tym Goli tak jak się uparł tak postanowił również uczestniczyć w zasadzce.
Davandrell siedziała w gałęziach drzew starając się wykorzystać wszystkie nabyte umiejętności. Elfy czuły się w lesie jak w domu. Wierzyła mocno, że to wyrówna jej szanse w walce z przeszkodami ze strony niesprzyjającej aury. Patrząc z góry już nie uważała, że wybrali idealne miejsce na zasadzkę. Było już jednak za późno. Z góry też nie była w stanie dostrzec gdzie i jak ukrył się krasnolud, ale wiedziała, że na pewno tam jest. Jego topór też.
Miarą dobrych najemników była przede wszystkim umiejętność adaptacji się do każdych warunków. I ta umiejętność miała im się dziś przydać najbardziej.
Wili w końcu się pojawiły. Były czujne jak rzadko. Nadszedł czas próby. Davandrell wiedziała, że już za chwilę powinni usłyszeć trzask uruchamianych pułapek i w powietrzu rozlegnie się charakterystyczny świt przecinających je strzał. Swój cel wybrała już dawno. Czekała z napiętym łukiem i wycelowaną strzałą.