Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2022, 08:54   #105
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Obóz w prerii (doc grupowy) cz.I

- Czyli wysadzić tory dynamitem? - Melody spojrzała na starszego mężczyznę, lekko się uśmiechając.
- Owszem, dynamitem – potwierdził przypuszczenia dziewczyny Oppenheimer.
- No ale… McCoy gadał, że w pociągu mogą być i pasażerowie… - Dziewczyna zmrużyła oczka, wpatrując się w Arthura, i już się nie uśmiechała, mając poważną minę.
- McCoy nie chciał, abyśmy używali dynamitu. Z tego co pamiętam, nie chciał, aby sztabki walały się po prerii - przypomniał James - ale proszę kontynuować. Mam inny pomysł, ale z chęcią posłucham waszych, zanim przedstawię własny- rewolwerowiec uśmiechnął się pod nosem, siadając z kubkiem wypełnionym kawą.
- Tak, będą tam pasażerowie. Podobnie jak karabinierzy i marshalle, którzy każdego dnia ryzykują życiem by nakarmić swoje żony i dzieci. Nie widzę, pomiędzy nimi żadnej różnicy frau – głos Arthura stał się zimny, pełen goryczy. Wbił wzrok w dziewczynę, która z jakichś powodów próbowała go umoralniać. - Nie byłoby mnie teraz tutaj, gdybyś nie ostrzelała stacji w Arkansas pełnej kobiet i dzieci… - ostatnie trzy słowa wyraźnie podkreślił - ….i sama nie ucierpiała. Żeby się dostać z powrotem do pociągu zabiłem dwóch niewinnych żołnierzy. Nie ma już dla różnicy ile osób zginie dla naszej sprawy Herr Langford mnie uświadomił, że przed naszym pryncypałem nie ma ucieczki. Jeśli napad się nie powiedzie, resztę swojego życia spędzimy oglądając się za siebie. Wybór jest więc prosty. My albo oni. Czy ktoś ma z tym jakiś problem? Czy ty Melody masz problem z tym, że mogą zginąć niewinni ludzie? Jeśli tak to dlaczego ostrzelałaś stację? Dlaczego zabiłaś maszynistów?
- Dla mnie to bez różnicy - Odezwała się Elizabeth - Czy przy tym zginie jedna, dwie, a może dziesięć, czy pięćdziesiąt osób. Każdy żywot jest identyczny. A jak nam się nie uda i McCoy będzie nas ścigał? Nie widzę problemu, aby odwrócić sytuację. Dla mnie to nie byłby problem. Dla Jamesa zapewne też, jak dobrze widziałam to i nie powinno być problemem dla ciebie Arthur - Spojrzała na niego wymownie - Dla Melody tak samo. Nie wiem jak podchodzi do tego John, ale skoro jest w naszej paczce, to chyba też nie powinien mieć większych skrupułów, podobnie jak nasz były wspólnik "Gato", który nie dotarł do końca… ale braku skrupułów chyba mi nie odmówicie?
-Hah, myślałem, że pogadamy o pomysłach, a nie o to, kto jest bardziej bezlitosny - James parsknął z niesmakiem i wyciągnął sobie wygodnie nogi tak, aby były bliżej ogniska.
- Co innego, strzelanie do uzbrojonych, a co innego, do bezbronnych… a ja, panie Arthurze, strzelałam na peronie wysoko PONAD głowami kobiet i dzieci, żeby tylko siać panikę… - Melody wpatrującej się w twarz Oppenheimera, na smukłej szyjce zaczęła pulsować jakaś żyłka - A zabijając obsługę lokomotywy, oszczędziłam im cierpień od pańskiego noża… - Dziewczyna przeniosła wzrok w ognisko.
- Langford ty naprawdę musisz być takim ignorantem? - Dixon wróciła do kpiny rewolwerowca nie chcąc wcześniej przerywać Melody - Nie bez powodu poruszam kwestie skrupułów i litości. Padł pomysł, aby pozabijać wiele ludzi, może nawet dziesiątki, jak nie setki. Zależy jak wielki to pociąg, a wykolejenie go może spowodować wiele trupów. Jeżeli ktoś w naszej bandzie w trakcie akcji rzuci się z litością, że tak nie można, go cały plan pójdzie się jebać jak pies z suką. Skoro według ciebie to nie jest rozmowa o pomysłach, to wstań, przejdź się na stronę, może jak coś przestanie ci naciskać od wewnątrz, to może zaczniesz trzeźwo myśleć - Tym razem to ona parsknęła, po czym zaczęła grzebać w torbie.
- Niektóre rzeczy są koniecznością - powiedział John - a zabijanie tych, co nam nic zrobić nie mogą, nie jest. Wykolejenie pociągu zapewne ułatwi nam życie - mówił dalej - ale to nie znaczy, że mamy zabić każdego, kto tym pociągiem jedzie.
Przerwał na moment.
- Niestety nie możemy odczepić wagonów pasażerskich, poza tym nawet nie wiemy, jak wygląda skład pociągu - mówił dalej. - A co do wykolejenia, to chyba lepiej rozmontować tory, niż wysadzać je dynamitem, co chyba jednak bardziej rzuca się w oczy. Chyba że dynamit ma wybuchnąć tuż za lokomotywą, ale nie bardzo wiem, jak byście chcieli to zrobić.
- Dobry by był wysoki nasyp - dodał - ale to chyba za duże wymagania. No i miejsce w miarę odległe od tego, które wskazał McCoy.
- Przyjmijmy że tak było – rzucił cicho do Melody szubienicznik po czym zwrócił do pozostałych - Elizabeth ma rację. Nie znając swoich ograniczeń, możemy się paskudnie sparzyć. Może się okazać, że największym wrogiem wcale nie okażą się żołnierze. Dlatego pewnie kwestie trzeba było wyjaśnić. Czekam panie Langford na twoją propozycję. Tym razem dla przykładu wszystkie nasze pomysły poddamy pod głosowanie.
- Pan pozwoli, że przerwę… - Melody wzięła jakiś patyk, po czym zaczęła nim grzebać w ognisku, a w końcu przeniosła wzrok na moment na Oppenheimera, ale następnie na Johna - Dynamitem można z daleka, jest taka… skrzyneczka z wajchą… no i są druty. Można to ustawić nawet 200 metrów dalej, i z daleka, z ukrycia, w odpowiednim momencie trzasnąć dynamitem… - Przez jej usteczka przeleciał drobny uśmieszek.
- Jak rozumiem, masz w jukach tę skrzyneczkę, tudzież parę setek metrów drutu - spytał, bardzo uprzejmie, John. - Tudzież wspomniany dynamit. W ilości odpowiedniej?
- No… nie… ale to przecież można kupić w każdej dziurze, w każdym sklepie? - Melody błysnęła ząbkami - A ile dynamitu, nie wiem… no ale to będzie pewnie niewiele? Jak to walnie, to szynę wykrzywi, a wtedy pociąg się wykolei?
- Jeżeli chodzi o dynamit - Dixon wyciągnęła trzy sztuki ze swojej torby pokazując reszcie - Jeden McCoyowy, dwa moje. Na wysadzenie szyny powinno wystarczyć. Co do skrzynki… a ktokolwiek z nas ma takie zasoby, aby ją kupić? Ewentualnie sprzedać to co udało nam się zebrać… ale sama nie wiem.
-Dlaczego kupić? Jeśli jest potrzebny, możemy zabrać siłą ze sklepu. - James pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Ale trzy laski nie wystarczą. Na jeden tor idzie po kilkanaście. Tuzin to minimum aby wygiąć tor na tyle, by wykoleić pociąg. Dziesięć jest potrzeba na średniej wielkości sejf w banku. Trzydzieści, by rozwalić wzmacniany wagon pocztowy albo wrota do bankowego skarbca. - podpowiedział James dla którego wysadzanie wzmacnianych drzwi, kas czy sejfów w bankach nie było czymś nieznanym.
- Jeśli pociąg będzie jechał szybko, uda się przewrócić skład i osłabić ochronę. Ale obstawiam, że nie całą, więc dojdzie do strzelaniny. My będziemy mieć jedynie prerię, oni rozbity pociąg, który musielibyśmy przeszukać wagon po wagonie, walcząc z każdym kto ma broń, bo będzie bronił siebie, rodziny, pieniędzy….Jeśli pociąg będzie jechał powoli, to możemy nie osłabić ich tak bardzo, jeśli się nie przewróci. Walczyć z całym pociągiem? Niby można. Przeszukiwanie wraku pociągu wagon po wagonie też chwilę zajmie. Problem będzie też, jak wagon ze złotem przewróci się tak, że będzie potrzeba jeszcze wiecej dynamitu aby się do niego dostać - James spokojnie przedstawiał hipotetyczną sytuację, jakby myślał na głos.
- Proponowałbym nieco inaczej. Pojechać wzdłuż torów, znaleźć miejsce do zatrzymania pociągu, jechać dalej aż do jakiejś stacji na trasie z Denver do Kansas, i wtedy jedna grupa wsiada do pociągu jako pasażerowie, druga bierze konie i cofa się do wybranego miejsca. Pasażerowie sprawdzają, gdzie jest ochrona i ładunek, odłączają odpowiednie wagony lub wybijają tych, co trzeba wybić, po czym przejmują lokomotywę i zatrzymują pociąg. Reszta podjeżdża z końmi, ładujemy towar i uciekamy. Mniej ofiar, więcej roboty, ale jest bez wybuchów, bez chaosu, bez dynamitu. No, może nie całkiem bez dynamitu. To co mamy wystarczy, aby szybko odpiąć wagon w czasie jazdy. Inaczej się też walczy w jadącym pociągu. Jest wąsko, więc przewaga liczebna nie ma znaczenia. Tak bym się do tego zabrał, mając kilku ludzi i konie, a nie mając za wiele dynamitu - James dopił kawę, zamyślając się jeszcze bardziej.
- A opcję wysadzania zostawiłbym jako plan awaryjny. Nie wykluczają się - dodał, skręcając kolejnego skręta.
Oppenheimer wyciągnął nóż i z namaszczeniem zaczął go ostrzyć. Na stali wciąż znajdowały się ciemnobrązowe zakrzepłe plamy, pamiątka po ostatnim spotkaniu z Marthą Farrens.
- Podoba mi się pańska koncepcja herr Langford. Rozpoznanie to brakujący a i pewnie kluczowy element tej operacji. Ewentualna eliminacja wroga wymagała będzie dyskrecji, której nie zagwarantuje broń palna, więc chcę znaleźć się w tym pociągu, gdyby reszta zgodziła się na ten pomysł. Zmieniłbym jednak detale. Jedna grupa zostaje w ustalonym miejscu gdzie dojdzie do napadu, druga znajduje stację i wsiada do pociągu.
Melody wzdrygnęła się na widok noża, i odgłosów ostrzenia go… ściągnęła buty metodą noga o nogę, świecąc dziurawą skarpetką, i wystającym z niej dużym palcem stopy. Po chwili ściągnęła i owe skarpetki, i trochę zbliżyła nogi do ogniska, ogrzewając je sobie… od czasu do czasu poruszając palcami stóp, to w górę, to w dół.
- Ten plan… jest równie dziurawy, co moja skarpetka - Parsknęła, cały czas wpatrując się w ognisko - Jest wiele niewiadomych, które też mogą nam sprawić problemy. Nie wiemy, czy kogoś w ogóle wpuszczą do pociągu, czy zabiorą broń. Czy będą przeszukiwać kieszenie? Czy pociąg w ogóle się zatrzyma na jakiejś stacji, to może być ekspres… a w ogóle, na jakiej?? Przecież my znamy tylko miejsce, gdzie mamy na niego czekać, a nie wiemy… z której strony tak naprawdę nadjedzie? Czy przyjedzie z zachodu, czy ze wschodu? No i wtedy na które, niby stacje się udać? - Wzruszyła ramionkami.
- Wystarczy dotrzeć do jakiejkolwiek stacji z Kansas City do Denver, broń można ukryć… - a na wspomnienie Melody o kierunku pociągu pokręcił z niedowierzaniem głową - czy pani słuchała McCoya? Pociąg miał być z Denver do Kansas City. Więc pewnie będzie jechał z zachodu. I tak, jest wiele niewiadomych, i dobrze byłoby je zamienić w wiadome. Siedząc na prerii nie wiemy nic. A i tak mając dynamit, możemy po prostu wysadzić pociąg.
Oppenheimer nie przestając ostrzyć noża przysłuchiwał się uważnie wymianie zdań. Melody wyraźnie nadawała ton rozmowie. Korygowała, prostowała i przypominała główne założenia planu McCoya. Wydawała się wiedzieć więcej niż pozostali, co stało w sprzeczności z jej roztargnieniem i infantylnym usposobieniem. Pomysł z drutami, wskazanie słabych punktów w planie Langforda, to robiło wrażenie. Ale też rodziło pytania. Wisielec kątem oka zaczął przyglądać się dziewczynie. Od początku podejrzewał, że w ich grupie jest zaufany człowiek McCoya. Pod uwagę brał Melody i Gato. Ten drugi już nie żył i okazał zbyt głupi by dożyć końca podróży. Za to ona…
A co jeśli nie ma żadnego brata, ani farmy, pomyślał, nie spuszczając z niej wzroku. Przez głowę przeszła mu dość niepokojąca myśl. Komu McCoy zaufał by bardziej niż własnemu dziecku? Chociażby nieślubnemu? Kto byłby mu bardziej wierny niż własna córka? Po kimś musiała odziedziczyć intelekt i przebiegłość. Raczej nie prostym farmerze z Teksasu. Chciał się mylić, ale wrodzona podejrzliwość znów nie dawała mu spokoju. Skończył ostrzyć nóż i schował go za rękaw kurty.
- Dobrze. Może niech inni się wypowiedzą. Plan Langforda ma swoje wady i zalety i jest ryzykowny. Wykolejenie z kolei to chyba najprostszy sposób by osiągnąć cel. Ktoś jeszcze ma jakieś propozycje?
 
Arthur Fleck jest offline