Stajenna przybudówka dworku
Podejrzliwość i niechęć pachołków wydała się Olivii czymś zupełnie naturalnym, wszak to czarodziejka z Remer i jej druhowie byli obcymi w tym miejscu, w przeciwieństwie do barona, który żywił i chronił tych ludzi przez całe lata. Nie mogąc się na nich gniewać, nie zdołała się wszelako oprzeć wrażeniu przelotnego rozczarowania.
- Nie próbujcie ściągnąć na swe głowy mojego gniewu - rzuciła tonem złowróżbnego ostrzeżenia - Konie mają być naszykowane, dla mnie i mojej świty oraz strażnika dróg, który nam towarzyszy. Nieposłuszeństwo będzie się równać podniesieniu ręki na majestat cesarza.
Rzuciwszy raz jeszcze na prawo i lewo surowym spojrzeniem, panna Hochberg wychynęła z dziwnie przytulnego wnętrza stajni w siarczyście mroźną noc. Z jej ust natychmiast buchnęła chmurka gęstej pary.
- Pani, wyście byli pod drzwiami tej komnaty, gdzie bluźniercy odprawiają rytuał - powiedział sierżant Knappe łapiąc czarodziejkę palcami za rękaw stroju - Zaprowadzicie nas tam jak najszybciej?
Olivia milczała przez chwilę, przygryzając usta w zamyśleniu i wbijając wzrok we wstęgi magicznego światła splatające się wzajemnie na kopule wieżyczki pośrodku dachu.