Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2022, 10:40   #32
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Kakofonia wylewająca się z głośników, ostre światło zalewające pomieszczenie, ulewa ze zraszaczy pod sufitem - strzelanina w "Węźle" przechodziło z jednego ekstremum w drugie. Wpierw totalne ciemności, teraz otoczenie rozjarzone ostrym światłem. Biedne zmysły, atakowane w sumie już zewsząd, zaczynały być szargane i dopominać się o chwilę wytchnienia, z łzawiącymi oczami i bólem głowy powoli wdzierającym się pod czaszki. Ktoś jednak, odpowiedzialny za systemy komputerowe "Węzła", ujarzmił w końcu cybernetyczną bestię i sprowadził sytuację do normalnych poziomów. Takich, które już można było klasyfikować jako "akceptowalne". Światło i dźwięk wróciły w neutralne rejony, a zraszacze wyłączyły się w jednej chwili.

Laserowe salwy furkotały wściekle po całym pomieszczeniu, miejscami sięgając swoich celów, miejscami zostawiając jedyne wypalone ślady w szkielecie czy umeblowaniu budynku. Semuztekowie szli na całość - w sumie innego wyboru nie mieli - o czym świadczyły wiązki, które wylatywały z luf ich broni, wchodząc w wyższe rejony na elektromagnetycznym spektrum. Familia nie pozostawała im dłużna, odpłacając się pięknym za nadobne, oddając się wirowi walki i najgorszym instynktrom. Do czasu jednak.

Strzelali też i oni. Kwintet, który w te pozorne porachunki mafijne został wciągnięty wbrew swojej woli. Teraz jednak nie mieli już innego wyboru. Chcąc, nie chcąc opowiedzieli się po jednej ze stron konfliktu i cóż było robić? Musieli dokończyć sprawy. Ba!, do tego dokończyć w taki sposób, by wyszło im na rękę. "Albo my, albo oni", "wóz albo przewóz", "być albo nie być". Jak zwał, tak zwał. Grunt, by działać stanowczo. Jak Burton chociażby, który z żołnierską precyzją namierzał kolejne cele pochowane za prowizorycznymi osłonami, ściągając dwóch Semuzteków w krótkich odstępach, trzeciego zmuszając do wtulenia się w podest dla tancerzy. Horstel, o dziwo, dotrzymywał żołnierzowi kroku, sprowadzając jakiegoś Pallyriańczyka, który szykował się do ostrzału z flanki, do parteru. Nawet Yvette odstawił gdzieś pangalaktyczny dogmat ”primo non nocere”, zapewniając ogień zaporowy i osłaniając towarzyszy.

- Blastery na ogłuszanie! – Krzyknęła Amanda ze swojego miejsca przy Alaisharze, kierując słowa zarówno w ich stronę, jak i nadając rozkaz przez komunikator nastawiony na prywatną częstotliwość Familii. Wiązki laserowe ludzi Colombo zjechały w niższe częstotliwości.

Koniec całej strzelaniny zaczął jawić się, gdy Semuztekowie zaczęli odwrót, przemykając od osłony do osłony w kierunku wyjść. Salwa z karabinu kinetycznego, mająca być ogniem zaporowym, zmusiła do skrycia się za ladą baru, orając butle z alkoholem i zasypując grupę kawałkami szkła i strugami alkoholu.

A w chwilę później, kolejny zmysł został zaatakowany.


***



Ocean myśli na powrót otworzył swoje podwoje przed Ladrą. Teraz już, gdy umysł kobiety został skierowany w stronę agresorów, maelstrom świadomości był o wiele bardziej chaotyczny, dziki i nieokiełznany. Strach, złość, panika, żądza krwi. Miks ekstremalny wrzynał się w Ladrę ze wszystkich stron, zmuszając ją do prędkiego przesiewania psionicznych pogłosów, które nieujarzmione wdarłyby się w jej ego niczym napalm, ogarniając jej umysł pożogą. Semuztekowie zarządzili odwrót. Nie, nie Semuztekowie. Jedno z nich. Płomień epatujący stanowczością, pewnością siebie, przywódczym zimnem. Ladra sięgnęła w tamtą stronę, niemalże mimowolnie, ściągnięta niczym ćma do świecy.

Kontra była natychmiastowa, bezwzględna i stanowcza. Świadomość Ladry została odepchnięta, wtłoczona w jej ciało boleśnie, jakby przyjęła na siebie całą siłę uderzenia taranu. W chwilę później, tysiąc igieł wbiło się w jej umysł, rozlewając ból po całym ciele. Ból głębszy i mocniejszy, aniżeli jakikolwiek fizyczny. Smagający samo jej jestestwo.

Tak nagle jak eksplodował, ustał gdy Ladra uniosła osłony mentalne. Ale i tak, co Rihi'Nari należący do grupy uderzeniowej Semuzteków narobił, było jego.


***



Takiego bólu jeszcze nie czuli. Wdzierającego się w sam umysł, orającego świadomość u podstaw, uderzającego prosto w ego. Mimo że trwał zaledwie parę sekund, ta krótka chwila mentalnej agonii zdawała się trwać wiecznie. Uderzenie psionicznej fali stłamsiło funkcje rozpoznawcze, groziło fabrycznym resetem organizmu, ale anioł stróż nad nimi czuwał. Ladra rozpostarła psioniczną osłonę, rozszerzając niewidzialną, pozawymiarową egidę na swoich towarzyszy, dając im szansę na dojście do siebie i pozbieranie się z podłogi po raz kolejny.

Koniec zabawy. Koniec problemów. "Węzeł" pogrążony był w niemalże nienaturalnej ciszy, prędko przerwanej przez członków Familii zbiegających z antresoli. Semuzteków nie było widać, otwarte na oścież drzwi zdradzały, że odwrót im się udał. Psioniczna fala była ostatnią nutą w symfonii mafijnych porachunków. Swego rodzaju poświęceniem Rihi'Naryjczyka, który leżał teraz nieprzytomny na parkiecie. Takie były skutki szafowania psioniką, w poważaniu mając ostrożność. Ladra wiedziała jednak, że mentalny atak miał być zasłoną dymną, mającą pozwolić resztkom agresorów na odwrót.

Cisza. W końcu!

Błogosławiona cisza.
 
Aro jest offline