Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2022, 11:40   #109
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy zakaz przemęczania się dotyczył gry na gitarze?
John mógłby dyskutować na ten temat, ale Melody grała tak ładnie i tak się z tej gry cieszyła, że o ewentualnych zakazach należało zapomnieć.
- Pięknie grałaś - powiedział John. - Powinnaś występować na estradzie, w wielkim mieście, a nie przygrywać kompanom przy ognisku - dodał z uśmiechem, na co i uśmiechem odpowiedziała Melody.

* * *

Lekarzu, ulecz się sam, powiadała, zdaje się, Biblia. być może nie w dosłownym znaczeniu, ale niekiedy warto było posłuchać mądrych słów. Dlatego też po opatrzeniu potrzebujących John zajął się własną nogą. Co prawda rana aż tak bardzo mu nie doskwierała, ale lepiej było o nią zadbać teraz, niż później cierpieć z powodu zaniedbań.
A przy okazji zaszył dziurę w spodniach - dzieło indiańskiego toporka. Szwaczką John nie był, ale lepsze spodnie byle jak załatane, niż z dziurą. Na razie to musiało wystarczyć, a kiedyś, gdy dotrą do cywilizacji, kupi sobie nowe, lub też - jak mówiła Melody - znajdzie chińską pralnię...
Ale to była pieśń przyszłości - teraz należało się wyspać.

* * *

Cywilizacja, o której wieczorem rozmyślał John, powitała wędrowców widokiem dwóch wisielców. Tudzież informacją, że w Ellsworth nie warto rozrabiać, bo ochotnicza milicja jest czujna, zwarta i chętna do wystrzelenia parudziesięciu nabojów.
- Pójdę na dworzec, dowiem się o pociągi do Denver - poinformował kompanów.
To była rzecz najważniejsza - inne można było odłożyć na później.
- Spotkamy się później, w saloonie - dodał.


Stacja kolejowa rzucała się w oczy i trudno było tam nie trafić.
Przywiązawszy wierzchowca do koniowiązu John wkroczył do budynku stacji. Wewnątrz było chłodno i pusto. Najwyraźniej podróże koleją nie cieszyły się zbyt wielkim powodzeniem... albo też do odjazdu najbliższego pociągu pozostało jeszcze dość dużo czasu.
Po niezbyt długich poszukiwaniach John natknął się na jakiegoś wyraźnie znudzonego kolejarza.
- Dzień dobry... - postawił na uprzejmość. - Najbliższy pociąg do Denver... kiedy odchodzi? - spytał.
- Bry… ummm… jakie "odchodzi"? Chyba przyjeżdża? Za dwa dni - Padła odpowiedź.
- Przyjeżdża z Denver? - upewnił się John. - No ale chyba kiedyś tam wraca?
- Jedzie z Denver, do Kansas City, tak. A wraca… hmmm, nie jestem pewien. Chyba też dwa dni?
- Dziękuję... - John skinął głową. - Dwa dni.. - powtórzył. - To stąd do Kansas CIty jak długo jedzie?
- Yyyymmm… będzie jakieś 8h, a co? - Kolejarz spojrzał sceptycznie na Johna.
John potarł brodę.
- Mam taką ciekawską kobietę - powiedział. - Jak jej powiem, że byłem na stacji, to będzie wypytywać o wszystko... i marudzić, że tego nie wiem, o tamto nie spytałem... Nie pierwszy raz mi życie tak zatruje.
- Ehe… - Facet się krzywo uśmiechnął - To wszystko więc Sir? Bo muszę iść…
- A tak, dziękuję bardzo... - John odpowiedział uśmiechem, nieco mniej krzywym. - Dwa dni jakoś doczeka... Raz jeszcze dziękuję.
Zostawił kolejarza i wyszedł z budynku.
Główna sprawa została załatwiona, teraz warto było pomyśleć o sobie... i wydać na siebie parę centów. Odzwiązał wierzchowca i ruszył w stronę saloonu.


* * *



Wnętrze salonu niczym nie różniło się niczym od setki innych, jakie w swym życiu odwiedził John - długi, obity blachą kontuar, za którym stal wyraźnie znudzony barman, kilka - w większości pustych - stolików, przy których dość wczesny obiad jadło w sumie trzech gości, prowadzące na piętro schody...
John zostawił swoje rzeczy przy jednym z pustych stolików i ruszył w stronę szynkwasu.
- Piwo i coś do zjedzenia - poprosił, stając przy kontuarze. Jeśli dobrze widział, z kompanów nikt jeszcze do tego przybytku przyjemności nie dotarł, który zresztą o tej godzinie świecił pustkami.
- Już się robi… - Odparł barman, nalewając piwa do kufla - Posiłek będzie za 5 minut… co pana sprowadza do naszego miasteczka? Nigdy pana tu nie widziałem?
- Z podróży - odparł John. - Czyli przejazdem - poprawił się. - Niedawno nawet nie wiedziałem, że Ellsworth w ogóle istnieje - przyznał się. - Ale długo tu nie zabawię. - Pociągnął łyk nawet zimnego piwa. - Wspaniałe...
Barman pokiwał głową, za uznanie trunku, a z zaplecza wyszła jakaś kobieta, podstawiając talerz pod nos Johna. Kawałek mięsa, ziemniaki, kukurydza. Nic specjalnego…
- Za piwo 5c, jedzenie 25c - Powiedział barman.
John wyłożył na kontuar żądaną kwotę.
- Dziękuję - powiedział. - Macie w mieście lekarza? - spytał.
- A jest konował, jest, a co?
- No to przy okazji odwiedzę kolegę po fachu - odparł John. - I nie wypada mu robić konkurencji - dodał. - Gdzie go znajdę?

Barman spojrzał trochę krytycznie na Johna, jakby mu nie wierzył, iż on również jest lekarzem?
- Doktor Nash. Ma gabinet obok General Store, łatwo odszukać.
- Znajdę, dziękuję - powiedział John, po czym z talerzem i piwem w dłoniach ruszył ku swojemu stolikowi.
Usiadł tak, by móc obserwować zarówno wejście, jak i wnętrze lokalu, i zabrał się za jedzenie.
Teraz mógł spokojnie czekać na pozostałych.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-06-2022 o 14:27.
Kerm jest offline