Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2022, 10:13   #106
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Pamięć mięśniowa. Wyćwiczone latami odruchy na bodźce. Spontaniczna odpowiedź motoryczna, na przećwiczoną latami sytuację, odbywająca się poza kontrolą świadomości.

Dłoń łapiąca niespodziewanie Siwego za przegub nadgarstka wyzwoliła ten impuls, który spowodował, że detektyw odruchowo zastosował dźwignię i wykręcił ją w ten sposób, że napastnik chcąc uniknąć zwichnięcia i bólu, musiał przechylić się do przodu upadając twarzą w ziemię. Po chwili Lwyd stał mu już butem na plecach wykręcając rękę w barku.

Zamrugał oczami, niepewny czy leżąca postać jest prawdziwa. Tymczasem starsza kobieta westchnęła cicho i zaprzestała oporu.

- Prawidłowa reakcja. Dobry znak - powiedziała z trudem Sparks. - Ale teraz bądź tak miły i zejdź ze mnie.

Huw puścił wysuszoną dłoń staruszki.

- Przepraszam - bąknął zakłopotany, próbując pomóc podnieść się kobiecie, która przyjęła jego pomoc i tylko skinęła głową na znak, że rozumie.

- Lepiej być czujnym, niż martwym - stwierdziła tylko.

- Myślałem… - Wiedział, że żadne tłumaczenie tutaj nie pomoże, więc tylko przeprosił raz jeszcze i upewnił się, że jest cała, po czym zmienił temat. - Widziałem Robin, w tej szczelinie. Próbuje ją zasklepić. Musimy jej pomóc. A właściwie przeszkodzić Pieńkowi. Możesz go jakoś zdekoncentrować? Uczynić podatnym na obrażenia?

- Mam kilka asów w rękawie.

Stara zrobiła parę kroków do przodu, aby zobaczyć pole bitwy, które cały czas mieniło się szalonymi refleksami.

- Ale żeby cokolwiek zrobić, musimy podejść bliżej. Sama kul nie ominę.

- Też nie mam takich supermocy - Siwy odzyskał rezon, widząc że nie ma mu za złe jak ją potraktował, - ale spróbujemy się tam dostać. Trzymaj się blisko mnie i głowa nisko.

Siwy korzystając z osłon, które dawał im teren instruowal Sparks co ma robić i razem z nią, systematycznie zaczęli się zbliżać do centrum wydarzeń. Musiał widzieć i myśleć za ich dwoje. Trochę to wyglądało jak prowadzenie ślepego i kulawego przez pole minowe ale szło im całkiem nieźle w ogólnym chaosie do czasu gdy spomiędzy kotłowaniny i ogólnego chaosu wyłonił się mężczyzna w średnim wieku. Nosił strój podobny do większości tutaj, miał rozwichrzone, płowe włosy, a twarz ściągał mu zawzięty grymas. W dłoni trzymał rzecz jasna kościenno-drewniany fetysz. Było więcej niż pewne, że za swój cel obrał Huwa i Sparks, podnosząc przedmiot w ich kierunku. Stało się to na tyle szybko, że Lwyd nie zdążył jeszcze zareagować, gdy poczuł ćmiący ból głowy i zakołysał się na nogach. Wciąż widział napastnika, lecz ten dosłownie troił mu się w oczach.

Oddanie strzału w takim stanie było co najmniej bezcelowe a może i niebezpieczne, dlatego przypadł w pierwszym odruchu do głazu, kuląc się za nim, jakby ten miał go ochronić przed złą energią totemu. Nie czekając wyciągnął figurkę zamku i ruchami nauczonymi przez sprzedawcę pamiątek starał się stworzyć wokół siebie kokon chroniący go przed omamami.

Wyłowił z pamięci wskazówki Emyra i na szybko odtworzył ruchy tamtego. Okazał się być przy tym dość pojętnym uczniem: już po chwili wokół Huwa i Sparks utworzyła się niekształtna bańka. Od razu poczuł się trochę lepiej, a wszystko w obrębie sfery nabrało ostrości. Poza nią jednak nadal miał miejsce jeden wielki galimatias. Jego dzieło może nie było specjalnie spektakularne, ale trudno było oczekiwać czegoś więcej.

Stara pokiwała głową z uznaniem, zaś Lwyd wychylił się z powrotem i wymierzył bronią w kierunku napastnika. Teraz występował on już w liczbie pojedynczej, toteż namierzenie go nie sprawiało problemu. Wśród dziesiątek innych wystrzałów rozległ się ten, który położył mężczyznę w mgnieniu oka.

Wyszli ze swojej kryjówki, znów podejmując żmudną wędrówkę w kierunku Pieńka. Wtedy też musiał dostrzec ich major. Huw czuł bowiem wyraźnie, że ludzie z Maddox osłaniają go ogniem: co chwila któryś z przeciwników padał obok niego, wylewając z siebie fontanny krwi.

Mieli już kilkadziesiąt metrów do celu. Edd kontynuował rytuał, zaś w jego najbliższym otoczeniu stało przynajmniej dwóch ludzi. Wyraźnie utrzymywali swoje pozycje, gotowi w każdej chwili chronić swojego przywódcę. Mieli niesymetryczne, prawie że zdeformowane twarze i zdawali się być dość odporni na anomalie. Jeden z nich dzierżył glocka, drugi zaś jakąś strzelbę. Wsparcie ogniowe było na tej odległości już dość nieprecyzyjne, więc następny krok ponownie należał do Huwa.

Wsparcie Edda było dość silne, a Siwy zdawał sobie sprawę, że to nie gry video. Że od strzału z glocka ginęło się na śmierć i nie było drugiego podejścia, a pocisk ze strzelby robił w przeciągu ułamka sekundy takie spustoszenie w płucach jakie nowotworowi zajmowało kilka miesięcy. Oczywiście ryzyko było wkalkulowane w jego pracę, niemniej jednak niepotrzebna brawura drastycznie podnosiła ryzyko zgonu.

Gdyby był z kumplem z jednostki szturmowej dragów, polecieliby według procedury opracowanej przy szkoleniach. Niestety do wsparcia miał tylko schorowaną staruszkę z jakimiś magicznymi artefaktami. Czas niestety grał na ich niekorzyść. Musieli działać.


Szybko oszacował prawdopodobieństwo powodzenia wszystkich wariantów i podjął decyzję.

- Musisz odciągnąć ich uwagę - powiedział jej wprost do ucha. - Dasz radę schować się tam - wskazał dłonią naturalne zagłębienie terenu otoczone większymi formacjami skalnymi - i zrobić zamieszanie, które oderwie ich od Pieńka? Ja obejdę ich z drugiej strony i gdy skoncentrują się na tobie, zaatakuję z flanki.


Sparks spojrzała badawczo na wskazany przez detektywa obszar. Zdawała się przez dłuższą chwilę rachować coś w milczeniu. Wreszcie po prostu przytaknęła Siwemu, który dostrzegł na jej twarzy cień zagadkowego uśmieszku.

Bez względu na to, co się za nim kryło, Huw wymagał od Sparks rzeczy dużych, heroicznych i niebezpiecznych. Zdawał sobie z tego sprawę. Zdawał sobie sprawę z tego, że mogą zginąć. Ona i on. Lecz siedząc bezczynnie zginą na pewno. On po prostu przeprowadził chłodną kalkulację, która zwiększała ich szanse przeżycia.

Z tą myślą opuścił schronienie, podobnie zresztą jak stara. Tamta zdawała się mieć za nic świszczące nad głową kule. Więcej nawet: wbrew jego planom kroczyła całkiem jawnie i prawie że na wprost Pieńka.

Była więc bardzo odważna lub szalona. Tak czy inaczej, Huw uzyskał możliwość względnie bezpiejszego przedarcia się na upatrzony wcześniej teren. Nadal musiał jednak co kilkanaście kroków przeczekiwać bardziej intensywne ostrzały, który przetaczały się z kolejnych stron.


Między jedną z takich pauz zdołał zaobserwować jak Sparks podchodzi niemal vis-a-vis Pieńka. Jego strażnicy od razu podnieśli swoją broń, lecz Edd wnet przerwał swoją mantrę i uspokoił dwójkę gestem dłoni. Bodaj po raz pierwszy wyglądał na zaintrygowanego.

- Znam ją. Dajcie mówić - rzucił tylko.

- Upłynęło wiele wody, Anderson - głos Sparks był spokojny, ale stanowczy. - Zmieniłeś się.

- Do rzeczy - odpowiedział tamten. - Mam nadzieję, że masz dobry powód, aby mi przeszkadzać.


Enta już salwa dobiegła właśnie końca. Lwyd przemieścił się o kilka metrów i zaraz padł za wyżłobionym od pocisków głazem, gdy powietrze znów wypełnił ołów.

- Chcę tylko wiedzieć czy upadłeś na głowę i jak mocno - fuknęła Sparks. - Kiedy cię znałam, nie biegałeś po górach z bandą wariatów.


Pieniek tylko uśmiechnął się krzywo.

- Słuchaj Sparks. Wiesz, że cię szanuję i tylko dlatego jeszcze rozmawiamy, ale widzisz tylko wycinek większej całości - jego głos nic nie stracił z kaznodziejskiej pasji.

- Oświeć mnie więc.


Kolejna przerwa w wymianie ognia. Siwy zerwał się na nogi, przesadził następny odcinek. Jeszcze raz spojrzał na Andersona.


Ten ciężko westchnął. Utkwił przekrwiony wzrok w kobiecie, podobnie jak jego przyboczni.

- Brenin to gwarant równowagi. Sama widzisz co się działo, kiedy zaczął tracić siły. Tąpnięcia, ataki zwierząt, problemy z elektrycznością. To wszystko się łączy. Gdybyśmy pozwolili mu umrzeć, groziłaby nam katastrofa.


Sparks parsknęła.

- Daliście się nabrać. Wielu z tych tutaj nawet rozumiem, po prostu chcą w coś wierzyć. Ale ty? Brenin to żaden protektor. Nie mam pojęcia czy jest demonem, złym duchem lub czymkolwiek innym. Natomiast wiem, że za pomocą snów potrafi namieszać w głowie. Może robił to z pokolenia na pokolenie. Ostatecznym i najbardziej obrzydliwym tego efektem jest wasza banda. Czas z tym skończyć.


Edd tylko wzruszył ramionami.

- Rozumiem, że to wszystko. Masz ostatnią szansę, żeby sobie stąd pójść. Oczywiście, o ile nie trafi cię jakaś zbłąkana kula, ale na to nie mam wpływu. Teraz wybacz, muszę coś dokończyć - orzekł, po czym odwrócił się z powrotem w kierunku góry.


Potem wszystko zadziało się bardzo szybko. Edd uniósł totem, a szczelina znów się rozwarła. W tym samym czasie Sparks postąpiła o krok do przodu, zaś straż Pieńka skierowała nań swoją broń. Huw z kolei wreszcie zajął swoją pozycję i bez zastanowienia i jakiejkolwiek wątpliwości zgrał muszkę ze szczerbinką. Na celowniku miał głowę Edda. Nie myślał w tej chwili o Sparks. Realizował plan, który ustalili. Jedyny, który dawał szansę zakończenia tego całego bajzlu. Pociągnął za spust.

Huk boleśnie rezonansował mu w uszach, mimo że co chwila gdzieś indziej rozlegały się inne wystrzały. Zakrawało to na niemożliwość, ale widział jak kula opuszcza jego ochronną tarczę i płynie dalej w powietrzu, zostawiając za sobą fosforyzujące drobinki. Czas zwolnił, on sam zastygł bez ruchu. Wszystko stało się już bezwładnym chaosem i niczym więcej.

Wtem głowa Pieńka odskoczyła gwałtownie, znad jego skroni trysnęła krew. Edd odwrócił się w kierunku Huwa i spojrzał mu prosto w oczu. Otworzył jeszcze usta, aby coś powiedzieć, ale posoka spływała mu po twarzy, wlewała się między spierzchnięte wargi.

A potem upadł na ziemię i znieruchomiał. Lwyd natychmiast posłyszał z różnych stron zachrypnięte, alarmujące okrzyki. Zdołał tylko odruchowo upaść na ziemię i przeczołgać się do najbliższego wgłębienia, nim miejsce, w którym przed chwilą jeszcze stał, zaroiło się od kul.


- Jesteś trupem Siwy! Rusz dupę, kurwa! Jesteś trupem!


W takich momentach jak ten, niczym echo, słyszał w głowie ryki starego sierżanta Tuby. Ten emerytowany policjant ciągle szkolił jednostki specjalne. Wbijał im przenikliwym, suchym wrzaskiem do łbów, że jeśli się znajdują pod ostrzałem przeciwnika to najgorsze co mogą w tym momencie zrobić to - nie robić nic. Policyjne statystyki wskazywały jasno, że policjanci ginęli dużo częściej, gdy starali się przeczekać, niż ci, którzy podejmowali próbę ucieczki, lub starali się przejąć inicjatywę.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, gdy strach przyciska cię do ziemi i nie pozwala wziąć głębszego oddechu.


- Rusz dupę Siwy!


Zerwał z głowy czapkę i nasadził na suchą gałąź, która leżała obok niego. Zamierzał wychylić ją ponad krawędź osłony, po czym salwować się ucieczką w przeciwną stronę, do następnego głazu. Miał nadzieję, że odwróci tym uwagę atakujących i że podczas ucieczki uda mu się oddać choć jeden celny strzał i zorientować się co się dzieje ze Sparks.


Bez zwłoki rozpoczął realizację desperacko uknutego planu. Blef z czapką najwidoczniej się udał, ponieważ nie padł trupem, gdy tylko podjął bieg. Zmierzył poprzez przez trawę, która zdążyła już zbrązowieć od krwi poległych. Wokół słyszał tylko jeden wielki wizg.

W pewnej chwili coś kazało mu się odwrócić i wycelować bronią tam, gdzie mógł stać najbliższy oponent. Przeczucie go nie myliło: jeden z przeciwników właśnie mierzył do niego z pistoletu, aby za chwilę dostać kulkę pod żebra i paść na plecy.

Tyle tylko, że atak następował zewsząd. Ledwie Siwy wypalił, jak sam poczuł uderzenie gorąca, a następnie tępy ból w prawym barku. Spojrzał nań i natychmiast zobaczył jak krew przesącza się przez jego pokryte pyłem ubrania.

W uszach wciąż słyszał echo pokrzykiwań Tuby, podczas gdy zmierzał dalej, próbując choć trochę oddalić się od tego piekła. Co chwila wodził też wzrokiem za Sparks, ale nie mógł jej odnaleźć.

Nim dobiegł do kolejnego głazu dostał drugą kulkę. Tym razem w udo. Na chwilę zgiął się, próbując jakoś strawić paroksyzm bólu. Zaczął kuśtykać i chyba już tylko adrenalina pozwalała mu przeć dalej do przodu.

W tym czasie ludzie majora wykorzystali zamieszanie związane ze śmiercią Pieńka. Przystąpili do intensywnego szturmu, zwalając się na pole bitwy niemal całą siłą. Huw zdążył natomiast ukryć się za kolejną kamienną osłoną, choć czuł, że dosłownie wypluwa płuca i leje się z niego jak zarzynanego prosiaka. Kątem oka uchwycił wreszcie Sparks: kobieta stała tuż przy wyrwie i najwidoczniej próbowała przeprawić się na drugą stronę. Wchodziła właśnie przez rozedrganą barierę, a wielobarwne wyładowania otaczały ją jak fantastyczne nici.

Wtedy dostał trzeci raz i upadł na ziemię.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline