Było tak pięknie... było. Do czasu psionicznego ataku na jego biedne zmysły. W sumie mógł się tego spodziewać, co nie? Wiedział, że coś jeszcze się spierdoli. No i się spierdoliło na całego. Wręcz wzorcowo i podręcznikowo. To jest gdyby ktoś chciał pisać o tym książkę.
W sumie mógł zaliczyć sobie nową zasadę do kolekcji, albo i dwie.
Cytat:
"
Z.N.341: Jeśli coś może się spierdolić zawsze spierdoli się jeszcze bardziej.
Z.N.341a: Ostatecznie największe spierdolenie przyjdzie ze strony Rihi'Narjańskiej.
"
|
Teraz jednak dochodził do siebie sprawdzając stan zasilania w blasterach i widząc, że były na wyczerpaniu zmienił baterie, te 'puste', wrzucając je do torby, a właściwie bocznej kieszeni. Druga zmiana zasilania w całej tej zabawie... trza, będzie 'nabić'.
- Psionika...
Było to jedyne, chłodne o ciężkich nutach mogących znaczyć wszystko na przodzie z niezadowoleniem słowo co wyrwało się z jego ust. Nie był zadowolony.
Jak nic mieli na pieńku z dużą frakcją jeśli tylko poświęcili dość czasu i wysiłku by ich spamiętać. Mało prawdopodobne, ale ryzyko było. Była też szansa wybrnięcia z tego szamba, ale naprawdę na wszystko co młode i zgrabne wolałby by Semuztekowie ich nie przyuważyli jako element zewnętrzny i zarejestrowali ich tylko jako bezimiennych członków Rodziny Colombo o których się zapomina w ferworze walki mając na uwadze by ich ustrzelić, a nie zapamiętać. Wszak, po co zapamiętywać kogoś kogo chce się zabić, nie?
To że czuł się gówniany worek treningowy sadysty nie pomagało w żadnym przypadku.