01-07-2022, 22:09
|
#65 |
| Kilkanaście godzin po powrocie z misji, marines usłyszeli o wieściach jakie po obozie rozpuścił O’Reilly. Na Fulcrum zbliżały się dwa transporty. Uzupełnienia z Elwood w postaci oddziału piechoty i marines, a bezpośrednio z Torkertown, Oddział Bractwa i ktoś z inkwizycji. Przesiadka w mieście Capitolu była zapewne zorganizowana ze względów bezpieczeństwa pasażerów. Gdyby lecieli tutaj prosto z Katedry w Volksburgu to ktoś mógłby nie doczytać sygnału transpondera. Barka pojawiła się godzinę później. Piechota została przejęta przez adiutanta pułkownika Bella. Na Marines czekał sierżant Morris. Pojawienie się nowych w bazie, zawsze było jakimś urozmaiceniem w monotonii dnia codziennego w koszarach. Christopher McBride wyszedł na spotkanie nowym. Ubrany był jak zawsze kiedy nie był na służbie, w luźną kolorową koszulę, przewiewne szorty, a na nosie okulary przeciwsłoneczne. Jedynie karabin przewieszony przez ramię psuł kreowany przez niego wizerunek wczasowicza. Jego prawa ręka w temblaku też sprawiała że się wyróżniał. John wyskoczył z barki rozglądając się dookoła, przy okazji wyłapując szarżę sierżanta i salutując prawie przepisowo. - John Silverhand melduje się z przydziałem. - Powiedział lakonicznie, z jednej strony sprawiał wrażenie ospałego, a z drugiej jakby był gotów w każdej chwili zerwać się do akcji jak lawina. Przepisowe metr osiemdziesiąt dwa, obładowane ciężkim karabinem i sprzętem. Nie wydawało się to jednak robić na nim większego wrażenia. Blondyn, z zielonymi oczami, ubrany w kamo, wykałaczką w kąciku ust i naszywką wolnych marines. Po szybkim przejrzeniu okolicy nie wyglądało mu na to, żeby miały tu miejsce częste zasadzki, rozluźnił więc nieco postawę. Obok niego, niczym w szeregu, stanęła młoda i uroczo wyglądająca blondynka. Była z dziesięć centymetrów niższa niż stojący obok niej kolega i na oko przeciętnej budowy ciała, ale mimo to sprawiała wrażenie profesjonalnego żołnierza. Była to zasługa pancerza marines z widocznymi elementami munduru, oraz karabinu szturmowego M50 na plecach i miecza punisher przy pasie. Ale do ubioru i wyposażenia dokładała się jej postawa, jej zachowanie i mowa ciała. - Sierżant Anna Purna - zameldowała się, głośno i wyraźnie, oczywiście salutując koledze-sierżantowi. Morris otaksował spojrzeniem dwójkę nowoprzybybyłych. - Lwy Morskie. I to nie żółtodzioby, z tego co czytałem - powiedział w formie głośnego myślenia. - Musieliście nieźle zaleźć komuś za skórę, że dostaliście tutaj swój przydział - tym razem słowa były skierowane bezpośrednio do nich i były przepełnione mieszaniną kpiny i troski. - Witamy na Fulcrum! Podlegacie pode mnie, a ja pod pułkownika Bella. W razie jakichś problemów zgłaszacie się do mnie. Zrozumiano? Jakieś pytania? - Zrozumiano. Czego poza złośliwą fauną i florą mamy się spodziewać? - Zapytał krótko John. - Mishima, Bauhaus i ostatnio Legion Ciemności. Robi się coraz ciekawiej. Mocno nas haratają, ale w odróżnieniu od innych jednostek, póki co nie było strat w naszym oddziale. - Ilu żołnierzy liczy oddział? Są wydzielone pododdziały, drużyny? - spytała Anna, gdyż z dotychczas uzyskanych informacji nie wynikało wcale, że będzie miała swoją drużynę. - Póki co pode mną jest dziewięciu Marine, ale dwóch z nich potrzebuje dłuższej rekonwalescencji. Nie działamy w pododdziałach. Przynajmniej nic takiego nie funkcjonuje u mnie na stałe. Anna przyjęła do wiadomości, że oddział składa się na dobre z jednej licznej drużyny. Co oznaczało, że przez jakiś czas będzie zwolniona z roli dowódcy i wręcz złym pomysłem było dopytywać się o to ich obecnego dowódcę. Zachowała więc już milczenie.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
| |