Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2022, 17:45   #12
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=XwfLjvEwlLY[/media]
Sobota; ranek; mieszkanie Domino

Śniadanie podane pod nos zwłaszcza kiedy nie miało się siły żyć było zbawieniem. Lekarka dłubała w jajecznicy i chociaż jedzenie stawało jej w gardle, jadła na siłę przez rozsądek. Ten podpowiadał, że energia tego dnia będzie niezbędna, a organizm musiał mieć co trawić żeby nie zemdlała w połowie drogi do Rhu. Kawa i leki działały powoli, a ona miała idealną wymówkę żeby siedzieć cicho póki nie zbierze myśli. Wystarczyło że musiała się pilnować aby patrzeć w talerz zamiast na bruneta tuż obok. Jego obecność czuła aż nadto wyraźnie co wprawiało umysł w jeszcze większy mętlik. Z jednej strony nie mogła mu spojrzeć w oczy, z drugiej o niczym chyba tak nie marzyła jak o zabraniu go ze sobą z powrotem do sypialni i pójściu spać pod ramieniem z wojskową dziarą… niby drugi kumpel też miał ich dużo, ale nie takie tak Wingfield. Gdzieś z tyłu głowy miała jeszcze stwierdzenie Amy odnośnie narobienia hałasu w nocy. W tym wszystkim odbijała się fraza "kość niezgody" - nią nie mogła być. Chociaż trzeba było przyznać, że kością ową podzielili się bez zgrzytów kilka godzin wcześniej i potraktowali jak kość właśnie. Poranna wizyta w łazience ukazała to aż nazbyt dobitnie, bo w lustrze łazienki Jobin ujrzała jeden wielki krwiak i czuła się jak chodzący siniak. Bolało ją wszystko od brody po pięty, opuchnięta skóra mało gdzie miała naturalny jasny kolor. Wybroczyny od duszenia i zbyt mocnego ściskania, ślady zębów i paznokci, rozcięcia, obicia… widywała mniej obrobione ofiary napaści domowych. Tłumaczyło to też dlaczego prawie nie mogła się ruszać i potrzebowała paru minut pod zimnym prysznicem, a potem jeszcze kilku aby zamaskować przynajmniej na twarzy ślady zbyt intensywnej zabawy. Tuszując posiniałą szczękę nie umiała pozbyć się natarczywych myśli, że gdyby któreś z nich wpadło na pomysł aby dorobić jej trzecią dziurę w brzuchu nożem nikt nie wniósłby sprzeciwu, a dwóch żołnierzy po prostu obudziłoby się rano obok zakrwawionego trupa i tak by się pewnie stało, gdyby trafiła na psycholi. Na szczęście nie trafiła. Skończyła więc kamuflarz, ubrała golf z długimi rękawami, łyknęła jeszcze parę tabletek i wróciła do kuchni, a teraz z uśmiechem na twarzy udawała że wszystko gra, dopijała kawę kiedy pozostała dwójka zakładała cały ten wojskowy szpej warstwa po warstwie coraz mniej przypominając cywili, a coraz bardziej wracając do zwyczajowej normy.
- Jak wy jesteście w stanie ruszać się w tym wszystkim? - spytała, przerywając ciszę.

- Kwestia przyzwyczajenia. - odparł Wingfield ze skromnym uśmiechem. Władował kolejny mag na swoje miejsce i sięgnął po kolejny.

- Co? Zazdrocha cię bierze nie? W szpitalu nie macie takiego kozackiego szpeja co? - Dave popatrzył na nią z udawaną wyższością jakby była z tych co mogą im pozazdrościć takiego solidnego i różnorodnego ekwipunku.

- Po to się uczyłam żeby nie musieć robić za jucznego muła. Dowożą mi na blok operacyjny wszystko czego zażądam, poza tym muszę oszczędzać dłonie - Jobin odpowiedziała śmieszkowi, patrząc na niego znad kubka. Potem spojrzała na drugiego żołnierza.
- Ale nie zaprzeczam, robi wrażenie - uśmiechnęła się, a przez poranne niewyspanie przebiło się wspomnienie tych samych ciał oraz tego co potrafiły.
Dziewczyna opuściła głowę żeby ukryć rumieniec.
- Szkoda tylko że Dave jak zwykle spartolił. Ten striptiz to odwrotnie, zdejmuje się ubrania, a nie je zakłada. Inaczej się nie liczy.

- Nie, nie, nie, coś ci się pomyliło. - obaj widocznie mieli dobre humory po wczorajszej nocy ale jak zwykle to były kapral przejawiał więcej aktywności i inicjatywy we wszelkich kontaktach międzyludzkich. Zwłaszcza z atrakcyjnymi kobietami. Teraz też tak było. Pokręcił głową jakby dostrzegł wyraźny błąd w słowach gospodyni.

- To kobiety robią streaptease. Inaczej się nie liczy. No wczoraj może o tym zapomniałaś no ale skoro prysznic to możemy to ostatecznie puścić w niepamięć. Ale następnym razem mam nadzieję, że lepiej się postarasz i będziesz o tym pamiętać. - powiedział do niej nauczycielskim tonem jakby liczył, że uczenicy może nie wszystko ostatnio wychodziło najlepiej no ale jest gotów dać jej jeszcze jedną szansę na poprawę.

Domino uniosła spojrzenie na łysola i zamrugała, a potem odstawiła kubek na stół.
- Czyli… mam rozumieć, że nie wyszło aż tak źle aby o całym eksperymencie zapomnieć. Zamiast tego w grę wchodzi powtórzenie badania, przynajmniej jeśli chodzi o ciebie Dave… a ty? - popatrzyła na Wingfielda czując ucisk w żołądku. Czy właśnie na własne życzenie pozbawiła się czegoś istotnego?
- Teraz już zawsze będziecie w pakiecie?

- No mam nadzieję, że nie. Znoszę go dłużej niż się powinno. - Thomas spojrzał z ironicznym uśmieszkiem na kumpla. Ten zaś powitał to z pełnym zdegustowaniem.

- Ty niewdzięczniku! Tyle mi zawdzięczasz! A teraz takie coś! Po tylu latach! A myślałem, że łączy nas coś pięknego i niepowtarzalnego! - Dave odparł z komicznym wyrzutem jakby kochanek zostawiał go dla pierwszej lepszej spódniczki jaką spotkał na swej drodze. Zamaszystym ruchem włożył ostatni mag w kieszeń kamizelki taktycznej po czym zasunął głośno swój plecak i ruszył z salonu jakby chciał podkreślić, że z nimi już koniec no i w ogóle, że jest śmiertelnie obrażony na byłego kumpla.

Blondynka uśmiechała się pod nosem gdy wychodził i pokręciła głową. Chyba nie było tak tragicznie jak się obawiała, ulżyło jej. Zaraz jednak spięła się ponownie, gdy zrozumiała że zostali z porucznikiem sami.
-Skoro dostałeś kosza - zaczęła, ale urwała. Zebranie tego co miała powiedzieć w sensowną całość robiło się… kłopotliwe.
Wzięła oddech i zaczęła inaczej.
-Dziękuję za… że się zgodziłeś i naprawdę mam nadzieję, że nie żałujesz. Jeśli o mnie chodzi to chyba… - zamrugała, wbijając wzrok w stół. Najprościej byłoby sięgnąć po powagę lekarza i za nią się schować jak robiła zazwyczaj. Tylko to byłoby nie w porządku.
Wstała ciężko od stołu i podeszła do bojowego mężczyzny, aż nadto rozumiejąc różnicę między tym co prezentował teraz, a tym co pamiętała spod prysznica i co nie mogło wyjść jej z pamięci.
-Nie wiem co teraz myślisz, ale to nie był standard jednak nie żałuję i cieszę się że tu byłeś i… jesteś. Byłoby mi bardzo miło gdybyś był… częściej. Bardzo lubię Davida, ale ciebie…też tylko trochę inaczej - podniosła wzrok na jego oczy a na jej twarz wrócił zakłopotany uśmiech.

- Myślę, że to da się zrobić. - powiedział brunet z tym swoim ciepłym, łagodnym uśmiechem. Całkiem innym niż gdy przed chwilął uśmiechał się z żartów kolegi. Chyba nie brał tego zbyt na poważnie. A słychać było jak trochę dalej razem z Amelią napełnia manierkę w kuchni. Zaś Tom skorzystał z okazji, że zostali sami, że blond gospodyni do niego podeszła. Pogłaskał ją po twarzy czułym gestem, nachylił się i ją pocałował w usta tak, jak swoją kochankę a nie jakąś koleżankę.

Pod blondynką prawie ugięły się nogi, na pewno ze zmęczenia i niewyspania. Oddała pocałunek gładząc trepa po twarzy, a obity łokieć zabolał. Zabolała też reszta otarć i siniaków, ale to nic. Dziwny poranek rządził się swoimi prawami, póki nie wyszli na miasto gdzie wracały wbite na sztywno nawyki. Została dwójka ludzi którym ciężko było od siebie oderwać usta oraz dłonie. Mimo braku narkotyków w ciele i niezbyt dobrej kondycji zrobiło się dobrze, ciepło w środku.
- Skończysz rano zlecenie to wpadnij, możesz się przespać tutaj. Zrobię ci obiad i sprawdzę czy nie trzeba czegoś szyć. Zrobiliście ze mnie sieczkę, więc to jedyne co mogę zaproponować przez najbliższe dni.

- No zobaczymy jak to pójdzie z tym zleceniem. Trudno zaplanować ile to zejdzie. Ale dzięki za zaproszenie. - powiedział odsuwając jej kosmyk blond włosów z twarzy nieco na bok. Całował się i dotykał jej równie chętnie jak ona jego. I aż się chciało znów zdjać dopiero co założone ubranie bo tylko przeszkadzało w takich zabawach. No ale nie była ku temu okazja skoro mieli inne plany na początek tego dnia.

- Dobra, chodź do kuchni. Też muszę napełnić manierkę i plecak. Może nasz kolega już przestał się fochać. - pogłaskał ją po policzku patrząc w jej oczy ale skinął głową w stronę kuchni nakierowując gospodynię na tą stronę. A tam dochodziły ich głosy drugiej dwójki. Głównie Moor’a który coś nawijał do Amelii po swojemu.

- Racja… - Domino zrobiła smutną minę, zgarniając go pod rękę. Niby sobota, jednak wolnego czasu nie mieli, za to całą masę planów do wykonania.
- Z tymi brakami to tak na poważnie mówiłeś - stwierdziła ruszając powoli z miejsca.
Zagryzła wargę.
- A ja was jeszcze wykorzystuję, przepraszam. Wrócimy i powiemy sobie "do zobaczenia", a potem zajrzę do kwatermistrzostwa. Zobaczę co u wujka Hectora i coś od niego wezmę dla was. Pytanie zasadnicze brzmi czego najbardziej potrzebujecie? Amunicji? Jakiej? Dla was NATO 5,56, a inni? Zapasy medyczne? Sorty mundurowe, inne zaopatrzenie? Nie mów że nie trzeba, bo trzeba. Wy dbacie o nas, my o was. Chcę żebyście wrócili w komplecie teraz, następnym razem i za każdym.

- No, trzeba, trzeba. Ale nie chciałbym cię mieszać w przemyt z magazynów marynarki. - przyznał były porucznik FPG gdy szli do kuchni. - Takie info o zadaniach by nam się przydało. Wtedy byśmy mogli się zgłaszać i może lepszy procent by się udało wytargować. - powiedział po chwili namysłu po czym zastali drugą dwójkę w kuchni.

- Aha. Mamy nasze dwa gołąbeczki. - Dave przywitał ich jakby właśnie o nich rozmawiali z Amelią. Czyli głównie on mówił do niej jak można było sądzić chwilę wcześniej na słuch. Ona też popatrzyła na wchodzących z zaciekawieniem i łagodnym uśmiechem.

- No to jak mamy się spotkać z twoją koleżanką za jaką oglądają się faceci i ruszać po tą foczkę do Rhu to chyba nie ma co zwlekać nie? - David popatrzył na nich a Tom podszedł do kranu i zaczął napełniać swoją manierkę a potem camelback.
Uwinęli się szybko, ograniczając rozmowy na rzecz działania… tak było lepiej.
Dla wszystkich.


Sobota, ranek, wejście do Bike World

Wyjście na chłodną, mglistą aurę było tym czego Domino bardzo potrzebowała. Po pierwsze aby pozbyć się resztek otępienia ciężkiego poranka, a po drugie żeby otrzeźwieć i przestać zachowywać się jak głupia nastolatka, bo piętnaście lat miała dobrą dekadę temu. Wtedy miała czas i okazję na zajmowanie durnotkami, albo mało logiczne ucieczki myśli w głąb krainy wyobraźni czy marzeń. Teraz zostawała racjonalna postawa, skupienie na zaplanowanych akcjach. Poza tym po szanowanym i poważanym lekarzu wymagało się zachowania godnego zawodu który reprezentował… zamiast wodzenia cielęcym wzrokiem za którymś z byłych pacjentów. Nawet jeśli ten pacjent również coś często łapał ją spojrzeniem powodując szybki, dyskretny uśmiech na obu twarzach.
Mokre zimno robiło dobrą robotę, podszczypując policzki dziewczyny aż zrobiły się zaczerwienione ze względu na temperaturę a nie głupie myśli. Pomagał też widok całego sprzętu który dwóch żołnierzy dźwigało.
Normalnie Domino myślała że wezmą karabin, ze dwa magi i jakiś pistolet aby je obronić w razie czego przed zdziczałymi kundlami lub natarczywymi wędrowcami, bo na szarańczę było za blisko Clyde… a oni narzucili na siebie pełne wyposażenie i mimo że też przecież nie oszczędzali się w nocy, na ich twarzach nie szło znaleźć śladu po zmęczeniu lub irytacji sytuacją. Dodatkowo Dave jak zwykle robił za pokładowe radio nadając prawie bez przerwy przez co poprawiła innym humor, a lekarce pozwalał zebrać się do końca, więc kiedy pod sklepem z rowerami spotkali drugą blond doktor z miejskiego szpitala, sytuacja była w pełni opanowana. Odmachała położnej na powitanie, potem zerknęła na zegarek.
Dotarli dziesięć minut po czasie…
- Hej Gem, już jesteśmy. Wybacz spóźnienie. Wiara, poznajcie Gemmę. Właśnie z nią jedziemy po tamtą dziewczynę. Też jest lekarzem i to świetnym - zaczęła podchodząc do okularnicy i kiwnęła jej głową na przywitanie, a potem zrobiła krok w bok, wskazując na pozostałą ekipę.
Zaczęła od tej najważniejszej osoby.
- To Amelie, moja przyjaciółka. Pracuje tutaj i to dzięki niej mamy dostęp do rowerów. Ten tutaj łysy kryminalista z gęby to David, a ten uroczy jegomość obok to Tom. Opowiadałam ci o nich - popatrzyła na współpracownicę, uśmiechając się szeroko z wymowną miną. Jakby zdążyła w szpitalu obrobić tyłki obu łapsom.
- Papa dał dokumenty, ale trzeba wypełnić na kogo ma być przepustka. Mam pióro którym pisał, dowiemy się co za Brittany i uzupełnimy glejt… a w ogóle dobrze cię widzieć. - zakończyła z uśmiechem.

- No cześć. - okularnicy spod zimowej czapki niewiele widać było tych blond włosów podobnie jak większość sylwetki zakrywała jej zimowa kurtka to pewnie nawet nie było widać tego zwyczajowego podobieństwa rysopisu obu lekarek jakie widać było gdy były w samych fartuchach na swoim służbowym rewirze. A ona z towarzystwem i towarzystwo z nią przywitało się i spoglądało z zaciekawieniem. Więc chyba to pierwsze wrażenie było wzajemnie całkiem pozytywne. Doktor Hobbs pomachała pozostałej trójce po tym jak się przywitała z koleżanką i po kolei wodziła wzrokiem po przedstawianych osobach.

- No to widzę, że mamy obstawę pierwsza klasa. Domi wiele mi was zachwalała. Widzę, że nie przesadzała i będą się nami opiekować dwaj profesjonaliści. - na lekarce od ginekologii i położnictwa dwóch w pełni wyekwipowanych żołnierzy chyba zrobiło spore wrażenie. Jakby mimo wszystko spodziewała się bardziej jakichś kolegów czy sąsiadów w bardziej domowych klimatach a nie dwóch gości z karabinkami w łapach i pełnym wojskowym szpeju jakby szli na wojnę albo chociaż patrol bojowy.

- No ba! My jesteśmy Łowcy Szarańczy. - David nie zawiódł jeśli chodzi o inicjatywę w rozmowie, zwłaszcza z atrakcyjnymi przedstawicielkami płci przeciwnej. I nie przestawał błaznować. - Widzisz? Domino trochę ją urobiła ale widać, że kolejna co na nas leci. Znaczy wiadomo, że bardziej na mnie. Ale spoko, dokończe robotę tylko mi tego nie spapraj. - zwrócił się niby dyskretnie do stojącego obok kumpla podobnie jak wczoraj wieczorem w kuchni przy kolacji. Tyle, że wtedy chodziło o blond gospodynię.

- Jak zwykle. - mruknął spokojniejszy z ich dwójki z łagodnym uśmiechem. Ograniczył się do skinienia głową nowej lekarce z jaką mieli jechać skoro już i Domino i Dave powiedzieli swoje. Ginekolog zaś co widocznie nie była przyzwyczajona do bajery Moore’a uśmiechnęła się i trochę uniosła brwi niezbyt wiedząc jeszcze jak potraktować jego słowa więc pytająco spojrzała na koleżankę ze szpitala.

Jobin zaśmiała się cicho stając między łapsami i oparła przedramiona o ich barki. Wyglądała na zadowoloną z całej sytuacji.
- Dwadzieścia papierów na to że tym razem też dostanie kuflem po piwie w łeb - powiedziała do Wingfielda udając smutne zadumanie, a drugiej blondynce puściła oczko.
- Zaufaj mi, nie możemy być w lepszych rękach. Chłopaki znają się na rzeczy, a ten łysy jełop nawet umie trafić z punktu “a” do punktu “b” bez zbyt długiego błądzenia. Tylko Tommy musi go pilnować aby się nie rozpraszał. Na przykład nie stać tyłem do niego - wyszczerzyła się.

Tommy spojrzał na nią w milczeniu jakby jeszcze i ona dokładała mu te gejowskie gadki. Gemma uniosła brwi nad okularami jeszcze bardziej ale sądząc po uśmiechu chyba już załapała, że to jakiś rodzinny, żartobliwy folklor zaś Dave był wręcz zachwycony. I ogólnie w swoim żywiole.

- No właśnie a skoro o tej lepszej stronie anatomii mówimy. No sama na niego zobacz. - zachęcił gestem nową lekarkę aby podeszła nieco bliżej i sama mogła sobie obejrzeć porucznika z bliska. Z tej strony co jego kumpel uważał za lepszą. Porucznik uniósł brew i spojrzał na to jego pajacowanie ale Gemma rozbawiona i zaciekawiona faktycznie skróciła dystans.

- No sama przyznasz. Ciężko będzie komuś dorównać. Przyznaję. Domino ma pewne zadatki aby mówić o konkurencji. No a ty? Pozwól, że zerknę. - Moore odstawiał swoje firmowe show i tak dobrze parodiował ton jakiegoś naganiacza czy wodzireja, że z jednej strony aż się chciało go słuchać ale z drugiej troche trudno było brać to za coś innego niż jakiś żart. Gdy doktor Hobbson znalazła się w jego zasięgu zwabiona atrybutami jego kolegi i uwagami o jej koleżance obrócił ją jakby właśnie chciał ocenić jej parametry. Niestety przez dół zimowej kurtki nie były aż tak widoczne jakby pewnie sobie życzył.

- No nie wiem… Co myślicie? Ile byście dali tak w skali do 10-ciu? - Dave nie tracąc tej pariodiowanej powagi spojrzał na kumpla i kumpelę jakby pytał ich o poradę w tej jakże istotnej kwestii.

- Przestań pajacować i nie pesz dziewczyny. Jeszcze pomyśli o nas nie wiadomo co. - Wingfield mruknął do niego jak zwykle gdy próbował pohamować bajerę kolegi. Ten pokręcił głową jakby mu wcale nie pomagał i z nadzieją spojrzał na drugą z blondynek.

Ta stanęła tak, aby móc go ścisnąć uspokajająco za rękę tak, aby reszta nie widziała. Posłała mu też szybki, ciepły uśmiech zanim nie wyszła i nie stanęła przy Gem, biorąc ją pod ramię.
- Na razie pomyśli że więcej gadasz niż działasz, a ten cały szpej to tylko na pozór aby wyrwać wszystko co ma przerwę między nogami. Więc bądź taki dobry Dave i sklej się na razie, dobrze? Mamy kawałek do przejechania, ty idziesz na szpicę, ja się zajmę pozostałą dwójką. Aby się nie zgubili i nie zagubili pośród tej mgły. Widzisz jak się dobrze składa? Nic nie będzie cię rozpraszało - uśmiechnęła się pogodnie do Moore’a. Drugiej lekarce puściła oko.
- Można go nakarmić, wtedy się na trochę zamyka. Nie miej mu za złe, odkąd wczoraj usłyszał że z nami jedziesz przebierał nóżkami aby cię poznać - nachyliła się dokańczając dość głośnym szeptem.

- A… Aha… - Gemma obracała głową na całą trójkę jaka ją otaczała i chętnie zagłębiała się w te rodzinne docinki i pogaduchy z fascynacją poznając ich temat. I wydawało się, że bawią ją i dobrze się z nimi czuje. Thomas dał znać głową Amelii aby ta wprowadziła ich na teren Bike World gdzie miały czekać na nich rowery na tą podróż do Rhu.

- Domino mówiła, że mężczyźni się za tobą oglądają. - Moore nachylił się ku nowej koleżance i też przeszedł do rewanżowego głośnego szeptu.

- Naprawdę? Tylko mężczyźni? No to chyba nie tak źle. No jeden na pewno. Ale mi się trafiły wspaniałe kumpele co mnie przed nim wyratowały. - Hobbs odparła podobnie dyskretnym szeptem jaki też mogła słyszeć pozostała część ich grupki. I nawet z rozbawieniem wspomniała o tym koledze z pracy co się za nią tak całkiem intensywnie ogladał, że wczoraj wcale nie było jej do śmiechu jak to było na świeżo. Niemniej do dziś widocznie pamiętała jak Dominique i Manisha ją poratowały, pocieszyły i dodały otuchy bo na blond koleżankę spojrzała z ciepłym i wdzięcznym uśmiechem.

- Jakiś palant ci się naprzykrza? Spuścić mu łomot? Znaczy ma spaść ze schodów czy coś tam? - ochoczo zaproponował zwiadowca wzbudzając wesoły śmiech ginekolog.

- Oj, nie, tak to chyba nie. Nie trzeba. Ale dziękuję. - powiedziała chyba nie chcąc być prowokatorem do jakiś rękoczynów. Amelia zaś otworzyła furtkę i wpuściła ich na teren swojego zakładu. Przeszli przez jakiś plac a ona poprosiła aby poczekali. Sama zaś otworzyła jakiś garaż w którym na chwilę zniknęła im z oczu.

- Może się poślizgnąć na molo i wpaść do wody, ale parcia na to nie ma - Francuzka dodała swoje poprawiając szalik i kołnierz swetra. Popatrzyła na pozostałą trójkę, skupiając się na męskiej części, a okularnicę mocniej ściskając.
- To ten typek o którym wam wczoraj opowiadałam przy barze. Ten sam któremu podwędzamy Brittany. Da się go załatwić albo siłowo, albo sposobem. Jeśli przegnie zbierze się komisja dyscyplinarna i go wypieprzą na zbity pysk zarówno ze szpitala jak i z miasta. Tylko trzeba poczekać… tak, tak. Rozmawiałam z wujem wieczorem - westchnęła.
- Na komisje potrzeba ciężkich przewinień, lekkie co najwyżej upomnienie albo wpis do akt i tyle. Z drugiej strony jest świetnym specjalistą wnoszącym sporo dobrego do naszej placówki. Czyli zostaje trzecia opcja: utemperować bydlaka coby zaczął się zachowywać poprawnie, nie lecąc z łapami i dennymi tekstami co chwila. Niby się idzie przyzwyczaić do dennych tekstów… patrz przykład Dave’a - wymownie wskazała ruchem głowy na wytatuowanego kumpla.
- Jednak jest różnica między dobrym dennym tekstem, a obleśnym dennym tekstem. Wezmę z nim parę dyżurów w tygodniu i zobaczę od czego zacząć.

- Obleśnym? - Tom spojrzał pytająco na Domino a potem na Gemmę. Obaj zrobili nieme “ahaa” jak się zorientowali, że to cały czas chodzi o tego samego doktorka. I co wczoraj rozmawiali o szpitalu no i dzisiaj jak jechali po tą dziewczynę do Rhu no i w ogóle. Gemma zaś zrobiła zdziwioną minę jak się dowiedziała, że bratanica rozmawiała o tej jej sprawie ze swoim wujkiem. Czyli ordynatorem całego szpitala. I zaraz potem mocniej odwzanejmniła jej uścisk dłoni i ciepły uśmiech. Ale słysząc pytanie nowego kolegi z brytyjskim karabinkiem potwierdziła słowa koleżanki.

- No tak. Obleśny. Nie mam ochoty z nim rozmawiać ani nic takiego. Jak nie muszę. A już na pewno nie mam ochoty spędzać z nim swojego wolnego czasu. Bo służbowo to jeszcze się przemęcze na szczęście jesteśmy z innych wydziałów to nie musimy ze sobą współpracować zbyt często. - ginekolog w skrócie wyznała swoją opinię na temat płucologa o przyjemnym wyglądzie i mało przyjemnej powierzchowności. Nawet tak krótka wzmianka dała się poznać, że budzi w niej niechęć.

- Aha. A to on ma dziś przyjechać po tą dziewczynę? - Winkfield przyjął to spokojnie jak zwykle ale tym razem on ciągnął rozmowę i nawet jego wygadany kumpel tylko się przysłuchiwał. Przynajmniej na razie.

- Tak, powinien przyjechać ciężarówką razem z resztą. Ale prosze nie bijcie go ani nie wruzcajcie do przerębla czy coś takiego. Nie chciałabym wam sprawiać kłopotów ani nam. - okularnica przytaknęła ale chyba tak jak mówiła, nie chciała pakować innych w tarapaty ze swojego powodu. Nawet jakby danie nauczki Jamesowi było jej na rękę i sprawiło jej satysfakcję.

- Dziewczyno, nic się nie bój! Tylko rzucimy na niego okiem. Aby wiedzieć który to. Tak na wszelki wypadek. No nie Tom? Wczoraj słyszałem od takiego jednego mądrego gościa, że nawet majorom zdarzają się wypadki przy czyszczeniu broni. Jak myślisz Tom? Oli też się przydarzają takie wypadki? Pewnie tak. W końcu ona też doszła tylko do kaprala. - David widocznie zbyt długo był cicho bo chociaż odszedł od nich parę kroków aby przyjąć od Amelii pierwszy rower to wesoło nawijał do pozostałej trójki. Thomas uśmiechnął się skromnie, Gemma trochę zawiesiła wzrok niezbyt wiedząc jak traktować jego słowa o wypadkach z czyszczeniem broni.

Domino parsknęła i ściszyła głos aby tylko druga lekarka ją usłyszała.
- Wczoraj wieczorem wpadliśmy we trójkę do wujka Theo po te papiery dla Brittany. Chwilę sobie pogadali, a wujek jak to wujek. Odpowiedział uprzejmie ale prosto z mostu… jakby przypadkiem któryś z tych łosiów miał zamiar zrobić coś głupiego. Temat wyszedł przypadkiem, ale widzę ktoś sobie to wziął do serca - mrugnęła blondynce i wzruszyła ramionami jakby nie działo się nic niezwykłego. Zwykła wizyta na parę minut bratanicy i jej znajomych, bez żadnych następstw w postaci hałasów przez parę nocnych godzin.
Dziewczyna westchnęła w duchu. Wieczorem czekała ją kolacja z majorem i konieczność wytłumaczenia którego jeszcze nie miała przygotowanego. Problem na później.
- Każdy szczur ma instynkt samozachowawczy, Silve nie stanowi wyjątku. Będzie grzeczny do porzygu, ale przynajmniej sobie zanotujecie który to. Chodzi do “Magnum” i “Syrenki”. Tam tyle dziwnych ludzi się kręci, że nie trudno o wypadek po pijaku. Na razie priorytetem jest dowiezienie tu pacjentki.

- No ale nie będzie żadnej strzelaniny? Albo pobicia? - upewniła się ginekolog odbierajac od Amelii kolejny rower. Zaś David na swoim robił próbną jazdę skrzypiąc oponami po zdeptanym i rozjeżdżonym śniegu na placu.

- Nie bój się. Nie będziesz przez nas miała kłopotów. - obiecał jej brunet stojący na mrozie. A dziewczyna z Australii podeszła z trzecim rowerem podając go swojej gospodyni.

- No tak, ja myślę, że on nie jest z tych odważnych. Wystarczy mu się postawić to odpuści. Tak myślę. Chociaż potem może być wredny. Tak jak wczoraj na zebraniu. - ginekolog uspokoiła się słysząc od kumpeli i nowego kolegi te zapewnienia. I chyba też zgadzała się z nią co do szczurzej natury doktora od płuc. Wspomniała jego wczorajsze zachowanie gdy na zebraniu ewidentnie z zemsty próbował tak nakierować uwagę pozostałych aby ona znalazła się na szczycie listy podejrzanych.

- Zapominasz o jednym Gem - Domino wyszczerzyła się nagle wyjątkowo niewinnie i radośnie.
- On jest jeden, nas jest więcej i dłużej tu siedzimy. Znamy to miasto, znamy ludzi. Będzie chciał być wrednym fiutem nagle się okaże że nie ma w Clyde dla niego miejsca. Lubi “Magnum” i “Syrenkę” to dostanie tam zakaz wejścia, nie załatwi nic w kwatermistrzostwie. O dodatkach i innych historiach w pracy też zapomni… więc jak widzisz. Usadzenie go to formalność… a teraz zbieramy się, wiara.


Piątek, późny ranek, Rhu

Wyciągnięcie najdłuższej słomki w wyścigu o przetrwanie nie było tak widoczne jak podczas opuszczania miasta. Wtedy dopiero spokojna rzeczywistość bezpiecznej przystani bazy wojskowej zaopatrzonej we wszelkie możliwe wygody przypominające standard miedzy dwiema światowymi wojnami (czyli naprawdę zaawansowaną cywilizację). Tam też, pod murami i zasiekami, spotykał się pierwszy świat z trzecim, tak bezpośrednio. Czyste, zadbane ubrania i odkarmione sylwetki kontra zabiedzone cienie z oczami jak czarne studnie. Domino z resztą mieli rowery, więc przemknęli szybko… zanim któryś z żywych trupów wpadł na pomysł aby jednak spróbować szczęścia i tego dnia postawić wszystko na jedną kartę.
Wszystkich nie dało się uratować, Jobin powtarzała sobie to ciągle i ciągle… jednak smutek oraz wyrzuty sumienia ciągnęły się za nią jeszcze dobre kilka mil. Innym humor też siadł, zwłaszcza Gem. Bo chłopaki po prostu zajęli się swoją pracą czyli chronili im tyłki, prowadzili po bezdrożach i niańczyli na wszelki wypadek jakby to było potrzebne.
Wystarczyło że obie lekarki w miarę sprawnie kręciły nóżkami, a szło błyskawicznie. Mieli dobry czas, dobrą pogodę, dobre towarzystwo i całkiem dobry plan.
Dojechali więc zanim kobiety zdążyły się zmęczyć, nawet Domino wypluta po poprzednim wieczorze.
- Szybko… i tym razem się nie zgubiłeś, a nas razem ze sobą - powiedziała do wyszczerzonego łysola, gdy zatrzymała się przy nim.

- Dobra, dobra. Nie ściemniaj. Nie musisz się wstydzić. Wszyscy wiemy dlaczego tak wytrwale pedałowałaś na tym rowerku. No teraz już możesz. - ich zwiadowca nie tracił dobrego humoru jaki miał od rana. Znaczy przynajmniej od tego momentu gdy udało mu się przezwyciężyć senność i zaczął świadomie kontaktować. Teraz nachylił swój nawet wygolony policzek ku Domino i ewidentnie pokazał jej jeszcze palcem aby mogła mu dać całusa. Tom i Gemma dojechali do nich podobnie i uśmiechnęli się bo Moore chyba chciał uzyskać efekt, że to za nim te piękne panny tak drałowały od bazy. W końcu jechał na czele ich małej grupki przez tą zawaloną śniegiem i mgłą drogę.

Lekarka przewróciła oczami, westchnęła i pochyliła się aby dać zwiadowcy nagrodę w postaci buziaka w niedogolony policzek. Poczekała aż drugi żołnierz podjedzie i powtórzyła zabieg.
- Dzięki chłopaki, jesteście najlepsi - mruknęła wesoło, a następnie spojrzała na Gemmę.
- Zaczniemy od baru, tam się spytamy i może wypijemy coś ciepłego. Mamy za sobą… ekhm. Ciężka noc była, nie pogardziłabym kawą. Najlepiej wiadrem.

- No “Syrenka” to to nie jest. “Magnum” też nie. To kelnerki pewnie też mają za mniejszy budżet. - Moore wydawał się usatysfakcjonowany taką zapłatą za swój wysiłek włożony w rolę lidera. Zresztą Wingfield podobnie. On też popatrzył na front budynku. Kiedyś tu chyba była jakaś przystań dla łodzi, biuro czy co. Bo tak trochę z tak po fasadzie co się ostała można było sądzić. Od jakiegoś czasu jednak urządzono tu bar i jadalnię w jednym. W Rhu to był jeden z popularniejszych i w sumie jedyny sensowny tego typu lokal. Tu zatrzymywały się patrole wychodzące lub wracające do bazy. Albo przybijali rybacy. A i każdy z ich czwórki bywał już tutaj chociaż pewnie z innych powodów i okolicznościach. Więc dość dobrze wiedzieli czego się spodziewać w środku. I jak prawie łysy zwiadowca mówił pod względem menu, oświetlenia czy wyposażenia to nie miało to porównania do topowych miejsc rozrywki z ich bazy. Ale właśnie tu miał być kontakt do tej Brittany.

- Mam to jej ogłoszenie… Zaraz wyjmę… - okularnica stanęła w miejscu i wyjęła z kieszeni spodni portfel a z niego to zerwane ogłoszenie napisane przez ową desperatkę z zewnątrz.

- Dobra. Ale jak tam jest to może lepiej wy z nią gadajcie. My poczekamy przy jakimś stole czy co. Sprawiacie sympatyczniejsze wrażenie. Niż on. - Thomas pokiwał głową, zsiadł z pożyczonej rikszy i zajął się zakładaniem blokady. Widząc to pozostała dwójka zrobiła to samo. Moore zaś spojrzał na niego z wyrzutem za tą uwagę, że zaliczył go do tej mniej sympatycznej części ich zespołu.

- Jesteśmy osobami zaufania publicznego, musimy sprawiać dobre wrażenie - Jobin pokiwała z namaszczeniem głową, biorąc stronę Toma. Davidowi pokazała język, a do Hobbs się uśmiechnęła.
- Z tego co pamiętam było tam napisane aby pytać o Britt właśnie tutaj. Chodź, podejdziemy do baru i zagadamy, zamówimy też coś dla nas wszystkich. Jeśli mamy się rozminąć z Jamesem należy zacząć finalizować ostatni etap naszego planu, nieprawdaż? - ruszyła do lokalu, poprawiając po drodze włosy aby nie sterczały w każdą stronę. Nasunęła też wyżej na szyję kołnierz golfa. Chwalenie się sino-czerwoną szyją w takiej sytuacji nie wzbudziłoby zaufania, a przeciwnie. Nie potrzebowali niepotrzebnych komplikacji, tak jak Dominique nie potrzebowała teraz pytań równie niepotrzebnych.

Za drzwiami powitało ich przyjemne ciepło ogrzanego pomieszczenia. Aż ręce prawie same siegały aby zdjąć czapki, rękawice i chociaż rozpiąć kurtki bo szybko się robiło gorąco. Piecyki elektryczne napędzane samochodowymi akumulatorami, beczka robiąca za improwizowany piecyk tu i tam robiły swoją grzewczą robotę. Przyjechali dość wcześnie, w sam raz w porę śniadania. Więc z połowa stołów była zajęta no ale pod względem gości to jakby ich zebrać do kupy to by starczyło może na obsadzenie dwóch czy trzech stołów w klubach o jakich wspomniał Dave. Pod względem rozrywki też było tak sobie. Grał jakiś stary kaseciak i to tak aby robić za muzyczne tło a nie główny cel rozrywki. Spora część głów klientów odwróciła się ku nim. I przez chwilę czwórka jaka weszła stała się centrum uwagi. Pewnie przez wygląd dwóch w pełni wyekwipiwanych wojskowych z karabinkami przewieszonymi przez plecy. No ale patrole z bazy gościły tu chyba codziennie to nie była to aż taka sensacja aby się w nieskończoność gapić. Więc jak tak się rozglądali gdzie usiąść to i klienci wrócili do swoich talerzy i kubków.

- To tam przy oknie. Będzie widać rowery. - zdecydował Thomas wskazując na wolny stół zdolny pomieścić z sześć albo i osiem osób. We dwóch tam podeszli i zaczęli się rozpłaszczać. Niestety jak nie chcieli naruszać swojego szpeja to poza rękawicami i czapkami wiele zdjąć z siebie nie mogli. Pod tym względem obu lekarkom było łatwiej bo jakby zdjęłu kurtki to zostawały w tym co miały pod spodem. Po chwili podeszła do nich kelnerka z notesem i ołówkiem w dłoni.

- Dzień dobry. Coś państwo zamawiają? Menu jest tam. - zapytała z uprzejmym i nawet sympatycznym uśmiechem. Wskazała na czarną tablicę gdzie kredą były wypisane dania. Zaskoczenia nie było i dominowały głównie ryby. Główne źródło mięsa dla ludzi żyjących nad zatoką. W Clyde mieli jeszcze do wyboru zapasy sprzed Impaktu no ale poza nią to wody rzek, stawów i zatok były obecnie głównym dostawcą pożywienia. Bo co do farm i hodowli to szło to równie mizernie albo i bardziej niż na cyplu Knockderry.

- Poprosimy cztery duże czarne kawy, cztery razy fish’n’chips i popielniczkę. Oraz informację - Domino odwzajemniła miły uśmiech. Wzięła wdech aby zebrać myśli i na wydechu podjąć spokojnie.
- Nazywam się Dominique Jobin, jestem chirurgiem oraz GP ze szpitala w bazie Clyde. Razem z doktor Hobs znalazłyśmy ogłoszenie niejakiej Brittany, kierujące nas dokładnie tutaj celem zasięgnięcia dalszych informacji. Czy byłabyś w stanie ich udzielić, choćby gdzie ją znaleźć? Chcemy z nią porozmawiać. Panami się nie przejmuj, to nasza ochrona. Nie posługujemy się bronią w stopniu wystarczającym aby w razie konieczności zniwelować zagrożenie na trasie, a jednak kawałek tutaj do was jest.

Chyba nie dało się dostrzec zmiany w zachowaniu kelnerki. Najpierw kiwała głową jak Domino składała to zamówienie i nie patrzyła na nią tylko w notes w jakim sprawnie notowała co mają przygotować. Pozostała trójka rozsiadła się przy stole i widocznie nie miała nic do dodania skoro pozwalali mówić blondynce. Dopiero jak ta wspomniała, że są z bazy kelnerka spojrzała na nich krótko znad notesu ale wróciła do notowania. Ale jak Francuzka wspomniała o Brittany i ogłoszeniu to ołówek tak sprawnie poruszający się po kartce zamówienie nagle jakby stracił rozpęd. Zaś młoda kelnerka spojrzała na nich ponownie. Szybko odwróciła się w stronę baru i jakby rozejrzała się po reszcie sali. Za barem stał ten sam oberżysta co zwykle, człowiek w średnim wieku. Zaś po sali uwijała się jeszcze jedna kelnerka jaka akurat zestawiała komuś z tacy zamówione śniadanie.

- Aha, to jesteście z Clyde? I jesteście z ogłoszenia? - kelnerka wróciła spojrzeniem do ich czwórki siedzącej przy stoliku. I wydawała się być nieco speszona. Jakby zastanawiała się co teraz powinna powiedzieć. Gemma podała jej to zerwane ogłoszenie a ta przyjęła je i przerzuciła szybko wzrokiem. W końcu sapnęła cicho i nieco przygryzła wargę. Po czym uśmiechnęła się trochę nerwowo.

- No to ja. Ja jestem Brittany. To moje ogłoszenie. - przyznała cicho miętoląc nerwowym ruchem i ta kartkę papieru, i notes, i ołówek. David otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć bo na wygląd to ta kelnerka była całkiem niczego sobie. Ale Thomas uciszył go wskazującym ruchem palca.

- To my poczekamy na tą kawę. I skoczymy na fajka. - powiedział porucznik dając koledze znak do wyjścia na zewnątrz. Ten przewrócił oczami niemo skarżąc się na swój ciężki los ale znów okazał na tyle wyczucia by nie pajacować jak to miał w zwyczaju. Obaj wstali, minęli speszoną kelnerkę i ruszyli do wyjścia.

- Dziękuję poruczniku - Jobin kiwnęła Tomowi głową, bo znowu ratował sytuację biorąc inicjatywę w swoje ręce, tak jak zapędy Davida aby zrobić coś głupiego. Poczekała aż chłopaki odejdą i oparła łokcie o stół łącząc końce palców trochę poniżej swojej brody.
- W takim razie świetnie się składa, odpada konieczność dalszych poszukiwań. Przez mgłę tlenek węgla osiada nisko ponad powierzchnią ziemi i utrudnia oddychanie bardziej niż zwykle, ale nie jesteśmy tutaj aby rozmawiać o pogodzie. Miło cię poznać Brittany, zanieś nasze zamówienie a potem usiądź z nami - wskazała krzesło naprzeciwko.

- Dobrze. - rudzielec uśmiechnęła się nieco mniej sztywno do obu lekarek. Chociaż odprowadziła obu żołnierzy wzrokiem do wyjścia jakby chciała zobaczyć na własne oczy, że wyjdą na zewnątrz. I jak faktycznie to zrobili to chyba trochę jej ulżyło. Po czym właśnie skinęła głową na znak zgody, chwilę jeszcze stała jakby zastanawiała się czy coś powiedzieć ale w końcu wymamrotała coś, że zaraz wróci i szybkim krokiem wróciła za bar.

- Strasznie zestresowana. Dobrze, że chłopaki wyszli. Chyba trochę ich się obawiała. Dobrze, że Dave nic nie walnął jak wcześniej. - rzuciła cicho ginekolog gdy kelnerka odeszła od ich stolika. Chłopaki zas na zewnątrz pomachali im reką i faktycznie wyciągnęli szlugi i zaczęli je jarać. Bez zbytniego pośpiechu więc pewnie chcieli im dać czas swobodnie załatwić sprawę.

Dominique prychnela rozbawiona, posyłając obu kumplom całusa i pokręciła głową. Przez otumanienie lekami znowu zaczynał przebijać się ból, a także sztywność mięśni. Wyjęła z kieszeni niewielką fiolke i okręciła ją w dłoni.
- A taka pewna siebie w ogłoszeniu była. Że zrobi co zechcemy w zamian za służbę… a tu niepewny dzieciak. Dobrze że jesteśmy pierwsze. Ona nie może trafić do Jamesa, Gemmy, po moim trupie.

- No nawet ładna. I zgrabna. Tylko dość speszona. Też mi niezbyt pasuje do tego ogłoszenia. Ale na papierze to można cuda na kiju pisać. Może jak się z nami oswoi to się rozkręci? - przytaknęła druga z blondynek bo chyba dla niej też był spory rozdźwięk między dziewczyną z ogłoszenia a tym pierwszym zestresowanym wrażeniem jakie zrobiła na nich tutejsza kelnerka. Też pomachała wesoło chłopakom dziękując im niemo za to uproszczenie tych negocjacji do jakich się zabierały.

Po chwili odpowiedniej na przygotowanie kawy wróciła rudowłosa kelnerka. Sprawnie rozstawiła kubki na stole. - Na resztę trzeba trochę poczekać. Kawę mamy prawie od ręki. Mam im zanieść? - zapytała wskazując na oba kubki z kawą i tłumacząc co i jak się jeszcze robi z ich zamówieniem. Chyba to pierwsze zaskoczenie już jej trochę zeszło bo wydawała się nieco pewniejsza siebie niż przy pierwszym kontakcie.

- Poczekają, teraz panie rozmawiają. Siadaj - Francuzka zachęciła ją do zajęcia miejsca. Patrzyła na rudzielca uważnie przez chwilę zanim się odezwała.
- Dobrze Brittany, powiedz nam coś o sobie. Czym się wcześniej zajmowałaś, co potrafisz i przede wszystkim skąd ta desperacka próba dostania do miasta? Nie wydajesz się zabiedzona, ani brudna. Masz tu widzę całkiem spokojną i stabilną pracę. Nie przypominasz uchodźców koczujących pod bramami bazy, twoje ubrania też są zadbane. Czyli masz tu kąt z bieżącą wodą, stałym wyżywieniem zaspokajającym dzienną dawkę kalorii potrzebnych organizmowi do prawidłowego funkcjonowania. Nie widzę też żadnych zasinień, ale tu mogę się mylić. My kobiety wiele potrafimy ukryć - przez jej twarz przeszedł cień uśmiechu.
- Więc jaki jest powód?

- Nie mamy tu bieżącej wody. W misce się myjemy. Czasem w balii jak jest okazja. - kelnerka skinęła posłusznie głową na takie a nie inne rozdysponowanie kawy po czym usiadła naprzeciwko obu blondynek. Usiadła i znów wydawało się, że to zestresowanie wraca. Nerwowo skubała krawędź stołu i chyba namyślała się nad odpowiedzią. Zaczęła od tego co pewnie było jej najłatwiej wyjaśnić.

- Dbam o siebie. Na ile mogę. Jestem w końcu kelnerką i pracuje z ludźmi. - dodała nieco się uśmiechając. Ale dalej skubała krawędź stołu. I zastanawiała się co dalej.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline