Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2022, 17:54   #13
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- A pracę tak, udało mi się tutaj dostać. Bo najbliżej do waszej bazy. Ale strasznie bym tam chciała się dostać. Słyszałam, że to trudne. Jak się nie ma znajomości albi odpowiednich kwalifikacji. No ja raczej nie mam ani tego ani tego. To wpadłam na pomysł z ogłoszeniem. Wcześniej pisałam inne i prosiłam kogoś kto tam szedł aby je dostarczył. Pisałam, że mogę sprzątać, być kelnerką, szwaczką i dbać o dom. Ale nikt nie przyszedł. Zresztą słyszałam, że takich ogłoszeń to wiele osób wysyła. No to wpadłam na ten pomysł z… No wiecie… Z tą służbą. Pomyślałam, że i tak tego zwykle ode mnie chcą to mogę to robić wewnątrz. Gdzie jest ciepło i jedzenie. Ta sama robota ale w dużo lepszych warunkach. To czysty zysk. - wzruszyła ramionami na koniec jakby miała to całkiem dobrze przekalkulowane i obmyślone. Jak już zaczęła mówić to szło jej coraz lepiej. Mówiła coraz szybciej i śmielej jakby przyzwyczaiła się do tego z kim i o czym rozmawia.

- No a ja jestem z Londynu. Znaczy przed Impaktem byłam z Londynu. A potem… - kelnerka jakby przypomniała sobie o co jeszcze pytała blondynka bez okularów. I zaczęła ten wątek. Ale żachnęła się jakby uświadomiła sobie ogrom spraw jakie wydarzyły się od czasu Impaktu. Na oko to mogła być rówieśniczką obu lekarek. Może trochę starsza czy młodsza ale mniej więcej były pewnie wszystkie trzy w podobnym wieku.

- No cóż… To stare dzieje. W każdym razie w końcu dotarłam do Glasgow. A tam dowiedziałam się o was. Że jest tu miasto świateł. Że macie energię z okrętów podwodnych. Jedzenie. Prąd. Światło. Wodę w kranie. A to prawda, że macie prysznice? Takie jak dawniej? Że jak sie odkręci kurek to woda leci? Tak jak kiedyś? I można wziąć prysznic? Tak jak kiedyś? - machnęła chyba ręką aby tak na szybko opowiedzieć dekadę swojego życia jaka minęła od londyńskich czasów sprzed katastrofy jaka przetrąciła kręgosłup ludzkiej cywilizacji. A przy okazji rozbiła ją na miliony osobistych tragedii. Ale nagle spojrzała z młodzieńczą fascynacją na obie lekarki z Clyde. Gdy pytała o te właściwie tak codzienne standardy, że dekadę temu nikt na to nie zwracał uwagi. Wszyscy traktowali to jako oczywistą oczywistość. Ale rudowłosa pytała tak jakby dla niej to było na w pół mityczne i zapomniane doświadczenie kojarzone z dawnym światem.

- Nie wszyscy mają prysznice, niektórzy preferują wanny - Domino wyjaśniła z łagodnym, delikatnym uśmiechem. Wzrok jej na chwilę uciekł do okna i pary żołnierzy, którzy mogliby zapewne powiedzieć o zaletach tego pierwszego rozwiązania sanitarnego.
- Nie wszędzie jest też ciepła woda, ale w strefie mieszkalnej dla zatwierdzonych obywateli nie ma z tym problemu… i Londyn - zamyśliła się, siegając po kawę.
- Pamiętam Big Bena, London Eye, Tate Modern, Teatr Globe i Opactwo Westminsterskie... byłam tam raz jako dziecko na wakacjach. Lubliśmy jeździć po Europie… też nie urodziłam się w bazie. Pochodzę z Francji, dokładnie z Paryża. Mieszkałam w Piątej Dzielnicy, tak zwanej Dzielnicy Łacińskiej, niedaleko Uniwersytetu Sorbońskiego. Mój ojciec był tam w radzie Uczelni, opiekun katedry technicznej. Mieliśmy w okolicy mnóstwo księgarni, kafejek, piękne Jardin des Plantes i Muzeum Historii Naturalnej... a z okien widziałam katedrę Notre-Dame. Coś cudownego i majestatycznego. Wartego aby o tym pamiętać - zawiesiła wzrok na ścianie, sącząc kawę. Nie szło nie zastanawiać się jak potoczyłyby się jej losy gdyby nie Theodore Jobin.
Westchnęła cicho.
- Czasy się zmieniły, ludzie się zmienili. Albo po prostu zawsze mieli w sobie pierwiastek zła tylko ze względu na sytuację pozwalają mu dojść do głosu i sterować zachowaniem. Nie każdy jest miły, a ty wystawiłaś się na łatwy cel dla zwyroli z miasta - zmarszczyła brwi wracając do patrzenia na dziewczynę.
- Pisząc się na służbę tego rodzaju, bez jakiegokolwiek nadzoru i z umową słowną między tobą, a potencjalnym pracodawcą ryzykujesz trafienie do burdelu jako rzecz. Towar i zabawka dla wszelkiej maści psycholi. Nigdy nie wiadomo na kogo trafisz i czy nie skończysz w worku w kanale. To było naprawdę bardzo nierozsądne - pokręciła głową, myśląc o przejęciu Manishy całą sprawą. Gdyby ruda trafiła w takie miejsce chyba serce by jej pękło. Jobin tak samo, żadna kobieta nie zasługiwała na taki los.
- Mleko się już wylało, trudno. Dlatego tu jesteśmy, pojedziesz z nami. Żadna kobieta nie zasługuje na to, aby skończyć jako seks zabawka psychopaty. Pójdziesz nie jako służąca ale pacjentka. Dostaniesz zaświadczenie o stanie błogosławionym, zamieszkasz tymczasowo u doktor Hobbs, naszego najlepszego ginekologa i położnej. Wprowadzimy cię do miasta, pomożemy zaaklimatyzować. Zaświadczenie o ciąży kupi nam parę tygodni a w międzyczasie wyrobimy ci kartę stałego pobytu oraz pomożemy znaleźć pracę. Mamy wakat w ekipie sprzątającej szpital, ciągle potrzebujemy rąk do ogarniania opadów pyłu, zanoszenia pościeli do prania i dezynfekowania narzędzi. Ewentualnie opcja numer dwa to recepcjonistka, chociaż tutaj będzie jeszcze trzeba porozmawiać z zarządem i majorem Jobinem, jednak kwestia jest do załatwienia. W zamian oczekujemy stosownego zachowania, szczerości, a także chęci do pracy. Sporo ryzykujemy sprowadzając obcą osobę do miasta poza procedurami, rozumiesz to, prawda?

- Zabierzecie mnie? - póki blondynka mówiła to ruda słuchała i nie odzywała się. Sądząc po minie nie do końca tak samo widziała sprawę z tym swoim ogłoszeniem jakie ściągnęło tu obie lekarki ale nie odzywała się nadal. Na koniec jednak jak doktor Jobin zaczęła mówić o detalach przerzutu jej osoby po właściwą stronę murów bazy to prawie znieruchomiała nasłuchując. Czasem zerkała na tą drugą blondynkę w okularach ale ta zwykle uśmiechała się. No i dała znać zgłoszeniem dłoni, że to ona jest tą ginekolog i położna o jakiej mówiła koleżanka. Ale jak w końcu skończyła to Brittany chciała sie upewnić co do tej najważniejszej dla niej sprawy.

- Tak, zabierzemy. - odparła krótko Hobbson uśmiechając się do niej łagodnie. Brittany aż sapnęła z wrażenia i zakryła dłonią usta jakby bała się krzyknąć i spłoszyć to oświadczenie.

- Naprawdę? O rany! Naprawdę? Oh! Znaczy tak, ja pewnie, że mogę pracować! I w recepcji, i na sprzątaniu, i w kuchni, i gdzie indziej! Już tak pracowałam. Różne rzeczy już robiłam to mogę pracować na różne sposoby. Umiem różne rzeczy. I tak jak kelnerka jak tutaj, i w kuchni, i szyć umiem, i pracowłam przy budowie ogrodzeń i barykad, i młotkiem trochę umiem, i różne rzeczy a jak nie to się nauczę. Umiem się uczyć różnych rzeczy! Tylko zabierzcie mnie ze sobą, nie zostawiajcie mnie tu! - znów jakby się odetkał jakiś korek co blokował słowa w gardle. Bo jak się odezwała to mówiła szybko jak karabin maszynowy pewnie chcąc zapewnić o swojej dobrej woli współpracy i użyteczności. Na koniec nachyliła się nad stołem i każdą z dłoni złapała po jednej dłoni każdej z lekarek jakby chcąc wzmóc swoją prośbę co do zabrania się z nimi za mur.

- Nie zostawimy, nie bój się. Wszystko już przygotowane, będzie dobrze - blondynka bez okularów uścisnęła jej rękę i poczuła ucisk w piersi. Może nie mogli uratować wszystkich, ale paru dadzą radę. Choćby jedno życie wiele zmieniało, a oni ciągle pozostawali ludźmi. Człowieczeństwo zobowiązywało.
- Będziemy potrzebować twoje dane, nazwisko chociaż. Do wypełnienia dokumentów - drugą ręką wyjęła z torby papiery od wuja oraz jego pióro.
- To zezwolenie na wstęp do miasta wydane przez ordynatora szpitala. Doktor Hobbs ma przy sobie druki aby zrobić z ciebie ciężarną. Przejdziesz na początek standardowe badania żebyśmy wiedziały czy coś ci dolega i czy nie potrzebujesz pomocy albo chociaż większej dawki witamin. Załatwimy to, zjemy drugie śniadanie a ty w tym czasie biegnij się spakować. Niestety mamy mało czasu, bo panowie którzy nas eskortują wieczorem zaczynają służbę, a do tego czasu dobrze byłoby aby jednak się jeszcze przespali i ogólnie odpoczęli. Zmęczenie źle wpływa na koordynację, a to priorytetowa rzecz podczas polowań i patroli. Nie musisz brać dużo, ubrania oraz artykuły pierwszej potrzeby dostaniesz z magazynu kwatermistrza do poniedziałku. Jedzenie i resztę masz zagwarantowane. Łatwiej też przejdziesz kontrolę z niewielką torbą niż dobytkiem życia. Mniej rzucania się w oczy.

- Aha… - Brittany uśmiechała się coraz wyraźniej w miarę jak obie lekarki mówiły do niej na zmianę. Zwłaszcza jak zobaczyła takie profesjonalnie wyglądające druczki i formularze. Takie jakie modne były kiedyś we wszelkich urzędach i administracji. Kiwała machinalnie głową na znak ogólnej zgody ale nie przerywała im póki mówiły swoje. Dopiero wzmianka o obu żołnierzach eskorty wciąż stojących na zewnątrz i palących fajki skierował wzrok i uwagę ku nim.

- A to… Oni są z waszej eskorty tak? To nie są z policji? Czy czegoś takiego? Nie są tu po to aby mnie aresztować? Ja nic nie zrobiłam. Tylko wysłałam ogłoszenie. - Brittany wolała się dopytać o rolę obu umundurowanych mężczyzn i znów zaczynała okazywać tą obawę jaką miała na początku spotkania.

- Nie, nic się nie bój. Jakby mieli cię aresztować to już byś była w kajdankach i byśmy wracali do bazy a nie tak sobie plotkowały o tobie. - Hobbs pokręciła głową i machnęła dłonią na znak, że nowa znajoma nie powinna się obawiać takiej alternatywy o jakiej mówiła kelnerka.

- No to teraz powiedz. Byłaś już w ciąży z inną kobietą? - zamachała formularzem jaki miała do dyspozycji i zagadnęła ja z uśmiechem pewnie chcąc odwrócić jej uwagę od przykrych myśli. Pytanie było tak bezpodstawne, że ruda roześmiała się także. Po czym lekarka zaczęła jej dyktować pytania aby mogła wpisać odpowiednie dane.

Rudowłosa urodziła się 23 lata temu w Londynie jako Brittany Fletcher. Miała teraz prawie 1,7 m wzrostu a wagi nie znała. Dawno nie znalazła żadnej działającej wagi. Chwilę to trwało nim ginekolog zrobiła jej to dziecko. Przynajmniej na papierze. A atmosfera nawet się rozluźniła. Domino zaś zyskała okazję aby wyjść do chłopaków czekających na zewnątrz.

- No i jak? - zagadnął ją Thomas gdy obaj spojrzeli na nią pytająco. Przez okno mogli widzieć mniej więcej co się dzieje przy stole jaki zostawili wcześniej ale trudno było odgadnąć detale.

- Załatwione, Gem robi jej dziecko - dziewczyna parsknęła wesoło. Mijając Dave’a poklepała go ramieniu i stanęła przy Tomie, opierając się o jego bok. Poszło dobrze, nadspodziewanie dobrze. Ciekawe jak cała akcja się skończy i czy obie blondyny oraz trzecia hinduska matka dobrej woli nie będą tego gorzko żałować.
- Jest przestraszona, zmieszana i nie do końca taka wyuzdana jak wychodzi z ogłoszenia. Wygląda na dobrego dzieciaka, dlatego bardzo cię proszę… bądź odrobinkę mniej czarujący niż zazwyczaj, dobrze? - spojrzała na łysola.
- Nie chcemy aby myślała że jedzie do miasta po to aby ją przykuć do stołu i dać posuwać komu tam się podoba, albo do koszar jako podobny mebel. Zjemy i spadamy. Pójdzie dobrze to miniemy Jamesa… a w ogóle jak się czujecie? Chcecie jeszcze coś przeciwbólowego? - strzelała oczami od jednego do drugiego, a jej uśmiech zrobił się wyjątkowo ciepły.

- W porządku. - Thomas odparł kiwając spokojnie głową i gestem zaproponował lekarce nowego szluga z paczki.

- Gem robi jej dziecko? Tak przy wszystkich? Przy stole? - Dave za to odwrócił się w stronę okna obserwując obie młode kobiety przy jednym stole. Jedną blondynkę pochyloną jakby coś pisała i drugą rudowłosą jakby coś jej mówiła. Teraz wyglądało to nawet po koleżeńsku. Jakby dwie koleżanki rozmawiały sobie o czymś tylko jedna robiła z tego jakieś notatki.

- Eee… Tak w ubraniu to się nie liczy… I co one tam mogą jak tak siedzą? Najwyżej coś nogą pod stołem… - Moore nieco rozczarowany pokręcił głową, że z tym robieniem dziecka Brittany to tak niezbyt coś emocjonującego do oglądania.

- I nie jest wyuzdana? Ooo… Szkoda… Te wyuzdane są najgorętsze… A tak się fajnie zapowiadała. - westchnął już jakby nic ciekawego z tej wyprawy miało nie wyniknąć ze strony rudowłosej kelnerki.

- Zrobiłeś dobry uczynek. Nie cieszy cię to? - zagaił go kumpel nieco ironicznym tonem. Zwiadowca jednak machnął ręką jakby czysty altruizm nie leżał w gestii jego zainteresowań i preferencji.

- I co z tego? Dobra to idźcie tam z nią kończyć, wracamy do bazy i może się chociaż wyśpię przed nocką. - dodał nieco skwaszonym tonem jakby chciał już jak najszybciej zakończyć tą niezbyt fortunną dla siebie wyprawę.

- Jeszcze ci mało wyuzdania po Hyper? - lekarka uniosła obie brwi w bardzo zdziwionej minie. Wyglądała na naprawdę zszokowaną kiedy tak oglądała łysego uważnie i zagryzła w końcu dolną wargę.
Wreszcie prychnęła.
- Ale chyba domyślam się dlaczego. Widać to ja jestem ta słabsza płeć, gdzie mi zwykłemu konowałowi do takich dzielnych, silnych chłopaków w mundurach i z toną szpeju - skrzywiła ironicznie usta robiąc krok do tyłu. Patrząc na obu odwinęła szalik, a potem opuściła kołnierz golfu pokazując szyję, gdzie w miejscu końca tapety zaczynała się masakra. Od kości żuchwy aż do obojczyków skóra miała kolor sino-czerwony, miejscami napuchnięty od zbyt mocnego ściskania, albo z plamami strupów w kształcie śladów po zębach. Tam gdzie nie było siniaków znajdowały się krwiaki albo krwawe wybroczyny, a całość na dodatek została podrapana.
- Niżej nie wygląda lepiej, nie miałam głowy aby rano was sprawdzić… przepraszam. Dlatego pytam czy nie chcecie czegoś łyknąć bo ja muszę. Inaczej zaraz się nie będę w stanie ruszyć, a musimy sie spieszyć. Ewentualnie zjemy co zamówiliśmy. Wasz wybór - stwierdziła, poprawiając kołnierz i wiążąc szalik z powrotem.

- Możemy kawę wypić. Nie jestem głodny. Skończcie z tą laską i wracamy. Mamy dzisiaj dość napięty grafik. Kiedy indziej sobie odbijemy. - Thomas odparł zamiast swojego kolegi. I widocznie z typową dla siebie konsekwencją zamierzał się trzymać raz zaplanowanego planu dnia. Czyli uwinąć się jak najprędzej z tą sprawą z Brittany a potem wrócić do bazy i przygotować się do wieczornej wyprawy poza bazę.

- No słyszałaś mała. Pan sztywniak przemówił. Odstawiamy was do domu, dacie buzi na pożegnanie i widzimy się rano czy kiedy tam. - zwiadowca wzruszył ramionami i wskazał na swojego kumpla który przy okazji był tu szefem.

- Spalimy fajki i idziemy na tą kawę. Ale nie przedłużajcie z tą laską. Załatwcie co macie załatwić i spadamy. Do 9-tej już nie tak daleko. - Wingfield wskazał na swojego szluga z jakiego została mniej niż połowa więc wiele już im nie zostało z tego palenia.

Blondynka pokiwała krótko głową po czym wychyliła się żeby po kolei obu pocałować w policzek.
- Dziękuję że tu jesteście i dzięki za wczoraj. Świetnie wam poszło, aż nie mogę w to uwierzyć. Jak się wyrobicie w niedzielę wieczorem możemy skoczyć na piwo do “Magnum” - na koniec zerknęła na dowódcę i mrugnęła mu. Oni się umawiali na coś innego.
- Pójdę powiem im że zaraz spadamy - wskazała brodą na wnętrze knajpy i tam się udała zostawiając ich na mglistym zimnie.

- O w samą porę. Właśnie kończymy… - okularnica podniosła głowę na wracającą koleżankę i jeszcze przeglądała wypełniony formularz.

- Gem właśnie zrobiła mi dziecko. - roześmiała się szczerze Brittany jakby jej się spodobał ten żarcik z robieniem dziecka przez panią ginekolog. Chyba pierwszy raz się szczerze roześmiała odkąd do nich podeszła aby przyjąć zamówienie.

- Zobacz czy wszystko dobrze. - podała formularz koleżance. A przy okazji ta mogła z niego skorzystać aby wypełnić swój. Oba powinny mieć wystarczająco mocy urzędowej aby zaciążoną właśnie kelnerkę legalnie przemycić do bazy.

- No to leć po swoje rzeczy Brittany. My tu na ciebie poczekamy. - oznajmiła jej okularnica a ruda popatrzyła jeszcze na drugą z blondynek czy ta czegoś od niej nie potrzebuje przed odejściem.

- Zbieramy się szybciej, panowie się bardzo spieszą. Kawa i w trasę, niech jedzenie zje ktoś głodny w kuchni. Powiedz ile się należy to uregulujemy przy barze - Domino rozłożyła trochę ręce siadając na swoim krześle. Chwyciła kubek, z pudełka tabletek wyłowiła dwie i je szybko połknęła, popijając kawą.
- Ale będziemy tutaj, nie jedziemy nigdzie bez ciebie - dodała z pokrzepiającym usmiechem aby rudzielec się nie stresowała.

- Aha. To mi nigdzie nie uciekniecie jak pójdę po swoje rzeczy? - ruda uśmiechnęła się lekko ale chyba już zdołały ją przekonać na tyle, że raczej już wierzyła, że ją ze sobą zabiorą.

- Nic się nie bój. Przecież nie zostawiłabym tutaj samej matki mojego dziecka. - Gemma chyba postanowiła uderzyć w żartobliwe tony i to te z tym zachodzeniem w ciążę co już raz rozładowało atmosferę w zabawny sposób. Teraz też podziałało bo Brittany roześmiała się wesoło.

- No tak, racja. No dobra to ja tam mam pokój po drugiej stronie podwórza to zaraz tam pójdę i przyniosę swoje rzeczy. I zaraz będę z powrotem. - kelnerka wstała, machnęła im wesoło rączką na pożegnanie po czym ruszyła żwawym krokiem w stronę baru. Tam jeszcze chwilę coś rozmawiała z oberżystą przez chwilę. Pewnie mówiła, że odchodzi bo oboje parę razy spojrzeli w stronę obu blondynek siedzących przy stole. Po czym zniknęła im z widoku wychodząc gdzieś na zaplecze.

- Wydaje się całkiem sympatyczna. Jej! Jak się cieszę, że to my ją zgarniemy a nie James. Chociaż oni to już mogą niedługo przyjechać. Chyba, że jakieś opóźnienie by mieli. - okularnica zaczęła pakować podpisane dokumenty z powrotem do saszetki i potem do kurtki aby były w pogotowiu aby je okazać przy bramie. A zaraz potem do środka wróciła ich dwuosobowa eskorta. Pewnie skończyli palić fajki albo zorientowali się, że ruda gdzieś poszła.

- I jak się sprawy mają? - zapytał Thomas biorąc do ręki kubek z kawą jaki wskazała mu blondyna. Dave wziął swój i obaj grzali dłonie od jego ciepła patrząc z ciekawością na obie lekarki.

- Papiery załatwione, szczegóły dogadane. Dziewczyna poszła po plecak i zaraz będzie. Wraca, pakujemy ją w rikszę i wracamy do Clyde żeby was jak najszybciej zluzować abyście odpoczęli przed nocą. - Domino wyłożyła zwięźle co i jak.
Siorbnęła jeszcze ciepłej kawusi.
- Kończymy pod Bike World, akurat oddamy Amy rowery. My się zajmiemy Brittany, powiemy Manishy co i jak. Rano za to przychodzicie obaj na śniadanie, nieważne o której. Skończycie zlecenie i zapraszam. Odmowy nie przyjmuję. Coś jeszcze? - odwróciła się z pytaniem do Gem.

- Na razie chyba nie. Myślę, że z tymi papierami co teraz mamy powinno wszystko pójść gładko na bramie. Trzeba będzie jej wyrobić te papiery u policji i potem u administracji no ale to potem. Teraz i tak jest weekend to wszystkie te urzędasy nie pracują. - okularnica zastanawiała się chwilę czy coś jeszcze by mogli zdziałać na miejscu. Ale nic takiego nie przyszło jej do głowy.

- Dobra, to czekamy na nią i się zwijamy. - zgodził się Tom upijając łyk ze swojego kubka.

- I mamy cię odwiedzić jutro z rana? Wiedziałem, że tęsknisz za nami. Zwłaszcza za mną. Ale nie przejmuj się to zdrowy objaw. - Moore pokiwał swoją prawie łysą głową uśmiechając się do blond GP ze zrozumieniem. Jakby nie działo się nic nadzwyczajnego i jedynie się powtarzał wielokrotnie sprawdzony schemat. Gemma popatrzyła na nich z zaciekawionym uśmiechem ale tylko upiła swojej kawy. Kończyli lub skończyli już tą kawę gdy wróciła Brittany. Już ubrana w zimową kurtkę. Z niewielkim plecakiem na plecach i trochę większą, sportową torbą. Widocznie nie miała zbyt wiele majątku ruchomego. Pomachała do nich wesoło ale jeszcze zatrzymała się przy oberżyście. Widać było, że się żegnają i pewnie życzą powodzenia. Rozstawali się w koleżeńskim stylu. Potem ruda już ex-kelnerka podeszła do blondynki. Z nią rozmawiała dłużej, też się żegnając, ściskając i całując w policzki na powodzenia i pożegnanie. Wreszcie wzięła odłożoną na chwilę torbę i podeszła do czwórki czekającej przy stole.

- No to już jestem! - obwieściła im wesoło jakby znów była jakąś nastolatką co ma lada chwila ruszyć do Disneylandu.

Jej pojawienie zakończyło poprzednie rozmowy, zwłaszcza te o rozłożeniu sił tęsknoty. Była lekarzem, musiała dbać o swoich pacjentów szczególnie gdy byli jej bliscy. Poza tym należało się choćby za pomoc teraz.
- Doskonale, w takim razie ruszamy - Jobin ucieszyła się, stawiając pusty kubek na stoliku. Odliczyła też odpowiednią sumę talonów za posiłek którego nie zjedli i przycisnęła właśnie kubkiem do stołu.
- Pojedziesz rikszą, my na rowerach tuż obok. Wszyscy gotowi? Jeśli tak zapraszam na zewnątrz.

- Dobrze. - Brittany pokiwała głową na znak potulnej i wesołej zgody. Po czym cała grupka ruszyła do wyjścia zapinając się, zakładając czapki i rękawice. Jeszcze chwilę trwało zdejmowanie rowerowych blokad a Thomas wskazał rudej miejsce w rikszy. Właściwie mogło tam siedzieć dwie osoby obok siebie ale jak wszyscy mieli swoje rowery to panna Fletcher mogła obok złożyć swój skromny dobytek.

- Odjazd moja dzielna załogo! Zwijać cumy i naprzód marsz! Do wioseł! - zakrzyknął wesoło zwiadowca wzbudzając falę śmiechów i uśmiechów. I ruszyli. Tylko napierali nogami na pedały rowerów a nie ramionami na rączki wioseł. Moore znów wysunął się na kilkanaście rowerowych długości do przodu. A pozostała trójka jechała mniej więcej razem. Podobnie jak poprzednio. Tyle, że teraz w koszu rikszy mieli rudowłosą pasażerkę. Mgła zdążyła nieco zrzednąć ale sytuacja za bardzo się nie zmieniła podczas ich pobytu w “Nad molem”. Wyjeżdżali już z rogatek Rhu gdy Moore odwrócił się do nich i coś gestem wskazał przed siebie.

- Słyszycie!? - krzyknął do nich wesołym tonem. Zaraz potem też to usłyszeli. Pomruk ciężkiego silnika ciężarówki i plamy rozmazanych świateł. Prawie na pewno była to ciężarówka z Clyde bo jaka inna? Bez paliwa to mało kogo było w okolicy stać aby jeździć samochodem a jak już to popularniejsze były różne łodzie i kutry używane do połowów.
Ciężarówka zbliżyła się i widzieli jak Dave pozdrowił żołnierzy w szoferce gestem. Gdy go minęła i się zbliżyła do pozostałej trójki Thomas uczynił podobnie. W końcu byli poza bezpiecznym terenem bazy więc to była taka trochę tradycja aby się pozdrawiać jak się widziało kogoś z bazy. Zwłaszcza wśród mundurowych. Kierowca ciężarówki też uniósł dłoń w geście pozdrowienia a obok w miejscu pasażera siedział ktoś w kurtce. Cywil. I chociaż ciężarówka była w ruchu i szyby miała trochę brudne to obie lekarki odniosły wrażenie, że to mógł być ich kolega ze szpitala.

Dwójka cywilów miała to szczęście, że zakręcona w czapki, szaliki i kurtki wyglądała jak kolejne punkty na drodze. Nikt po wierzchu nie poznawał kogoś po profesji. Chyba że akurat nosił mundur i przyciagał uwagę jak chłopaki. W ich cieniu dwie blondynki niknęły, taki pakunek albo paczka do dostarczenia. To samo rudzielec w rikszy.
Domino pogratulowała w duchu im wszystkim. Wyrobili się bez zbędnej interakcji. Silve dojedzie na miejsce gdzie zastanie niespodziankę. Nie dość, że będzie musiał pracować w sobotę, to jeszcze jego wymarzona uległa służka dała dyla, podwędzona spod nosa dosłownie na kwadrans przed przyjazdem.
- Szkoda że nie zobaczymy miny Jamesa! - blondynka zaśmiała się wesoło kiedy wóz zniknął a oni zostali w trójkę w jednej linii.
- Może szlag go trafi i nam odpadnie jeden problem!

- Oj tak! Też bym chciała to zobaczyć! Pewnie się strasznie wścieknie! Ja go spławiłam wczoraj a teraz zgarnęłyśmy mu Brittany! A się tak napalał na nią już wczoraj! - Gemma też śmiała się do rozpuku. Obejrzała się kilka razy za paką oddalającej się ciężarówki. Ta z powodu oblodzenia i zaśnieżonej drogi no i mgły jechała dość wolno. Ale i tak zaczęła się w niej rozmywać a silnik cichnie stopniowo.

- A to ktoś tam był? Po mnie? - zapytała ze swojego koszyka rudowłosa kelnerka słysząc, że to chyba coś ma związek z jej skromną osobą.

- Oj taki wredny, obleśny, złośliwy typ. Co też chciał cię zgarnąć dla siebie. Dlatego przyjechaliśmy tak wcześnie rano aby go ubiec. - wyjaśniła jej okularnica pedałując obok rikszy. Jak jechali do Rhu trochę po drodze rozmawiali z Thomasem. Bo się okazało, że w sprawie dostarczania ochłapów Szarańczy to są jakby na dwóch przeciwległych krańcach tej procedury. Grupa Wingfielda łapała je i zwykle wykrajała te różne organy i części ciała. Zwykle robił to Zszywacz. A Gemma była nowym naukowcem w zespole jaki badał te organy próbując coś z tego zrozumieć. Więc trochę to wyglądało na rozmowę praktyka i teoretyka albo łapsa i naukowca. Ale o dość wspólnej tematyce. Teraz jednak jak wracali to raczej sprawa rudowłosej kelnerki bardziej ich absorbowała. Jobin uśmiechajac się pod nosem dała im rozmawiać i poznawać. W końcu każdy potrzebował kumpli, a dobrze zacząć od razu od wysokiej poprzeczki i standardów.


Droga z albo do Rhu zajmowała z godzinę dobrego marszu. Ale rowerem to z połowę tego. Dalej było bardzo zimno i mróz szczypał policzki. Mgła jednak rzedła coraz bardziej i teren wokół nich robił się coraz bardziej przejrzysty. Jak ze dwa kwadranse potem wyjechali na ostatnią prostą to znów ujrzeli piesze sylwetki koczujące przed bramą a potem samą bramę.

- To co teraz? Mam coś robić? Coś powiedzieć? - widząc swoje Nemesis od jakiego się dotąd tylko dobijała Brittany znów zaczynała się stresować. Chociaż teraz ze wsparciem obu lekarek i papierów jakie jej wyrobiły raczej powinno wszystko pójść gładko.

- My to załatwimy, spokojnie. Masz papiery w porządku, a to tylko prosta procedura. Przede wszystkim nie bój się, nie rób niczego głupiego. Nie uciekaj, nie płacz ani nie krzycz. Wszystko jest pod naszą kontrolą, zaraz będziemy po drugiej strony - Jobin odwróciła się do dziewczyny, uśmiechając się ciepło. Mówiła też inaczej niż zwykle, bardziej uspokajajacym tonem.

- Dobrze. - zgodziła się ruda nieco uspokojona takim tonem i słowami. Znów znaleźli się w obrębie drogi obudowanej głównie z jednej strony przez slumsy zbudowane z-czego-się-dało. Od ziemi, blachy falistej, desek, dykty, cegieł i co tam kto zdołał tu przywlec i sklecić w coś podobnego do mieszkalnej budy czy straganu. Teraz już ranek zrobił się późny, właściwie nawet już zaczynało się przedpołudnie więc i było widać większy ruch niż gdy opuszczali bazę wcześnie rano. David też zwolnił i pozwolił się dogonić by “w razie czego” mógł im przyjść z pomocą. Chociaż widok dwóch w pełni uzbrojonych wojaków na rowerach musiał pewnie dawać do myślenia na tyle wyraźnie, że nikt ich nie zaczepiał.

- O, jakieś zbiegowisko. - mruknął Moore wyciągając szyję aby lepiej dojrzeć co tam się dzieje. Zbiegowisko to może nie ale parę osób stało przy tablicy ogłoszeń. Ta też była duża i bardzo popularna bo tu z kolei był jakby punkt kontaktowy między ludźmi z bazy i spoza niej. Jeszcze podobnie było na dawnych kortach tenisowych gdzie raz w tygodniu odbywał się targ i to była jedyna okazja dla ludzi z zewnątrz aby chociaż na chwilę znaleźć się w obrębie bazy. Chociaż w odgrodzonym od reszty bazy sektorze przeznaczonym właśnie na handel wymienny.

- Leć zobacz o co chodzi. - polecił mu dowódca. Ten pokiwał głową i podjechał pod tablicę.

- Dawałaś tu swoje ogłoszenie? - Gemma nachyliła się do koszyka rikszy aby zapytać nową koleżankę.

- Tak. Ale na początku. O sprzątaniu, kelnerce i tak dalej. To o służbie to napisałam tylko jedno. - Brittany potwierdziła, że korzystała z tego źródła wymiany informacji ale raczej nie tej jaka sprowadziła do niej dziś rano pozostałą czwórkę. Zaś pozostali mijając tablicę niejako zgarnęli po drodze Moore’a.

- Dali ogłoszenie o tym nowym posterunku w Rhu. Szukają rąk do pracy w zamian za jedzenie i trochę talonów. Sporo chętnych chyba będzie do tej roboty jak tak posłuchałem co gadają. - zrelacjonował zwiadowca co tam wyczytał i dowiedział się pod tą tablicą. Sam schował jakiś papierek do kieszeni a oni już zbliżali się bezpośredniej strefy przed bramą.

- Mówiłam wam, że Admiralicja ruszyła z kopyta jeśli chodzi o szukanie nowych zapasów i dobrze - Domino pokiwała głową. Powiększając teren bazy zwiększali szansę na przetrwanie większej ilości ludzi. Koczujący pod bramą zyskali możliwość dostania obywatelstwa oraz pomocy społeczności. Lepsza alternatywa niż szykowanie do buntu.

Procedura powrotna była nieco bardziej skomplikowana niż wyjazdowa. Przynajmniej dla stałych mieszkańców bazy. Trafili już jednak na drugą zmianę bo pierwsza jaka ich wypuszczała już się skończyła. Dla całej czwórki tubylców to była raczej formalność. Nawet mogli znać się z co niektórymi strażnikami, zwłaszcza dwaj łowcy co dość często wychodzili na zewnątrz zachowywali się jakby wracali na własne podwórko. Trzeba było pokazać identyfikatory, strażnik wpisywał ich powrót na listę. Potem dać się zeskanować i swój bagaż czy się nie ma czegoś nielegalnego. Podobnie jak to dawniej na lotniskach bywało. Dopiero jak trafiła się Brittany co nie miała identyfikatora i wygladała na nieco speszoną to zrobiło się nieco inaczej.

- O, macie ze sobą gościa. To z jakiej to okazji? - zapytał sierżant sprawdzający dokumenty. Potem jak dostał od obu blond lekarek przygotowane papiery przeczytał je z wprawą i pokiwał głową.

- No dobrze to niech wasza nowa koleżanka jeszcze wrzuci bagaż do skanu i przejdzie przez bramkę. - rzucił raczej rutynowym tonem jakby nie spodziewał się kłopotów z tej strony. Brittany spojrzała pytająco na obie lekarki jakby chcąc sprawdzić co teraz powinna zrobić.

Domino zachęciła ruchem dłoni rudzielca do działania. Na szczęście trafili na normalnego strażnika który nie robił pod górkę dla samej przyjemności robienia bliźniemu pod górkę.
- Podaj panu sierżantowi swój plecak, musi sprawdzić czy nie wnosisz nic niebezpiecznego.

- Dobrze. - była kelnerka odparła cichutko i skinęła głową na znak zgody. Trzymała się całkiem dzielnie nie sprawiając kłopotu ale widać było, że sytuacja mocno ja stresuje. Panowie już przeszli przez kontrolę i czekali na nie już po wewnętrznej stronie bramy. A rudzielec posłusznie położyła plecak na taśmę do skanowania sama zaś ruszyła do bramki kontrolnej. Ta zabrzęczała niepokojąco co oznaczało, że wykryła coś czego nie powinno być. Kapral jaki obsługiwał ten skaner podniósł na nią wzrok.

- Ale wyjmij co masz w kieszeniach. - poradził jej dość spokojnym tonem. Kelnerka pokiwała głową i zaczęła wykładać co tam miała. Raczej same drobiazgi. Chociaż znalazł się tam też mały pojemnik z gazem do samoobrony i składany nóż.

- Tego nie możesz wnieść. Zostawimy ci to w depozycie. Odbierzesz jak będziesz wychodzić. - strażnik przy skanie wyjął małą reklamówkę i zaczął pakować niebezpieczne narzędzia do niej. Brittany znów posłała obu blondynkom pytające spojrzenie gdy on spisywał ten depozyt do protokołu.

- Teraz przejdź. - jakaś jego koleżanka przejęła procedurę i kazała rudej jeszcze raz przejść przez skaner. Gdy to zrobiła tym razem skaner milczał. - Dobrze, to tyle. Możesz się ubrać. - powiedziała do niej z całkiem sympatycznym uśmiechem więc kelnerka z powrotem zaczęła nakładać buty a potem kurtkę.

- A jaki jest przewidywany czas gościny? - sierżant czekając aż Brittany się ubierze zapytał obu lekarek aby dokończyć uzupełnianie formularza.

Jobin popatrzyła na Hobbs i tak chwilę naradzały się wzrokiem.
- Tydzień, tyle powinno starczyć na przeprowadzenie badań. Tak, proszę wpisać tydzień. Jeśli nastąpią komplikacje wystąpimy jako szpital o przedłużenie pacjentce przepustki - zwróciła się do strażnika uśmiechając uprzejmie.

- Tydzień? Dobrze… To będzie… 19-go… Akurat przed świętem… - powiedział wpisując podaną datę jaką sprawdził w kalendarzu. W międzyczasie Brittany już ubrała buty i zakładała kurtkę rozmawiając z policjantką. Pewnie coś wyjaśniała ale w pewnym momencie sierżant z policji spojrzała na obie blondynki nieco zdziwionym wzrokiem. Ale gość wzięła już swój plecak i torbę po czym spojrzała na nią pytająco.

- To tędy. No mam nadzieję, że wszystko z twoim brzuszkiem będzie dobrze. Będę trzymała za ciebie kciuki. - powiedziała do niej policjantka życząc jej powodzenia. No a jej kolega z MP skończył wypełniać formularz i obie blondynki też mogły podążyć śladami swojej koleżanki.

- To która z was jest ojcem jej dziecka? - zapytała sierżant O’Hara chyba rozbawiona czymś co pewnie usłyszała od Brittany gdy chwilę rozmawiały. Ale pewnie wzięła to za jakiś żart albo objaw zdenerwowania nowej spoza bazy bo nie wydawała się być podejrzliwa i zagaiła raczej dla żartu.

Dominique parsknęła, potem odchrząknęła i z w miarę poważną miną spojrzała na drugą blondynkę.
- Doktor Hobbs przeprowadzała badania wstępne ustalając stan błogosławiony pacjentki, czyli wedle procedur, przynajmniej na papierze, jest ojcem dziecka. Chyba będziemy musiały za to wypić jednego po pracy. Zapomniałam pogratulować - kiwnęła głową dalej w żartobliwym tonie.

- Oj no faktycznie! Jej! Jeszcze nigdy nie byłam ojcem! Matką zresztą też nie. Faktycznie mamy co oblewać! - doktor ginekologii też się roześmiała szczerze i wesoło. Jak ten początkowy żarcik z tawerny w Rhu wrócił tak niespodziewanym rykoszetem teraz. Ale ową policjantkę też rozbawił tak samo jak wcześniej Brittany. Ona sama stała ledwo parę kroków na zewnątrz ale już po właściwej stronie bramy. Zadzierała głowę do góry i przysłuchiwała się rozmowie z delikatnym uśmiechem.

- Ale to wcześnie ją zabieracie. W ogóle po niej nie widać tego brzucha. To coś jej grozi? Czy to tak nietypowa ciąża, że lepiej nie pytać? - sierżant policji zapytała już ciszej wskazując głowa na rudowłosą w czapce i zimowej kurtce. Nie był to zbyt obcisły zestaw aby dobrze było widać figurę ale jak na kobietę w ciąży to musiał to być wczesny etap co na zewnątrz jeszcze nic nie było widać.

Za jej wzrokiem podążył też wzrok Dominique, która westchnęła ciężko i trochę pokręciła głową wychylając się w stronę strażniczki. Przeszła na dyskretny szept dając znać Gem aby zabrała Britt trochę dalej.
- Najniebezpieczniejszy jest pierwszy trymestr, a ona… już dwójkę dzieciaków straciła. Wiesz jak jest poza murami, daleko temu do zdrowych warunków ułatwiających utrzymanie ciąży. Upewniamy się…eh, inaczej. Nigdy nie ma stuprocentowej pewności czy wszystko przebiegnie prawidłowo, ale chcemy zwiększyć ich szanse. Jej i dziecka.

Okularnica posłuchała tej niemej sugestii przyjaciółki i podeszła do czekającego rudzielca. I nakierowała ją w stronę rowerów i czekających łapsów którzy znów jarali szlugi czekając aż skończą się te procedury wejściowe. Skoro Brittany znalazła się po właściwej stronie mury to zapowiadało się to naprawdę dobrze. Procedury przy wewnętrznej bramie już powinny być tylko formalnością nawet dla niej jako gościa.

- Ojej… Przykra sprawa… - strażniczka westchnęła współczująco widząc odchodzącą pacjentkę. Wydawała się taka młoda, zgrabna i zdrowa. A tu już wedle blond lekarki była po takich traumatycznych przejściach. Policjantka pokiwała głową i wciąż patrząc na czekającą czwórkę odparła Domino podobnie dyskretnym tonem.

- Mam nadzieję, że wszystko będzie z nią i jej ciążą dobrze. I z jej ojcem. - powiedziała raczej poważnie nie mogąc jednak sobie darować tego żarciku o blond ojcu dziecka co właśnie stała razem z nią przy rowerach. - Bo wydano nam nowe procedury. Mamy uważać i wzmóc czujność na przemyt nielegalnych. Często pod różnymi fikcyjnymi papierami i wezwaniami. Wiesz jak to jest. Do szpitala, do urzędu, do czegoś tam. Podobno nie wszystkie są prawdziwe. No ale tym razem jak się obie pofatygowałyście osobiście po pacjentkę z tak wczesną zagrożoną ciążą to na pewno nic z tych rzeczy. Ale jak tak wczesna ciąża to pewnie tydzień nie wystarczy. To by potrzebne było zezwolenie na przedłużenie pobytu. - mówiła wciąż cicho a nawet wyszła nieco na schodki prowadzące na dół jakby wolała aby jej koledzy z budki niekoniecznie mogli złowić jakieś słowo. I kiwała głową zgadzając się ze słowami lekarki i wydawała się mówić całkiem poważnie. Chociaż w oczach miała jakieś dyskretnie rozbawione iskierki.

Lekarka kiwała głową na zgodę, słuchając sierżant uważnie i wyglądając na szczerze przejętą. Czyli fatygowanie się bladym świtem miało również formalne plusy. Chociażby dobre wrażenie i podkładkę powagi pod całą sytuację.
- Nadal wnioski składa się na głównej komendzie czy coś tutaj też pozmieniali? Ostatnio mamy tyle roboty, że nie nadążam nad nowelizacjami przepisów - powiedziała, spoglądając na strażniczkę.

- Tak, można w komendzie. Ale takie wnioski nie mają zbyt wysokiego priorytetu i traktujemy je dość rutynowo. Myślę, że zwykły sierżant mógłby wystawić taki papier od ręki jeśli by miał takie druczki przy sobie. - powiedziała sierżant policji uśmiechając się w końcu delikatnie do lekarki z jaką rozmawiała. Pozostała czwórka przy rowerach obserwowała ich z zewnątrz pewnie zastanawiając się o czym jeszcze rozmawiają ale cierpliwie czekali dalej.

Domino też się uśmiechnęła, naprawdę symaptycznie.
- W takim razie, skoro i tak zawracamy już głowę i zabieramy czas wspomnianemu sierżantowi możemy załatwić to od razu? Aby potem nie musieć ponownie odrywać go od służby i pracy dla dobra naszej społeczności? Byłabym niezmiernie wdzięczna, jeden problem mniej do wychodzenia w poniedziałek.

- Nie mamy tutaj tych druczków. Mam je u siebie w biurze. Jak przyjdziesz czy tam któraś z was to wam wystawię. Jestem sierżant Maya O’Hara, z prewencji. W recepcji was pokierują. No chyba, że wolisz wieczorem po służbie. To przyniosę te druczki i załatwimy co trzeba. - powiedziała cicho już darując sobie półsłówka skoro zaczęły grać w otwarte karty.

- Bardzo chętnie, akurat jutro wieczorem robię francuską zupę cebulową z grzankami. Chyba że wolisz bouillabaisse… taka zupa rybna. To zmienię plany - blondynka wyszczerzyła ząbki.
- Mieszkam w Trójce, klatka VI, numer mieszkania 64. Ostatnie piętro, ostatnia narożna klatka od strony wejścia na osiedle. Byłoby mi bardzo miło gdybyś wpadła na obiad, albo wczesną kolację. Przynajmniej w ten sposób odwdzięczę się za fatygę.

- Trójka? Ostatnia klatka i piętro? Jutro wieczorem? O 18-tej? 20-tej? Jutro niedziela to mam wolne. Mogę być wcześniej niż zwykle. O ile mnie nie wezwą. A te zupy to zdam się na ciebie. Na pewno będą bardzo apetyczne. - policjantka kiwała głową na znak, że podany adres kojarzy i wie jak tam trafić. I jeszcze chciała tylko wiedzieć parę detali co do jutrzejszego spotkania ale wydawała się być nastawiona do tego spotkania, samej lekarki jak i całej sprawy bardzo pozytywnie. Nawet jeśli już się chyba kapnęła, że z tą ciążą Brittany to może nie wszystko jest jak tu właśnie mówiły i było zapisane w papierach.

- O 18stej będzie idealnie - Domino wytypowała wcześniejszą godzinę. Uśmiechała się i już w głowie układała plan na jutrzejszy dzień który chyba w większości spędzi w kuchni. tylko najpierw odwiedzi dom Manishy po wsparcie zaopatrzenia. Myśl o tym że zaledwie kilka metrów od nich, za płotem, głodują ludzie… odsunęła te myśli od siebie.
- Tylko pamiętaj, ostatnie piętro. Numer mieszkania 64. Pod 63 piętro niżej lepiej nie pukać - parsknęła, mrugając krótko sierżant i na koniec kiwnęła jej głową dość oficjalnie, bo podchodziły do reszty.
- Dziękuję pani sierżant, wszystko już ustalone w takim razie. Życzę spokojnej służby i aby szybko zleciała.

- Oby ślicznotko, oby. To do jutra. - O’Hara wydawała się z trudem panować nad podekscytowaniem ale ostatecznie jej się to udało ograniczyć do bezczelnego uśmieszku. Zaś Domino mogła wrócić do czekającej czwórki zostawiając ją na tych paru schodkach prowadzących do budki strażniczek.

- Co z nią tyle gadałaś? - zapytał zaciekawiony Moore wskazując brodą na jeszcze widoczną policjantkę.

- Jak wszystko mamy to zmywamy się dalej. - Thomas skinął bokiem głowę w stronę wewnętrznej bramy widocznej nie daleko. Dziewczyny milczały ale widać było po twarzach, że też je ogromnie ciekawi co tak zeszło jeszcze kumpeli z tą policjantką jak wszystko wydawało się już być załatwione wcześniej.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline