Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2022, 18:03   #15
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2irrSu6KJ44[/MEDIA]
Sobota; południe; szpital

Zachodzenie do miejsca pracy na dniu wolnym nie specjalnie cieszyło Domino, szczególnie że spędzała w szpitalnych murach większość czasu od poniedziałku do piątku, ale sytuacja była wyjątkowa to i wyjątkowo przełknęła konieczność odwiedzin. Poza tym wpadała na chwilę, a nie na pełen dyżur no i szła do Manishy. Przekraczając próg szpitala poczuła od razu charakterystyczny zapach oraz ciepło. Na zewnątrz mroźne powietrze szczypało odsłonięte fragmenty twarzy, w środku grzane systemem kaloryferów też szczypało ale gorącem. Szybko więc dziewczyna rozpięła płaszcz i zdjęła czapkę.
- Dzień dobry Mia - przywitała się z recepcjonistką. Dziś padło na Azjatkę.
- Pójdziemy do zabiegowego, tam pobiorą ci krew, zmierzą ciśnienie, wzrost wagę. Te wszystkie podstawowe informacje aby założyć ci kartę pacjenta - idąc korytarzem mówiła do rudzielca aby ją czymś zająć.

Mia przywitała się z ostrą pani doktor co wczoraj tak surowo potraktowała występy duetu kabareciarzy. Przywitała ją i pozostałą dwójkę tym ciepłym, typowo azjatyckim uśmiechem jaki wiele osób łapał za serce. Ale jak ona oraz obie lekarki były na swoim podwórku to właściwie nie potrzebowały niczego z recepcji. A Brittany uprzedzona po co i gdzie idą też zachowywała się spokojnie. Nabrała chyba do obu blondynek na tyle zaufania, że była gotowa wypełniać ich polecenia. Za to rozglądała się intensywnie po ulicy no a teraz po szpitalu. Zwłaszcza jak można już było zdjąć kaptury bo w południe z tych chmur co wisiały nad bazą i zatoką od rana w końcu lunęło deszczem. Właściwie to teraz to już ten deszcz przeszedł w ulewę.

- To naprawdę wygląda jak szpital. - powiedziała z zafascynowaniem widząc te dwukolorowe ściany, ludzi w fartuchach, czując ten szpitalny zapach no i całą szpitalną resztę. Znów odezwało się to wrażenie turystki co wreszcie ma okazję zobaczyć jakiś plan filmowy osobiście a nie tylko na ekranie. Wyszły zza narożnika i nadziały się prawie na trzecią blondynkę.

- O. Dzień dobry pani doktor. - ta trzecia chyba też się ich nie spodziewała jak można było poznać po pewnym zaskoczeniu w głosie i spojrzeniu. - Przyszłam na badania i tą kroplówkę tak jak pani wczoraj poleciła. I darowałam sobie wczorajsze występy. I nie brałam żadnych beforków ani afterków. - zameldowała grzecznie Kitty Blond jakby była jakąś prymuską co chce zameldować surowej nauczycielce swoje osiągnięcia z pracy domowej czy coś takiego. Chociaż przybrała dość żartobliwy ton i uśmiechała się przy tym sympatycznie. Dzisiaj faktycznie wyglądała dużo lepiej niż wczoraj na ostrym dyżurze. Jeszcze bez wyraźnego makijażu i stroju dobranego pod odgrywaną rolę ale już bez tych worków pod oczami i wymizerowanej twarzy jakby lada chwila znów miały wziąć ją torsje. Dzisiaj wyglądała całkiem prosto i świeżo. Odpoczynek i reszta kuracji widocznie pomogły.

- No i chciałam przeprosić za wczoraj. Nie czułam się najlepiej to może nie byłam tak miła jak powinnam. W końcu mi pomogłaś no i reszta od was też. Nie powinnam tak na was najeżdżać. - dodała już normalniejszym tonem jakby przemyślała od wczoraj sprawę i głupio jej było za swoje zachowanie. Gemma popatrzyła z zaciekawieniem na to wszystko, zresztą Brittany też. No ale ona nie była wczoraj w szpitalu to nie wiedziała o czym rozmawiają.

- Dzień dobry Kitty - Domino z automatu weszła w rolę doktora, przyjmując stonowany uśmiech, gdy kiwała tej trzeciej lekko głową. Szybki rzut oka pozwolił ocenić że aktorka mówi prawdę.
- Cieszy mnie że pokładanie zaufania w twój rozsądek nie było chybionym posunięciem. Widzę że masz się lepiej, to dobrze… liczę na pamięć o tym następnym razem, chociaż wolałabym spotkać cię na scenie niż jako pacjentkę tutaj. Dziś premiera, prawda? Uważaj na siebie, połamania nóg i widzimy się w poniedziałek.

- No tak. Dziś premiera. Ta nowa sztuka o mrocznych elfach. Ja gram demonetkę. Taka komedia trochę. - aktorka uśmiechnęła się kiwając głową na znak, że lekarka dobrze kojarzy z tą dzisiejsza premierą nowej sztuki. Otworzyła torbę i coś tam zaczęła szukać.

- Jak macie ochotę to zapraszam was serdecznie. Będzie mi no i w ogóle nam, bardzo miło jeśli nas odwiedzicie. Prosze tu jak chcecie to macie bilety. Nie byłam pewna czy was spotkam dzisiaj to miałam zostawić w recepcji aby wam dziewczyny przekazały no ale jak spotkałam to mogę wam wręczyć do ręki. - aktorka wyjęła kilka kuponów jakie robiły za bilety. Co prawda wstęp był darmowy ale taki wstęp oznaczał jedno z wielu miejsc na krześle, w jednym z wielu rzędów na sali gimnasytcznej. No a taki bilet oznaczał jedno z miejsc dla VIP-ów, te przy scenie gdzie wszystko było najlepiej widać i słychać.

Blondynki popatrzyły na siebie, a ta bez okularów wiedziała doskonale że ta w pinglach bardzo lubi kabareciarzy. Sama też mogłaby się odchamić raz na jakiś czas, chociaż może akurat nie kiedy w pionie trzymało ją przedawkowanie mixu paracetamolu z tramadolem.
- Dziękujemy Kitty, to naprawdę bardzo miły gest z twojej strony, oraz ze strony całego zespołu. Skoro tak zapraszasz wielkim nietaktem byłoby nie przyjść i nie zobaczyć tej zapowiadanej premiery na żywo. Poza tym w razie kłopotów będziemy na miejscu aby udzielić pomocy. - wzięła bileciki poszerzając trochę uśmiech.

- Nie pogniewam się jak macie inne plany na sobotnią noc ale na pewno by mi było miło jakbym was mogła pozdrowić ze sceny. - aktorka obdarzyła ich czarującym uśmiechem a Gemma wyglądała na zachwyconą tym wszystkim.

- Ja, znaczy my z Britt na pewno będziemy! I tak miałam w planie iść na tą waszą premierę. No ale nie spodziewałam się miejsca w loży dla VIP-ów! - Hobson tryskała entuzjazjem i wskazała na stojącą w środku rudzielca. Brittany co niezbyt była wprowadzona w temat z tym kabaretem i ich występami tylko miło się uśmiechała, pokiwała głową ale nie odzywała się sama z siebie.

- Dobrze, bardzo mnie to cieszy. To pewnie macie jeszcze tu jakieś swoje sprawy? No to nie będę was dłużej zatrzymywać. Mam nadzieję, że spotkamy się wieczorem. Do widzenia pani doktor. - Kitty też wydawała się być w świetnym humorze. Pożegnała się jakby obie lekarki były jej ulubuionymi fankami a na koniec na chwilę znów wróciła do tego stylu grzecznej uczennicy i nawet dygnęła lekko przed Dominique jakby ta była surową nauczycielką czy kimś takim.

- Do widzenia Kitty, pamiętaj aby się nie forsować - Doktor Hetera odkiwała jej głową lekko, a po pożegnaniu rozeszły się w swoje strony. Wtedy dopiero parsknęła krótko pod nosem.
- To co dziewczyny, wieczorem wybywacie na premierkę? Będzie trzeba znaleźć Britt elegancką kieckę. Kto wie, może się okaże że wpadnie tam w oko jakiemuś ważniakowi, on jej i obywatelstwo załatwi się samo. Łącznie z aktem ślubu. - zażartowała.

- No! Pewnie, że wpadniemy! A kieckę… No chyba coś znajdę. Aż tak bardzo rozmiarami się chyba nie różnimy. - blond okularnica też się roześmiała. Ale idąc obok rudzielca spojrzała szacując wzrokiem jej rozmiary. Była trochę wyższa od dziewczyny z Londynu ale poza tym faktycznie była spora szansa, że jak coś pasuje na jedną to powinno też pasować na drugą.

- A kto to był? I co to za występy? - zapytała wreszcie Brittany gdy zyskała okazję. - I co jej zrobiłaś, że tak ci czapkowała? - spojrzała w drugą stronę na francuską GP bo chyba i jej rzuciło się w oczy ta różnica z jaką aktorka traktowała obie blond lekarki.

- Ona jest aktorką z Glasgow. Przyjechali do nas parę tygodni temu i dają wystepy prawie co wieczór. Wczoraj ją przywieźli do nas na ostry dyżur i trafiła na Domi. - doktor ginekologii wyjaśniła rudzielcowi w największym skrócie kim jest blondynka jaką właśnie spotkały.

- O! To słyszałam o nich! Słyszałam, że tutaj przyjechali. Jaka szkoda… Rozminęłam się z nimi. Jakbym przybyła do Glasgow trochę wcześniej to miałam nadzieję zabrać się z nimi. - niespodziewanie okazało się, że dziewczyna spoza bazy coś kojarzy na temat tej grupy teatralnej nawet jeśli sama ich nigdy wcześniej nie spotkała.

- Widzisz? Dziś w takim razie nadrobisz ich występ - Jobin pokiwała głową z sympatyczną miną, a w duchu zaśmiała się bo na głos nie wypadało. Nie w miejscu pracy.
- Jeżeli sukienka Gem będzie za krótka możecie poszukać w mojej szafie, jestem wyższa. Łatwiej zrobić zaszewkę niż przedłużać - podjęła spokojnym tonem prowadząc obie towarzyszki korytarzem.
- I nic jej nie zrobiłam, po prostu przyjęłam, zbadałam i wypisałam receptę tak jak mam w zakresie obowiązków gdy pełnię rolę GP. Porozmawiałam też z jej opiekunami z zespołu, powiedziałam jak mają się nią zająć. Widzę podziałało, bardzo dobrze.

- Mhm. Mam takie dziwne wrażenie, że jakbyś ją zapędziła do zabiegowego i kazała ściągnąć majtki na zastrzyk to nawet by nie odważyła się okiem mrugnąć, że nie. - okularnica pokiwała głową też mając niezły ubaw z tej całej sytuacji ze spotkania z aktorką i wczoraj i dziś. Brittany z uśmiechem pokiwała swoją rudą głową na znak, że pewnie podobnie ocenia tą sytuację.

- A z sukienką no chyba coś znajdę. Ale właściwie jak chcesz to możemy przed występem wpaść do ciebie. W końcu ja mieszkam w sąsiednim bloku. Jak będziesz miała coś odpowiedniejszego dla Britt to ją przebierzemy. Z butami trochę nie wiem. Ale to będziemy myśleć jak zaczniemy przymierzać. A potem jak już Britt będziesz z nami to po prostu pójdziemy na miasto i kupimy ci coś co sobie wybierzesz. - doktor Hobbs kiwała głową na znak, że zgadza się z kumpelą co do tego ubierania ich przemyconej do bazy nowej koleżanki i była gotowa na spory kompromis. No i to tak na dzisiaj i ten weekend. Bo gdyby rudzielec dłużej tu pomieszkała to faktycznie zdobycie dla niej ubrań nie powinno nastręczać większych trudności.

- Zastanawiałam się czy by od razu nie zabrać Britt do mnie na oddział. Albo do ciebie. Na badania. Teraz nie powinno tam być nikogo. - rzuciła okiem na koleżankę ze szpitala bo skoro były tu obie to miały oba gabinety do dyspozycji i to pewnie teraz powinny być puste. Można było więc zrobić rudej badania ginekologiczne chociaż to trochę czasu by zajęło. A na razie dochodziły już do korytarza gdzie na końcu były drzwi obwieszczające, że tam się zaczyna ostry dyżur.

Jobin zastanowiła się, szukając pomysłu w suficie przez chwilę.
- Najpierw Manisha i morfologia. Potem do ciebie na mierzenie, ważenie, posiew i kontrolę. - zadecydowała i humor od razu się jej poprawił.
- Masz więcej potrzebnego sprzętu u siebie, choćby aparat do USG. Sprawdzimy jajniki czy nie ma na nich torbieli i nerki. Czy wystepują zmiany guzowe w macicy. Tak na początek. Zajmę się wypełnianiem dokumentów i zakładaniem karty pacjenta, a wy się pobawicie w doktora - dokończyła cicho z uśmiechem.

- Lubię się bawić w doktora. Zwłaszcza z takimi ładnymi pacjentkami. - blondynka popatrzyła wesoło na idącą obok byłą kelnerkę jakby taki podział zadań jaki zaproponowała koleżanka był jej jak najbardziej na rękę.

- Dobrze. - Brittany zgodziła się potulnie ale sądząc po zadowolonym uśmiechu nic nie miała przeciwko takim badaniom o jakich rozmawiały. A chwilę potem pchnęły dwuskrzydłowe drzwi i znalazły się na pogotowiu. Jednak z nich trzech, dwie były tu jak u siebie więc na pewnika przelawirowały przez korytarz, poczekalnię aż do biurka pielęgniarek gdzie powinna urzędować ta ulubiona dla Domino. I faktycznie nie przeliczyła się. Hinduska podniosła głowę aby sprawdzić kto podszedł do biurka a jak się przekonała kto to uśmiechnęła się promiennie.

- Cześć dziewczyny! Co was do mnie sprowadza? - zapytała wesoło obdarzając nieznajomego dla siebie rudzielca zaciekawionym spojrzeniem.

Od progu na twarzy Francuzki pojawił się szeroki uśmiech. Wystarczył znajomy widok i głos.
- Cześć Mani, właśnie wróciliśmy z Rhu. Poznaj Brittany, potrzebujemy dla niej zrobić morfologię, profil lipidowy, próby wątrobowe ALT, AST, ALP, BIL, GGTP, odczyn Biernackiego, białko C-reaktywne, pomiar kreatyniny, homocysteiny, mocznika i kwasu moczowego, MTHFR… pakiet standardowy dla nowych pacjentów. - ściszyła głos i puściła czarnowłosej wesołe oczko.
- Wszystko poszło według planu, misja wykonana ma’am.

- Spocznijcie żołnierzu! - roześmiała się Hinduska i obeszła biurko aby wyjść do nich bliżej.

- Bardzo miło mi cię poznać. Ja też chciałam iść z dziewczynami po ciebie no ale jak widzisz mam tu dziś dyżur. Cieszę się, że wam się udało. Jestem Manisha ale możesz mi mówić Mani. - pielęgniarka objęła ciepło i przywitała się z nową pacjentką. I wydawała się autentycznie ucieszona, że ten na szybko uszyty wczoraj na stołówce spisek jednak się udało doprowadzić do szczęśliwego końca.

- Dobrze to zaprowadzćie Brittany do 3-ki. A ja tu wszystko przygotuję. Wyniki będą w poniedziałek no ale to pewnie wiecie. - pielęgniarka wróciła do swoich obowiązków i wskazała im sektor odgrodzony parawanami w jakich dokonywało się zabiegów gdzie pacjentka miała poczekać na początek badań.

- Dzięki Mani, jesteś aniołem - Domino z wdzięcznością posłała jej całusa. Szło sprawnie, zresztą rudzielec nie mógł trafić w lepsze ręce.
- Nie bój się, Gem zaprowadzi cię za kotarkę, a ja przygotuję coś słodkiego jako nagrodę dla dzielnej pacjentki. A tak naprawdę musimy pobrać ci sporo krwi, abyś nie zasłabła dostaniesz wspomaganie. Standardowa procedura i będziemy tuż obok - powiedziała do Brittany, klepiąc okularnicę w ramię. Trzy wiedźmy ustaliły spisek i wykonały go perfekcyjnie. Było z czego się cieszyć. Poczekała aż dziewczyny znikną za parawanem i nachyliła się do pielęgniarki.
- Minęliśmy Jamesa gdy wracaliśmy. Jechał ciężarówką, nie poznał nas… niestety jego miny nie widziałyśmy, a musiała być epicko rozczarowana. Zajęcia mu starczy do końca weekendu. Do tego czasu mamy spokój. Jutro sierżant z bramy przyniesie papiery przedłużające Britt pobyt aby miała więcej czasu niż standardowy tydzień. Swoją drogą mam bilecik VIPowski na dzisiejszy występ wesołej Kitty i jej kompanii. Chcesz lecieć się odstresować po dyżurze?

- O! Tak? No ja widziałam go jak tu czekał na ciężarówkę. Trochę się spóźniła ale potem wsiedli wszyscy i pojechali. Nie wrócili ale pewnie dlatego, że po powrocie to każdy wysiadał gdzie mu wygodnie a ciężarówka wróciła do garażu. No to nie wiem co tam u niego. Ale dobrze mu tak! Tak się cieszę, że wam się udało! I jej, zobacz na tą rudą wiewióreczkę… No aż mi szkoda pomyśleć co ten świntuch by z nią robił. Dobrze mu tak! Ciekawe czy w poniedziałek będzie coś o tym mówił. Aha słyszałam od dziewczyn jak obgadywał tych z naukowego, od tej Szarańczy. Tam co Gemma ostatnio chodzi. Do tej pory ich się nie czepiał to pewnie znów chodzi mu o nią aby ją oczernić. - Hinduska skorzystała z okazji aby wyzwolić swoją radość i satysfakcję. Nieco zahukana i skromna kelnerka też widocznie zrobiła na niej dobre pierwsze wrażenie. Więc tym bardziej miała satysfakcję z porażki planów przystojnego płucologa.

- I już jej załatwiłaś przedłużenie? Jej, szybka jesteś, że to aż niesamowite! - roześmiała się nieco zaskoczona, że aż tak sprawnie wyszło z tym przemytem nielegalen w sumie imigrantki do ich bazy. No ale jakby wyrobić jej odpowiednie papiery to już by była legalną obywatelką z pełnią praw jakie im przysługują z tego tytułu.

- I masz bileciki na tą elfią premierę dzisiaj? O… No pewnie, że bym chętnie poszła, miałam pójść jutro bo jutro nie mam dyżuru no ale na premiere i to w VIP-owini to chętnie się przejdę! A ty? Będziesz szła? - znów się trochę zdziwiła słysząc kolejną porcję dobrych wieści. I była całkiem chętna udać się dzisiaj do sali gimnastycznej na występy teatralnej trupy nawet jeśli do tej pory miała w planie iść jutro. No ale premiera była tylko dzisiaj.

- Idą Britt i Gem, ja mam za sobą ciężką noc i naprawdę nie marzę o niczym tak bardzo jak o tym aby się położyć z tyłkiem do góry… a przede wszystkim przestać chodzić - mruknęła blondynka i pokręciła głową, nachylając się nad hinduską aby szepnąć jej do ucha.
- Jak będziesz kończyła zmianę idź na chwilę do pionu administracji i wyciągnij z naszych teczek zdjęcie Sivle. Trzeba mu ukrócić to fikanie i chamskie wycieczki. Knur chodzi do “Magnum” i “Syrenki”. W “Magnum” Felix stoi za barem, w “Syrence” pokaże się jego mordę ochronie… poza tym mam pewien pomysł. Paru trepom nie spodobało się to co odwala, a w barach wiadomo jak jest. O skucie mordy nie trudno. Dasz fotę Gemmie, ona jutro do mnie wpada to przekaże… a ja wieczorem przekażę chłopakom. Zgotujemy fiutowi ciepłe przyjęcie gdy wróci do bazy.

- Aha, jego zdjęcie. - Manisha zastanawiała się chwilę nad tym nowym pomysłem swojej ulubionej lekarki. A wieści, że ktoś tam w jakimś barze czy gdzie może dać nauczkę złośliwemu doktorowi chyba była miła jej sercu.

- Dobrze, spróbuję. Dzisiaj sobota i jak będe kończyć to tam powinno być pusto. Ale Domino mam nadzieję, że dostanie nauczkę no ale nie tak aby skończył u nas jako pacjent. Albo w kostnicy. Nie przepadam za nim no ale czegoś takiego to bym nie chciała. - pielęgniarka zgodziła się ale zgłosiła pewne zastrzeżenie jakie miała nadzieję, że dokotr Jobin dopilnuje. Jej dobrotliwa i życzliwa natura nie zgadzała się na celowe robienie ludziom krzywdy. W wypadku płucologa pewnie uznała, że należy mu się jakaś nauczka no ale nie tak aby doznał stałej krzywdy z tego powodu.

- Szwy i nastawianie nosa potraktujemy jako lekki zabieg bez konieczności kładzenia go do łóżka? Wtedy nie zostanie pacjentem - blondynka dopytała aby mieć pewność.
Sapnęła, kręcąc głową.
- Oh Mani, przecież go nie zabiją. Dostanie w pysk, może go ktoś przypadkiem przekopie jak mu spadnie na buty i tyle. Wypadki chodzą po ludziach, ale bez trupów. Już pies trącał Jamesa. Nie narobię kumplom przypału, sądów i ekstradycji poza teren bazy. Załatwimy to tak, aby zabolało, jednak bez hospitalizacji. - wyciągnęła rękę aby przybić układ.

- No dobrze. Bo mnie by chyba sumienie zamęczyło jakby coś poważnego mu się stało a ja bym w tym miała swój współudział. - Hinduska wahała się jeszcze chwilę ale w końcu uśmiechnęła się i przybiła piątkę na zawarcie tego układu. Akurat wróciła Gemma niosąc kilka fiolek z próbkami krwi Brittany i podała je pielęgniarce.

- Jeszcze coś tutaj? Czy idziemy na górę? - zapytała patrząc na nie obie bo jak próbki były pobrane to zostawało je przekazać do labu. Ale przed poniedziałkiem i tak nie będzie wyników.

- Już wszystko, jeszcze samolocik, usg, suwmiarka i spadamy - Domino zatarła dłonie, a potem wcisnęła w rękę Hinduski bilecik.
- Szybko się uwiniemy to jeszcze odstawimy was na bóstwo. Trzeba się w mieście pokazać, nie… a właśnie, dziewczyny - popatrzyła na pacjentkę i drugą lekarkę. Bardziej na lekarkę.
- Są kociaki do oddania w dobre ręce.

- Kociaki? - doktor ginekologii kiwała zgodnie z głową ale na ostatnie pytanie chyba nie do końca była pewna jak je potraktować.

- O właśnie! Kociaki są, cała szóstka. Właściwie czwórka bo dwa już znalazły amatorów. Wczoraj rano Colin je znalazł, jeden z cleanerów. Ledwośmy je odratowali. Jeszcze są malutkie i trzeba je smoczkiem karmić ale są takie śliczne i słodkie. W kuchni są ale jak pójdziecie to na pewno wam pokażą jak o nie zapytacie. - Manisha poczuła altruistyczny zew tak samo jak wczoraj gdy o tych kociakach pierwszy raz opowiadała swojej kumpeli. Teraz też zdradzała zapał i entuzjazm aby znaleźć tym trochę nieszczęsnym a trochę farciarskim kociakom nowy dom i opiekunów.

- O… No… Lubię koty. To potem możemy zobaczyć. - tego okularnica się nie spodziewała, spojrzała pytająco na Brittany skoro wedle planu póki co miały mieszkać razem. Ta jednak pokiwała ochoczo głową na znak, że nic nie ma do małych kociaków ani większych jak urosną.

- No jakbyście miały mieć jakiś kłopot to nie. Ale jakbyście dały radę to byłoby bardzo miło. - pielęgniarka nie chciała chyba przymuszać obu kobiet do zabrania kociaków do siebie ale dała znać, że ona sama mogłaby to sobie i im zaliczyć jako dobry uczynek.

- Dobrze, to zajdziemy do kuchni po badaniu. A jakbyśmy się nie widziały to pewnie do poniedziałku. - Gemma pokiwała głową na wstępną zgodę i trochę zdziwiła się, że pewnie z Hinduską spotkają się jeszcze tego wieczoru na premierze tych mrocznych elfów z Glasgow. I w tej radosnej atmosferze wyczekiwania pożegnały się z Manishą i ruszyły ku schodom i piętro gdzie znajdował się oddział ginekologiczny. Nie był tak całkiem pusty bo leżały tu ciężarne kobiety tuż przed albo po porodzie. Ale same gabinety lekarskie powinny być puste. Gemma wyjęła klucze i otworzyła swój ale zanim weszła zatrzymała wzrok w głębi korytarza.

- O. To chyba Jenny. Ta wiesz, co ci mówiłam. Musiałabym podejść bliżej. W przyszłym tygodniu chyba będzie można ją wypisać. Właściwie to nic już jej nie jest. - powiedziała bardziej do koleżanki lekarki bo Brittany jak na razie za słabo znała lokalną sytuację aby rozpoznawać co jest co i kto jest kto. A w oddali korytarza tam gdzie była poczekalnia widać było plecy kobiety. Stała przy oknie i sądząc po ramionach pewnie trzymała w nich dziecko jakby pokazywała córeczce świat za oknem. Akurat widok nie był budujący. Ostro lał deszcz i batożył ten ziemski padół.

- Przedstawisz nas? - druga lekarka szybko podjęła decyzję, zerkając na zegarek. Jeszcze nie było aż tak późno.
- Krótka rozmowa, nic co ją zdenerwuje, obiecuję.

- Pewnie. Chodźcie. Ona jest całkiem sympatyczna. No chyba, że idzie o jej męża. To wtedy się robi trochę niezręcznie. Mój szef mi mówił, że może ją przejąć jakbym chciała. Bo to kłopotliwa sytuacja, same rozumiecie. A jak zaczęła do mnie przychodzić to jeszcze nie widziałam co nosi w brzuszku. Ale pomyślałam, że w Glasgow nie takie rzeczy musiałam znosić. I to tak trochę nie ładnie ją porzucić w takiej ciężkiej chwili. No to zostałam z nią. Powiedz do niej coś po francusku. Na pewno się ucieszy. - ginekolog zostawiła otwarte drzwi do swojego gabinetu a sama ruszyła korytarzem w stronę samotnej, kobiecej sylwetki przy oknie. Po drodze szybkim, szeptem wprowadzając parę detali z kim będą rozmawiać. Głównie Domino bo rudej imigrantce pewnie i tak to wiele nie powiedziało. Pacjentka musiała usłyszeć ich kroki bo odwróciła się i widząc swoją doktor prowadzącą uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Faktycznie w ramionach miała becik z niemowlakiem jakiemu widać było głównie buzię. Zdecydowanie ciemniejszej karnacji od matki jaka była bladolicą, zgrabną szatynką.

- Cześć Jenny. Miło mi cię widzieć. Jak nasze maleństwo? - zagaiła okularnica podchodząc ostatnie kilka kroków. Też się do niej uśmiechnęła i z miejsca dało się wyczuć, że się nawzajem lubią i szanują.

- W porządku Gem. Trochę musiałam ją pobujać ale wreszcie usnęła. - odparła cicho jej matka wskazując wzrokiem na swoje dziecko.

- Cieszę się. Pozwól, że ci kogoś przedstawię. To moja przyjaciółka Dominique. Jest GP. Może ona cię przejmie jak już będziesz miała dość mnie i tego oddziału. A to Brittany, moja współlokatorka. - Hobson widząc, że dziecko faktycznie śpi też zeszła do cichej rozmowy, prawie szeptu aby jej nie obudzić. I przedstawiła swojej pacjentce swoje obie towarzyszki. Jeny nie bardzo mogła podać im dłoń więc tylko pomachała im swoją na ile dała radę. A gdy okularnica przedstawiała doktor Jobin udało jej się powiedzieć jej imię na tyle francusko, że to chyba zwróciło uwagę brunetki bo posłała GP zaintrygowane spojrzenie.

Druga blondynka użyła całego swojego uroku osobistego, odkładając na bok pozę hetery rozstawiajacej pacjentów i personel po kątach.
- Bonjour Jen, quelle jole fille! - nachyliła się nad zawiniątkiem z niemowlakiem, uśmiechając się ciepło. Ściszyła też głos aby małej nie obudzić.
- Quel est son nom?

- Bonjour belle mademeisoelle! Êtes-vous français? - szatynka rozpromieniła się od tego miłego powitania i to ponoć w języku i kraju w jakim była zakochana. Przynajmniej wedle wcześniejszej relacji jej ginekolog.

- Dominique jest nie tylko Francuzką ale i z samego Paryża. - okularnica usłużnie podpowiedziała pacjentce kontekst. Ta rozpromieniła się jeszcze bardziej.

- Ah Paris ! La plus belle ville du monde ! - dorzuciła jakby spotkała dawno nie widzianą siostrę czy rodaczkę. A rodowita paryżanka musiała przyznać, że jak na kogoś kto nie był rodowitym Francuzem to przynajmniej te proste zdania Jenny mówiła bardzo dobrze.

- Oh przepraszam, tak rzadko mogę tu z kimś porozmawiać po francusku. Byłam w Paryżu trzy razy no i gdyby nie to świństwo co spadło na nas z kosmosu pewnie bym tam studiowała i zamieszkała na stałe. - Jenny przeszła na angielski aby nie alienować pozostałej dwójki z towarzystwa. I ten francuski początek wprawił ją w dobry nastrój i nastawienie do francuskiej pani doktor.

- A imię no nie mogę się zdecydować. Myślę o Josephine albo Fabienne. Oba mi się strasznie podobają. Nawet myślałam aby dać jej dwuczłonowe imię ale znów któreś musiałoby być pierwsze. - przyznała, że jak pewnie wielu rodziców ma kłopot z wybraniem imienia dla dziecka. Zwłaszcza pierwszego.

- Josephine brzmi godnie, piękne imię. Jak Josephine Baker, francuska tancerka, aktorka, piosenkarka i agentka wywiadu. Piękna, mądra, przebiegła i niezależna. - Domino uśmiechnęła się, patrząc na śpiącą dziewczynkę.
- Też miała ciemną karnację, pasowałoby idealnie… ale takie jest tylko hm. Powiedzmy opinia lekarska której tym razem nie musisz brać pod uwagę. Kiedy doktor Hobbs mi was odda pod opiekę będziemy miały wiele okazji aby porozmawiać po francusku. Jeśli chcesz mam w domu płyty Edith Piaf i kilka filmów. Mogę je przekazać przez Gemmę, albo kiedyś zaprosić cię na podwieczorek. Was obie - dokończyła łagodnie.

- Josephine Baker? Też o niej myślałam jak szukałam imienia. - Jenny rozpromieniła się jakby miło jej się zrobiło, że rodowita Francuzka też podążała tym samym tropem co ona z tymi imionami. - To jak maleńka? Chcesz być Josephine? Myślę, że by ci pasowało. A Fabienne najwyżej damy ci na drugie imię. - zaćwierkała pieszczotliwie do swojej córeczki a ta przyjęła to z niezmąconym spokojem śpiąc dalej.

- Śliczna jest. A Josephine, Jo, ładne imię. - odezwała się milcząca do tej pory Brittany. Chyba wszystkie obecne przy tej rozmowie uśmiechały się rozczulone tą matczyną sceną.

- Chcecie ją potrzymać? Ręcę by mi trochę odpoczęły. - zaproponowała młoda mama patrząc na pozostałą trójkę.

- Ja służę pomocą ale miałam już ten zaszczyt. Może dziewczęta mają ochotę. - ginekolog oddała pierwszeństwo nowym koleżankom. Więc Jenny popatrzyła na nie pytająco. Dominique chętnie wyciągnęła ręce, biorąc na nie maleństwo i robiąc głośnie “ohhh”. Zaczęła delikatnie kołysać ramionami.

- No a z tym GP to mnie moja droga kupiłaś tym francuskim z miejsca. Jak tylko będę mogła to się do ciebie zapiszę. A Edith Piaf! Cóż to był za głos, ile namiętności, ile miłości, ile emocji w tym było! Z przyjemnością bym jej posłuchała ponownie. A ten podwieczorek no nie chciałabym się narzucać ale na pewno by mi było bardzo przyjemnie. Mam dziwne wrażenie, że po powrocie ze szpitala moje grono znajomych znacznie sie uszczupli. - powiedziała machając wyzwolonymi od słodkiego ciężaru dłońmi dla przywrócenia lepszego krążenia.

- W takim razie tym bardziej widzę was u siebie na herbacie i podwieczorku - Jobin przejęła inicjatywę. Młoda matka podobała się jej coraz bardziej. Też uwielbiała Piaf…
- A znajomymi się nie przejmuj. Ludziom się teraz nudzi to gadają i żyją cudzym życiem. Powinni się cieszyć twoim szczęściem, a nie święcie oburzać. Masz piękną, zdrową córeczkę i sama przeżyłaś poród, obyło się bez komplikacji. To prawdziwy dar. Jeśli tego nie rozumieją nie są warci abyś była ich znajomą.

- O. A poza tym my akurat dzisiaj byłyśmy u Dominique na obiedzie i naprawdę było pyszne. Poza tym ładne mieszkanie i spokojnie tam było. Też pierwszy raz dzisiaj byłyśmy. - Gemma wskazała w punkt o jakim mówiła kumpela. A przy okazji też postarała się przedstawić ją pacjentce w jak najlepszym świetle.

- Tak, było dużo jedzenia. I dobre. - rudzielec nachylająca się nad Jo na chwile oderwała się od niej i potwierdziła słowa okularnicy.

- Macie rację. Nie warto się nimi przejmować. No i byłoby mi bardzo przyjemnie. Dobrze, że z Gemmy to taki skarb. Nie zostawiła mnie jak większość. Prawdziwa opoka. Podtrzymywała mnie na duchu i mówiła, że wszystko będzie dobrze. To naprawdę miło z waszej strony. - Jenny chyba ulżyło, że obie lekarki przyjęły ją tak ciepło. Nawet jeśli tą bez okularów dopiero co poznała. Jej ginekolog zaś pokraśniała z dumy słysząc takie komplementy pod swoim adresem.
Pożegnały się chwilę potem, zostawiając młodą matkę i jej córkę w spokoju.
Następną godzinę spędziły we trzy zamknięte w gabinecie Gemmy, a gdy skończyły obowiązki rozstały się umawiając na następny dzień na godzinę 17:00 aby był czas na wszelkie przygotowania.


Sobota; południe; sklep “Sten”

Lało. Lało jak we trzy przechodziły przez drzwi wejściowe do szpitala i jak wychodziły. Tam jeszcze było zadaszenie jakie dawniej pozwalało wyładować pacjentów z karetek pod dachem czy też tych co prywatne samochody przywiozły do szpitala. Tam jednak się pożegnały i rozstały.

- Jakbyś zmieniła zdanie to zapraszamy serdecznie. Wiesz gdzie nas szukać no a bilecik i tak masz. - powiedziała na pożegnanie blondynka w okularach ściskając tą bez.

- Ja też. Jakbyś coś potrzebowała z tą policjantką jutro albo w ogóle coś pomóc to ja bardzo chętnie. I jeszcze raz dziękuję za to, że po mnie przyjechaliście. - Brittany nie okazała się niewdzięczną zdzirą i też pożegnała się z Domino jak z najlepszą przyjaciółką. Chociaż dziś rano to jeszcze nawet nie znały się choćby z widzenia. No i tak się we trzy rozstały. Gemma poprowadziła rudzielca do siebie aby pokazać jej gdzie póki co będzie mieszkać no i w bliższej perspektywie przygotować się na dzisiejszy, wieczorny występ w sali gimnastycznej. A francuskiej lekarce zostało narzucić kaptur i wyjść spod tego zadaszenia na zalane deszczem ulice. Padało ostro i deszcz zmieniał leżący śnieg w zimną, mokrą breję. Szło się bardzo nieprzyjemnie. A i na ulicach chociaż był środek pochmurnego dnia nie było wiele przechodniów. I w takiej scenerii doktor Jobin szła prawie pustymi ulicami aż doszła do znajomej fasady z wymalowanym pistoletem maszynowym z czasów II WŚ. Z charakterystycznym, bocznym magazynkiem. Jak weszła przez drzwi zadzwonił dzwonek a ona sama znalazła się w dość znajomym wnętrzu. Nie było tu zbyt ciepło ale nie wiało i nie padało. Zaś przywitały ją te same lady i za nimi regały z egzemplarzami broni przykutymi do swoich miejsc. Była to głównie broń krótka ale też nieco myśliwskiej na śrut czy kulowej. A prawdziwe rarytasy czyli automaty i broń typowo wojskowa stanowiła tu wyraźną mniejszość no i nie było jej tak łatwo dostać. Władze w porównaniu do sytuacji sprzed katastrofy może nieco odpuściły z licencjami i przepisami na posiadanie broni ale głównie stalkerom i takim łapsom jak ludzie Wingfielda co niejako z założenia pracowali poza murami bazy. No i był sprzedawca. Jego akurat nie znała. Pewnie ktoś nowy w obsłudze. Podniósł głowę znad czegoś co czytał i pozdrowił ją skinieniem głowy. Pewnie nie chciał się narzucać więc czekał na inicjatywę ze strony klientki.

Dziewczyna zdjęła kaptur i szalik z twarzy aby nikt nie posądzał jej o niecne zamiary. Zamiast zacząć grozić albo się awanturować uśmiechnęła się stonowanie gdy podchodziła do lady.
- Dzień dobry, Stu jest może gdzieś na zapleczu? - spytała nowego spokojnym tonem i rozwinęła aby nie zostawiać niedopowiedzeń. Bo nowy mógł jeszcze nie znać wszystkich z imienia.
- Simpson, Stuart.

- No jest. A coś trzeba? - nowy skinął głową obserwując z zaciekawieniem młodą klientkę. No i dalej poszło dość szybko. Skoro potrzebny był konkretny rusznikarz to się go wezwało. I nowy wrócił na swoje miejsce zaś za ladą stanął krótko ostrzyżony blondyn.


- Cześć Domino. Co cię do nas sprowadza? - zapytał Stuart patrząc przez szerokość lady na swoją znajomą.

- A byłam w okolicy to pomyślałam że wpadnę i zobaczę co słychać - dziewczyna powiedziała wesoło gapiąc się blondynowi w oczy. Stała rozluźniona, widocznie ciesząc ze spotkania.
- Tak myślałam że dziś będziesz bo lepiej w robocie gwintować lufy niż zmieniać pieluchy. Właśnie, co u twojej i malucha? Wszystko w porządku? Chcesz to wpadnę do was po weekendzie na wizytę domową, sprawdzę co i jak. Znikam na trochę w przyszły poniedziałek, więc korzystajcie póki jestem.

- A dzięki ale odpukać, wszyscy w domu zdrowi. No a dziś sobota to zwykle mnie nie ma ale miałem robotę do skończenia no i szef zrobił sobie wolne a sami młodzi dzisiaj to ktoś musiał z nimi zostać. Tak na wszelki wypadek. A gdzie znikasz? - blondyn odparł spokojnie i z łagodnym, prawie flegmatycznym uśmiechem. Widocznie sprawy miały się u niego dość rutynowo skoro nie widać było żadnych rys na tym spokoju.

Francuska położyła dłonie na blacie i wychyliła się w jego stronę, uśmiechając niewinnie.
- Wciąż masz tą dobrą herbatę co ostatnio? - spytała szczerząc zęby.
- Przyniosłam ciastka, chodź na zaplecze. Usiądziemy, pogadamy zamiast tak wisieć na sali.

- Dobra, to chodź. - powiedział i podszedł do bramki w ladzie aby ją przepuścić do wewnątrz. Potem dał znać młodemu jaki pełnił dyżur na sklepie. A potem znaleźli się w korytarzu i w małej kanciapie używanej podczas przerw ale w tej chwili pustej. Ktoś tam za ścianą obrabiał metal sądząc po odgłosach ale sama kanciapa była pusta. Stuart przejął obowiązki gospodarza i wyjął dwa kubki i wstawił wodę. Po czym usiadł na sąsiednim krześle patrząc zachęcająco na gościa co ją tutaj sprowadza.

Lekarka dopiero gdy zamknęły się drzwi od kantorka pozwoliła sobie aby blondyna uścisnąć mocno na powitanie.
- Dobrze wyglądasz, służy ci ta fucha. Jakieś rotacje że sami nowi na pokładzie, czy kogoś wywaliście? - spytała siadając na jednym z krzeseł.

- Mamy wymianę z Glasgow. Szef chce tam nowy sklep otworzyć no i trzeba kogoś przeszkolić co by tam pracował. Ten Jack co widziałaś, to właśnie z tej wymiany. A tam na zapleczu Emma piłuje lufy. - powiedział po kolei wskazując na dwie przeciwległe ściany gdzie mieli nowych pracowników.

- Ja ogólnie to nie zamierzam tam się przenosić no ale jak będziemy tam otiwerać to pewnie szef mnie tam wyśle aby im pomóc zacząć. Pewnie na weekendy będę wracał tutaj. Może w połowie tygodnia. To się jeszcze zobaczy. No a ty gdzie się wybierasz? - powiedział gdy uścisnął ją tak jak ona jego. A potem siedli czekając aż się wrzątek zagotuje.

- Nieźle, w sumie kto jak nie ty im tam poustawiasz biznes aby zaczął hulać i buczeć - pokiwała głową. Czasowo powroty na weekendy nie były złe, Glasgow niezbyt daleko. Zapłata za podobne zlecenie nieporównywalnie wyższa.
- Lepiej siedźcie tutaj w bazie. Niedługo będziemy mieli od cholery roboty i każda para rąk znających się na swojej pracy stanie się towarem na wagę złota. - mruknęła wyjmując ciastka z torby i po rozłożeniu papieru pakowego ułożyła zawiniątko na stole przed nimi.
- Wybywam na trochę do Adruli, Admiralicja wreszcie rusza się aby zabezpieczyć ewentualne zapasy paliwa. Przyda się im ktoś kto poskłada zarówno ludzi jak i pompy paliwowe. Poza tym zobaczymy czy w okolicznych budynkach uchowało się coś ciekawego. Przysłać ci pocztówkę?

- Pewnie. - odparł uśmiechając się i sięgając po ciastko. Wgryzł się w nie i chrupał przez chwilę zastanawiając się nad tym co powiedziała.

- No do Adruli to nie tak daleko. Ale i nie tak blisko. W jeden dzień to się nie da tam dojść. No ale pewnie sama nie idziesz? No jak w grupie to łatwiej. Ja zostanę tutaj. Albo w Glasgow. Jak tam ułożymy co trzeba to wrócę tutaj na cały etat. - dodał wstając do gotującego sie wrzątku. Zaczął rozlewać go do przygotowanych kubków po czym wrócił z nimi na poprzednie miejsce jeden stawiając przed gościem.

- A co to ma być za ruch co mówisz? - zapytał zerkając na nią jakby licząc, że może wiedzieć coś więcej od niego samego.

- Zwiad i ustanowienie bazy wypadowej na Man. Mają miesiąc na załatanie statków aby nie zatonęły po drodze… a potem jak dobrze pójdzie kontynent. - sięgnęła po kubek i dmuchnęła w niego parę razy zanim się napiła.
- Ciągle dobra - pochwaliła gospodarza.

- Oo… To jednak? Plotki, że trzeba się ruszyć to się słyszało od dawna. Ale dotąd na tym się kończyło. Tym razem to prawda? - pokiwał i pokręcił głową czyli go to coś ruszyło bo akurat tego się nie spodziewał. Niby od dawna się mówiło, że trzeba się wynieść z bazy ale zwykle to były prywatne rozmowy mieszkańców. I w większości wypadków na nich się kończyło. Nikt za bardzo nie miał chyba pomysłu ani możliwości gdzie można by się wynieść. Było parę lokalnych społeczności rozsianych po okolicy a jedyna sensowna alternatywa to Glasgow. Ale to raczej ludzie stamtąd chcieli się dostać do bazy a nie na odwrót.

- Prawda, ruszamy na Man z początkiem kwietnia. Zobaczymy ile zajmie ogarnięcie posterunku i zabezpieczenie wyspy jako takiej… i płyniemy dalej. Docelowo na południe bo jeszcze parę lat i oprócz śniegu niczego tu nie zobaczymy. Dlatego mam prośbę Stu - zagryzła ciastkiem herbatę, a potem spojrzała na niego poważnie.
- Potrzebuję broń krótką i długą, najlepiej samopowtarzalny karabin na 5.56 bo są uniwersalne. Wojskowy sort. Chciałabym żebyś mi je wyszykował, oczywiście nie za darmo. Zapłacę za wszystko z górką, zależy mi na pewności że sprzęt nie zawiedzie w najgorszym momencie. Tobie ufam w tej kwestii.

- 5,56 i broń krótka. - rusznikarz pokiwał ze zrozumieniem głową. Oparł się o oparcie krzesło i zastanawiał się chwilę. - Zobaczę co da się zrobić. Taki sprzęt to raczej na licencję. - powiedział obracając tą sprawę w swojej blond głowie.


- Oficjalnie będzie dla kogoś z licencją, nie martw się. Nie wpędzam cię w nic nielegalnego albo lewego. Chcę mieć ze sobą sprzęt któremu mogę zaufać w pełni. Na Man i dalej, na kontynencie, będę miała wystarczająco wiele problemów na głowie aby dokładać kolejne. - blondynka uśmiechnęła się znad kubka herbaty.
- A teraz potrzebuję dwa magi natowskiej 5.56… wiesz, z tych suchych zapasów i bez ryzyka zawilgoconego prochu. Zależy mi na tym, aby ten kto je dostanie wrócił z patrolu do domu.


Sobota; popołudnie; mieszkanie majora Theodora Jobina

Skoro sobotni dzień powoli przechodził w sobotni wieczór przychodził czas na cotygodniowy rytuał odbywający się w bloku numer 3, dokładnie w mieszkaniu numer 63 na przedostatnim piętrze. Z tej okazji zanim wybiła wyznaczona 17:00 doktor Jobin wzięła prysznic, ponownie podmalowała zasinienia na twarzy i w nowym golfie, z uczesanymi włosami wyglądała prawie jakby nic się zeszłej nocy nie stało. Co prawda musiała znowu łyknąć leki przeciwbólowe, jednak efekt końcowy zadowalał. O ile nie będzie podwijać rękawów gdzie nadgarstki wyglądały jak po spotkaniu z ciasnymi kajdankami, powinno być w porządku. Wreszcie pięć minut przed piątą zeszła piętro niżej stając przed mieszkaniem majora. Normalnie nie czułaby się spięta, lecz miała z czego się tłumaczyć o ile opiekun z dzieciństwa nie wziął niczego mocnego na sen.
- Ne sois pas un enfant - mruknęła do siebie pod nosem. Nie była już dzieckiem, więc zapukała. Dwa razy, chwila przerwy i trzy razy.

Usłyszała zbliżające się do drzwi kroki. Pewne i zdecydowane. No ale w końcu gospodarz był u siebie no i spodziewał się jej skoro byli od wczoraj umówieni na tą wizytę. A zaraz potem zgrzytnął zamek i drugi a drzwi stanęły otworem.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline