Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2022, 00:48   #70
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 16 - 2520.03.29; knt (6/8); przedpołudnie

Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; Zelbad; górska osada
Czas: 2520.03.29; Konigstag (6/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, ciepło, cicho ; na zewnątrz: jasno, powiew, zachmurzenie, zimno



Wszyscy






https://cdn1.epicgames.com/ue/produc...ize=1&w=19 20


- A rano było tak ładnie nie? - Petra zagadnęła w którymś momencie do towarzyszy. Wczoraj jak przybyli do tej górskiej wioski to już zmierzchało. Normalnie zatrzymywali się wcześniej ale Petra z Inez co już tędy wędrowały i mniej więcej znały okolicę wolały trochę przeciągnąć podróż i zaryzykować jazdę do zmroku aby dotrzeć do tego okrucha górskiej cywilizacji jaką było Zelbad. Podróż tuż przed czy po zmroku była mocno ryzykowna i w nieznanym terenie mało kto tak ryzykował. Ale tym razem obie szefowe wolały to zrobić jeśli nagrodą miał być nocleg pod ogrzanym dachem. Bo jak pod chmurką to nikt nie wiedział czy wilkom się odechciało ataków czy jednak znów spróbują. A w jakiejś osadzie to zawsze była na to mniejsza szansa.

No i wywołali niezłe zamieszanie w wiosce. Takiej karawany nikt się nie spodziewał. A jak na czele jechały dwie piękne i dostojne panie czyli Inez i Petra to zrobiło to na góralach spore wrażenie. Naprawdę potraktowali je jak jakieś szlachcianki, wielkie panie no i wysłanniczki potężnego, górskiego władcy jaki po stuleciach powrócił w swoje górskie włości. Pomogło też to, że obie jechały tędy w stronę Lenkster więc też tu się zatrzymały to nieco się obie znały z sołtysem i pozostałymi.

Ale samo rozpakowanie się karawany po chatach, obejściach i stodołach zajęło resztę wieczoru. Był z tym niezły ambaras bo osada na miano wioski raczej nie zasługiwała. Ot kilka gospodarstw położonych na zboczu jednego ze wzgórz górskiej doliny. Ale liczebnie to pewnie karawniarzy była zbliżona ilość co gospodarzy. Nie było więc szans na to aby pomieścili się wszyscy w chatach i łóżkach. Większość musiała spać po stodołach. Ale raczej mało kto narzekał. Spora część podróżników pochodziła z wsi rozsianych wokół Lenkster albo samego Podgrodzia więc byli nawykli do takiego standardu. A nawet pod dachem stodoły było ciszej i przyjemniej niż w namiocie na zewnątrz. No i bardziej sucho. A jak jeszcze można było sobie zrobić legowisko na sianie jakie stanowiło przyjemną warstwę izolującą od zimna to było całkiem nieźle. Chociaż to siano drapało i właziło pod ubranie no ale to była niska cena za spanie pod dachem.


No ale przez to wszystko wieczorem raczej nikt nie miał głowy to podziwiania widoków. Wszyscy albo dogadywali się z gospodarzami gdzie mają spać, albo się mościli pod nowym adresem, zabezpieczali wozy czy jedli późna kolację. A potem poszli spać w miarę komfortowych wiejskich warunkach. Dopiero rano jak się wstało była okazja aby się rozejrzeć. I z wstawaniem też spora część podróżnych skorzystała z okazji aby pospać trochę dłużej i odespać nieprzespane ostatnio noce. Bo już wczoraj obie szefowe karawany ogłosiły, że zrobią tu postój na jeden dzień no i nigdzie dzisiaj nie ruszają. W końcu do samego Bastionu to była ostatnia cywilizowana osada gdzie można było odpocząć, wymienić się zapasami, pogadać czy przespać się pod suchym dachem. A dziś rano okazało się, że widoki na okalające wioskę góry są zapewne ładniejsze niż sama wioska.

Rano bowiem była całkiem ładna i słoneczna pogoda. W przeciwieństwie do wczorajszej. Za to w nocy było istne oberwanie chmury. Nic tylko dziękować bogom, losowi albo szefowym za nocleg pod jakimś dachem a nie pod namiotem. Jeszcze rano każdy krok lądował jak nie w kałuży to w błocie jakie pozostawiło po sobie te oberwanie chmury. A teraz jak ranek powoli przechodził w przedpołudnie znów się zbierały chmury na niebie. Ale przynajmniej dzisiaj nie czekał ich dalszy marsz więc można było się cieszyć, że zostaje się na miejscu nawet jakby znów się rozpadało.

- Udało nam się załatwić dwie izby z prawdziwymi łóżkami u naszych gospodarzy. Jakbyście miały ochotę. Inaczej puszczę wiadomość dalej. - wczoraj wieczorem obie szefowe karawany wytargowały te dwie czy trzy izby z łóżkami od gospodarzy. Każda to była prosta, chłopska izba z dwoma lub czterema łóżkami w jakich normalnie spały dzieci lub matki z małymi dziećmi. Ale na jedną noc, za pewną namową czy odpłatą swoich gospodarzy czy wysłanniczek górskiego hrabiego odstąpili te izby przenosząc się do swoich rodziców w głównych izbach. Było tam więcej prywatności niż spanie we wspólnej izbie na siennikach lub po stodołach. Niejako z oczywistych względów zaproponowano jedno z tych cennych miejsc Yvonne. W końcu była ich jedyną kapłanką i pewnie Inez z Petrą chciały dać znać, że to dostrzegają i szanują. Młoda służka Sigmara pochodząca z wschodnich kresów Ostlandu chętnie przyjęła tą propozycję więc ona była jedną z lokatorek. Same szefowe też skorzystały no ale jeszcze zapytały swoich towarzyszek z goblińskiej wyprawy i wilczej zasadzki też chcąc jakoś uhonorować ich zasługi. I aby miały się szansę wyspać w prawdziwym łóżku, w cieple i pod pierzyną co w polowych warunkach podróży było raczej nie do zrobienia. Chyba tylko ten wagon jakim dysponowały szefowe dawał tego namiastkę.

Wczorajsza podróż, poza tą poranną zasadzką na wilki poszła bez większych przeszkód. Jeśli nie liczyć stalowego nieba nad sobą i zimnego, górskiego wiatru jaki omiatał wozy, konie, psy no i podróżnych. Wilki coś się nie pokazywały. Ale czy odeszły czy zwiększyły dystand nie szło zgadnąć. Z godzinę przed zmierzchem mijali jakieś ruiny wioski czy farmy. Gdyby Zelbed już prawie nie było w zasięgu ręki to pewnie by nocowali właśnie tam. A tak to minęli te ruiny. Zwiadowcy pod koniec dnia mieli pewne urozmaicenie w podróży gdy przy wykrocie jakiegoś zwalonego drzewa znaleźli jakieś stare zawiniątko i toporek o wąskim ostrzu w górskim stylu. Trochę zabrudzony i zaśniedziały ale nadal można było nim zdrowo trzepnąć w jakiś zakuty łeb czy skałę.

- Po śniadaniu? Jak nie to chodźcie do nas! - zagaiła wesoło Petra. Ona jako jedna z szefowych i grono najważniejszych osób z karawany miały stół u gospodarzy u jakich spędziły noc. Zresztą tak chyba było wszędzie, na ile to było możliwe, te parę osób każda chłopska rodzina mogła jakoś ugościć u siebie, pozostali zmuszeni byli robić ogniska na podwórzu co najwyżej skorzystać z gościnnego użycia pieców i kuchni w domach ale jedli na zewnątrz.

- No to dzisiaj z tego co wiem to dzień na robienie prania i kąpieli. Jak coś macie do prania to oddajcie naszym gospodarzom, oni zrobią pranie. - Inez odezwała się w ramach organizacji tego wolnego od podróży dnia. Faktycznie chyba większość podróżnych po śniadaniu zamierzała się zabrać za różne drobne naprawy jakie okazały się potrzebne podczas podróży.

- A ja zapraszam na mszę. Będzie w południe w kapliczce. - młoda blondwłosa służka boża zaprosiła ich na tą małą uroczystość. Osada była położona tak daleko w trzewiach gór, że nawet wędrowni kapłani tu nie docierali. W końcu to było po parę dni drogi doliną przez górskie pusktowia i to w jedną stronę. Mieszkańcy Zelbed więc skorzystali z tej rzadkiej okazji, że zawitał do nich kapłan i poprosili o pociechę duchową na co siostra Schreder chętnie przystała. Chociaż przy śniadaniu pozwoliła sobie na pewien kwaśny komentarz.

- Ja rozumiem, że w małych wioskach nie ma porządnych świątyń tylko kapliczki no ale mimo wszystko widzę, że Sigmar to nie jest u nich na pierwszym miejscu. - powiedziała jedząc drewnianą łyżką poranną strawę z glinianej miski. Zresztą kapliczka to był niewielki budyneczek zrobiony z desek i opatrzony malunkami dobrych bogów. W środku było miejsce na kilka osób. Tak naprawdę to po to aby tam posprzątać czy złożyć dary wotywne. Po jednej bocznej ścianie było miejsce dla figurki Taala, po drugiej Ulryka. Obie wyrzeźbione z pni drzew, prawie naturalnych rozmiarów chociaż dość toporne. Pewnie rzeźbił to ktoś z miejscowych i sądząc po zczernieniu drewna już dość dawno temu. W centrum, w odpowiedniku głównego ołtarza w prawdziwych świątyniach, była wyrzeźbiona sylwetka drapieżnego ptaka z rozpostartymi skrzydłami. Mimo toporności biła od niej siła i duma.

- To Duch Gór. Czytałam o tym w seminarium. Lokalny aspekt Taala lub Ulryka. Może w pewnym sensie Rhyi. Czytałam o tym, że lokalnie w górach oddaje im się cześć albo to jakiś relikt z pogańskich czasów. - młoda siostra nie była aż tak zaskoczona takim rozkładem religijnych sił w kapliczce mieszkańców żyjących z dala od reszty Imperium. Taal był panem zwierząt i natury, jego brat Ulryk panem zimy i wilków a Rhya była panią roślin, urodzaju plonów, połogu i płodności, też utożsamiana z matką naturą. No i żoną Taala. Nie było dziwne, że w głębi gór, gdzie lokalna społeczność była niejako skazana na samą siebie i poddana górskim siłom przyrody właśnie tak się rozkładał układ wierzeń. Figurka Sigmara też tam była ale podobnie jak Morra - boga snów i śmierci czy Shallyi - jego córki oraz bogini miłosierdzia i leczenia były mniejsze i widocznie pełniły poboczną rolę dla trójki głównych patronów tego osiedla. Co dla kapłani Sigmara, głównego patrona Ostlandu, uważanego za jego obrońcę i dobroczyńcę dzięki któremu powstała ta prowincja nie było zbyt miłe. Mimo to nie odmówiła swojej kapłańskiej posługi lokalnym mieszkańcom a i karawaniarzom. Miała to być msza dziękczynna za ukończenie pierwszego etapu górskiej podróży i w intencji bezpiecznego dotarcia do Bastiony zaś dla tubylców ogólnej pomyślności i odpędzenia wilczych najeźdźców. Bo okazało się, że ich też dręczą od jakiegoś czasu ale próbują podkraść jakieś owce albo kozy z pasących się stad a pod samą wioskę na razie nie podchodziły.

- No ale ja z nimi gadałem to ponoć są tu górskie pantery. Myślałyśmy czy by z Utą nie zrobić sobie wycieczki na nie. Już zimowe futro pewnie zaczyna im schodzić ale to nadal góska pantera. Rzadkość na nizinach. Można by dostać dobrą cenę za taką skórkę. - Laura co była bardziej wygadana z dwójki łowczyń nagród pochwaliła się co ona się wywiedziała od tubylców. Faktycznie zima miała się ku końcowi chociaż tutaj w górach nadal była silniej odczuwalna niż na nizinach to była szansa, że i zwierzęta jeszcze nie lniały tak bardzo zmieniając gęste i najcenniejsze zimowe futro na rzadsze jakie miały podczas letniego sezonu. Zaś Laura chyba wczoraj nie dostrzegła aluzji Grety pochylajacej się z nożem nad dobitym wilkiem. Pokiwała głową na znak zgody i nieco się uśmiechnęła bo w końcu łuczniczka mówiła o skórkach nad zabitym wilkiem to trudno było się dopatrzyć aluzji do czegoś innego niż skórki z zabitego wilka.

- Weź ją sobie jak masz ochotę. Masz rację, po drodze pewnie trafi się jeszcze sporo okazji do upolowania czegoś cennego. - przytaknęła jej wczoraj Laura nie zauważając widocznie żadnego innego kontekstu w słowach krótko ostrzyżonej łuczniczki. Zresztą wieczorem podczas rozpakowywania się w Zelbad i dziś rano przy śniadaniu u gospodarzy jacy gościli szefowe też nie zachowywały się z Utą jakby dostrzegały w Grecie kogoś więcej niż koleżankę z karawany.

- A mnie mówili o jakichś rozbójnikach co gdzieś tu mają kryjówkę. Nie zdziwię się jakby to byli jacyś dezerterzy. Słyszałam o jakichś w Lenkster. Ponoć zbiegli w góry i mają tam kryjówkę i nachodzą wioski i trakty na pograniczu. Ciekawe czy to ci sami. Podobno na ich czele stoi kobieta. - Petra podzieliła się innymi plotkami jakie usłyszała od lokalnych mieszkańców. Co do pewnego stopnia zdawały się zazębiać z tym co słyszała jeszcze w Lenkster. Zresztą to było dość popularne. Jak ktoś chciał uciec przed prawem, długami czy innymi aferami to często wybierał albo niezgłębione puszcze albo bezludne góry. Oba te środowiska były niejako matecznikiem i schronieniem dla wszelkiej maści zbirów, rozbójników, dezerterów i innych aferzystów. Nie byłoby dziwne gdyby jacyś schronili się gdzieś tutaj.

- Ona myśli aby się z nimi spotkać i ich zwerbować. - Inez wskazała kciukiem na swoją partnerkę dając znać, że niezbyt podoba jej się taki pomysł.

- Czemu nie? I tak robimy sobie postój. A jakoś oddziału cnych rycerzy w lśniących zbrojach nie udało nam się zwerbować. To chyba nie mamy co wybrzydzać. Mogą nam pomóc z tymi wilkami albo w ogóle całym tałatajstwem co się pęta po tych górach. A poza tym jakby naprawdę ich hersztem była kobieta to byłaby na pewno warta bliższego poznania. - Petra wzruszyła ramionami wcale nie zaprzeczając a nawet rozwijając taki pomysł. Przez chwilę obie przerzucały się argumentami bo jedna uważała, że to nie warte ryzyka a taki element jest mocno niepewny nawet gdyby wszystko poszło jak z płatka a druga, że to może być jedna z ostatnich szans aby spotkać kogoś w miarę cywilizowanego co by mógł zasilić ich górskie szeregi. A droga do Bastionu to jeszcze miała trochę potrwać. W końcu skończyło się na tym, że niespokojny duch Petry kazał jej ruszyć się gdzieś dalej albo po tą panterę co by mogła być ładnym dodatkiem do stroju jaki powoli sobie planowała jako wielka pani i nowo mianowana szlachcianka albo z tymi rozbójnikami. Inez też zamierzała się przejsć ale raczej bliżej wioski aby nazbierać ziół a potem wrócić. Bo przynajmniej jedna z nich powinna zostać z większością karawany no i być na mszy odprawianej w południe przez Yvonne. Chociaż z powodu tych wilków, panter, rozbójników i kto wie czego jeszcze też nie zamierzała iść sama tylko zabrać kogoś jako eskortę.


---

Mecha 16


Aluzja Grety do Laury (OGŁ i INT)


Greta OGŁ 30-10=20; rzut: https://orokos.com/roll/946962 55; 20-55=-35

Laura INT 40+10-35=15; rzut: https://orokos.com/roll/946962 55; 15-55=-40 > śr.por = nie dostrzega aluzji
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline