Administrator | Thomas jest wysokim, dobrze zbudowanym, stosunkowo młodym mężczyzną. Stosunkowo, bo w czasach "po Alexie" naprawdę młode były dzieci, a dzieckiem Thomas przestał być ładnych parę lat temu.
Morthon College było drugim (po Willis Tower) domem Thomasa. Prawdę mówiąc trzecim, ale tego pierwszego, sprzed Alexy, w zasadzie nie pamiętał, a z drugiego wyniósł się po wielkim pożarze, po którym miejsce to nie nadawało się do zamieszkania.
W Morthon College Thomas znalazł nie tylko dach i wikt, ale i możliwość rozwinięcia swego talentu. Na tyle przydatnego, że do Thomasa zgłaszali się nie tylko mieszkańcy Morthon College, ale i ludzie z bliższych i dalszych dzielnic Chicago.
Sława bywała przydatna, klientów przybywało, a usługi darmowe nie były. O dolarach dawno temu zapomniano, złoto mogło przydać się bardziej dentyście, niż mechanikowi, więc Thomas zapłatę przyjmował w towarach... lub w naturze, jeśli klientka była w odpowiednim wieku i nie dysponowała innymi wymienialnymi dobrami.
Jak by nie było, już dość dawno "raz" stał się walutą, ale nie Thomas był pomysłodawcą. I nie on był inicjatorem pierwszej zapłaty "razem" w jego warsztacie. * * *
Ten dzień zaczął się dla Thomasa całkiem przyjemnie, bowiem wszystkie umieszczone na dachu instalacje pracowały bez zarzutu. Zanosiło się na to, że będzie można zabrać się za studiowanie książki, którą w ramach zapłaty zostawił jeden z ostatnich klientów. A nuż dałoby się wcielić w życie jakieś wynalazki z dawnych wieków, by ułatwić życie mieszkańcom Morthon College. A wieczorem miała do niego przyjść klientka, po odbiór naprawionej dubeltówki. I zapowiadało się na to, że wieczór ten będzie można spędzić bardzo miło.
Przyjemne wizje rozproszył dźwięk, jakiego Thomas do tej pory nie słyszał... a przynajmniej o tym nie pamiętał. Wystarczyło podnieść nieco wzrok by dowiedzieć się, co jest źródłem owego hałasu.
Nie wierzył własnym oczom, chociaż wiedział oczywiście, co takiego walczy... i przegrywa... z przyciąganiem ziemskim. Wiedział, chociaż unoszące się w powietrzu cięższe od powietrza maszyny widywał jedynie na obrazkach... i we wspomnieniach, co do których nigdy nie miał pewności, które są prawdziwe, a które nie. * * *
Wezwanie nie zdziwiło go w najmniejszym nawet stopniu.
Samolot, chociaż przegrał walkę, nie zamienił się w stos złomu, a to znaczyło, że jest... że może być źródłem stosu skarbów, o których zwykły śmiertelnik w dzisiejszych czasach mógł jedynie pomarzyć.
"Może być" - słowa-klucz.
Upadek samolotu widzieli wszyscy w promieniu ładnych paru mil. A to znaczyło, że za jakiś czas na miejscu katastrofy może się znaleźć całkiem spore stadko sępów, roszczących sobie prawo do czegoś, co znalazło się niedaleko Morthon College.
Zbiegając po schodach Thomas rozpinał podniszczony kombinezon, w który wbijał się podczas różnych prac domowo-warsztatowych. Bardzo praktyczny i wytrzymały (chociaż nieco już wiekowy), niezbyt się nadawał na wyjście "na zewnątrz". A przynajmniej rozsądni ludzie ubierali coś, w czym można było stawiać czoła różnorakim niebezpieczeństwom, czyhającym w miejskiej dżungli na nieostrożnych przechodniów.
Wpadł jak bomba do swego pokoju i już po chwili był gotów do wyjścia.
Wojskowe spodnie wpuszczone były w wysokie, myśliwskie ponoć buty. Kuloodporna, policyjna kamizelka kryła się pod skórzaną kurtką, przy pasie, w kaburze, tkwił Desert Eagle, a na plecach spoczywał M4 Carbine. Wyposażenie uzupełniała skrzynka, w której Thomas trzymał mnóstwo mniejszych i większych przydatnych narzędzi, oraz solidny toporek. Czasami zamiast finezji i techniki potrzebna była brutalna siła, a tą Thomas również dysponował.
W pięć minut po ogłoszeniu alarmu Thomas był na dole.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-07-2022 o 18:14.
Powód: Czcionka :)
|