Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2022, 01:14   #24
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Gdy tylko dopłynęli na miejsce Buck zeskoczył z łodzi pierwszy, spodziewając się jakiegoś komitetu powitalnego. Nie pomylił się. Zdecydowanie uścisną dłoń Carlosa, ale nie wdawał się w dłuższe pogawędki, uznając, że najpierw trzeba załatwić sprawę rozładunku, na gadanie przyjdzie czas, gdy cały przerzut będzie załatwiony. Storm i MI zostali na pokładzie podając kolejne pakunki, podczas gdy on wraz Dravą pilnowali załadunku do aut, zapamiętując jaki sprzęt został zapakowany do poszczególnych pojazdów. Wszystko szło nader szybko i sprawnie, co jak się szybko miało okazać, było bardzo wskazane. Carlos postanowił zmyć się z plaży, Buck natomiast szybko wrócił do kutra, żeby powiadomić wciąż przebywających na nim najemników o sytuacji.

- Frog, zawijaj się stąd z tym kutrem. - Buck w trzech zdaniach zaznajomił ich z sytuacją i od razu przeszedł do wydawania poleceń - Gliniarz raczej nie będzie chciał się moczyć, ale może wezwać straż przybrzeżom jak nabierze podejrzeń. Skontaktujemy się przez radio, co dalej, jak sprawa się wyjaśni. Mi i Storm ze mną. -
- Na pewno szefunciu? Może kapitanowi przydałaby się jednak jakaś pomoc? -
Niski Nepalczyk, który wraz z japonką do tej pory pozostawali na pokładzie nie specjalnie pałał chęcią do skoku do wody.
- Nawet jeśli, to Ty mógłbyś robić co najwyżej za balast. Daj spokój, woda jest ledwo za pas. Wyskakuj, nie ma czasu! -
Chciał, nie chciał, Storm zeskoczył z kutra do wody. Od razu wydobył z siebie serie parsknięć i kaszlnięć pomieszaną ze stekiem wyzwisk w tylko jemu znanym języku.
- Ledwo za pas!?
- No u mnie jest ledwo za pas. Sam zobacz. -
Wielkolud uśmiechnął się wredni do korpulentnego kolegi, którego woda nakrył aw zasadzie w całości po skoku, co wywołało tylko koleją serię niezrozumiałych, ale zapewne niecenzuralnych burknięć.
- Chłopcy. Pracuje wśród chłopców. - Mi westchnąłem z góry, choć jej wzrok kierował się raczej w kierunku widocznych świateł radiowozu, niż dwójki jej przemoczonych kompanów.
- Zobaczymy jak Ty sobie poradzisz, moja świeżo upieczona małżonko. Z jakiegoś powodu tylko Ty jeszcze jesteś w miarę sucha. Szefujcie może na to też cos poradzi, co? -
Buck uśmiechał się w odpowiedzi i wyciągnął w kierunku Azjatki wielkie łapska. Mi obdarzyła obydwu „chłopców” uroczym, choć wyraźnie zimnym i pogardliwym uśmiechem – to była w końcu jej specjalność - po czym złapała za suwak do tej pory szczelnie zamkniętego pod szyją kombinezonu i zdecydowanie pociągnęła w dół…

Czas: 1998.01.24 sb, zmierzch; g 21:30
Miejsce: Nowy York, 437 Madison Ave, Agencja reklamowa Omnicom
Warunki: klimatyzowana sala konferencyjna


- Wyobraźcie to sobie w głowach:

Piękna, tropikalna plaża. Na tle zachodu słońca widzimy dziewczynę na łodzi. Uroda w typie azjatyckim, jednocześnie piękna i zimna. Jest ubrana w jakiś obcisły kombinezon, ale po chwili zaczyna go zdejmować. Powoli, choć zdecydowanie rozsuwa zamek, z góry do dołu. Ma perfekcyjne, wysportowane ciało, od spodem ubrane tylko w strój kąpielowy. Nie wulgarny, ale taki, który zakrywa tylko to, co potrzeba. Coś takiego mogła nosić dziewczyna Bonda w tym filmie… A nie ważne, wiecie w którym. Brakuje jej tylko noża przytroczonego do uda, to pełni wizerunku.

- W każdym razie, za chwilę skacze z tej łodzi do wody. Wiecie, taki klasyczny skok w slow motion, jak w Słonecznym Patrolu. Widzimy ją z góry, jak płynie kilka metrów tuż pod powierzchnią - oczywiście żabką - po czym wynurza się tuż przez plażą. Kamera ma za plecami. Promienie słońca odbiją się na jej mokrej skórze, kiedy wychodzi z wody, kierując się w głąb plaży… -

- Piter, ale to ma być reklama kremu do protez… -
- No właśnie! Na sam koniec mamy lekkie oddalenie kamery i pokazuje się napis. „Opadła Ci szczęka? Nigdy więcej!”

- I co wyobrażacie to sobie? -


Czas: 1998.01.24 sb, zmierzch; g 21:35
Miejsce: Morze Karaibskie, Margarita Zachodnia; Auyama Beach
Warunki: na zewnątrz: noc, pogodnie, umi.wiatr, umiarkowanie

Buck i Storm nie musieli zdawać się na swoją wątpliwej jakoś wyobraźnie. Choć światła zbliżającego się radiowóz nagliły, to ruszyli za Mi Na Wen dopiero jak już zdążyła zrobić dobre kilka kroków po plaży, w stronę nadjeżdżającego samochodu.
- Eeee, Buck czy Ty z nią… No wiesz… -
- Cóż, to wydaje się uzasadnione pytanie z twoje strony, jeśli wziąć pod uwagę, ze jesteście świeżo po ślubie… -
- Daj spokój! Ja ma żonę w Nepalu! -
- Bigamista. -
- W moim kraju to legalne. -
- Co nie oznacza, że bezpieczne. Zwłaszcza jak żony się dowiedzą. Szczególnie ta najnowsza… -
- Obawiam się, że z tą drugą może być podbo…. O czym my tu pierdolimy, do cholery! Ona poszła całkiem bez… No… nie uzbrojona poszła! Może trzeba jej pomóc? -
- O ile ten gliniarz nie zabrał ze sobą antyterrorystów na pace, to raczej on jest w niebezpieczeństwie. Ja na razie się nie zbliżam. Nie chce aby coś odciągnęło jego uwagę od Mi. –
- A to w ogóle możliwe? -
- Ta, cóż… W każdym razie, ja będę trzymał się z tyłu, ale Ty postaraj się bardzo dyskretnie zajść go z boku, gdyby miało coś pójść nie tak. Dyskretnie! Nie chce go spłoszyć. To ostateczność, ale jakby to, to nie chcemy go zabić ani nawet poważnie zranić, co najwyżej ogłuszyć. A i tak, nawet jak Mi go nie nie przekona i okaże się, że woli chłopców, to w pierwszej kolejności mam tu dla niego kilku odpowiednich kandydatów. Wszyscy z odpowiednio „dużym” nominałem. -
 
malahaj jest offline