Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2022, 01:19   #19
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Bonus 03 - Pierwszy kontakt z Szarańczą (1/3)

Czas: 2060.09.09; cz; południe; g 12:15


Czerwony pluton - 1-sza drużyna, 2-go plutonu



- Zobacz co znalazłem. - kapral z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy pomachał płaskim pudełkiem na DVD z filmem. Po czym pokazał spotkanej na korytarzu dwójce. Przeszukiwali ten dom licząc, że znajdą coś pożytecznego, cennego albo choćby fajnego na tyle aby to zabrać na wózek jaki mieli na fanty. Stał teraz na środku ulicy pilnowany przez porucznika i Bear’a. Osłaniali oni szperaczy od ulicy.

- Lubisz takie rzeczy? - Roman zdziwił się gdy Dave mu pokazał okładkę filmu. Irene też zajrzała mu przez ramię i wydawała się nie mniej zdziwiona.

- To nie dla mnie. To dla naszego porucznika. On lubi takie rzeczy. - kapral Moore uśmiechnął się do nich ciepło i usłużnie z miną nieszkodliwego idioty.

- Thomas? Naprawdę? - Irene nie zdołała całkiem ukryć swojego zaskoczenia. I rozczarowania tą informacją.

- Przykro mi kochanie. Ale jak chcesz utulić łzy i wypłakać się w rękaw i na piersi to chyba będę mógł ci pomóc. - Dave wyszczerzył się do niej jakby udało mu się zbajerować kolejną ofiarę na jakąś bliższa znajomość. Ale zostawił ich aby dokończyli przeszukanie a sam wrzucił płytę z filmem na wierzch skrzynki i ruszył z nią schodami na dół. Potem na parter i do wyjścia gdzie przywitały go spojrzenia Thomasa i Beara. To był kolejny dom jaki sprawdzali, po prostu szli wzdłuż ulicy i co wydało im się warte zabrania znosili do wózka. A potem zaczynali kolejny dom. Póki ulica się nie skończy albo wózek nie zapełni. Wtedy pewnie wrócą na wybrzeże ze zdobytymi fantami. Dlatego traktowali tą sprawę jako kolejną część ćwiczeń nowego oddziału. Tyle, że w prawdziwym terenie. Podobno ktoś mówił, że ktoś tu zginął czy zaginął i jacyś sekciarze są czy inne dziwne typy. Ale od rana nikogo nie spotkali. Więc było dość monotonnie i bez sensacji.

- Hej Tom! Mam coś dla ciebie! Na pewno ci się spodoba! - Moore postawił skrzynkę wśród innych kartonów, worków, plecaków i większych bambetli jakie znaleźli w poprzednich domach. Po czym pomachał pudełkiem radośnie i podszedł do jedynego oficera w ich oddziale i przy okazji swojego kumpla. Po czym uroczyście wręczył mu pudełko. Pomachał do Romana i Irene bo z ciekawością zerkali przez okna na piętrze jaka będzie reakcja dowódcy.

- Co to jest? - zapytał Wingfield gdy już z grubsza ogarnął napisy i obrazki na okładce. Na wszelki wypadek jeszcze odwrócił na drugą stronę gdzie zwykle był dokładniejszy opis filmu.

- To jest Detektyw Dick Pink. Twardy policjant z wydziału narkotykowego jaki bezlitośnie zwalcza przestępczość. Tym razem trafia na siatkę brutalnych handlarzy narkotyków i nie wszystko idzie zgodnie z planem. - Dave uprzejmie zaczął mu tłumaczyć czy raczej czytać co tam było napisane na tej okładce.

- Wygląda mi jak gejowskie hard porno. - mruknął porucznik przerywając tą litanię. Sam się już domyślił po wymownych pozach i kostiumach prawie wyłącznie męskich aktorów na okładce.

- Mhm. To prezent od nas. Pomyśleliśmy, że ci się spodoba skoro lubisz. - Dave uśmiechnął się słodko jak najlepszy kumpel. I niewinnie wskazał na postacie wyglądające z okien. Nawet Bear co też z ciekawości podszedł bliżej aby zobaczyć co tam takiego ciekawego chłopaki oglądają też się uśmiechnął pod nosem. Budową i wzrostem górował nad nimi wszystkimi. Nie było więc dziwne, że miał fuchę operatora broni ciężkiej. W przeciwieństwie do większości drużyny chodził z brytyjską wersją FN MAG-a kolejnej generacji.

- A to? A tam co masz? - Thomas miał już coś rzucić o tych gejowskich żarcikach kolegi ale dostrzegł, że ma jakieś drugie pudełko z filmem. I chyba z dużą ciekawszą okładką.

- To? To jest “Lesbians prison 69”. - odparł Dave ugodowym tonem i pokazał okładkę koledze. I nie pytany zaczął tłumaczyć i czytać co to jest. - To z Mazzixxx to musi być dobre. Tajna agentka Megan, zostaje niesłusznie skazana i zesłana do więzienia dla kobiet o zaostrzonym rygorze. Naczelniczka i jej strażniczki to prawdziwe sadystki. Ale niespodziewanie Megan znajduje tam sojusznika… - kapral zaczął czytać co tam pisało z drugiej strony pudełka a i to co od frontu widać było na okładce to pasowało z grubsza do tego opisu.

- O! No to to mi daj! A nie jakiegoś Pink Dicka. Sam go sobie wsadź wiesz gdzie. - dowódca prychnął z rozbawionej irytacji i podał gejowski film Moorowi jakby chciał go wymienić na ten lesbijski.

- O nie, nie. Ten jest dla Oli. - Dave cofnął swój film tylko dla kobiet i rzeczowo wyjaśnił, że dla kogo jest on przeznaczony.

- A to Oli jest… - Thomas zamrugał oczami zaskoczony i trochę się speszył. Nie spodziewał się, że ich operator broni wyborowej może mieć takie preferencje. A z drugiej strony to wciąż podejrzewał, że Dave robi go w balona. Jak to mu się często zdarzało w takich żartobliwych chwilach. No ale do tej pory nie mieszał w to Olivię. Z drugiej strony do tej pory nie trafił na takie filmy co by dawały okazję…

- Mam kontakt. Ale on jest jakiś dziwny. - głos eteru z wpiętek w kamiezelkę krótkofalówki zaskrzecał nieco ale i tak dało się rozpoznać właśnie Olivię. Obaj popatrzyli na siebie zastanawiając się czy słyszała ich rozmowę. Porucznik jednak wyczuł powagę w jej głosie i jak się nie zgrywała jak Moore to pewnie nie zgłaszała się aby pożartować. Zresztą komunikat też był raczej suchy i oficjalny jakby spotkała… No właśnie kogo? Bo trochę dziwny był ten jej meldunek.

- Sprecyzuj. - odparł porucznik uznając, że lepiej potraktować zgłoszenie poważnie i oficjalnie.

Olivia właśnie czegoś takiego spodziewała się po Wingfieldzie. Ale jak mimo wszystko to usłyszała to sapnęła cicho. Co miała mu powiedzieć? Sama nie była pewna na co właściwie patrzy. I czy to w ogóle zgłaszać. Była strzelcem wyborowym więc zazwyczaj była na czujce, i to takiej wysuniętej, albo na oku jak teraz. Znalazła sobie wygodny dach i filowała z niego na okolicę gdy na dole chłopaki i Irene sprawdzali dom po domu czy czegoś tam nie ma wartościowego do zabrania. Zwykła misja poszukiwawcza. Nic specjalnego. Zwykli szperacze mogliby to robić no ale jak Royal Navy miała świeżo upieczonego porucznika i większość w jego drużynie to też była świeżakami to traktowała takie lekkie misje jako dalszą część szkolenia zaawansowanego. Takie sprawdzenie w praktyce. Z dala od bazy bo tu była mniejsza szansa na jakiś wypadek czy niejasną sytuację z cywilami jakich zawsze pełno kręciło się wokół bazy. Dlatego taki bezludny teren jak ten był w sam raz. Zwykłe chodzenie po opustoszałych domach. Czasem były spalone, często splądrowane a czasem trafiały się zapomniane domy jakie wyglądały jakby właściciele wyszli dopiero co. To dopiero było creepy. Jak się miało wrażenie, że włazi się z buciorami i spluwami w czyjś dom i życie. A właściciel zaraz wróci i zacznie pytać co oni do choleru tu robią. Takie domy też się zdarzały. Ale poza tym to raczej były rutynowe misje gdzie wiele się nie działo. Ale mogło. Bo to już nie był poligon w bazie albo w jakimś w miarę stabilnym bo często patrolowanym terenie. Tylko dziki, słabo poznany, często mieli co najwyżej mapę sprzed katastrofy i jakieś luźne relacje przypadkowych świadków. Oficjalnie to właśnie mieli sprawdzić stan faktyczny takich plotek. Często to były jakieś bujdy wyssane z palca albo sprawy nieaktualne. No ale czasem potrafiły naprowadzić drużynę sprawdzająca na coś ciekawego albo nawet cennego. No a oficerowie i podwładni mogli poćwiczyć nawigację w terenie, patrole, urządzanie postojów, podział na mniejsze grupy czy CQC* bo taki teren był jak dowolny poligon bez żadnych ograniczeń. No a teraz leżała na tym dachu a gdzieś tam poniżej Wingfield czekał na meldunek. A ona niezbyt wiedziała co ma właściwie mu przekazać.

- Człowiek… Cywil… Nie ma widocznej broni… Ma długie dredy… Chyba czarnoskóry… - w myślach sapnęła jeszcze raz ale w końcu zaczęła mówić co widzi kilkaset metrów dalej. Akurat była przerwa między domami bo jakieś ogródki przydomowe były czy co to miała dobry widok po tej linii. Na poziomie ulicy Thomas spojrzał pytająco na Davida. Ten wzruszył ramionami i zrobił minę w stylu “nie wiem”. Porucznik obejrzał się w drugą stronę na Beara. Ale ten zaregował tak samo. On sam też nie miał pojęcia. Co tak zaintrygowało Olivię? Bo ten opis brzmiał tak rutynowo, że aż nudnie. No pewnie chodziło, że ktoś tu się kręci w okolicy. Zwiadowcy mieli meldować jakby kogoś dostrzegli.

- Przyjąłem. Jeszcze coś? - porucznik przyjął więc meldunek rutynowo. Leżąca na dachu snajper niemo pokiwała głową. No tak, jakby jej ktoś złożył taki meldunek też by pewnie tak to potraktowała. Rutynowo. Tylko, że jak patrzyła na tego czarnego z dredami… No to było dziwne. Coś jej w nim nie pasowało. Ale chociaż oglądała go na zbliżeniu swojej lunety nadal nie umiała tego ubrać w słowa. Co z nim było nie tak?

- Właściwie to nic. Ale on się tak dziwnie giba. - powiedziała snajper znów po chwili wahania. W końcu udało jej się to jakoś sprecyzować. To nie to jak ten typek pół kilometra dalej wyglądał tylko jak się ruszał. Jakoś tak… dziwnie… chwiał się trochę i poruszał się bez sensu… Jak zamroczony albo na jakichś prochach… To chyba było to.

- Giba? Znaczy co? Rapuje? Czarni to tak mają. Może to jakiś DJ? Albo ćwiczy breakdance? - w rozmowę włączył się Dave. W swoim wesoło chaotycznym stylu. Bo czarni i gibanie to właśnie tak mu się kojarzyło. Zresztą pozostałym też i się nawet uśmiechnęli na myśl o jakimś gibającym się raperze czy kimś takim.

- Jak to jakiś cywil to ja mogę spróbować z nim porozmawiać. - Irene zgłosiła się na ochotnika do pierwszego kontaktu z tubylcami. Właściwie to nie była od nich. Z komandosów Fleet Protection Group z jakiej wywodził się trzon ochrony bazy atomowych okrętów podwodnych z atomowymi głowicami na pokładzie. A wingfield i pozostali byli nowym narybkiem jaki miał kontynuować te chlubne tradycje. No ale nie Irene. Irene przyszła z administracji Royal Navy i była przyjaźnie nastawionym do życia i życzliwym dla ludzi ekspertem od PR. Chociaż bojowo czy kondycyjnie zaniżała im średnią to Thomas był w gruncie rzeczy bardzo rad z jej obecności. Bo gdy jednak trafili na jakiegoś cywila to dziewczyna okazywała się prawdziwym skarbem od wyciągania informacji w ten swój życzliwy i łagodny sposób, że ludzie sami jej mówili co i jak. A on to raczej był milczek i jak musiał się obyć z tymi kontaktami bez regulaminów i procedur to było mu ciężko. Dlatego taki śmieszek jak Dave bardzo mu się w gruncie rzeczy przydawał bo umiał rozładować sytuację czy obrócić wszystko w żart. A Thomas to zaraz wszystko brał na poważnie i nie umiał się wyluzować stąd miał opinię sztywniaka i służbisty. I w gruncie rzeczy wiedział, że słusznie. Dlatego właśnie taki ktoś jak Dave czy Irene bardzo mu byli na rękę. Zwłaszcza do kontaktów z cywilami. Bo ze swoimi ludźmi to jak rzucił żargonem wojskowym wspartym procedurami jakie wszyscy rozumieli to nawet szło mu całkiem sprawnie.

- No jak by tu przyszedł to zobaczymy. Na razie robimy swoje. Oli obserwuj naszego gościa. - porucznik skinął głową dziewczynie w mundurze wyglądającej z piętra i dał wytyczne jej i snajper na łączu.

- Zaraz mi go zasłoni budynek. Ale jak dalej będzie człapał tak jak teraz to powinien niedługo wyjść tam pomiędzy niebieskim Nissanem a zielonym Fordem. Z pół kilometra na wschód od nas. - snajper właściwie dlatego zameldowała o tym reszcie. Bo obserwowała tego dziwnego typka od dłuższej chwili. Chciała dać znać wcześniej no ale właśnie coś w nim jej nie pasowało. I wolała poczekać aby zorientować się co. Ale jak tak powoli i niemrawo kuśtykał po ulicy w końcu znalazł się blisko krawędzi jej ekranu i groziło, że zaraz straci go z oczu. Więc wolała dać znać o tym pozostałym.

- Dobra widzę te samochody. Dave miej to na uwadze. - powiedział po chwili porucznik gdy razem ze zwiadowcą posłali spojrzenie wzdłuż osi ulicy na jakiej stali. Namiar podany przez Olivię pomógł im zawęzić obszar do przeszukania i wkrótce znaleźli te dwa kontrastowo różne samochody. Była między nimi większa przerwa co pasowało do wylotu ulicy. Nadal nie wyglądało to groźnie. Jeden, nieuzbrojony cywil co mógł zrobić całej drużynie uzbrojonych po zęby komandosów? Więc Tom był spokojny i reszta podobnie. Chociaż w głosie Olivii była pewna nutka podejrzliwości to raczej wyglądało jak rutynowa przeszkadzajka podczas poligonowych ćwiczeń. No ale polecił Moorowi aby miał na uwadze tą stronę. Resztę zaś zagonił do ponownego przeszukania domu. Mieli dobry czas i miał nadzieję, że uda im się poprawić poprzedni wynik. Zależało mu na dobrych wynikach i swoich i swojego oddziału. Skończyli z tym budynkiem i przeszli do następnego. Thomas popchnął wózek z zebranymi fantami, ledwo zauważając, że mu kumpel wcisnął pudełko z filmem do bocznej kieszeni spodni. Złapał go za rękę aby go zatrzymać albo wyrzucić to gejowskie hardporno ale znów usłyszeli w eterze głos Olivii.

- Wyszedł na ulicę. Między tym Fordem a Nissanem co mówiłam. Powinniście go już widzieć. - obaj przerwali te kieszonkowe zapasy i spojrzeli wzdłuż ulicy. Faktycznie było widać ludzką sylwetkę ale z pół kilometra to się więcej nie dało zobaczyć.

- To kobieta. Czarnoskóra kobieta z długimi dredami. - zameldowała snajper gdy dostrzegła coś nowego. Obaj mężczyźni popatrzyli po sobie. Po co ona melduje im takie rzeczy? Nudzi jej się? Jednak to napięcie w jej głosie sugerowało zachować ostrożność i powagę. W końcu ona widziała tego typa czy typiarę a oni dopiero co. Wingfield uniósł swoją lornetkę do oczu aby wreszcie samemu się przyjrzeć źródłu zamieszania.

- A ładna jakaś? Fajne ma cycki? Bo jak tak to może ją zawołajmy i się z nią zaprzyjaźnimy. - zwiadowca nie miał lornetki a gołym okiem to widział, że ktoś tam stoi i tyle. Pewnie cywil sądząc po kolorowym ubraniu. No i z długimi, ciemnymi włosami. Tyle widział z pół kilometra.

- Co ona robi? - zdziwił się Thomas bo już po chwili obserwacji przez lornetkę dostrzegł… Coś dziwnego. No niby widział czarnoskórą kobietę z długimi dredami, bez broni, wszystko było tak jak mówiła im Oli. No ale co robiła ta laska? Zachowywała się… No jakoś dziwnie.

- Chyba węszy. Albo nasłuchuje. Sama nie wiem. - odparła obserwatorka na dachu. Ulżyło jej, że teraz i ich dowódca to widzi to miała jakiegoś sojusznika i partnera w tych obserwacjach i dyskusjach. Bo do tej pory to było jej zwyczajnie głupio, że musi im meldować… No właśnie sama do końca nie wiedziała co. No jakaś czarna laska z dredami i tyle. Niby nie ma czym zawracać gitary. Ale była jakaś dziwna. To się od razu rzucało w oczy chociaż trudno było sprecyzować o co chodzi z tą dziwnością.

- Węszy? Jak pies? No co wy… Daj zobaczyć. - Moore zdziwił się. Zwłaszcza zachowaniem kolegi który stał tuż obok. I wyglądało, że w parę chwil zaraził się od Olivii tym napięciem i niepewnością na co właściwie patrzą.

- Jak trzeba to ja mogę z nią porozmawiać. - Irene znów pojawiła się w oknie na piętrze i zgłosiła swoje usługi jako negocjatorka. Roman stanął obok niej. Z piętra mieli nieco lepszy widok niż z poziomu ulicy ale bez optyki to widzieli podobnie jak przed chwilą David. Tylko tyle, że ktoś tam stoi kilkaset metrów dalej. Teraz jednak porucznik zdjął swoją lornetkę i przekazał zwiadowcy aby i ten mógł się przyjrzeć dziwnej kobiecie.

- Cycki ma spoko. Jakby trzeba to ja mogę chętnie porozmawiać z jej cyckami. Zwłaszcza brajlem. A buzia… No pokaż mi swoją buzię czarna ślicznotko i proszę cię aby ślicznie pasowała do twoich ślicznych cycuszków… - mruczał pod nosem Moore z oczami przyklejonymi do lornetki. Ale dzięki wpiętej łączności słyszeli go wszyscy. Jego niefrasobliwe uwagi znów wywołały uśmiechy i rozbawione prychnięcia. Bo jakoś ta obca laska zaczynała przykuwać uwagę całego oddziału. Pewnie dlatego, że poza jej pojawieniem w tej bezludnej okolicy nic się innego nie działo.

Niespodziewanie spokój tej obserwacji został przerwany przez nagły krzyk, pisk albo skrzek. Trudno to było stwierdzić. Reszta nie była pewna co to i skąd to więc zaczęli się rozglądać dookoła. Tylko ci z optyką, Olivia i David wiedzieli dokładnie kto wydał ten obcy, szarpiący nerwy krzyk.

- To ona! Kurde leci tu do nas! - krzyknął Dave informując pozostałych co się własnie stało i szybko oddając lornetkę dowódcy.

- Potwierdzam. Biegnie tu. Ale nie widzę żadnej broni u niej. - porucznik odetchnął szybciej niż przed chwilą ale przez lornetkę widział jak kobieta w iście sprinterskim stylu pruje prosto na nich.

- Tak jest. 400 m. Zbliża się szybko. - Olivia złożyła swój lakoniczny meldunek. Miała z nich wszystkich najlepsze oko do oceny odległości a oprócz tego dalmierz zamontowany w optyce to miała świetne referencje do podawania odległości od widzianego obiektu. Albo celu.

- Ja cię pieprzę jak zasuwa! Jak Usain Bolt. Musi być jakąś sprinterką. - Zszywacz co akurat zszedł na ulicę aby wrzucić swój łup na wózek już nie wracał na górę. Tylko skorzystał z okazji aby też popatrzeć na nadbiegającą kobietę. Ale wszyscy musieli w duchu przyznać, że trafili na jakąś fankę sprintu, że tak tutaj zasuwa.

- Zmęczy się. Nie dobiegnie tu. Nie w takim tempie. Będzie musiała zwolnić. Zresztą po co ona tu tak leci? - Roman pokręcił głową bo też niezbyt mógł zrozumieć zachowanie tej kobiety z dredami. Jej samej zbyt wyraźnie jeszcze nie widzieli ale te jej dredy skakały w jedną i drugą stronę przy każdym kroku jak chorągiewka. I widać było, że raczej nic nie ma w dłoniach bo pewnie by było widać. Jak nie gołym okiem to przez lornetkę.

- Mam z nią porozmawiać? Może jest w jakimś szoku czy co. - Irene jeszcze raz zaproponowała swoje usługi. To zachowanie obcej było dziwne no ale mimo wszystko to była tylko jedna kobieta bez broni. Nie chciała aby coś tu się komuś stało w jakiejś nerwowej i niejasnej sytuacji.

- Może jest na jakichś prochach? Ja cię pieprzę jak zasuwa. - Zszywacz stanął obok Wingfielda i Moora. Wzdrygnęli się gdy kobieta wydawał ten skrzekliwy krzyk po raz kolejny. Tak samo jak na początku swojego biegu.

- 300 metrów. Zbliża się szybko. - snajper miała tą czarną w celowniku. Czuła przez skórę, że będą przez nią kłopoty. Aż ją palec świeżbił na spuście aby strzelić i zlikwidować zagrożenie. No ale nie było rozkazu. Poza tym mimo wszystko widziała w krzyżu celowniczym cywila. Chociaż chętnie by zameldowała o jakiejś spluwie, nożu czy granacie to jednak nic takiego u sprinterki nie widziała.

- To przebiegła już setkę? W takim tempie? I nie zwalnia? - Roman też czuł, że krwe zaczyna mu szybciej krążyć. W tej biegaczce było coś nienaturalnego.

- A ten skrzek? Zszywacz? - Wingfield obserwował nadbiegajacą przez lornetkę. Czuł, że sprawy zaraz zaczną się komplikować coraz szybciej. A tak chciał tego uniknąć! Chciał skorzystać z porady pozostałych póki była okazja.

- Może ma coś z gardłem. Jakieś nietypowe przeziębienie. Bez oględzin to trochę trudno powiedzieć. Czy mi się wydaje czy ona trochę kuleje? - Zszywacz co był ich sanitariuszem odczuł ciężar swojej ekspertyzy. No ale ją podał. Jednak diagnozy to zwykle się wydawało jak się oglądało pacjenta z zasięgu ręki a nie jak ten leciał naprzeciw z 300 metrów.

- No faktycznie. Jakoś tak trochę kuśtyka. Tak dziwnie trochę. - Thomas dopiero teraz zwrócił uwagę na nieco koślawe ruchy nadbiegającej na jakie z tego wszystkiego mu umknęły. A paramedyk jakoś gołym okiem i to wychwycił.

- Ej! Co to było? Słyszeliście? - Moore mrużył oczy ale usłyszał coś w oddali. Spojrzał na pozostałych i widział po ich minach, że też to usłyszeli.

- Jakby… Jakby ktoś jeszcze tak krzyczał… Jak ona… Tylko gdzieś dalej. - Zszywacz przełknął ślinę. Ale powiedział na głos coś co pewnie usłyszeli i pomyśleli wszyscy.

- 200 metrów. Zbliża się szybko. Mam ją w celowniku. - Olivia zameldowała krótko. Na wszeli wypadek dodała coś jeszcze. Wystarczyłoby jedno słowo Wingfielda i zdjęłaby tą cholerną sukę. Bo jeszcze jakby jedna była to na pewno chłopaki na dole by sobie poradzili. Jak więcej to też. No ale wystarczyłby jeden rozkaz i by nie musieli sobie radzić bo by zdjęła tą cholerną sukę.

- Nie! Nie będziemy strzelać! Jesteśmy Royal Navy do cholery a nie jacyś rzeźnicy z Katangi! Nie strzelamy do nieuzbrojonych cywilów! - porucznik spiął się w sobie ale krzyknął na cały głos dając szlaban na otwieranie ognia. Nie miał zamiaru z powodu nerwowej sytuacji zostać mordercą niewinnych albo dowódcą takich morderców. To na pewno dało się jeszcze jakoś wyjaśnić. Chociaż znów słychać było ten dziwny, szarpiący nerwy skrzek gdzieś z okolicy. Chyba ta sprinetrka nie była tu sama. Jego ludzie sapnęli w duchu. Nie podobała im się ta blokada ostrzału. No ale porucznik miał rację. Mimo wszystko to była tylko jedna, nieuzbrojona kobieta.

- Stary lepiej coś z tym zrób. I to szybko bo czas się kończy. - mruknął cicho Moore czując jak pot gromadzi mu się na rękawicach a te zaciskają na karabinku. Najchętniej rozwaliłby tą nadbiegającą sukę a potem zastanawiał się co dalej. No ale Wingfield był takim cholernym służbistą!

- Roman bierz przeciwną stronę czy nas nie obchodzą. Bear druga strona ulicy. Hank przeciwny dom. - porucznik sprawnie obdzielił pozostałe kierunki zaś trójka jego ludzi potwierdziła wykonanie rozkazu. I z ulgą usłyszał od nich trzy razy “clear”. Więc przynajmniej na razie nie groziło im okrążenie.

- 150 metrów. Zbliża się szybko. - Olivia cały czas miała czarnoskórą sprinterkę na celowniku. Trochę dziwnie skakała i chyba Zszywacz miał rację, że kulała. Jak kulała to jakim cudem mogła zasuwać tak szybko? I tak długo! Usain Bolt to kiedyś biegał na setkę a ta obca zdzira przebiegła już ponad 300 metrów i nie wyglądało aby miała zamiar zwolnić. Jakim cudem?!

- Ja cię pieprzę jak zasuwa! Musi być na jakichś prochach jak nic! To niemożliwe aby utrzymać takie tempo tak długo! - Zszywacz mimo niepokoju jaki odczuwał nie mógł powstrzymać się od pewnego medycznego zafascynowania nad wydajnością organizmu sprinterki. Jak ona mogła tak długo utrzymać takie sprinterskie tempo?

- Stary zrób coś. Albo ja to zrobię. - Moore mruknął złowróżbnie ale cicho. Tak, że oprócz Wingfielda może tylko Zszywacz mógł to usłyszeć. I przy tym delikatnie postukał palcem w pałąk spustu aby nie było wątpliwości jak ma zamiar rozwiązać sprawę. Wingfield sklął go w duchu. To niesubordynacja! Ale w głębi ducha sam czuł coraz większą potrzebę aby zlikwidować źródło tego niepokoju i po prostu rozwalić tą idiotkę. Ślepa?! Nie widzi, że są Royal Marines?! Że mają karabiny i całą resztę?! Życie jej niemiłe!?

- Daj krzyk ostrzegawczy jak nie pomoże to strzał ostrzegawczy. Ona jest chyba w jakimś amoku, rozmowy mogą być z nią trochę trudne. - z piętra Irene co cały czas obserwowała tą lawinową pogarszającą się sytuację rzuciła swoją propozycją. Już widziała na tyle wiele aby zorientować się, że trudno to nazwać standardowa sytuacją.

- Rozwal ją. Powiemy, że miała pas sahida albo darła się “Allah Akbar”. Kto to sprawdzi? - zwiadowca cicho rzucił swoją propozycją podając proste rozwiązanie problemu jakie zwolniło by im blokadę otwierania ognia. Bo gdyby istniało zagrożenie atakiem terrorystycznym to mogli strzelać legalnie i do skutku.

- Nie strzelać! Ja to załatwię! - Wingfield w gruncie rzeczy był wdzięczny im obojgu. Obie te możliwości dawały mu pewne pole manewru i pretekst do otwarcia ognia w samoobronie. Nawet przed jednym cywilem. Czuł jak pot spływa mu po skroniach, karku, plecach jak łapy mu się pocą w rękawicach i w ogóle ten cały, spocony stres i ciężar decyzji dowódcy odpowiedzialnego za swój oddział. Ruszył spokojnie do przodu w kierunku nadbiegającej kobiety.

- 100 metrów. Zbliża się szybko. Mogę ją zdjąć w każdej chwili. - zameldowała ponownie Olivia. Z każdym krokiem tej czarnej suki musiała walczyć z pokusą aby nie pociągnąć za spust. Ale na razie udawało jej się utrzymać reżim ognia nakazany przez dowódcę. Czyli wstrzymać ogień. Z całego oddziału miała najdłuższy staż i doświadczenie. Ale nie awansowała powyżej kaprala bo snajperzy słabo nadają się do zarządzania całym oddziałem jak często działają z dala od niego i nie mają takiej świadomości sytuacyjnej jak reszta oddziału a zwłaszcza dowódca. Ale tym razem była dość blisko nich, ledwo kilka dachów dalej. I jej doświadczenie i instynkt podpowiadał aby sukę rozwalić już pół kilometra temu. Jak tylko wydarła się po raz pierwszy i zaczęła na nich lecieć. Teraz żałowała, że nie rozwaliła jej zanim o niej zameldowała. Wtedy nikt tak naprawdę by nie wiedział do czego strzelała. Ale teraz już było na to za późno. Rozkaz czy nie obiecała sobie, że jak ta zdzira przekroczy 50 metrów to ją rozwali. Czy będzie rozkaz czy nie. Ale widziała, że porucznik ruszył do przodu więc pewnie coś planował z tym zrobić.

- It's the Royal Navy! It's the Royal Navy here! Ma’am! Please stop! Or we’ll shoot! Ma’am, please stop! It's the Royal Navy here! - porucznik wyszedł już na dobre kilka kroków przed Zszywacza i Moore’a. I krzyknął ostrzegawczo do cywila. Zgodnie z procedurami. Irene dobrze mówiła. Najpierw okrzyk. Potem strzał ostrzegawczy. No a potem to mógł już otworzyć ogień z czystym sumieniem. Mimo wszystko miał nadzieję, że ta szalona kobieta jednak się w ostatniej chwili zatrzyma i opamięta. Już to widział w raporcie! “Biały, uzbrojony oficer zastrzelił czarnoskórą, nieuzbrojoną kobietę”. Zjedliby go w bazie żywcem za taki numer! Już widział sąd wojenny, oskarżenie o mordowanie cywili, i metkę mordercy do końca życia. No i rozczarowaną minę swojego ojca. No i własne sumienie by go chyba zeżarło gdyby nie spróbował każdej szansy aby nie zabijać tej czarnoskórej, nieuzbrojonej kobiety która w iście sprinterskim tempie pokonała chyba z pół kilometra. Jak ona może tak zasuwać?!

Pozostali odczuli ten charakterystyczny dreszcz gdy usłyszeli znajome hasło “It’s Royal Navy here!”. To był okrzyk bojowy brytyjskich marynarzy od wieków. Tak krzyczeli butnie podczas abordażu na hiszpańskie, holenderskie i francuskie galeony. Ten okrzyk usłyszeli brytyjscy marynarze uwięzieni w ładowniach niemieckiego “Altmarka”** jaki wiózł ich do III Rzeszy jako jeńców wojennych. To słyszeli Afgańczycy gdy brytyjski but wyważał im drzwi a za nimi szły lufy L 85*** szukające terrorystów. Tak krzyczeli oni sami gdy motywowali się do ostatniego wysiłku podczas treningu i symulowanego ataku czy walki bezpośredniej. Teraz ten okrzyk też zadziałał. Pobudził. Ostrzegał. Dawał znać, że żarty się skończyły. Łapy w spoconych rękawicach zaciskały się i rozluźniały na trzymanych karabinkach. Unieśli swoją broń. Moore ustawił się nieco po skosie aby nie trafić w plecy Wingfielda. Zszywacza mimo, że jako paramedyk nie był za bardzo krwiożerczy do jednak poszedł z drugiej strony flankować porucznika. Bear niemo dał znać, że ma baczenie na przeciwną stronę ulicy i był gotów otworzyć ogień ze swojego ckm. A z piętra Irene nerwowo ściskała swoje MP 5 mając do końca nadzieję, że nie będzie musiała go użyć. Nieco dalej Olivia z precyzją automatu śledziła w lunecie każdy krok dredziary. Ta umowna meta na 50-tym metrze zbliżała się bardzo szybko. Tylko do tej nadbiegającej idiotki nic nie docierało i dalej pruła na nich po całości.

Thomas sapnął w duchu. Nie zatrzymała się. Musiała być już kilkadziesiąt metrów od niego. Uznał, że nie ma wyjścia. Przesunął selektor ognia na ogień pojedynczy, uniósł swój karabinek, wycelował ponad jej głową i strzelił w powietrze. Strzał ostrzegawczy. Brak efektu. Nawet nie zwolniła.

- Rozwal ją! Powiemy, że miała pas z C4 czy co! - krzyknął ponownie kapral i sam celował w sprinterkę gotów w każdej chwili otworzyć do niej ogień. Te opcje proponowane przez Irene były słuszne i sensowne. Ale na tą czarną dredziarę nie podziałały.

- Znów słyszałem te krzyki. Chyba jest ich więcej. Ja cię pieprzę jak zasuwa! - Zszywacz dorzucił swoje wciąż nie mogąc się nadziwić nad nienaturalną wytrzymałością sprinterki. Mężczyzna i to olimpijczyk miałby chyba trudność z takim tempem a co dopiero kobieta.

- Zamknij się! - syknął porucznik przez zaciśnięte zęby. Ta biegaczka była już tak blisko, że lada chwila można by było odłożyć broń długą i sięgnąć do kabury po klamki. Teraz już nie miał wyboru. Kusiło go aby rozkazać Davidowi albo Olivii otworzyć ogień. Wtedy ten kłopotliwy strzał poszedłby na ich konto. A on sam pozostałby względnie czysty. A czuł, że oboje bardzo chętnie załatwiliby tą sprawę za niego. No ale nie. To on był ich dowódcą. On za nich odpowiadał. W końcu był porucznikiem a ci działali wedle zasady “Rób to co ja!”. To miał im rozkazać coś czego sam nie chciałby robić. Trudno. Pociągnął za spust. Broń szczeknęła pojedynczym wystrzałem, z karabinku wypadła złota łuska ale pocisk chybił. A ta sprinterka była coraz bliżej. Byłoby łatwiej jakby celował w środek sylwetki a nie gdzieś w udo które tak szybko ruszało się podczas biegu. Przestał się cyrtolić. Otworzył szybki ogień raz za razem aż czwarty czy piąty pocisk musiał trafić. Biegaczką rzuciło, wybiło ją z rytmu, straciła równowagę i walnęła o brudny asfalt koziołkując po nim ze dwa czy trzy razy. Westchnął z ulgą i opuścił broń. Wszystkim chyba ulżyło. Już po wszystkim.

- I po co ci to było głupia zdziro? - warknął Dave i splunął. Ale udczuwał ulgę i satysfakcję, że już po wszystkim.

- Jeszcze się rusza. - zauważył Zszywacz. Widział, że Tom trafił tamtą w udo, może biodro. Pewnie nie chciał jej zabić. Mimo wszystko. A takie trafienie nawet kalibrem 5,56 nie powinno być śmiertelne o ile nie rozerwało aorty udowej. Bo wtedy to nawet dla niego sprawa byłaby krytyczna do uratowania.

- Tak wiem, ale… - porucznik pokiwał głową i zaczął coś mówić ale nagle dostrzegł ruch kątem oka i usłyszał krzyk.

- O kurwa! - krzyknął krótko Dave i zanim zdążył coś ktoś zrobić szybko uniósł karabinek ponownie i rozorał dwoma tripletami plecy kobiety. Bo ta powalona niespodziewanie zerwała się i jakoś tak małpim ruchem, jak jakiś pierdolony krab, na czworakach, jakby miała jakieś dodatkowe stawy, znów wyrwała do przodu. Wszyscy krzyknęli albo sapnęli z zaskoczenia iw rażenia. Nikt po postrzale z 5,56 w udo czy biodro nie był tak skoczny! Ale triplety Moor’a ponownie powaliły ją na asfalt.

- Ja pierdolę… Dalej się rusza… - sapnął z niedowierzaniem Zszywacz. Sprinetka musiała mocno oberwać, może nawet dogorywała. A mimo to niczym jakieś zombi z gier i filmów wciąż wlokła się i czołgała w ich stronę. To było tak niesamowite i przerażające, że nawet kapral zamarł.

- Co jest kurwa? Przecież ją trafiłem. - Dave spojrzał na swój karabinek, widział w pasku magazynka brak tych naboi jakie wystrzelił, czuł zresztą zapach prochu i szarpanie broni podczas wystrzału a obok niego leżały złote krople świeżo wystrzelonych łusek.

- To niemożliwe… Coś musi być nie tak… Coś musi być ostro nie tak… - Zszywacz bełkotał z przejęciem chociaż pozostali czuli podobnie. Widzieli jak ta czarna z czarnymi dredami zostawia za sobą krwawy ślad ale nieubłaganie czołga się w ich stronę. Jakim kurwa cudem?! Po tylu trafieniach?! Nagle rozległ się głośny huk pojedynczego 7.62.

- 50 metrów. Cel zdjęty. - głos Olivii rozległ się w eterze niczym duch z zaświatów. Przez to wszystko prawie o niej zapomnieli. Ale ona nie. Czekała na rozkaz Wingfielda do otwarcia ognia. Musiała przyznać, że chociaż zwlekał i jak na jej gust za bardzo się babrał w tych regulaminach to zrobił na niej wrażenie, że sam przejął pałeczkę i nie zasłaniał się snajperem przy brudnej robocie. Ją samą też zaskoczyła ta niezwykła odporność sprinterki. Nawet przez chwilę myślała, że może ma jakieś SAPI pod spodem. Ale brakowało tych kanciastych kształtów jakie nadawały sztywne płyty pancerza. Poza tym zwykle nosiło się pancerz na ubraniu a nie na odwrót. I widziała z góry coś co niekoniecznie musieli widzieć chłopaki na dole. Wingfield trafił. Bo widziała w optyce rozbryzg krwi na udzie, tuż pod biodrem. A potem Moore też trafił. Widziała szybko rosnące krwawe plamy na plecach bluzy. No i krwawy ślad jaki ta czołgajaca się zdzira zostawiała na asfalcie. A chłopaki co byli bardziej w poziomie nie musieli widzieć tego tak dokładnie. Sama przez moment zamarła i nie wiedziała co zrobić. Aż zorientowała się, że ta czarna przekroczyła tą umowną barierę 50 metrów jaką jej po cichu dała szansę aby spasować. Wtedy nagle wszelkie tryby wskoczyły na znajome miejsce i pociągnęła za spust. Tylko celowała w głowę. Trafiła. Strzał do ledwo ruchomego celu ze 100 metrów był dla niej dziecinnie prosty. Czaszka trafiona ołowiem za ponad 3 000 dżuli rozbryzgła się jak balon rzucony z dużej wysokości. Ciało od razu znieruchomiało i padło plackiem na asfalt. Zamiast głowy miało resztki żuchwy a poza tym to był krwawy kleks przetkany szarymi kawałkami mózgu i białymi kośćmi czaszki. Co świadczyło dobitnie, że cel został zdjęty.

- Ja pierdolę… - Moore sapnął i opuścił broń. Uniósł ją w końcu aby zastrzelić zdzirę ostatecznie, nawet jakby miał w nią wywalić cały magazynek. A potem kolejny. Ale Oli była szybsza. I skuteczniejsza. Dzięki Bogu! Wszyscy zapadli w jakiś stupor z niemą fascynacją obserwując to już nieruchome i bezgłowe ciało leżące na asfalcie. Pierwszy ocucił się Zszywacz. Zaczął coś wyjmować z torby i podszedł do tego ciała.

- Co ty robisz? Zostaw ją. Lepiej nie podchodź. - rzucił mu Moore niezbyt rozumiejąc zamiary paramedyka. Ten zaś klęknął przy świeżym trupie i wyjął jakieś małe, plastikowe coś.

- Pobiorę próbki. Ona musiała być na jakichś prochach. Dobrze wiedzieć co to jest. - odparł zagajony biorąc małą próbkę krwi do probówki. Zaczął ją na szybko podpisywać.

- Dobra pośpiesz się. A reszta nie ma tu nic do oglądania! Pilnować perymetru! - porucznik też się ocknął i pozwolił działać paramedykowi. Reszcie przypomniał po co tu są. Miał tego wszystkiego dość i najchętniej wróciłby na statek. A potem do bazy.

- Bierzemy jeszcze coś czy wracamy? - Irene z trudem oderwała wzrok od bezgłowego ciała które sprawiło im tyle nerwów i kłopotów. Ale jak się oderwała wskazała kciukiem na wnętrze domu jakie do tej pory przeszukiwali. Porucznik potarł nasadę nosa próbując myśleć racjonalnie. Powinni kontynuować zadanie czy dać sobie siana i wracać na statek?

- Wodzu zgłasza się “Albatros”. Mówią, że słyszeli strzały. Pytają czy to my. No i ogólnie co się dzieje. - Hank wychylił się z rozwalonego okna na piętrze i wskazał na słuchawkę swojego plecakowego radia. Wingfield zaklął. Zbliżały się konsekwencje. Szybciej niż się spodziewał. Co miał powiedzieć “Albatrosowi”? Że właśnie zastrzelili nieuzboroją kobietę?

- Co im powiedziałeś? - wezwał go do siebie gestem a łącznościowiec zbiegł po schodach na parter po czym wytruchtał na ulicę w stronę dowódcy. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że ten incydent nie będzie dobrze wyglądał w raporcie.

- Nic. Tyle, że słabo słyszę bo zakłócenia. I, że dam porucznika. - Hank odparł zgodnie z prawdą przekazując słuchawkę oficerowi. Ten miętolił ją w łapie namyślając się co tu teraz odpowiedzieć. Zakłócenia były od początku. Bo od zatoki oddzielał ich jakiś polodowcowy garb czy co więc blokował najprostszą drogę falom radiowym. A bez satelitów to było to poważne utrudnienie dlatego łączność z jednostką macierzystą była taka sobie.

- Kontakt. Jeden typ. Biegnie ku nam. - niespodziewanie odezwał się Bear. Wszystkie głowy zwróciły się ku operatorowi broni ciężkiej a ten brodą wskazał nadbiegajacą sylwetkę.

- Potwierdzam. 200 metrów, do was 300. Zbliża się szybko. Kolejny za nim. Wybiegł z przecznicy. 500 metrów, do was 600. - Olivia odwróciła się w przeciwną niż dotąd stronę i szybko zweryfikowała i potwierdziła słowa cekaemisty.

- Kurwa. Zlatują się jak muchy do gówna. Ta suka ich wezwała. Zresztą ich też coraz częściej słychać. Zlatują się tu Wodzu, co robimy? - kapral przytaknął prawie wesołym głosem i nonszalancko uniósł lufę swojego karabinku do góry trzymając broń tylko za tylny chwyt jakby chciał pozować na jakiegoś Rambo.

- Kontakt! Kilka domów, skacze przez płoty jak jebany płotkarz! Jak jakaś cholerna małpa! Mam strzelać? - Roman wtrącił się w dyskusję. Wciąż czatował w oknie piętra ale od strony ogrodów. I niespodziewanie dostrzegł jak jakiś typ zaczyna przeskakiwać przez pierwszy płot. W moment pokonał szerokość ogrodu i już fikał przez kolejny! Jak nie biegł wzdłuż ulicy jak ci co ich dojrzeli Bear i Olivia to był cholernie blisko.

- Nie! Najpierw okrzyk ostrzegawczy! Potem strzał! Ogień pojedynczy! Dopiero jak nie zadziała będziemy strzelać! Zszywacz pośpiesz się! Irene do Romana! - Thomas znów poczuł, że na chwilę opanowana sytuacja zaczyna wymykać mu się z rąk. A akcja gwałtownie przyspieszać.

- Ja pierdolę Tom! Ślepy jesteś?! Te skurwysyny na nas szarżują bo chcą nas rozwalić! - Moore jęknął głośno nie mogąc dłużej zdzierżyć tego regulaminowego drylu porucznika.

- Kapralu Moor! Stulcie pysk! I wykonywać rozkazy! Nie będziemy strzelać do bezbronnych cywili! - oficer stracił nad sobą panowanie i krzyknął na podoficera. Przez moment obaj mierzyli się morderczymi, nienawistnymi spojrzeniami. Wszyscy przez skórę czuli, że sytuacja waży się na szali. Właściwie porucznik miał rację. Nadal nie widać było u tych biegaczy żadnej broni ani mundurów co kazało traktować ich jak cywili. A Royal Navi nie mordowała cywilów. Ale jak ta czarna dredziara dała popis swoich nienaturalnych zdolności wszystkich aż palce świerzbiły na spustach aby otworzyć ogień. Ale dowódca zabraniał. Zżymali się w duchu, odliczali nerwowe sekundy i kroki i czekali na cud.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline