Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2022, 12:36   #25
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 11 - 1998.01.25 nd, przedpołudnie

Czas: 1998.01.25 nd, przedpołudnie; g 10:45
Miejsce: Morze Karaibskie, Margarita Zachodnia; San Juan; rancho Caribe
Warunki: jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mgła, d.sil.wiatr, umiarkowanie


Wszyscy



- Jakby przyjechać tu na wakacje to musi być tu całkiem ładnie. - niewysoki Nepalczyk który w lekkiej bluzie, szortach i sandałach, do tego rozwalony wygodnie na leżaku, nieźle wpasowywał się w schemat azjatyckiego turysty. Wskazał szklaneczką dookoła. Z jednej strony była fasada budynku w jakiej spędzili noc z drugiej widok na roboczą część tego rancho.




https://media-cdn.tripadvisor.com/me...3/18/48/19.jpg


- Szkoda, że pogoda taka sobie. Tam na zdjęciach to lepiej wyglądało. No ale właściwie to mamy koniec stycznia. - paramedyczka z Bośni była na tej karaibskiej wyspie nie mniej egzotyczna od mieszkańca Singapuru ale ta pierwsza noc na docelowej wyspie i warunki bytowe nieźle jej przypadły do gustu. Gospodarze się postarali i było tak wygodnie i swojsko, że naprawdę można było się poczuć jak na egzotycznych wakacjach. No pogoda niezbyt dopisywała. Jak rano wstali to padał deszcz a jak przestał pozostawił po sobie błoto i kałużę. No i mgłę. Niezbyt gęstą ale ograniczała dalsze widoki. Nie było też wcale tak ciepło jak to zwykle kojarzyło się z tropikami. Na termometrze było niby 25*C ale przez ten deszcz i mgłę było chłodniej i wilgotniej więc część chodziła na krótki rękaw a część wolała długi. Chociaż wciąż było całkiem znośnie, zimno chyba nikomu nie było.

- Te konie ładne. Zadbane. Zdrowe. - Kay zwrócił uwagę na co innego. Niedaleko od domu w jakim nocowali była zagroda z końmi. To był cel istnienia tej farmy, konna turystyka. Sama farma była położona po zachodniej stronie centralnego masywu wzgórz na Wschodniej Margaricie, na pograniczu miasteczka San Juan. To dawało alibi dla obecności ludzi zza granicy a dwa farma była spora i niby na obrzeżach miasta ale na uboczu.




https://dynamic-media-cdn.tripadviso...=500&h=500&s=1


Sam Kay przyleciał wczoraj wieczornym samolotem. Jak samochody z ładunkiem broni i resztą nielegalnego, wojskowego ekwipunku zajechały na farmę to wyszedł razem z Blanco aby się przywitać. Przybył niewiele wcześniej, zdążył tylko zostawić torby i biały Chilijczyk właśnie go oprowadzał po domu w jakim mieli mieszkać.

Dom to było dość skromne określenie. Właściwie to była willa na kilka rodzin z dziećmi. Przystosowana do obsługi zachodnich turystów więc było całkiem przyjemnie. Co prawda nieco ponad 20 dorosłych osób z AIM jakby tu ścisnąć byłoby nieco ciasno ale wciąż możliwe do zrobienia gdyby było trzeba. Poza tym było jeszcze kilka mniejszych chat gdyby było trzeba rozładować ten tłumek. No i cała reszta wyspy. Ot na razie tutaj, urządzono punkt zborny do powoli ściekających ku wyspie najemników. A na razie było ich ledwo parę osób więc miejsca w tym domu było mnóstwo. Poza trójką jaka przybyła wczoraj wieczorem kutrem była jeszcze Drava, Blanco i Kay. A dziś rano miał przylecieć Carabinieri. Właściwie to już ktoś ze spiskowców pojechał po niego na lotnisko. Więc przy tej niedzieli rano liczebnie mniej więcej jedna trzecia wysłanych sił była już na miejscu.

Brakowało Froga. Co prawda wczoraj wieczorem przybił do wyspy kutrem jakiego był kapitanem podczas rejsu z Grenady no ale jak się zrobiło gorąco po przybyciu radiowozu to odpłynął znów na pełne morze. A wraz z nim Oliver i Carla którzy mieli mu pomóc w żegludze. Dzisiaj rano przyszła od nich wiadomość przesłana drogą radiową do Amandy na lotnisku a ta potem zadzwoniła na ranczo dając znać, że czarna szkapa odwiedzi sąsiednią stajnie. Potem ktoś przywiózł pisemną notkę, że “Czarna szkapa” zacumuje w porcie i trójka załogantów do południa też powinna wylądować na rancho.

A wczoraj wieczorem, na plaży Auyama zrobiło się nerwowo z powodu tego najazdu radiowozu. Ten zatrzymał się w końcu i wysiadło z niego dwóch gliniarzy. Pasażer został w otwartych drzwiach a kierowca wyszedł do Azjatki w ładnie rozpiętym kostiumie kąpielowym.

- Dobry wieczór. Co to za zbiegowisko? Co tu robi ten kuter? To nie jest wyznaczone miejsce na kotwicowisko. - glinarz zaczął dość rutynowo i po hiszpańsku. Akurat były to na tyle proste zdania, że Mi Wen albo je zrozumiała albo domyśliła się z kontekstu. Potem była jej kolej aby się popisać imrpowizowanym odgrywaniem głupiutkiej, zachodniej turystki co miała kłopot z pontonem no ale ta dzielna załoga kutra im pomogła. Plan był niezły ale z wykonaniem poszło Japonce tak sobie. Przede wszystkim nie miała natury bajerankti i wciskacza kitu i raczej na co dzień nie strzępiła języka na pogaduchy. I w tej chwili to wyszło. Do tego wciąż była nieźle wytrzęsiona przez to kilkugodzinne bujanie się w trzeszczącej łupinie zalewanej ulewą co wpłynęło na jej nastrój i samopoczucie. Była też bariera językowa bo gliniarze mówili po angielsku tak samo jak ona po hiszpańsku czyli w porywach tak sobie. Chociaż w tych prostych, podstawowych zdaniach to było wystarczające. No ale zgrabna kobieca sylwetka opięta ładnym kostiumem kąpielowym zdawała się działać do jakiegoś stopnia na plus Azjatki. Chociaż trudno było powiedzieć aby momentalnie dostali ślinotoku i stracili głowę na jej widok. Czy by to wystarczyło aby uśpić czujność tutejszych gliniarzy czy nie trudno było powiedzieć. Jednak w połączeniu z mandatem za to nielegalne palenie ognisk w wysokości jednego amerykańskiego patyka dało się ich przekonać aby dali turystom jeszcze jedną szansę. Mieli przyjechać za godzinę i jeśli jeszcze ich tu zastaną to już na słownym upomnieniu miało się nie skończyć. Czy przyjechali za tą godzinę jak mówili to ani ludzie Carlosa ani najemnicy AIM nie wiedzieli bo zabranie się z plaży zabrało im może z kwadrans. W drodze na ranczo tubylcy zastanawiali się czy policjanci spisali numery kutra i ich samochodów. Mogli to zrobić zanim wysiedli ale czy zrobili nie wiadomo.

Tak czy inaczej samochody przejechały przez most na cieśninie jaka oddzielala obie największe wyspy i wjechała na tą ludniejszą. A potem zajechała przed bramy farmy i wreszcie na samą farmę. Gdzie właśnie ze znajomych twarzy najemników AIM powitał Blanco i Kay. A z tubylców Santos. Do tego poznali rodzinę Corrales. To oni właśnie byli gospodarzami farmy no i członkami spisku secesjonistów. Przywitali nowych gości, oprowadzili po nowym domu ale, że już było bliżej północy niż dalej to resztę spraw zostawili na jutro. Czyli na dzisiaj.


Dzisiaj rano zaś przyjechał sam Miguel Cantano, przywódca secesjonistów. Razem ze swoim zastępcą czyli Carlosem jakiego grupla z AIM poznała już wczoraj wieczorem na plaży i po drodze na rancho.




https://i.imgur.com/NpqPxej.jpeg


- Cieszę się, że już jesteście przyjaciele. Razem będziemy walczyć za sprawę. My mamy ludzi, wy macie doświadczenie. Razem zwyciężymy wrogą tyranię. - przywitał się z tymi kilkoma najemnikami co do rana zdołali dotrzeć na farmę. Był co prawda niższy i drobniejszy od Bucka ale to akurat nie było nic nowego. Nie co dzień spotykało się kogoś kto by mógł mu dorównać gabarytami. Niemniej przywódca rebeliantów emanował hartem ducha i pewnością siebie. Widać było, że jest liderem jaki cieszy się szacunkiem i zaufaniem swoich ludzi. No i z nim właśnie AIM zawarła kontrakt, on miał być głównym odbiorcą i kontrolerem jakości usług przysłanych najemników więc trzeba było się z nim liczyć.

Cantano był uprzedzony o metodzie przerzutu najemników więc nie był zaskoczony, że na miejscu widzi dopiero kilku z nich. Obiecał wszelką pomoc w ich sprowadzeniu gdy znajdą się już na wyspie. Na razie ten plan z udawanymi turystami może nie zapewniał natychmiastowego przerzutu prawie dwudziestki ludzi ale na razie działał całkiem nieźle. Wedle przygotowanej wcześniej rozpiski wieczornym lotem powinna dotrzeć Ikebana. Sam Cantano potraktował to poranne spotkanie jako przywitanie w roli gospodarza. I zdając sobie sprawę, że AIM dopiero kumuluje swoje siły na farmie i to potrwa jeszcze parę dni wyznaczył pierwsze spotkanie robocze na następną sobotę. To już wtedy mieli tak na poważnie ustalać czym dysponują obie strony i co mogą zdziałać. Do tego czasu przez Santosa, Carlę, Olivera no i rodzinę Corrales mieli się kontaktować z Carlosem. On miał się nimi zająć i wprowadzić w lokalną sytuację.

- Chyba przyjechali. - Drava jak inni spojrzała w stronę podwórka gdzie zatrzymała się taksówka. Dało się, rozpoznać jak Dymitri wysiada zza kółka. I pomaga się rozpakować jakiemuś mężczyźnie. Dymitri miał być ich ochroniarzem, tłumaczem i przewodnikiem. Rodzina gospodarzy bowiem raczej opiekowała się nimi na miejscu zaś Miguel nie przebywał tu cały czas. Ale właśnie zostawił Dymitriego. Ten nie sprawiał wrażenia zbyt bystrego. Ale jak to im zademonstrował na półmisku pomarańczy świetnie rzucał nożami. No i właśnie Dymitri jako taksówkarz pojechał na lotnisko odebrać Carabinieri. Obaj wysiedli i ruszyli w stronę grupki jaka obsiadła krzesła i leżaki przed domem w ten mglisty początek dnia.

- Buongiorno! - przywitał się wesoło włoski detektyw zdejmując swój słomkowy, turystyczny kapelusz. Sara pomachała mu wesoło dłonią, Kay uniósł swoja w geście pozdrowienia a Blanco skinął mu głową.

- To kto już jest? - zapytał zaciekawiony Włoch gdy sięgnął po podaną mu szklankę napoju i wypił z niego na pierwszy, powitalny toast.


---



Mecha 11


Blef Mi wobec glinarzy (Gadka vs Dedukcja)


Mi 4-1-1+2=4 vs Gliniarze 5; 5+4=9-5=4; rzut: https://orokos.com/roll/947078 3; 4-3=1 > remis = brak przewagi = 1 000 $ aby zyskać 1 przewagi
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online