Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2022, 22:47   #26
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Buck stał oparty o drewniane ogrodzenie i przyglądał się koniom spacerującym w środku zagrody. Jego uwagę przyciągnął szczególnie kary ogier, największy ze wszystkich koni w zasięgu wzroku. Zwierzę nerwowo biegło wzdłuż płotu, ale zawsze omijało miejsce, w którym stał wielki Amerykanin. Co chwile koń stawał parę metrów przed nim, przyglądając się mu badawczo. Ciężko powiedzieć czy nerwowo, strachliwe czy może z wrogością. A może wszystko po trochu. Buck nie znał się na zwierzętach, chyba, że były już na talerzu. Coś tu jednak było wyraźnie na rzeczy.
- Spokojnie, nie mam zamiaru nawet próbować. - rzucił do zwierzęcia, po czym wskazał palcem na zbliżając się Mi Na Wen - Ale na nią bym mocno uważał. -
Buck uśmiechał się krzywo do japonki, Mi przewróciła tylko oczami, opierać się o to samo ogrodzenie, zaraz koło zwalistego Amerykanina. Wielki ogier tylko parskał głośno, stajać lekko dęba, ale ku zdziwieniu Bucka za moment podbiegł do japonki i bez oporów dał się dotknąć i pogłaskać po szyi.
- Mogłem się tego spodziewać… - burknął po nosem, obserwując całą scenę. Mi przez chwilę zajmowała się zwierzęciem, po czym koń wyraźnie zadowolony odbiegł a japonka zwróciła się do Kazińskiego.
- Masz jakieś plany, czy zmieniliśmy tylko miejscówkę na leżakowanie na następy tydzień. -
- Owszem mam. Szykuj się na przejażdżkę a potem na nocne przygody. -
- Och, jak bezpośrednio. Nie dziękuję. Mam już tutaj randkę. – Mi wskazała na ogiera - Sam rozumiesz, kwestia rozmiaru… - Buck skrzywił się wyraźnie widząc drwiący uśmiech na jej ustach. - Ale ta przejażdżka… Chyba da się coś zorganizować… -
- Nie ma mowy. - stwierdził kategorycznie Kaziński, widząc za czym podąża wzrok Azjatki. - Zapomnij! - dodał jeszcze wyraźniej, w odpowiedzi na jej tajemniczy uśmiech.

Wybawieniem ze zmierzającej w niebezpiecznym kierunku rozmowy okazał się przyjazd przywódcy secesjonistów. Buck zdecydowanie uścisnął mu dłoń, po czym od razu przeszedł do rzeczy, płynne posługując się hiszpańskim.
- Witam. Również cieszę na wspólną pracę. -
Słysząc o planach gospodarza, postarał od razu wrzucić swoje trzy grosze.
- To naprawdę piękne miejsce, ale nikt z nas nie przyleciał tu na wakacje. Zaaklimatyzowaliśmy się już na Grenadzie, nie ma też potrzeby czekać na całość zespołu. Możemy zacząć działać od razu. -
- Co Pan ma na myśli? - zapytał nieco niepewnie Catano.
- Proszę zwołać swoich ludzi. Punk zborny proszę wyznaczyć gdzieś w niezamieszkanym ternie, oddalonym od najbliższych miejscowości co najmniej o kilkanaście kilometrów i takim, żeby stąd dało się tam dotrzeć samochodem w maksymalnie cztery, pięć godzin. Czas pojawianie się na miejscu, to środa 6 rano. Oczywiście musi to być miejscówka, która pomieści wszystkich spodziewanych ludzi, plus mój zespól. -
- Co?! Nie rozumiem, nie uprzedzano mnie o jakieś planowanej akcji. Takie przedsięwzięcie wymaga czasu, prowiantu, zapatrzenia, broni… -
- Sytuacje należy traktować jaką nagłą. Proszę nie informować ludzi o celu spotkania, ale jasno dać do zrozumienia jego najwyższą wagę. Broń nie będzie im potrzebna, mamy własną. Prowiant i reszta wyposażenia we własnym zakresie. Obozujmy w terenie, żadnych budynków. Przewidywana czas to około dwa do trzech dni. Tak, abyśmy zdążyli wrócić na planowane spotkanie w sobotę. -
- Rozumiem… To test naszych… możliwości, prawda? Nie sądziłem, że będziemy oceniani już od pierwszego dnia. Nie byłem na to przygotowany. -
- W moim kraju jest takie modne ostatnio słowo „assessment”. Przed określeniem strategii i wprowadzeniem zmian, należy ocenić posiadane zasoby, organizacje, kompetencje, perspektywy, itd. Poza tym, nie uważam, że czas działał na naszą korzyść, dlatego należy zacząć od razu. –
- Rozumiem. Być może Ja też chciałbym podać Pana i Pana ludzi takiemu… „assessmentowi”. –
- Gwarantuje, że będzie miał Pan okazje. Postaram się w tym pomóc, jednak wskazana jest tu obecność całego oddziału. -
- Tak… rozumiem. -
- Na dziś zaś będę potrzebował samochodu. -

- Dymitri może zawiść Was gdzie tyko chcecie. -
- Nie ma takiej potrzeby. Niech skupi się na przerzucie moich ludzi. Nie mam zamiaru od razu atakować lokalnego garnizonu Panie Cantano. -[/i] Buck uśmiechał się do Latynosa, ale zaraz uśmiech znikł z jego twarzy, bo za jego plecami zobaczył Mi prowadzącą osiodłane, znanego mu już czarnego konia. Za nią szedł pracownik rancza, prowadzącą drugiego… - Odwołuje to. Samochód jednak nie będzie mi potrzebny… -
 
malahaj jest offline